Piątek, poranek przed meczem Polski z Czechami, przemawia Henryk Kula: – Czy musimy awansować? Nic nie musimy. Piłka nożna uczy pokory. Ale jestem przekonany, że awansujemy […] Ja wierzę, że z pomocą tej naszej polskiej gospodyni Matki Boskiej Częstochowskiej uda się. Kilka dni później, środowy poranek po meczu Polski z Łotwą, ktoś mógłby pomyśleć: cholera, może i leśny dziadek trochę bajdurzył, ale trochę racji miał, że boska interwencja będzie nam potrzebna.
Na łamach “Przeglądu Sportowego” wiceprezes PZPN-u wypowiedział zdania, które śmiało nadawałaby się na deski teatru komediowego. Wypowiedziane z odpowiednią intonacją, aktorską gracją i we właściwym kontekście byłyby hitem. Sami przeczytajcie sobie ten fragment na głos – ta “Matka Boska Częstochowska”, ach, poezja. Zresztą nie pierwsza i ostatnia do historycznej kolekcji obok innych barwnych cytatów ludzi polskiej piłki pokroju “Hiszpanie zobaczą, jak polska husaria broni” (Jan Bednarek, 2021).
Henryk Kula wie, jak mówić, żeby mówili o nim inni. Złotousty człowiek, postać nieszablonowa. W dodatku silnie wierząca i bezkompromisowa. Co z tego, że przez większość eliminacji do EURO 2024 byliśmy beznadziejni, z porywami do przeciętnych. – Wcale nie zgadzam się, że sytuacja jest beznadziejna. Jan Ciszewski mawiał, że “nadzieja umiera ostatnia” – zarzekał się pan Kula jeszcze przed weekendem (może po nim coś mu się przestawiło?), zapewne z myślą o zarażeniu swoim optymizmem całego narodu.
I prawie mu się udało. Prawie.
„Urodziłem się jako Henryk Kula i umrę jako Henryk Kula” [WYWIAD]
Mówiąc zupełnie już serio, na widok takiego gadania można jednocześnie śmiać się i płakać. Wesołe towarzystwo w biurach PZPN-u przyzwyczaiło nas jednak do różnych absurdów, więc tak naprawdę trudno było oburzyć się na taką błahostkę. Pewne zachowania stały się standardem i Grzegorz Lato vibe, jak pokazał czas, jest nieśmiertelny. Ale po chwili śmiechu wyłania się płacz, bo hasła o nadziei, wierze i Matce Boskiej, choć na swój sposób przaśne, w pewnym stopniu niestety określają obecną rzeczywistość reprezentacji Polski.
Pielgrzymki do Częstochowy i modlitwy za kadrę przed barażami? Co pan sądzi, panie wiceprezesie? Skoro wymagająca jest dla nas Łotwa, to dlaczego nie miałaby być Estonia, a co dopiero Walia, Finlandia, Ukraina czy Islandia w dalszej fazie. Takie metody mogą okazać się skuteczniejsze niż plany na mecz, skoro te w ostatnich miesiącach (nie zwalamy całej winy na Michała Probierza) wychodzą, jak wychodzą. No, chyba że połączymy style gry: styl modlitewny i częstochowski, stricte obronny. Podmieńmy jeszcze Michałów na stołku selekcjonera i na nich. Awans na EURO 2024 pewny.
Probierz kontra Paczul. O reprezentacji bez lukrowania i słodzenia [WYWIAD]
– Myślę, że mamy jeszcze trochę czasu, żeby tę drużynę zbudować, co najmniej cztery mecze – powiedział także Henryk Kula w wywiadzie dla “PS”. Ostatecznie wyszło tak, że z Czechami zbudowaliśmy formę strzelecką Tomasa Soucka i przyłożyliśmy rękę do bezpośredniego awansu naszych rywali. Natomiast z Łotwą budowa skończyła się na tym, że Stadion Narodowy okazał się zdecydowanie za duży względem liczby zainteresowanych meczem reprezentacji.
Zostały nam zatem potencjalnie dwa spotkania barażowe, żeby coś takiego jak “drużyna” w ogóle zaistniało. Nie wykluczamy, że to się uda. Może nawet za kilka miesięcy nabierzemy optymizmu i zupełnie zmienimy perspektywę. Tu i teraz jednak pewne jest tylko jedno: trzeba być jak Henryk Kula. Trzeba wierzyć w pomoc Matki Boskiej.
- Kilka zrywów i wygraliśmy z Łotwą. Na Estonię pewnie też by wystarczyło
- Kolejny świetny mecz Zalewskiego. Dwie twarze Kiwiora, słaba obrona [NOTY]
- Lewy wahadłowy reprezentacji Polski na dłuższy etat odnaleziony
- Bochniewicz: Mówienie, że któremuś reprezentantowi się nie chce to farmazon
- Oficjalnie: Estonia rywalem Polski w półfinale baraży do ME
Fot. Newspix