Reklama

Dziekanowski: Michniewicz nie ma pomysłu na kadrę

redakcja

Autor:redakcja

28 września 2022, 09:31 • 13 min czytania 22 komentarzy

Środowa prasa jeszcze w większym stopniu pisze o reprezentacji niż o klubowej piłce.

Dziekanowski: Michniewicz nie ma pomysłu na kadrę

PRZEGLĄD SPORTOWY

Turniej „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” spełnia piłkarskie marzenia. W poprzednich edycjach grało w nim wielu późniejszych reprezentantów Polski.

Po przyjeździe do stolicy na twarzach młodych zawodniczek i zawodników malowały się ogromne emocje. Wszyscy wiedzieli, że za kilka chwil z korytarza hotelowego wyjdą „Lewy”, „Zielu”, „Krycha” i spółka. – Uszczypnij mnie, to Wojciech Szczęsny, widziałeś? Ale Arkadiusz Milik jest wysoki na żywo! – takie i podobne komentarze słychać było wśród najbardziej utalentowanej grupy młodych piłkarzy w Polsce. Kilka chwil później marzenia stały się rzeczywistością. Dzieci miały okazję, by przybić piątkę z boiskowymi idolami, zebrać wymarzone autografy, zrobić pamiątkowe zdjęcia i zadać celne, niekoniecznie łatwe pytania. Okazało się, że z przepytywaniem piłkarzy zdolna młodzież radzi sobie równie dobrze, jak ze strzelaniem goli na boisku. I nie stroni przy tym od ciętych żartów oraz dobrego humoru. – Czy zmieniłby pan coś w swojej dotychczasowej karierze? – tym krótkim pytaniem Kuba Abramowicz z SP5 Gdańsk mocno zaskoczył Przemysława Frankowskiego. – Szybko, nalejcie mu wody, zaschło mu w gardle! – ze śmiechem zareagowali koledzy z reprezentacji. Pomocnik francuskiego RC Lens, który pochodzi właśnie z Gdańska, długo zastanawiał się nad komentarzem, po czym stwierdził, że wszystkie dotychczasowe decyzje były trafne. Równie trudne i dojrzałe pytanie dzieci skierowały do Piotra Zielińskiego. Co sprawiło, że zaczął grać w piłkę nożną? Pomocnik włoskiego Napoli odpowiedział, że główną inspirację stanowił dla niego tata, który też był piłkarzem, oraz trener i bracia, z których jeden jest obecnie piłkarzem Widzewa Łódź.

Reklama

Marcin Żewłakow po meczach z Holandią i Walią.

Co z Grzegorzem Krychowiakiem – przekonuje pana? Jak rozwiązać problem w środku pola? Czekać na Krystiana Bielika? A może Jacka Góralskiego?

Wydaje mi się, że Grzesiek dużo lepiej grał nie będzie, ale potrafi utrzymać poziom. Szukamy następcy, tylko możliwości są ograniczone. W krytycznych momentach Krychowiak sobie poradzi, choć coraz mniej wnosi do zespołu, ale też nie jest tym, który powoduje problemy. W MŚ wywiąże się z nakreślonych zadań. Potrzebujemy na tej pozycji piłkarza, który będzie wspierał kreowanie akcji, pchał grę do przodu. Czekam na Bielika, ale jego forma po kontuzjach będzie niewiadomą. Lekarstwem byłby Kuba Moder, ale na mundial nie pojedzie z powodu kontuzji. Żałuję, że choć przez 45 minut nie zobaczyłem Jakuba Piotrowskiego. To byłby dobry test, czy potrafi się zaadaptować i poradzić sobie z presją na wysokim poziomie. Zdaję sobie sprawę, że w Walii selekcjoner nie chciał ryzykować i postawił na sprawdzonych graczy, ale może 45 minut z Holandią rozjaśniłoby jego sytuację.

Piotr Wołosik i Radosław Kałużny dyskutują o Karolu Świderskim.

KAŁUŻNY: Ty chyba masz z nim dobry kontakt? Jeszcze z czasów jego gry w Jagiellonii.

WOŁOSIK: Tak. Od początku uchodził w Białymstoku za duży talent, ale przez pewien czas nie potrafił tego udowodnić. Prześladowały go problemy zdrowotne. Gdy kończył leczenie jednej kontuzji, przyplątywała się następna i to tyle razy, że długie miesiące musiał spisać na straty. A przed zdrowotnymi nieszczęściami wszystko szło idealnie. Gole w młodzieżowej reprezentacji, na rękawie opaska kapitana, dobre wejście do seniorskiej gry pod okiem tego, który do Jagi go sprowadził – Michała Probierza. W Białymstoku coraz częściej zjawiali się rodzice Karola, by podtrzymać na duchu wyraźnie przybitego urazami syna. Dla ojca Grzegorza i jego żony to nie byle jaka wyprawa, bo Rawicz i stolicę Podlasia dzieli 550 kilometrów. No, a w rodzinnym domu zostawała gromadka rodzeństwa piłkarza potrzebująca rodzicielskiego zaangażowania.

Reklama

KAŁUŻNY: Amerykańskie Charlotte z pewnością nie żałuje ani jednego euro z pięciu milionów zapłaconych za Karola PAOK-owi Saloniki. Świder z miejsca podbił serca kibiców klubu z Karoliny Północnej i całą MLS. I to w krótkim czasie, bo przecież do Stanów wyjechał na początku tego roku. Za oceanem piszą o nim „SwiGOALski”. Nie zdziwię się, jeśli zimą z powrotem zjawi się w Europie w jakimś dobrym klubie. Taką drogą poszli Przemysław Frankowski oraz Adam Buksa. Z Europy do USA i z powrotem.

WOŁOSIK: Chociaż chętny będzie musiał głęboko sięgnąć do kieszeni. Jak przyznał Mariusz Piekarski, menedżer napastnika, zapytania o 25-latka, którego gol dał wygraną z Walią, pojawiają się bez przerwy. Ale ewentualny transfer zdeterminują mistrzostwa świata. Gdyby Karol przykuł w nich uwagę, jeszcze tej zimy mógłby zmienić klub. Właśnie w zimowym oknie pilnie poszukiwane są „dziewiątki”. Zdaniem menedżerów w tym czasie co drugi klub na rynku rozgląda się za piłkarzem grającym na tej pozycji. A co do ceny, to Amerykanie nie będą brali pod uwagę oferty niższej niż 15 milionów euro. To oczywiście melodia przyszłości, chociaż mundial w Katarze nie za górami.

Rozmowa z prezesem Rakowa, Wojciechem Cyganem.

Patrząc na wyniki na arenie europejskiej, polska piłka wydaje się mocno przepłacona.

Na pierwszy rzut oka może się tak wydawać, ale pamiętajmy o tym, że gdy porównujemy ligi do siebie, to musimy pamiętać też o wielu kontekstach. W jakim stopniu te ligi są wspierane z innych źródeł niż prawa telewizyjne. Trzeba zwrócić uwagę, jaki procent wpływów w danej lidze stanowi choćby dzień meczowy. Tabela pokazująca wyłącznie wpływy z tytułu praw medialnych byłaby w moim odczuciu nieco zafałszowana.

Ekstraklasa wygląda bardzo ładnie w telewizyjnym opakowaniu, kluby są profesjonalne. Skąd zatem ten dysonans pomiędzy wizerunkiem ligi, a jej wynikiem sportowym?

Wynik sportowy jest mierzony poprzez weryfikację drużyn na poziomie europejskich pucharów. To jest taki wyznacznik, który jest łatwy do zmierzenia i oceny. Ja mam wrażenie, że polska piłka klubowa zmierza powoli w dobrą stronę. Wiem, że na pewno wielu chciałoby, aby ten proces postępował szybciej. Świadomych ludzi, jeśli chodzi o zarządzanie, jest w klubach coraz więcej, co przekłada się też na funkcjonowanie. Oczywiście można powiedzieć, że do fazy grupowej LKE dotarł tylko Lech, ale wierzę, że w kolejnym sezonie już się to zmieni. Kluby takie jak Legia, Raków czy Pogoń są drużynami, które realnie mogą myśleć o fazie grupowej. Jeśli będziemy wprowadzać tam następne drużyny, to nasza pozycja rankingowa pójdzie w górę, a dzięki temu w kolejnych latach awansować będzie znacznie łatwiej.

SPORT

Michał Zichlarz o reprezentacji.

Butelka albo nawet cała skrzynka dobrego alkoholu należy się komuś odpowiedzialnemu za terminarz reprezentacji Polski w trzeciej edycji Ligi Narodów. Jeśli przestawilibyśmy tylko dwa klocki i kończyli ją w niedzielę meczem z Holandią, a nie Walią, to tak gładka porażka, jaką ponieśliśmy w czwartek na PGE Narodowym, wygenerowałaby wisielczy klimat towarzyszący nam jeśli nie do samego mundialu, to przynajmniej do 16 listopada, kiedy dzień przed wylotem na katarską ziemię zagramy jeszcze towarzysko w Warszawie z Chile. No, ale na szczęście finiszowaliśmy nie z „Oranje”, a w Cardiff, co pozwoliło obrócić wskazówkę na barometrze nastrojów może nie o 180, ale z pewnością o wiele znaczących stopni, które ocieplą nam nadchodzący niechybnie czas jesiennej chandry. Będzie trochę pogodniej – albo przynajmniej trochę mniej szaro-buro.

Wręcz jestem lekko zdziwiony, jak niektórym przestawiła się po tym zwycięstwie wajcha. Zgoda – zwycięstwo z Walią trzeba cenić, a fakt, że niekrótkimi fragmentami nie mieliśmy tego meczu pod kontrolą i daliśmy się przyprzeć do muru, to nie ujma, skoro mierzysz się na wyjeździe z rywalem potrafiącym kwalifikować się do ostatnich wielkich imprez. Z drugiej strony, był to rywal osłabiony, którego selekcjoner Robert Page sam wyliczał nieobecnych ważnych – czterech – zawodników, a jedna świetna interwencja Wojciecha Szczęsnego mniej, jeden strzał kilka centymetrów niżej zamiast w poprzeczkę i nasza optyka też byłaby diametralnie inna.

Henryk Kasperczak jest optymistą po ostatnich meczach kadry.

Za nami finisz Ligi Narodów. Co można powiedzieć o ostatnich meczach biało-czerwonych, z Holandią i Walią?

– Były to różne spotkania w naszym wykonaniu, ale zadanie zostało wykonane i cel osiągnięty. To najważniejsze. Dzięki wygranej z Walią w kolejnych eliminacjach jesteśmy losowani z pierwszego koszyka, a druga ważna rzecz, to fakt, że zostajemy w najmocniejszej Dywizji Ligi Narodów. Po meczu z Walią powiało więc optymizmem. Selekcjonerowi Michniewiczowi nie wyszedł skład na Holandię, nie było pomysłu na grę, a Lewandowski był osamotniony. W drugiej połowie z Holendrami, z Milikiem z przodu było lepiej. Natomiast z Walią pomogły trzy zmiany, czyli Żurkowski w miejsce Linettego, Bereszyński na wahadło za Frankowskiego i Świderski za Szymańskiego. Wzmocniona została gra ofensywna, Lewandowski się lepiej poczuł, bo był obok niego kolejny napastnik, a efektem tego była piękna bramka. Skład na Walię to strzał w dziesiątkę. Jasne, Walia to nie tak mocny rywal jak Holandia, ale wygrana zasługuje na uwagę. To był taki mecz, że kto pierwszy strzeli gola wygra i tak się stało.

Górnik Zabrze podpisał roczny kontrakt z trzykrotnym reprezentantem Szwecji, Emilem Bergstroemem.

(…) Brutalne wejście Ariela Mosóra sprawiło, że doświadczony defensor zerwał więzadło. Pierwszą część sezonu ma z głowy. To sprawiło, że „górnicy” zaczęli się rozglądać za nowym zawodnikiem na środek obrony. A że jest już po zamknięciu letniego okienka transferowego, to pole wyboru jest mocno ograniczone – do graczy bez kontraktów. Ostatecznie zabrzanie postawili na 29-letniego przedstawiciela „Trzech koron” – Jak w przypadku Kanjiego Okunukiego zaufaliśmy systemom, które pozwalają monitorować graczy. Zaczęliśmy szukać, a Emil Bergstroem był na liście, więc zaczęliśmy oglądać jego mecze. Chcieliśmy, żeby trafiła do nas osoba, która coś wniesie. Czas pokaże, jak będzie to w przypadku Emila, mam nadzieję, że to będzie dobry ruch – mówi Roman Kaczorek, który w klubie z Zabrza odpowiada za skauting.

Rozmowa z Łukaszem Girkiem, prezesem Zagłębia Sosnowiec.

Bieżący sezon Zagłębie rozpoczęło całkiem nieźle, patrząc oczywiście na niepowodzenia w ostatnich sezonach i kiepskie starty, choć wiadomo, że do ideału droga daleka. Trudno sobie oczywiście wyobrazić scenariusz, że po raz czwarty klub z Sosnowca będzie walczył o utrzymanie. Domyślam się, że przy Kresowej takiego rozwiązania nie bierzecie pod uwagę?

– Nie bierzemy. Konsekwentnie realizujemy nasz plan. Utrzymaliśmy się w lidze, zadbaliśmy o stabilizację w sztabie szkoleniowym, piłkarze, którzy dołączyli do pierwszego zespołu stali się jego realnym wzmocnieniem, więc na pewno stać nas na więcej niż walka o utrzymanie. Nie zagwarantuję, że już w tym sezonie wywalczymy awans do ekstraklasy, ale krok po kroku chcemy budować zespół, który będzie grał na miarę oczekiwań wszystkich kibiców. Jako dzieciak chodziłem na Ludowy i pamiętam sezon 1984/85, w którym zajęliśmy piąte miejsce w najwyższej lidze w Polsce. Ta liga była wówczas niezwykle silna. Grali w niej medaliści MŚ w Hiszpanii, polskie kluby rozgrywały kapitalne mecze w europejskich pucharach, więc to piąte miejsce było ogromnym sukcesem. Pamiętam też jak dużo ludzi przychodziło wtedy na mecze Zagłębia Sosnowiec. Mam więc dobre punkty odniesienia i wiem gdzie powinniśmy zmierzać.

Marketingowo Zagłębie już zrobiło milowy krok, ale powszechnie wiadomo, że jeśli nie będzie wyników pierwszej drużyny, to kibiców na Ludowy, a następnie na nowy obiekt nie da się przyciągnąć. Pewnie trochę z zazdrością patrzy pan na frekwencję w Chorzowie?

– Tak, dobre wyniki pierwszego zespołu to podstawa. Wtedy łatwiej o wysoką frekwencję na trybunach. W ogóle wtedy wszystko jest łatwiejsze (śmiech). Chciałbym natomiast, żeby nie tylko wyniki sportowe decydowały o tym czy kibice przyjdą na stadion. Dlatego też tak ważna jest rola marketingu, biura prasowego, działu finansowego działu bezpieczeństwa i organizacji imprez sportowych, działu sponsoringu oraz całego pionu sportowego, czyli po prostu wszystkich osób, które pracują w klubie. Poprzez szereg działań spójnych z koncepcją rozwoju klubu, chcemy dbać o kibiców, którzy są z nami od lat, ale też chcemy cały czas powiększać zagłębiowską rodzinę. Tego nie da się zrobić w kilka miesięcy, ale jeśli będziemy konsekwentni w budowaniu tożsamości marki Zagłębia, odważni, innowacyjni i zdeterminowani, to ten plan zrealizujemy.

Podam przykład karnetów, które przygotowaliśmy na rundę wiosenną poprzedniego sezonu. Oferta została mocno skrytykowana przez kibiców i media, a naszym zdaniem była ciekawa i zróżnicowana, bo każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Co się okazało? Pojemność Stadionu Ludowego to pięć tysięcy miejsc. Jesienią minionego roku średnia frekwencja oscylowała wokół tysiąca osób. Wiosną tego roku tych osób było już około półtora tysiąca, a teraz mamy średnio dwa tysiące widzów na każdym meczu. To oczywiście ciągle mało, ale jednak cały czas jest nas coraz więcej.

Nasze projekty skierowane do dzieci i młodzieży jak Zagłębiowska Akademia Rozwoju Indywidualnego, Zagłębie Grassroots czy Junior Football, nie tylko przynoszą korzyści sportowe i finansowe, ale też promują markę klubu. W sierpniu place zabaw, boiska, baseny i inne miejsca aktywności ruchowej w całej okolicy odwiedzał Wakacyjny Patrol Zagłębia. Rozpoczął się rok szkolny, a my dalej jesteśmy w trasie. Dostaliśmy z Fortuna 1. Ligi cztery samochody marki Suzuki Vitara, więc nasi piłkarze, trenerzy oraz inni pracownicy klubu działają w terenie. Powoli startuje projekt „Akademia z klasą”, poprzez który zgodnie z naszą misją będziemy promowali aktywny i zdrowy tryb życia w szkołach podstawowych i przedszkolach, a przy tym dotrzemy do jeszcze większej grupy osób. Kilka dni temu aktywnie uczestniczyliśmy w Dniach Sosnowca, wcześniej organizowaliśmy imprezy promujące klub w największych centrach handlowych, zapraszamy na nasze mecze dzieci z klubów partnerskich i placówek opiekuńczo-wychowawczych, organizujemy konkursy dla naszych kibiców, budujemy świadomość marki Zagłębia w Polsce i poza granicami kraju.

FAKT

Dariusz Dziekanowski uważa, że Czesław Michniewicz nie ma pomysłu na kadrę.

FAKT: Jerzy Dudek zaapelował w „Przeglądzie Sportowym” o zmianę selekcjonera, i to jeszcze przed mundialem w Katarze. Chce, by prezes PZPN przeprosił się z Paulem Sousą.

Dariusz Dziekanowski: Nie wierzę, by Cezary Kulesza to zrobił, a już tym bardziej by chciał wracać do Sousy. Portugalczyk zahipnotyzował nas swoim gadaniem jak wąż, ale nic z tego nie wynikało. Wracając jednak do Czesława Michniewicza, trzeba sobie zadać pytanie, jaki był jego wpływ na grę kadry w ostatnich meczach. Bo w tych z Holandią i Belgią u siebie nie widzieliśmy koncepcji. Widzieliśmy za to mylne wybory i źle dobrany system gry.

Zwycięstwo nad Walią w Cardiff nic nie zmienia w tej ocenie?

Myślę, że to była bardziej mobilizacja samych piłkarzy niż decyzje selekcjonera. Do meczu z Holandią był kompletnie nieprzygotowany. Mając na skrzydłach Denzela Dumfriesa i Daleya Blinda, wystawił przeciwko nim na wahadłach Nicolę Zalewskiego, który ma duże braki w defensywie, i Przemysława Frankowskiego. W trójce stoperów znalazł się Jan Bednarek, który nie gra w klubie i jest w słabej formie. Po co w tej sytuacji przyjechał na zgrupowanie Mateusz Wieteska? Wychodzi na to, że słaby Bednarek jest lepszy od grającego na co dzień we Francji Wieteski.

SUPER EXPRESS

Piotr Czachowski chwali Jakuba Kiwiora.

– Umie dobrze wyprowadzać piłkę – charakteryzuje Jakuba. –Widać to było ostatnio, gdy nie robił tego Kamil Glik, który oddawał piłkę pomocnikowi. Właśnie po Kiwiorze trzeba oczekiwać tego, że będzie brał odpowiedzialność na siebie. On potrafi w zaskakujący sposób rozpocząć akcję. Na plus dodałbym także to, że dobrze gra w powietrzu. Jest silny, więc umie sobie wywalczyć lepszą pozycję. Dużo przewiduje, umiejętnie czyta grę. To jest w tym wszystkim bardzo budujące. Pamiętajmy, że to wciąż młody zawodnik, który jeszcze się rozwija. Jednak ostatnimi meczami otworzył sobie bardzo szeroko bramę do kadry. Poza tym jego atutem jest uniwersalność. Teraz występuje w trójce obrońców, a przecież na początku we Włoszech z konieczności grał jako defensywny pomocnik, gdzie stawiał na niego poprzedni trener Thiago Motta. Uważam, że zyskał na tym i rozwinął się – podkreśla były reprezentant Polski.

Były golkiper reprezentacji Włoch Franco Tancredi o Wojciechu Szczęsnym.

– Jakie są jego największe atuty?

– W mojej ocenie Szczęsny jest bramkarzem kompletnym. Świetnie wyprowadza piłkę nogami, jest bardzo zwinny na linii, a także pewny na przedpolu. Jednocześnie zdradza cechy przywódcze. Nie dziwi mnie specjalnie to, że od tylu lat utrzymuje się w światowej czołówce. Pokazywał klasę jako bramkarz Arsenalu, później Romy, gdzie wygrywał rywalizację z Alissonem Beckerem. Od kilku lat to samo robi w Juventusie, gdzie przecież presja jest olbrzymia.

– O ile w klubach wiodło mu się dobrze, a nawet bardzo dobrze, to tak duże turnieje są jego zmorą. Z czego to może wynikać?

– To po prostu zwykły pech. Jako trener pracowałem z najlepszymi bramkarzami na świecie. W Juventusie z Gigim Buffonem, a w Realu Madryt z Ikerem Casillasem – i oni także popełniali błędy. Bramka jest na tyle niewdzięczną pozycją, że można w jednym spotkaniu zaliczyć mnóstwo kapitalnych interwencji, a na końcu i tak wszyscy będą mówili o twoim jednym błędzie. Szczęsnemu będzie zależało na dobrym występie na mistrzostwach świata i z pewnością przygotuje się do nich optymalnie. Ma już za sobą kilka turniejów, wie, jaka wiąże się z nimi presja.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

22 komentarzy

Loading...