Reklama

Artur Pikk: Lewandowski to gwiazda, ale się go nie boimy! [WYWIAD]

Piotr Rzepecki

Autor:Piotr Rzepecki

19 marca 2024, 09:38 • 7 min czytania 10 komentarzy

Artur Pikk to zawodnik Odry Opole. Jest regularnie powoływany do reprezentacji Estonii, dla której zagrał 56 razy. W eliminacjach do Euro 2024 wystąpił w sześciu spotkaniach. Najpewniej wybiegnie i w czwartek na spotkanie z Polską. Piłkarz opowiedział nam o reprezentacji Estonii, o dramatycznie słabych eliminacjach i o nastrojach, jakie panują w tamtejszej kadrze przed meczem. Zapraszamy do lektury.

Artur Pikk: Lewandowski to gwiazda, ale się go nie boimy! [WYWIAD]

Obawiacie się meczu z Polską?

Nie boimy się. Wiemy, że to będzie ciężki mecz. Macie bardzo mocną drużynę, większość zawodników gra w dobrych klubach zagranicznych. Każdy zna Lewandowskiego, Szczęsnego czy Zielińskiego. My nie mamy tak dobrego składu, takich nazwisk. Musimy zachować spokój, wyjść skoncentrowani. To jest jeden mecz.

Polska ma za sobą bardzo słabe eliminacje, ale o Estonii możemy powiedzieć to samo. W ośmiu spotkaniach zebraliście tylko punkt, remisując z Azerbejdżanem. Gracie w barażach – tak jak Polska – dzięki rozstawieniu w Lidze Narodów.

Widziałem wyniki Polski. Słyszałem, że wasza gra nie zadowala, że wymieniliście ostatnio selekcjonera i że kibice chcą lepszych wyników.

Reklama

Jeśli chodzi o nas, co mogę powiedzieć… mieliśmy ciężką grupę. Oczywiście nie szukam na siłę wytłumaczenia, wyglądaliśmy bardzo słabo. W eliminacjach strzeliliśmy tylko dwie bramki, a straciliśmy aż dwadzieścia dwie. To właściwie mówi samo za siebie.

Mierzyliśmy się co prawda z wymagającymi rywalami, graliśmy z Belgią, Austrią, Szwecją. Było kilka spotkań na styku. W niektórych mogliśmy zremisować czy nawet wygrać, jak chociażby z Austrią na wyjeździe. Otworzyliśmy wynik, ale straciliśmy dwie bramki. Ostatnią pechowo, bo w samej końcówce. Trzeba przyznać, że w ogóle ostatni czas był dla naszej piłki bardzo trudny.

Czego twoim zdaniem brakowało, że te wyniki były tak złe?

Pewnie wiele rzeczy można byłoby wskazać, ale przede wszystkim mieliśmy problemem ze skutecznością. Grając chociażby z Austriakami nie mieliśmy wielu okazji. Może jedną czy dwie. Gdybyśmy wszystko zamienili na bramki, to te wyniki wyglądałyby zdecydowanie inaczej.

Odczuwacie presję?

Tak tego nie nazwę. Wszyscy rozumieją, że Polska jest zdecydowanym faworytem. Myślimy pozytywnie, wiemy, że wszystko jest możliwe. Możemy sprawić niespodziankę.

Reklama

To, że Polska będzie pod ścianą może wam pomóc? Na was nikt specjalnie nie będzie stawiał.

Nie patrzę w ten sposób. Wiadomo, jaka jest stawka. Polacy doskonale wiedzą, że nie mogą nas zignorować, że mecz sam się nie wygra. Obstawiam, że będą chcieli grać piłką, my zostaniemy zepchnięci do kontrataków.

Musimy od początku być zdyscyplinowani, skupić się na grze defensywnej, dobrze się przesuwać i być skuteczni w kontratakach. Tak powinniśmy grać, wykorzystywać swoje atuty.

Estonia nigdy nie grała na dużej imprezie. Macie taką świadomość, że albo teraz albo nigdy?

Oczywiście. To tylko dwa mecze. Takiej szansy może już długo nie być.

Jak opisałbyś reprezentację Estonii?

Mieszanka doświadczenia z młodością. Mamy wielu utalentowanych, młodych zawodników. Do tego kilku starszych piłkarzy z większym doświadczeniem, jak ja czy Konstantin Vassiljev. Myślę, że jest odpowiedni balans i wygląda to nieźle.

Oczywiście nie możemy się równać z Polską, ale uważam, że nie zabraknie nam w tym spotkaniu charakteru.

Nastawiacie się specjalnie na starcie z Robertem Lewandowskim?

Graliśmy przeciwko reprezentacji Belgii czy Anglii, wiem jak smakuje konfrontacja z wielkimi piłkarzami. Oczywiście Robert Lewandowski to topowy napastnik, ale nie podchodzimy w ten sposób, że to gwiazda i się go boimy. Traktujemy to jako wyzwanie. Myślę troszeczkę inaczej – patrzę na jego zachowania na boisku, jak się porusza, jak będzie można z nim rywalizować.

Potrafi strzelić gola z niczego. Ma świetny timing, ale też jest bardzo szybki, fantastycznie odnajduje się w polu karnym, wystarczy mu pół sytuacji, żeby strzelić gola. Musimy go pilnować całe spotkanie.

Coś o wybitnych piłkarzach wiesz. Miałeś okazję rywalizować przeciwko Leo Messiemu…

… i to było przeżycie! Świetna drużyna, idealnie poukładana. W telewizji tego nie widać, ale na boisku dostrzegasz, jak oni błyskawicznie myślą. Rozumieją się bez słów. Messi tylko patrzy na kolegów i pokazuje, jak mają zagrać. Reżyseruje grę, z bliska to robi fantastyczne wrażenie.

To jeden z najwybitniejszych piłkarzy w historii. Gra przeciwko niemu to było coś! My jako Estończycy doceniamy, że do takiego spotkania w ogóle doszło. Nie zawsze przecież Argentyna chce jechać do Europy i grać sparing, zwłaszcza z takim zespołem jak Estonia.

Miałeś taką myśl podczas meczu z Argentyną, że to jest Messi i musisz do niego podchodzić z szacunkiem, że to piłkarz naprawdę wyjątkowy?

Kiedy on jest z piłką przy nodze, to specjalnie nie myślisz, bo zwyczajnie nie ma czasu. Musisz być cały czas skoncentrowany. On ma niesamowitą wizję, szybkość, wie co dzieje się dookoła. Nie wiesz, co on wymyśli w swojej głowie. Idziesz w kontakt, on może łatwo cię ograć. Z drugiej strony nie możesz zostawić mu dużo miejsca. Pod koniec meczu miałem takie myśli, że byłem bardzo ciekaw, co zrobi z piłką. Czułem się trochę jak kibic, który przygląda się gwieździe na boisku.

Ostatecznie wbił wam pięć goli.

Tak, ten wynik na pewno bolał, ale myślę, że to była cenna lekcja. Taki mecz dla wielu naszych zawodników może się po prostu nie powtórzyć.

Z kilkoma kozakami miałeś okazję się mierzyć. Kto zrobił na tobie jeszcze tak duże wrażenie?

Na pewno Kevin de Bruyne. Nie mogłem uwierzyć w to, że zawodnik jest w stanie tyle widzieć podczas meczu. Długie piłki, znajdywanie korytarzy, przerzuty – to coś naprawdę niesamowitego.

Wyróżniłbym też Jeremy’ego Doku z Manchesteru City. Jeden z ostatnich meczów w eliminacjach graliśmy przeciwko Belgii, zanotował wtedy asystę. Niesamowita dynamika. Wiedzieliśmy przed meczem, że musimy na niego uważać, że jest dobry, ale był naprawdę bardzo szybki.

Jaki jest poziom ligi estońskiej? Można to porównać jakoś do Ekstraklasy czy pierwszej ligi?

Myślę, że poziom w Estonii jest zdecydowanie niższy niż w Polsce, ale ciężko o takie porównania. Ja grałem w Levadii. Nie wiem czy ten zespół poradziłby sobie na przykład w Ekstraklasie. Na zapleczu owszem, ale w Ekstraklasie mogłoby być ciężko.

Jak to jest z młodymi zawodnikami w Estonii? Co muszą zrobić, żeby wyjechać za granicę?

Muszą grać regularnie na dobrym poziomie. Najlepiej wszystkie mecze w lidze. Ważne jest też, żeby pokazać się na szczeblu międzynarodowym, to znaczy trafić do reprezentacji. Jeśli grasz regularnie w swoim klubie, to nie jest duży problem, żeby znaleźć się w kadrze. Selekcjoner i sztab uważnie monitorują nasze podwórko.

I wtedy oczywiście szansa na wyjazd jest większa. Tak było w moim przypadku, kiedy w 2016 roku przechodziłem do BATE Borysów.

W lidze estońskiej jest bardzo mało obcokrajowców. Kluby wolą stawiać na lokalnych piłkarzy czy zwyczajnie chodzi o finanse?

W Levadii jest sporo obcokrajowców, ale nie jest to norma w Estonii. Klub jest bogaty i ściąga zawodników z Brazylii czy Afryki. Taką ma politykę.

Flora Tallinn z kolei stawia na swoich piłkarzy, klub promuje własną akademię. Widać po efektach, że to bardzo dobra droga (trzy mistrzostwa w ostatnich czterech sezonach – red.).

Ogólnie w lidze grają w większości Estończycy. Obcokrajowcy kosztują sporo i to zawsze jest ryzyko dla klubów. Zresztą kluby nie płacą nie wiadomo jakich pieniędzy, życie też nie jest łatwe dla piłkarza z zagranicy. Jedzenie, mieszkanie, codzienne funkcjonowanie trochę kosztuje. Uważam, że jest drogo. Oczywiście piłkarzom jest łatwiej, ale myślę, że nie każdy odnajdzie się w Estonii, zwłaszcza piłkarz, który nie grał wcześniej w tej lidze.

Nasza liga jest właściwie zdominowana przez Florę i Levadię. One zawsze walczą o mistrzostwo. Zupełnie inaczej niż w Polsce. Chociaż jak obserwuję ostatnio naszą ligę, to poziom się troszeczkę wyrównał. Wciąż jednak w wyścigu o tytuł nie bierze udziału więcej niż trzy, cztery zespoły.

ROZMAWIAŁ PIOTR RZEPECKI

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Urodził się dzień po Kylianie Mbappe. W futbolu zakochał się od czasów polskiego trio w Borussi Dortmund. Sezon 2012/13 to najlepsze rozgrywki ever, przynajmniej od kiedy świadomie śledzi piłkarskie wydarzenia. Zabawy z kotem Maurycym, Ekstraklasa, powieści Stephena Kinga.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

10 komentarzy

Loading...