Choć Middlesbrough pokonało w pierwszym meczu Pucharu Ligi Angielskiej Chelsea 1:0 i znajdowało się blisko sprawienia ogromnej sensacji, to w rewanżu The Blues nie pozostawili złudzeń. Wbili rywalom z Championship sześć goli i awansowali do finału EFL Cup.
Kiedy występujesz w półfinale Pucharu Ligi Angielskiej, a twój najsławniejszy zawodnik znajduje się na ławce i nie jest to żaden z piłkarzy, tylko trener, to ciężko liczyć na awans, szczególnie że twoim rywalem pozostaje tak utytułowana ekipa, jak Chelsea. Przy linii bocznej Middlesbrough stał jednak nie byle kto, tylko człowiek od spraw beznadziejnych, nieustępliwy, zaciekle walczący, twardy niczym skała – Michael Carrick – swego czasu jeden z najlepszych defensywnych pomocników na świecie. W całej swojej karierze zdobył 18 różnych tytułów z Manchesterem United. Jednak i taki niezawodny gracz z czasów kariery piłkarskiej miał swoje nemezis. Takim było dla niego Chelsea w krajowych pucharach.
Chelsea – Middlesbrough 6:1. Rewanż nie pozostawił złudzeń
W trakcie swojego przygody z futbolem Carrick poniósł dwucyfrową liczbę porażek tylko z czterema klubami: Liverpoolem, Arsenalem, Manchesterem City i Chelsea. Jednak żadna inna drużyna nie dała mu się we znaki jak The Blues w krajowych pucharach. Ani w FA Cup, ani w EFL Cup nie wygrał żadnego meczu przeciwko londyńczykom. I nie ważne, czy defensywny pomocnik grał całe spotkanie, siedział na ławce, czy oglądał potyczkę kolegów przed telewizorem – zawsze kończyło się klapą. Łączny bilans to sześć przegranych i dwa remisy. Właśnie dlatego, gdy dwa tygodnie temu jego Middlesbrough pokonało Chelsea w półfinale Pucharu Ligi Angielskiej, mógł zatriumfować.
Niestety dla niego ten etap EFL Cup liczy sobie mecz i rewanż. A w rewanżu na Stamford Bridge Chelsea nie pozostawiło złudzeń, kto był lepszy.
I choć Carrick nastawiał zespół w ten sam sposób, co na własnym boisku, to widać było gołym okiem, że jedna drużyna występuje w Premier League, a druga plasuje się w połowie tabeli Championship. Do tego piłkarze The Blues odpowiedzieli w najlepszy możliwy sposób na słowa swojego menadżera po pierwszym spotkaniu. Mauricio Pochettino bronił podopiecznych, tłumacząc, że pomimo porażki jest z nich dumny, a w Middlesbrough zawiodła po prostu skuteczność. Tym razem wszystko lądowało w sieci.
Do przerwy piłkarze Chelsea oddali cztery celne strzały. Zdobyli z nich cztery bramki. Ale okazji do trafień było zdecydowanie więcej, szczególnie że zawodnicy Boro sami prosili się o kłopoty. Jak bowiem inaczej wytłumaczyć zachowanie Daniela Barlasera, który stracił piłkę na skraju własnej szesnastki, choć pełnił wtedy rolę ostatniego środkowego obrońcy. Cole Palmer nie mógł zrobić niczego innego, tylko umieścić futbolówkę w siatce drugoligowca. Było to już czwarte trafienie w pierwszej połowie, bo chwilę wcześniej Hayden Hackney zaprezentował totalną bierność przy przyjęciu piłki i w powrocie po stracie za strzelcem gola Axelem Disasim. Kwadrans po pierwszym gwizdku sędziego samobójczym trafieniem „popisał” Jonathan Howson.
Broja wart 50 mln? Chyba 0,5 mln funtów
Trzeba jednak oddać, że wszystkie te błędy były wymuszone przez świetnie dysponowanych piłkarzy Chelsea. Ben Chilwell efektownie przełamywał linie, grając jako lewy obrońca. Enzo Fernandez wespół z Colem Palmerem zakładali bardzo ciasny pressing. Raheem Sterling precyzyjnie obsługiwał kolegów podaniami z prawej strony boiska, a wspomniany już Disasi, występujący za plecami byłego gracza Manchesteru City, raz po raz włączał się do akcji ofensywnych. Niemal wszyscy zaprezentowali się z bardzo dobrej strony. Niemal, bo pomimo sześciu strzelonych goli, żadnej bramki nie zdobył napastnik Armando Broja.
Jeszcze kilka dni temu Matt Law – dziennikarz The Telegraph – zdradził, że Chelsea wyceniła Albańczyka na 50 mln funtów. I jeśli jakiś skaut obejrzałby półfinał EFL Cup z Boro, zastanowiłby się dwa razy, czy za takiego zawodnika wydać nie tyle pięć, ile pół miliona funtów. Sterling podał do Broji na pustą bramkę, a ten źle przyjął. Tyłek uratował mu jednak nadbiegający Howson. Obrońca nie wyhamował i wpakował futbolówkę do własnej siatki. Chwilę później angielski skrzydłowy ponownie doskonale obsłużył napastnika, ale 22-latek nie trafił czysto w piłkę. Na jego szczęście akcję zamykał Fernandez, podwyższając prowadzenie The Blues.
Gdyby nie pomoc kolegów, na Broję ponownie spadłyby gromy. Przez ponad godzinę Albańczyk zanotował tylko 14 kontaktów z piłką, oddał jeden strzał – niecelny, nie wykonał żadnego udanego dryblingu i dwukrotnie stracił posiadanie piłki. I Chelsea może mydlić wszystkim oczy, wmawiając, że napastnik wart jest 50 mln funtów, ale nikt w to nie uwierzy.
To będzie jednak najmniejsze zmartwienie dla The Blues w najbliższych dniach. Awansowali bowiem do finału Pucharu Ligi Angielskiej, gdzie zmierzą się z wygranym pary Liverpool – Fulham. Carrick natomiast mógł ponownie poczuć się jak piłkarz. Zebrał bowiem baty od Chelsea w krajowym pucharze. Nie takie wspomnienia chciałby jednak pielęgnować, choć dojście z drugoligowym Middlesbrough do półfinału może spokojnie uznać za duży sukces w swojej trenerskiej karierze.
Chelsea – Middlesbrough 6:1 (4:0)
Bramki: Howson 15′ (sam.), Fernandez 29′, Disasi 36′, Palmer 42′ i 77′, Madueke 81′ – Rogers 88′
WIĘCEJ O ANGIELSKIM FUTBOLU:
- Seler naciowy. Zakazane warzywo Chelsea
- 672 dni. Jakub Moder wreszcie zagrał od pierwszej minuty
- Frank Lampard rozpatrywany jako nowy trener Birmingham City
Fot. Newspix