Marcin Gruchała to lokalny przedsiębiorca, który w przeszłości był zawodnikiem Arki Gdynia, a nawet jest wychowankiem ekipy z Trójmiasta. Niedawno przejął większościowy pakiet akcji klubu, a w poniedziałek gościł w Weszłopolskich, gdzie opowiedział o kulisach transakcji i planach na przyszłość.
– Szczegółów na temat kwoty transakcji nie będę zdradzał. Nie zapłaciłem jednak 25 milionów złotych. Więcej na ten temat nie powiem – zaczął Gruchała. – Klub ma naprawdę sporą wartość i to panowie Kołakowscy ją wygenerowali. Zaowocowała ona parokrotną przebitką w momencie transakcji. Proszę pamiętać, że rozmowy toczyły się przez parę miesięcy, cenę wynegocjowaliśmy w okolicach października czy listopada. Jest ona wyliczona także na bazie możliwości osiągania sukcesów w przyszłości – tłumaczył właściciel Arki na antenie WeszłoTV.
Rozprawiono się także ze sprawą potencjalnej wypłaty pieniędzy dla Dominika Midaka w razie awansu Arki do Ekstraklasy: – Pięć rat po pół miliona złotych? To nie jest prawda, na klubie nie ciążą żadne zobowiązania. To ma związek z umową pomiędzy Dominikiem Midakiem a Michałem Kołakowskim, ale to są rozliczenia, z którymi klub nie ma nic wspólnego – mówił Gruchała.
– Droga, którą przeszedłem przez ostatnie cztery lata, przygotowała mnie do tej decyzji i determinacji, którą wykazałem, by dopiąć tę transakcję. Wcześniej rozmawiałem z panem Włodzimierzem Midakiem, ale wtedy nie było szans na przejęcie pakietu większościowego klubu – powiedział właściciel Arki. – Trzeba wierzyć w to, co się robi i mam nadzieję, że nie okażę się Don Kichotem polskiej piłki. Wolę teraz zapłacić wyższą cenę za dobry biznes, niż wchodzić w ten temat cztery lata temu nieprzygotowany, choć za mniejsze pieniądze.
– Te ostatnie lata to nie jest czas stracony. Wydarzyło się sporo dobrych rzeczy i to za nie, z wyceną przyszłych bonusów, zdecydowałem się zapłacić. Nie chciałbym rozmawiać o problemach, był na to czas rok temu i rozmawialiśmy wówczas aż za dużo. Szanuję to, co zrobili panowie Kołakowscy i cieszę się, że mimo ostrego sporu udało się nam zamknąć ten temat. Każdy uzyskał swoje cele i każdy idzie dalej – to bardzo pozytywne i chciałbym, żeby tak to było postrzegane – dodawał Marcin Gruchała.
Zapytany o relacje klubu z agencją Kołakowskich, właściciel Arki nie krył, że nie widzi przeciwwskazań do dalszej współpracy: – Ta współpraca będzie trwać dalej, bo mamy kliku piłkarzy związanych z agencją KFM. Wyobrażam też sobie przyszłe transfery, bo przez ten okres, głównie już po gorącym sporze, poznaliśmy się z panem Jarkiem dość dobrze i myślę, że obustronnie się szanujemy. Z tej pozycji dużo łatwiej nam usiąść do stołu, na pewno łatwiej niż kiedyś – przekonywał Gruchała. – Nie chciałbym niczego deklarować w kwestii żadnego piłkarza, z żadnej agencji. Część graczy ma dłuższe umowy, a części kończą się kontrakty już wkrótce. Nie chciałbym o tym teraz mówić – dodał.
Marcin Gruchała mówił też dziś o przyszłości, jaka może czekać klub z Gdyni. Jak chciałby przekonać kibiców, że Arka jest w dobrych rękach? – Wiem, że jestem nowy w środowisku. Mam jednak poczucie, że nie jestem sam w planowaniu przyszłości Arki. Jest spore grono akcjonariuszy, którzy planują znaczące dokapitalizowanie klubu w ciągu najbliższych dwóch czy trzech miesięcy. Po stronie kibiców i sponsorów też jest bardzo duże, pozytywne poruszenie, a pomaga to, co robią na boisku piłkarze trenera Łobodzińskiego. To dobre podłoże do tego, żeby w Arce zbudowała się społeczność, która będzie w stanie Arkę pociągnąć. Ja chyba nie chciałbym takiej władzy i odpowiedzialności finansowej, jaką mają niektórzy właściciele w polskich klubach. Chcę wokół siebie zbudować grono ludzi współodpowiedzialnych za ten klub – zadeklarował Gruchała.
– Kluczem jest to, żeby ludzie czuli, że Arka jest społecznością, która łączy. Wydaje mi się, że w ostatnich latach tego nie było. Powinniśmy zacząć od tego, żeby uderzyć się w pierś i mówię to także do akcjonariuszy, sponsorów – Arka miała naprawdę dużego sponsora, Prokom, ale nie skorzystała z dużych pieniędzy i nie zbudowała klubu tak, by jego dobre funkcjonowanie potrwało dłużej – tłumaczył nowy właściciel klubu z Gdyni. – Nie poświęcono czasu, by budować tę społeczność. Musimy zacząć właśnie od tego – od poczucia, że Arka jest nasza i należy wziąć za nią odpowiedzialność.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Stary, podpalony Rumak
- Fatalna kontuzja Szczęsnego, przełamanie Skórasia, pauza Lewego [STRANIERI]
- Adrian Siemieniec: Pracowałem za 500 złotych. Ale za darmo też bym to robił [WYWIAD]
- Trela: Pięć wymiarów sensacji. Jak niezwykłe jest mistrzostwo Bayeru Leverkusen
- Ostatni akt wyborczego teatru wokół Górnika Zabrze
Fot. Newspix