Manchester United bez większych problemów ograł Bournemouth 3:0. W barwach Czerwonych Diabłów ciężko wskazać jednego bohatera bowiem swoje zrobili Casemiro, Luke Shaw, Marcus Rashford czy David de Gea. Bez problemu można jednak wybrać największego pechowca. A jest nim ponownie Donny van de Beek. Dla kibiców United najważniejszą informacją pozostaje fakt, że ich zespół nie zwalnia tempa i od powrotu do gry po mundialu wygrał wszystkie spotkania, nie tracąc żadnego gola.
Maszyna Erika ten Haga, który przed sezonem objął stery Manchesteru United, długo się rozpędzała. Po drodze napotkała wiele problemów. Menedżer musiał podjąć wiele trudnych decyzji, których skutki są widoczne nawet w Arabii Saudyjskiej. Twarda ręka Holendra jednak stopniowo zaczyna odciskać realne piętno na Czerwonych Diabłach. Po przerwie mundialowej grają coraz lepiej, a mecz z Bournemouth aby to potwierdził. Dużą zasługą, jaką można przypisać ten Hagowi, jest to, jak potrafi rozwijać poszczególnych piłkarzy. Wtorkowy mecz był bowiem spotkaniem wielu bohaterów.
Manchester United – Bournemouth 3:0: mecz wielu bohaterów
– Grał z największymi gwiazdami. Sam jednak nie był wielkim piłkarzem. Postrzegam go jako zawodnika “steady Eddie”, który zapewni więcej solidności United w pomocy. Nie sądzę jednak, żeby miał odpowiednio szeroki wachlarz podań. Nie uważam również, żeby miał pomagać kolegom w grze – wypalił w zeszłym roku na łamach TalkSport Graeme Souness, były piłkarz m.in. Liverpoolu. Cytat otrzymał drugie życie pod koniec grudnia, gdy Casemiro zanotował asystę w spotkaniu z Nottingham Forrest. Była to trzecia sytuacja od jego transferu, gdy przyczynił się bezpośrednio do bramki zdobytej przez Manchester United. Jak się okazało po wtorkowym meczu był to omen serii dobrych występów.
Mistrzowska forma
Jeszcze przed mundialem dyspozycja Brazylijczyka rosła. Zanotował asystę z Evertonem, strzelił, dającego remis, gola z Chelsea. W mistrzostwach świata radził sobie jeszcze lepiej. Popisał się fantastycznym trafieniem z woleja, które dało zwycięstwo nad Szwajcarią. Był kluczową postacią środka pola Canarinhos, którzy odpadli ćwierćfinale po rzutach karnych z Chorwacją. Dobrą formą przeniósł do Manchesteru, gdzie trafił w letnim oknie transferowym. W każdym spotkaniu po przerwie mundialowej odgrywał pierwszoplanową rolę.
Z Burnley wystąpił na nietypowej dla siebie pozycji – środku obrony – i nie popełnił żadnego błędu, a Czerwone Diabły zachowały czyste konto. W starciu z Nottingham nie tylko zanotował asystę, ale został najlepszym piłkarzem na boisku. Zanotował siedem odbiorów, do tego dołożył trzy przechwyty. Portal whoscored.com ocenił jego występ na notę – 9.2 – najwyższą spośród wszystkich zawodników. Również z Wolverhampton rządził w środku pola. Nie inaczej działo się z Bournemouth.
Doskonale czytał grę, często odbierając piłki na wyprzedzenie. Starał się pressować wysoko na połowie rywala. Tak przechwycił futbolówkę na skraju szesnastki, po czym został sfaulowany. To również na nim nastąpiło przewinienie, po którym Manchester United zdobył pierwszą bramkę. Jego autorem był, a jakże, Casemiro. Brazylijczyk urwał się spod krycia w polu karnym, perfekcyjnie kończąc uderzeniem pod poprzeczkę dośrodkowanie Christiana Eriksena. Duńczyk, podobnie jak sprowadzony z Realu Madryt pomocnik, zostali pozyskani w letnim oknie transferowym. Obaj byli motorami napędowymi Czerwonych Diabłów. Eriksen, podając przy trafieniu Casemiro, stał się samodzielnie najlepszym asystentem zespołu w tym sezonie.
Pech Holendra trwa
Obaj doświadczeni zawodnicy mają ogromny wpływ na grę United, a nie ma ich nawet rok w Manchesterze. Można zatem pozytywnie ocenić letnie wzmocnienia klubu. Dużo gorzej mają się transfery dokonane dwa lata wcześniej. Spośród pięciu kupionych latem 2020 roku piłkarzy tylko dwóch pozostało do dziś w drużynie Erika ten Haga. Facundo Pellistri, który wystąpił tylko w jednym meczu w tym sezonie i Donny van de Beek. Holender traktowany jest w kategoriach zupełnych niewypałów transferowych. Nie poradził sobie z presją gry dla Czerwonych Diabłów. By złapać jakiekolwiek minuty na boiskach Premier League został wypożyczony wiosną zeszłego roku do Evertonu. W tym wydawało się, że otrzyma więcej szans na występy bowiem menedżerem został jego rodak – Erik ten Hag.
Prawdą jest, że holenderski trener próbuje dawać więcej okazji do gry van de Beekowi, ale piłkarz rzadko je wykorzystuje. We wtorek po raz drugi otrzymał szansę występu w podstawowym składzie w meczu ligowym. 25-latek nie dokończył jednak nawet pierwszej połowy. W wyniku nieszczęśliwego poślizgnięcia gracz Bournemouth zderzył się z nim, a Holender nabawił się kontuzji kolana i jeszcze przed przerwą opuścił murawę. Zastąpił go Alejandro Garnacho, który rozruszał grę United.
Urodzony w Madrycie, ale reprezentujący Argentynę 18-latek jest jednym z objawień końcówki zeszłego roku. Dobrą dyspozycję utrzymuje również w styczniu. We wtorek oddał groźny strzał w słupek i zanotował asystę, która w zasadzie była formalnością po fantastycznym rajdzie Luke’a Shawa. Obrońca odebrał piłkę pod własnym polem karnym, pognał przez całe boisko, oddał na moment futbolówkę Garnacho, by po chwili z wysokości jedenastego metra zdobyć piękną bramkę. Miał również swój udział w ostatnim trafieniu Czerwonych Diabłów, notując asystę drugiego stopnia.
Po raz czwarty
Jeszcze przed końcem mecz z Bournemouth, które niewiele miało momentów dobrej gry, a te chwilowe przebłyski błyskawicznie, świetnymi interwencjami gasił David de Gea, zyskał jeszcze jednego bohatera. Marcus Rashford, bo o nim mowa, poprzednie spotkanie z Wolverhampton rozpoczął na ławce rezerwowych. Wszystko za sprawą problemów wychowawczych, jakie miał sprawić przed potyczką. Nie obraził się jednak na decyzję trenera. Wszedł w drugiej połowie, strzelił zwycięskiego gola i zapewnił swojej drużynie trzy punkty. Natomiast we wtorek ponownie rozegrał bardzo dobre spotkanie, przypieczętowując triumf Czerwonych Diabłów nad Wisienkami. Zdobył czwartą bramkę z rzędu, dzięki czemu strzelał gola w każdym starciu po przerwie reprezentacyjnej.
Kibice Manchesteru United mogą jedynie zacierać ręce. Ich zespół rozkręca się z meczu na mecz. Po wznowieniu rozgrywek wygrał wszystkie spotkania, nie tracąc żadnego gola. Dzięki zwycięstwu zrównał się pod względem punktowym z Newcastle United, które bezbramkowo zremisowało z Arsenalem. Ma dodatkowo zaległe starcie w lidze, a w EFL Cup awansował do kolejnej rundy. W obozie wtorkowych rywali Czerwonych Diabłów – Bournemouth – panują zupełnie inne nastroje. Cztery mecze, cztery porażki i zero strzelonych goli mówią same za siebie. A najważniejsze, w kontekście walki o utrzymanie, spotkania dopiero przed Wisienkami.
Manchester United – Bournemouth 3:0 (1:0)
Bramki: Casemiro 23′, Shaw 49′, Rashford 86′
WIĘCEJ O ANGIELSKIM FUTBOLU:
- Brentford i duńska rewolucja Thomasa Franka
- Po co Liverpoolowi Cody Gakpo?
- Co się dzieje z Jadonem Sancho?
Fot. Newspix