Reklama

50% misji zaliczone. Arka ograła Odrę i zagra w finale baraży

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

30 maja 2024, 22:32 • 3 min czytania 37 komentarzy

Ile się przed tym meczem słuchało, że Arka, cytując słynne powiedzenie Ivana Djurdjevicia, obsra zbroję. Gdyby nie głupio tracone punkty w końcówce sezonu zasadniczego, jej piłkarze mogliby dzisiaj wylegiwać się na plaży i kolejny dzień świętować awans do Ekstraklasy. Ale że nie wyszło, „rozmowa motywacyjna” sprzed tygodnia mogła im dziś ciążyć jeszcze bardziej. Tak się jednak nie stało. Gdynianie byli dziś zespołem lepszym, choć nie weszli w ten mecz zbyt dobrze.

50% misji zaliczone. Arka ograła Odrę i zagra w finale baraży

Niemal przez całą pierwszą połowę odnosiliśmy wrażenie, że wypuszczanie awansu z rąk przez Arkę nie jest przypadkiem, tylko wręcz przeznaczeniem. Scenariusz na największych przegrywów sezonu układał się idealnie – „spadek” do baraży Arka zaczęła od straty gola w 35. minucie. Podopieczni trenera Łobodzińskiego, którzy w ostatnich tygodniach głównie zawodzili, znów wysłali sygnał, że mental być może im nie dojeżdża.

Ale jakże inną perspektywę dało to, co zobaczyliśmy w ciągu następnych 10 minut. Arka nagle zaczęła grać w piłkę i ogarnęła się na tyle, że uderzyła podwójnie. Najpierw Borecki znalazł się tam, gdzie trzeba w polu karnym, a później po ładnej akcji Gaprindaszwili dośrodkował piłkę perfekcyjnie na głowę Czubaka. O ile w pierwszej sytuacji Arka wiele mogła zawdzięczyć przypadkowi, o tyle przy drugiej nie było wątpliwości. To był pokaz mocy. Poprzedzony niedokładnością, nieśmiałością i błędami, ale jednak.

Arka na początku miała problem z szybkimi atakami Odry. Co prawda bramkę straciła po stałym fragmencie gry, zostawiła Pirochowi za dużo miejsca, ale to nie było tak, że defensywa gospodarzy trzymała swoich rywali w garści. Tak samo jak my przed telewizorem, tak samo pewnie obrońcy Arki czasami mieli uczucie, że jakakolwiek rażąca pomyłka na tyłach może ich srogo kosztować. Bo to nie była Arka z najlepszych miesięcy. Ale, jak potwierdziła druga połowa, wystarczająco dobra, żeby wypunktować Odrę.

Kiedy Gaprindaszwili zezłomował Pirocha, zakładając mu siatkę jak mistrz tego fachu, czyli Lionel Messi, a potem wpadł w pole karne i ostatecznie wypracował gola, było właściwie pozamiatane. O Arce na finiszu sezonu wiele można było powiedzieć, ale na pewno nie to, że nie potrafi utrzymać dwubramkowego prowadzenia. Raz blisko wstydliwego remisu było z Resovią, ale wszystko skończyło się dobrze. Teraz, mimo że Odra jest lepszą drużyną, było podobnie. Ba, w końcówce gospodarze jeszcze raz skarcili Odrę za sprawą Kobackiego, który najpierw wykorzystał błąd Pikka, a potem minął wychodzącego z bramki Halucha i dopełnił formalności.

Reklama

Sęk w tym, że zwycięstwo Arki w półfinale baraży ani nie grzeje, ani nie sprawia, że trzeba temu wydarzeniu poświęcić wiele miejsca. No, nie, bo dopiero finał da nam odpowiedź, czy gdynianie przegrali awans na ostatniej prostej, czy jednak po większych turbulencjach udało im się go osiągnąć. Gdyby dziś gospodarze odnieśli porażkę, nastroje byłyby grobowe, a obraz kompromitacji oczywiście by się dopełnił. A tak musimy czekać do 2 czerwca, kiedy Arka zmierzy się z Motorem. Motorem, który niespodziewanie ma nie tylko ogromną chrapkę na Ekstraklasę, ale też argumenty, żeby ją wywalczyć.

Na pewno Arka dała w tym meczu powody, żeby znowu w nią uwierzyć. Piłkarze, choć w ostatniej kolejce sezonu wypuścili awans, mogli do dzisiaj się z tego nie podnieść. Mimo to, dali radę. Nieważne, w jakim stylu, nieważne, w jakim wymiarze bramkowym. Po prostu dobrze wykonali swoją robotę i jeśli żaden zawodnik Arki nie wypadnie na finał z powodu kontuzji, co jest całkiem możliwe ze względu na urazy „zmęczeniowe”, ekipa Łobodzińskiego będzie faworytem.

Arka Gdynia – Odra Opole 4:2 (2:1)

Borecki 42′, Czubak 44′, Szrek (bs) 60′, Kobacki 83′ – Piroch 35′ i 94′

WIĘCEJ O I LIDZE NA WESZŁO:

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

1/4

Żegna się Kroos, pożegnać należy też Taylora

Paweł Paczul
1
Żegna się Kroos, pożegnać należy też Taylora

1 liga

1/4

Żegna się Kroos, pożegnać należy też Taylora

Paweł Paczul
1
Żegna się Kroos, pożegnać należy też Taylora

Komentarze

37 komentarzy

Loading...