Brytyjski rząd od dłuższego czasu szuka sposobu, by zwiększyć swój wpływ na Premier League. Po tym, jak większość klubów odrzuciła wartą 900 milionów funtów ofertę ze strony krajowego związku piłkarskiego, w Westminsterze zaczyna kończyć się cierpliwość.
Premier League od listopada zeszłego roku jest na wojnie z rządem Wielkiej Brytanii. Władza próbuje wywalczyć sobie możliwie największy wpływ na najwyższą klasę rozgrywkową w kraju. W projekcie zapowiedzianej przez króla Karola III ustawy znajduje się utworzenie „organu nadzorczego”, niezależnego od wewnętrznych ligowych przepisów.
Taka instytucja mogłaby narzucać lidze swoje własne przepisy, do których Premier League musiałaby się dostosować. W skład proponowanych zmian wchodzą ponadto przede wszystkim:
- złota akcja, czyli inaczej głos wśród akcjonariuszy, który pozwalałby na veto kluczowych zmian. Za przykłady podawane są głosowania w sprawie zmiany nazwy klubu czy herbu,
- utworzenie ciała doradczego, w skład którego wchodziłyby przedstawicielstwa grup kibicowskich w kraju i które miałoby wpływ na przykład na zmiany właścicielstwa w klubach. W domyśle: kibice mogliby blokować przejmowanie zasłużonych klubów.
Oraz kilka innych zmian na płaszczyźnie finansowej:
- wprowadzenie podatku od transferu, który miałby być redystrybuowany do innych klubów Premier League, by wyrównać szanse biedniejszych zespołów,
- wprowadzenie ograniczeń w kwestii tego, ile właściciel klubu może w niego zainwestować,
- obowiązek renegocjacji wysokości „opłaty spadochronowej” na rzecz klubów Championship. Wspomniana opłata to pieniądze, jakie otrzymują spadkowicze z Premier League przez kilka lat po relegacji. Mają umożliwić płynną adaptację do realiów finansowych na drugim poziomie rozgrywkowym.
Na tę chwilę Westminster próbuje wprowadzić te założenia w życie polubownie. EFL, angielska federacja piłkarska, złożyła Premier League wartą 900 milionów funtów ofertę. Pieniądze miałyby zostać odpowiednio rozdysponowane na rzecz klubów w najwyższej klasie rozgrywkowej, a umowa skupiałaby się przede wszystkim na zmianach finansowych. Kluby dalej funkcjonowałby niezależnie od kibiców.
Oferta została jednak odrzucona, choć nie stało się to jednogłośnie. „The Guardian” informuje, że ponad 10 klubów było za przyjęciem propozycji. Zgodnie z wewnętrznymi regulacjami w Premier League potrzeba było do tego jednak przynajmniej 14 głosów. Zabrakło więc bardzo niewiele.
Co nie ulega zaskoczeniu, najbardziej zagorzałymi zwolennikami wprowadzenia założeń „planu Crouch”, od nazwiska byłej już ministry sportu Tracey Crouch, są kluby z dolnej części tabeli, a przeciwnikami: hegemoni krajowej piłki.
Po odrzuceniu propozycji EFL brytyjski parlament ma nie być zachwycony. Klubom już wcześniej miało być wyraźnie dane do zrozumienia, że to ostatnia szansa na zaakceptowanie zmian bez ingerencji ze strony rządu. Wydawało się więc, że głosowanie klubów to jedynie formalność. Skoro tak się jednak nie stało, to sprawa znajdzie swój finał pod gmachem Pałacu Westminsterskiego, gdzie parlament zwyczajnie wyforsuje wprowadzenie nowych praw.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Bujdy i konkrety Sławomira Nitrasa. Którą twarz ministra brać na poważnie?
- Włodarski: Yamal błyszczy w Barcelonie, a w Polsce boimy się dryblingu Borysa
- Trela: Ekstraklasa silna od podium w dół. Jak porównać poziom ligowych średniaków?
- Pokolenie zdjętej klątwy. Wygrana z Legią to dla Widzewa zamknięcie pewnego etapu
Fot. Newspix