Reklama

Rudzki: Sukcesy traktowane jak porażki, normalność jako nuda. Gareth Southgate – osąd bohatera

Przemysław Rudzki

Autor:Przemysław Rudzki

15 lipca 2024, 11:46 • 6 min czytania 56 komentarzy

Nie mam cienia wątpliwości co do tego, że Anglia przegrała finał EURO 2024 z najlepszym zespołem turnieju. Porażka z Hiszpanią to nie jest opowieść o gdybaniu, ale o sprawiedliwości, której tak często szukamy w piłce, a tak rzadko ją dostajemy. Futbol wraca do domu na tarczy. Znowu. A Gareth Southgate stał się ofiarą swojego sukcesu. W ciągu kilku lat podniósł kadrę z kolan i nauczył chodzić marszowym krokiem. Sam zatem ściągnął na siebie wszystkie burze, bo obudził w rodakach nadzieję na to, że reprezentacja ich kraju jest kimś więcej niż tylko wiecznym zawodem. 

Rudzki: Sukcesy traktowane jak porażki, normalność jako nuda. Gareth Southgate – osąd bohatera

Kilkanaście godzin po finale w Berlinie zaryzykowałbym tezę, że jeśli selekcjoner Synów Albionu rozstanie się z kadrą, to kibice jeszcze za nim zatęsknią. Tak jak szybko zapomnieli o upokarzających chwilach (kompromitacja z Islandią w 2016 roku), tak szybko przypomną sobie te najlepsze momenty za kadencji obecnego trenera. Tak się zresztą złożyło, że – choć sam niemiecki turniej nie rozgrzał nas do czerwoności – akurat Anglicy wracają do domu z kilkoma godnymi odnotowania chwilami: cudownym strzałem Jude’a Bellinghama, wejściem smoka Olliego Watkinsa, ślicznym trafieniem Bukayo Saki, jedenastką wykonaną na zimno przez Ivana Toneya, obronionym przez Jordana Pickforda karnym czy kapitalnym uderzeniem Cole’a Palmera już w finale.

Angielska debata dotycząca przyszłości selekcjonera nie toczy się wokół tego, czy Anglia dobrze sobie radziła za kadencji Southgate’a, bo to sprawa oczywista, ale wchodzi w inny wymiar: maksymalnego wykorzystania potencjału gwiazd. Bardzo łatwo jest całą dyskusję sprowadzić do argumentu, że suma indywidualności daje silny zespół, choć wiemy, że to największe futbolowe kłamstwo.

Nigdy na pierwszym planie

Być może to kogoś zaskoczy, ale uważam, że największym sukcesem, jaki odniósł Southgate jest właśnie stworzenie drużyny. Wielu jego poprzedników poległo na tym, że nie potrafiło zarządzać szatnią pełną ego. Wielcy gracze: Frank Lampard, Wayne Rooney, Steven Gerrard i inni przyjeżdżali na zgrupowania i praktycznie nigdy nie byli zespołem. Mówiło się o kolejnych generacjach, które przepadły, ale to selekcjonerzy nawalali na całej linii.

Southgate to zmienił. Wśród reprezentantów cieszy się wielkim autorytetem. Dało się to wyczytać w wyraźny sposób z wypowiedzi zawodników po finale – większość z nich publicznie mówiła, że chcą, by pozostał na stanowisku. Southgate potrafił skreślić tych, którzy nie pasowali mu do koncepcji lub byli bez formy (Sterling, Rashford, Grealish czy Sancho), zabrać na ME Luke’a Shawa, który okazał się być potrzebny dopiero w finale (w kadrze w wyjściowej jedenastce zagrał poprzednio rok temu). Nie bał się  ściągnąć z boiska Harry’ego Kane’, ale i sam Kane nie dąsał się za to na trenera. Razem stworzyli naprawdę dobrze funkcjonujący organizm.

Reklama

Southgate nigdy nie chciał być pierwszoplanową postacią. To bardzo uczciwy, skromny i pracowity facet z zasadami. Nie ma problemów z mówieniem piłkarzom wprost, czego od nich oczekuje, a czasem, że już niczego. Ogólnie nie pasuje on do świata współczesnego futbolu, kojarzonego często z celebrytami, kasą, furami i drogimi wakacjami.

Droga jaką przeszedł razem z tym zespołem, znakomite wyniki na MŚ w 2018 roku, a także EURO 2020 i 2024 to nie jest przypadek. Zdecydowanie bardziej efekt konsekwencji, planu, wyborów, czasem szczęścia, jak w meczu przeciwko Słowacji. Natomiast zgadzam się z Royem Keane’m, który w całym tym szaleństwie wokół Southgate’a zachował zdrowy rozsądek i powiedział, że to sam selekcjoner powinien zdecydować o swojej przyszłości.

Pytania o nią pojawiły się zanim zdążyły wyschnąć łzy po finale. Ale Southgate rozwiązał to w swoim stylu. – Nie czas i miejsce na takie rozmowy. Muszę to przemyśleć i spotkać się z właściwymi ludźmi – powiedział.

Fundamenty na lata

Właściwi ludzie to nie kibice, nie Alan Shearer czy Gary Lineker. Southgate jasno dał do zrozumienia, że odejdzie na własnych zasadach, nie pod wpływem zdania ludzi, którzy nigdy nie przeszli jego drogi i nie znają jego emocji.

Bo i dlaczego Southgate miałby słuchać tych głosów? Na przykład Gary’ego Neville’a, beznadziejnego trenera-mema, który powiedział przed turniejem w Niemczech, że Hiszpania go nie wygra, bo gra tam Marc Cucurella?

Reklama

Żyjemy w świecie presji na sukces i opinii innych. Wszyscy i wszędzie w każdej sekundzie, w każdym zakątku świata, wyrażają zdanie na każdy temat – zamachu na Donalda Trumpa czy gry reprezentacji Anglii. Drugi w sporcie rzadko się liczył, dziś nie liczy się praktycznie w ogóle. Co więcej – staje się większym synonimem porażki niż ten, kto do finału nawet nie dotarł.

Anglia jechała na mistrzostwa Europy jako jeden z faworytów. Dotarła do finału, w którym minimalnie przegrała z rywalem wybitnym, tracąc bramkę w końcówce meczu. Wcześniej skompromitowali się Włosi, nie dojechali Francuzi, zapłakali Niemcy i Portugalia razem z Cristiano Ronaldo. Oczywiście można uznać drugie miejsce za powód do wstydu, ale chyba dużo mądrzejszym wyjściem jest je docenić. Sukces przestać traktować jak porażkę, a normalność trenera jako nudę.

Jeśli Southgate pozostanie na stanowisku, choć taki scenariusz jest na dziś wątpliwy, to wiemy czego można się spodziewać po tej drużynie – bycia jednym z faworytów do wygrania każdego kolejnego turnieju. Jeśli zaś odejdzie, nie zostawi po sobie spalonej ziemi. Zbudował fundamenty, które ułatwią pracę następcy. Nawet gdy odejdzie kilku weteranów, ich miejsce ma kto zająć. Marc Guehi, Bukayo Saka, Kobbie Mainoo, Jude Bellingham, Declan Rice, Anthony Gordon, Phil Foden – długo możemy wymieniać piłkarzy, którzy przez następnych parę lat są w stanie utrzymać kadrę na wysokim poziomie.

Przebierańcy – wystąp!

Bo prawda jest taka, że Anglia nie miała tak dobrego selekcjonera od czasów Bobby’ego Robsona. Ten wybitny szkoleniowiec wyznaczył w ciągu kilku lat standardy tak łatwo później zniszczone przez następców. Za kadencji Robsona kadra rzadko przegrywała. Miała też niesamowitego pecha – w Meksyku w 1986 roku oszukał ich sędzia i Diego Maradona. Nigdy nie dowiemy się, co Anglicy by wówczas ugrali, a byli jedną z nielicznych ekip, mających odwagę postawić się Argentynie. W 1990 roku przegrali z Niemcami w karnych, choć zagrali jeden z najlepszych meczów w historii, a przecież dwa lata wcześniej – po EURO ’88 – brytyjska prasa zmiażdżyła Robsona i domagała się jego wyrzucenia. Szefowie związku wytrzymali presję i w kwalifikacjach do MŚ we Włoszech Anglia nie straciła bramki.

A potem nastał czas przebierańców wszelkiej maści. Graham Taylor był nazywany przez gazety „Głowa-rzepa”, a po porażce ze Szwecją jeden z tabloidów dał tytuł: „Szwedzi 2 Rzepy 1”. Anglicy nie polecieli na mundial do USA.

Terry Venables nie dał sukcesu na na własnej ziemi w czasie EURO 1996, Glenn Hoddle został zapamiętany jako gość, który korzystał z porad uzdrowicielki-szamanki Eileen Drewery, a przy okazji wyznał, że osoby, które zmagają się z niepełnosprawnościami, upośledzeniami, cierpią za grzechy popełnione w poprzednim życiu. I tak Tony Blair do spółki z innymi ważnymi ludźmi w Wielkiej Brytanii skończyli jego selekcjonerskie życie.

Żaden z powyższych szkoleniowców, ale także kolejnych – Kevin Keegan, Sven-Goran Eriksson, Fabio Capello, Steve McClaren, Roy Hodgson, czy ten, pożal się boże, kombinator Sam Allardyce, nawet nie stali obok Southgate’a.  Łatwo dziś o tym zapomnieć i traktować porażkę w finale mistrzostw Europy jak katastrofę, rozprawiając godzinami o stylu.

Tyle że każdy z wymienionych trenerów oddałby sporo, żeby znaleźć się na miejscu Southgate’a w historii angielskiej piłki.

Fot. Newspix

Dziennikarz Canal+

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Komentarze

56 komentarzy

Loading...