Mateusz Klich grał w Pawiach i może być dumny jak paw, bo spełnił marzenie, o którym publicznie mówił dawno, dawno temu, jeszcze jako młokos z Cracovii. Występował w Premier League. Po pięciu i pół roku odchodzi z Leeds United we łzach, ale z wysoko podniesioną głową.
Był płacz, całusy przesyłane fanom, koszulki z jego podobizną i numerem 43, szpaler. Lepiej się witać niż żegnać, ale jeśli już trzeba (a najczęściej koniec końców trzeba), to właśnie w taki sposób, jak Klich z Elland Road po zremisowanym meczu z West Ham United.
Mateusz Klich odchodzi z Leeds United
195 występów, 24 gole, 21 asyst. W sumie pięć i pół sezonu, z przerwą na wypożyczenie. Awans z Championship, dwa i pół roku w Premier League, z czego dwa jako bezapelacyjnie podstawowy pomocnik. To były piękne dni. Piękne i jednocześnie niespodziewane.
Klich trafił do Leeds w lipcu 2017 z Twente Enschede za niecałe 2 miliony euro, ale po jednej rundzie i pięciu spotkaniach w II lidze odesłano go z powrotem do Holandii, tyle że tym razem do Utrechtu. Wydawało się, że poważne granie nie dla niego. Chciał się cieszyć futbolem, bazować na talencie, a to nie wystarczało na Niemcy i Anglię. Dwa razy odbił się od VfL Wolfsburg, w 1. FC Kaiserlslautern także furory nie zrobił, premierowe miesiące w zespole z Yorkshire również do zapomnienia. Wszystkie zdawało się mówić, że jeśli już gdzieś pokochano tego środkowego pomocnika z Tarnowa, to właśnie w Holandii. W Eredivisie niezmiennie imponował – w PEC Zwolle, Twente i Utrechcie.
Kiedy latem 2018 wracał na Wyspy Brytyjskie, by zacząć przygotowania do kolejnego sezonu Championship, tak naprawdę nie spodziewał się, że zostanie na dłużej. Prędzej, że chwilę poćwiczy, nowy menedżer Marcelo Bielsa trochę mu się przyjrzy i pozwoli szukać szczęścia gdzie indziej. Klich miał już 28 lat, swoje zdążył zobaczyć i w związku z tym wyzbyć się złudzeń. Jak się okazało, niepotrzebnie. Właśnie wtedy zaczął się bezapelacyjnie najpiękniejszy rozdział w jego karierze.
– Wszystko, co robiłem do tej pory, wykonuję na większym gazie. To była kluczowa uwaga trenera. Wszystko jest dobrze, z piłką nie mam problemów, ale wszystko muszę robić na większej intensywności. I miał rację. Jako środkowy pomocnik łączę atak z obroną, mam być wszędzie. Trener Bielsa podkreśla, że nie ma powodu dla którego trzeba przestawać biegać na boisku – opowiadał po kilku tygodniach sezonu Łukaszowi Olkowiczowi z Przeglądu Sportowego.
– Gdy pokazuje nagranie z meczu z moimi zagraniami i widzi, że źle podałem czy przyjąłem piłkę, to nie zwraca na to uwagi. Mówi, że to się zdarza, trudno mieć 100 procent dokładności w podaniach. Dla niego najważniejsze, żebym wyszedł na pozycję w odpowiednim momencie i dobrym tempie. To się liczy. Mam stworzyć możliwość zagrania koledze – mówił dalej.
I nagle, chwilę przed trzydziestką, Klich zmienił się w pracusia. Ten sam Klich, którego przed laty w Wolfsburgu Felix Magath posądzał o symulowanie kontuzji w celu uniknięcia katorżniczych zajęć i w ramach kary wysłał w 100-kilometrową podróż rowerową. Ten sam Klich, który zaspał na odprawę Dietera Heckinga i zespół Wilków pojechał na mecz bez niego. Ten sam Klich, którego Kosta Runjaic posadził na ławce Kaiserslautern i kiedy później szkoleniowiec próbował motywować zawodników Pogoni Szczecin, przywoływał Chrisa Loewe i stawiał wszystkim za przykład, bo lewy obrońca po transferze z Czerwonych Diabłów do Huddersfield Town doszedł aż do Premier League. O Klichu nie zająknął się słowem…
Odrodzenie
– Według mnie może grać w najlepszych zespołach na świecie, a złożyło się tak, że jest u nas – zarzekał się Bielsa dla portalu „Leeds Live”.
Przez niecałe cztery lata Argentyńczyk widział Klicha w wyjściowej jedenastce, najpierw przez dwa w Championship, a następnie półtora w Premier League. Oto statystyki Polaka w trakcie trzech pełnych sezonów „El Loco”:
- 2018/19: 48 meczów, 10 goli, dziewięć asyst
- 2019/20: 45 meczów, sześć goli, pięć asyst
- 2020/21: 35 meczów, cztery gole, pięć asyst
– W Leeds mam pełną swobodę, biegam od pola karnego do pola karnego, bo bardzo to lubię. Jestem tam, gdzie uważam, że powinienem – wyjaśniał Klich w trakcie zgrupowania przed mistrzostwami Europy 2020.
W reprezentacji zadebiutował kilka dni przed 21. urodzinami, w czerwcu 2011, za Franciszka Smudy, później przez moment grał u Adama Nawałki, aż zaginął na długie cztery lata. Między 2014 a 2018 rokiem kadra zapomniała o nim. Dopiero odrodzenie u Bielsy odświeżyło jej pamięć i Klich ponownie miał okazję założyć stroje z orłem białym na klatce piersiowej. Wrócił jako 28-latek, za to na dobre. Z 41 występów w drużynie narodowej aż 31 zaliczył jako piłkarz Leeds.
Tyle że w trakcie czwartego roku w Yorkshire wyniki pogorszyły się na tyle, że Bielsa stracił posadę. Choć Argentyńczyk dokonał wydawało się niemożliwego i po długich 16 latach przerwy ponownie wprowadził Pawie do angielskiej elity, władze klubu nie wytrzymały i powierzyły zespół Jesse’emu Marschowi. To był początek końca Klicha przy Elland Road.
Jeszcze początkowo nowy trener stawiał na Polaka, do końca rozgrywek 2020/21 to on występował w środku pola, ale sytuacja zmieniła się po transferach Marca Roki oraz Tylera Adamsa, a dodatkowo rozwijał się młodziutki Sam Greenwood. Marsch chwalił umiejętności oraz mentalność naszego środkowego pomocnika, tylko co z tego? W trwającym sezonie Klich ani razu nie rozpoczął meczu w podstawowym składzie, 14-krotnie wchodził z rezerwy. Z tego powodu nie znalazł się w kadrze na mistrzostwa świata w Katarze. Czas zmian zbliżał się nieuchronnie.
Czas na amerykański sen?
Na początku kariery, za czasów Cracovii, Klich zapowiadał, że chciałby grać do czterdziestki. Z perspektywy czasu pół żartem, pół serio można stwierdzić, że właśnie dlatego nigdzie mu się nie spieszyło i zarówno za granicą, jak w dorosłej reprezentacji zaczął spisywać się dobrze stosunkowo późno, tuż przed zmianą kodu na trójkę z przodu. Jakby doskonale wiedział, że i tak zdąży, bo ma dobre geny, w końcu tata Wojciech kopał jako 45-latek.
W każdym razie ten młodszy Klich zapisał piękną kartę w historii Pawi, wyrósł na jedną z flagowych postaci odrodzenia klubu i powrotu do Premier League. Pokazał wszystkim, że marzenia czasem nie mają terminu ważności i bywa, że można je spełniać w momencie, w którym całemu światu wydaje się to już niemożliwe. Teraz jako niespełna 33-latek przenosi się do DC United i kto wie, może tam przeżyje swój amerykański sen? W końcu zarzekał się, że do czterdziestki da radę grać…
CZYTAJ WIĘCEJ O POLAKACH ZA GRANICĄ:
- „Nie jestem w Uzbekistanie tylko dla pieniędzy. Można się tu wypromować”
- Buksa i Poręba: Na treningu usłyszeliśmy „Jeszcze Polska nie zginęła”
- Frankowski: Tu nie musisz mieć wszystkiego odmierzonego od linijki
foto. Newspix