Reklama

Jak radzili sobie zagraniczni trenerzy w walce o Puchar Polski?

AbsurDB

Autor:AbsurDB

02 maja 2024, 10:52 • 8 min czytania 0 komentarzy

W finale Pucharu Polski zmierzy się Pogoń Szczecin prowadzona przez Szweda Jensa Gustafssona z Wisłą Kraków, której trenerem jest Hiszpan Albert Rudé. To już piąty finał tych rozgrywek, w którym zmierzą się ze sobą wyłącznie zagraniczni szkoleniowcy. Jednak w ostatnich 50 latach tylko raz zabrakło polskiego trenera w decydującym meczu, a ówczesnemu zwycięzcy trofeum i tak odebrano. Poczytajcie o historii występów zagranicznych trenerów w finale rozgrywek o Puchar Polski.

Jak radzili sobie zagraniczni trenerzy w walce o Puchar Polski?

Pierwszy zagraniczny trener w finale Pucharu Polski

Wielkie sukcesy polskiej piłki reprezentacyjnej i klubowej lat siedemdziesiątych poprzedzone były masowym zatrudnianiem przez nasze kluby trenerów z krajów socjalistycznych, przede wszystkim z Czechosłowacji i Węgier. Mało kto już dziś pamięta, że obie legendarne drużyny tamtych lat: Legia i Górnik Zabrze swój pierwszy Puchar Polski wzniosły pod wodzą węgierskiego trenera. 

János Steiner przybył do Polski w 1954 roku. 7 marca 1954 roku w wywiadzie dla „Przekroju” tak opowiadał o swoim doświadczeniu piłkarskim: „Dwa razy grałem w reprezentacji Węgier”, a tak o trenerskim: „Większość z nich [zawodników prowadzonej przez niego drugoligowej drużyny Békéscsaba] weszła do reprezentacji Węgier”. Nie wiadomo, czy to wina błędnego tłumaczenia (dziennikarz Stanisław Wrotny nie znał węgierskiego, a Steiner nie znał polskiego), czy też szkoleniowiec nieco ściemniał, ale dziś w dobie Internetu wiemy, że ani pierwsze, ani drugie stwierdzenie nie było prawdziwe. Nie przeszkodziło to zupełnie nieznanemu w swojej ojczyźnie Madziarowi w mocnym wejściu do polskiej rzeczywistości. W 1955 roku zdobył pierwszy w historii naszego kraju dublet. Legia została mistrzem Polski i zdobyła Puchar. Węgier trenował później Ruch i Górnik, ale nie dotarł z nimi do finału. 

Zdołał tego dokonać z Górnikiem Zoltán Opata. On zdecydowanie nie był postacią anonimową. Był jako piłkarz sześciokrotnym mistrzem swojego kraju, a potem trenował nie tylko kluby węgierskie, ale też francuskie, słowackie, chorwackie i rumuńskie. Przed samą emeryturą przyjechał do Zabrza, gdzie przyniósł Górnikowi jego pierwsze mistrzostwo, jednak finału Pucharu Polski wygrać nie dał rady. Lepszy okazał się ŁKS prowadzony przez dzisiejszego patrona stadionu – Władysława Króla. Potrzebne było aż 12 zmian trenerów przez zabrzan i powrót do węgierskiej myśli szkoleniowej, by w końcu znaleźć tego, który wzniesie wymarzone trofeum. 

Także i tym razem skuteczniejszy okazał się szkoleniowiec bez większego doświadczenia. Ferenc Farsang zdobył pierwszy Puchar Polski dla Zabrza w 1965 roku. Zadanie nie było trudne, bo w finale rywalem byli trzecioligowi Czarni Żagań. Po kolejnych trenerów znad Balatonu zaczął także sięgać Ruch. W 1963 roku do finału dotarł Sándor Tátrai, ale ponownie okazało się, że doświadczeni zagraniczni szkoleniowcy decydujący mecz przegrywają. Lepszy okazał się Teodor Wieczorek, który z Zagłębiem Sosnowiec zdobył drugie trofeum z rzędu. Rok później ponownie rozgrywki wygrała Legia prowadzona przez Rumuna Virgila Popescu.

Reklama

Pierwszy finał bez polskiego trenera

W 1966 roku dwa największe polskie kluby: Górnik i Legia postanowiły pójść na całość, zatrudniając zagranicznych trenerów z górnej półki. Efekt? Oba zespoły spotkały się w finale Pucharu Polski. Podczas wizyty Bohumíra Lomskiego -ministra obrony Czechosłowacji, prezes Legii generał Zygmunt Huszcza poprosił o zarekomendowanie dobrego szkoleniowca. Wojskowa Dukla właśnie zwolniła Jaroslava Vejvodę i dzięki temu przybył on do Warszawy. Wtedy też Górnik sprowadził Gézę Kalocsaya, który miał w CV poza licznymi klubami węgierskimi, także Standard Liège i Partizan. Pierwsze w historii starcie zagranicznych trenerów w finale Pucharu Polski wygrał Czech. Skład finału powtórzył się jednak trzy lata później i tym razem górą był Węgier.

Kalocsay wygrał też rozgrywki w 1968 roku, początkując rekordową serię pięciu kolejnych triumfów Górnika. Kontynuował ją w latach 1970-71 Ferenc Szusza, którego imię nosi stadion Ujpestu. Co ciekawe, w 1971 roku zmierzył się ze swoim rodakiem prowadzącym Zagłębie Sosnowiec – wspominanym już dziś Farsangiem – w jedynym do tej pory finale z udziałem dwóch obcokrajowców z tego samego kraju na ławkach trenerskich. Po Górniku Szusza prowadził takie marki, jak Betis i Atletico Madryt.

Po porażce Tatraia w finale w 1963 roku Ruch przez dekadę stawiał na polskich szkoleniowców. Na niewiele się to zdało, bo Teodor Wieczorek i Tadeusz Foryś zdołali jedynie dotrzeć do finału, za każdym razem przegrywając z zespołem prowadzonym przez obcokrajowca. Władze chorzowskiego klubu poszły więc po rozum do głowy i w 1971 roku zatrudniły Michala Vičana. Efektem był dublet w 1974 roku. Słowak był skreślony przez środowisko w swoim kraju przez oskarżenia o współpracę ze służbą bezpieczeństwa. W 1957 roku reprezentant Czechosłowacji – Michal Benedikovič – został skierowany na trzy lata do pracy w kopalni uranu za rzekome śpiewanie faszystowskich piosenek (chodziło o ludowe pieśni) i kontakty z emigrantami. Donosicielem był Vičan. Dopiero po upadku komunizmu okazało się, że miała miejsce przypadkowa zbieżność nazwisk z trenerem Michalem. Vičan poszukał zatem oddechu zagranicą i znalazł go w Chorzowie z wielką korzyścią dla miejscowego Ruchu. Do dwóch mistrzostw i pucharu dorzucił dwa ćwierćfinały z rzędu – Pucharu UEFA i Pucharu Mistrzów!

Powrót polskich trenerów

W latach 1963-74 w dwunastu kolejnych finałach Pucharu Polski dwunastokrotnie któregoś z ich uczestników prowadził trener zagraniczny. Między 1955 a 1974 rokiem zaledwie sześciu polskich trenerów zdobyło to trofeum. Jednak wraz z sukcesami drużyny Kazimierza Górskiego na mistrzostwach świata skończyła się era trenerów z zagranicy. Władze klubów stwierdziły, że miejscowi szkoleniowcy będą mieli znacznie lepsze podejście do piłkarzy. Historia pokazała, że chodziło raczej o lepsze dojścia do trójek sędziowskich. Aż do 2005 roku na trzydzieści kolejnych finałów tylko raz drużynę prowadził w nim obcokrajowiec! W 1992 roku Adolf Blutsch przyjechał do Katowic obserwować jednego z zawodników GKS-u. Wszechmocny prezes Marian Dziurowicz namówił go, by poprowadził Gieksę. W finale Pucharu zmierzył się z… rezerwami Ruchu, które jednak w składzie miały graczy pierwszego zespołu. Dopiero po rzutach karnych tytuł trafił do GKS-u Katowice, a Austriak jest do dziś jedynym w historii zagranicznym szkoleniowcem tego klubu. Trenerem rezerw chorzowian w finale był Ksawery Bibrzycki – ojciec znanej koszykarki Agnieszki. 

Kabaret początku dwudziestego wieku

Rok 2005 to spektakularny powrót trenerów z zagranicy i to z przytupem. Obu finalistów prowadził obcokrajowiec. Dyskobolię – Słowak Dušan Radolský, a Zagłębie Lubin Chorwat Dražen Besek. Żaden z nich nie może jednak powiedzieć, że zdobył trofeum. Jak to możliwe? Śledztwo wykazało, że właściciel Dyskobolii, milioner Zbigniew Drzymała zlecił menedżerowi drużyny, by ten zapłacił 10-20 tysięcy złotych sędziemu Jackowi G. za korzystny wynik w pierwszym meczu finałowym. Groclin wygrał 2:0, a arbiter łapówkę otrzymał. W 2020 roku na podstawie wyroków skazujących, PZPN odebrał oficjalnie tytuł grodziskiemu klubowi i nie przyznał go żadnej innej drużynie. 

Reklama

Rok później jedyny dotąd Puchar dla płockiej Wisły zdobył Josef Csaplár. U nas jest on już osobą nieco zapomnianą, jednak w swojej ojczyźnie zasłynął wprowadzeniem do mediów pojęcia „Csaplarowej pułapki”. Oznacza ona złudne wrażenie kontrolowania meczu przy prowadzeniu do przerwy 2:0. Czyli po polsku po prostu: „2:0 to niebezpieczny wynik”. 

Kolejna dekada stała pod znakiem zwycięstw rodzimych trenerów. Do finału dotarli jedynie Hiszpan José Mari Bakero z Lechem w 2011 oraz Stanislav Levý ze Śląskiem dwa lata później. Obaj w nich przegrali.

Tak na Weszło podsumowaliśmy kadencję tego pierwszego:

I choć przygody w Lidze Europy nikt mu nie zabierze, to późniejsze perypetie Lecha z Hiszpanem pokazują, że ten facet nigdy nie powinien dostać w swoje ręce klubu chcącego grać o poważne cele. Zresztą o tym, jakim był szkoleniowcem mówi najlepiej fakt, że trenerką Bakero po Lechu z marnymi efektami parał się w lidze Peru.

Natomiast rozstanie Sułtana Ołomuńca z wrocławskim klubem ogłaszał artykuł pod tytułem „Kabaret zakończony. Stanislav Levy żegna się ze Śląskiem”. 

Renesans zagranicy

W 2015 roku rozpoczął się powrót skuteczności trenerów-obcokrajowców w rozgrywkach o Puchar Polski. Z ostatnich dziesięciu edycji wygrali ich aż pięć – wliczając obecną. Serię zapoczątkował Norweg Henning Berg. Kontynuował ją rok później Stanisław Czerczesow w okresie, gdy Legia notorycznie gnębiła w finałach Lecha. Kolejorz postanowił zatem także sięgnąć po zagranicznego szkoleniowca. Niestety, Chorwat Nenad Bjelica przegrał finał z Arką Leszka Ojrzyńskiego w 2017 roku. Rok później inny Chorwat – Dean Klafurić – zdobył tytuł dla Legii, a w ubiegłym sezonie tego samego dokonał Niemiec Kosta Runjaić. 

W tym roku po raz szesnasty Puchar Polski wzniesie w górę trener – obcokrajowiec. Tylko dziewięć razy tacy trenerzy kończyli finał na tarczy, z czego trzy przeciwko innemu obcokrajowcowi. Nie liczę anulowanego finału z 2005 roku. 

Widzimy zatem wyraźnie, że w kluczowych meczach tych rozgrywek powraca dawna chwała trenerów spoza granic Polski. Cieszy fakt, że nie są to już trenerzy, którzy kończą w Polsce swą karierę zawodową, a tacy, którzy budują ją tutaj z nadzieją na rozwój w jeszcze lepszych ligach. Ostatnim trenerem młodszym rocznikowo od Jensa Gustaffsona, który ma 46 lat, był 45-letni Leszek Ojrzyński w 2017 roku. Natomiast jedynymi trenerami w ostatnich czterdziestu sezonach młodszymi od trzydziestosiedmiolatka Alberta Rudé byli odpowiednio o rok i dwa lata młodsi Maciej Skorża i Czesław Michniewicz. A zatem trenerzy, dla których finał Pucharu był początkiem bardzo udanej kariery nie tylko w naszym kraju. Z całą pewnością Szwed lub Hiszpan przejdą dziś do historii polskiego futbolu, dopisując się do listy najsłynniejszych zagranicznych nazwisk – zarówno tych dawnych, jak i najnowszych – wymienionych w tym artykule. 

Kto wygra dzisiejszy finał? Siła drużyny i doświadczenie trenera przemawia za Pogonią. Historia, a konkretnie fakt, że w większości przypadków w finale Pucharu Polski wygrywał szkoleniowiec młodszy – wskazuje na Wisłę. Osobiście trzymam kciuki za rzuty karne. 

WIĘCEJ O FINALE PUCHARU POLSKI:

Fot. Newspix

 

Kocha sport, a w nim uwielbia wyliczenia, statystki, rankingi bieżące i historyczne, którymi się nałogowo zajmuje. Kibic Górnika Wałbrzych.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
9
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Piłka nożna

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
9
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...