Reklama

PRASA. Lato: Ze zdobywaniem bramek jest jak z jazdą na rowerze

redakcja

Autor:redakcja

09 sierpnia 2022, 09:23 • 6 min czytania 12 komentarzy

Wtorkowa prasa, czyli mix tematów ligowych z Robertem Lewandowskim.

PRASA. Lato: Ze zdobywaniem bramek jest jak z jazdą na rowerze

„SPORT”

W 'dzisiejszym wydaniu znajdziemy krótką rozmówkę z Wojciechem Cyganem, przewodniczącym rady nadzorczej Rakowa Częstochowa.

Mecz w Zabrzu pokazał, że raczej nie macie dwóch równorzędnych jedenastek…

– Nie ogłaszamy takich rzeczy, czy mamy czy nie dwie równorzędne jedenastki. Nie ma co wyciągać pochopnych wniosków po jednym meczu. Na dodatek z Górnikiem zawsze grało nam się ciężko. Ostatnie sezony też to pokazywały. Wiedzieliśmy, że czeka nas w Zabrzu trudne spotkanie i tak było, ale żadnych daleko idących wniosków bym nie wyciągał. Gramy dalej swoje, a teraz przed nami ważny pucharowy mecz w czwartek. Trzeba zrobić wszystko, żeby awansować do IV rundy europejskich pucharów.

Mecz z Górnikiem pokazał, że trzeba jeszcze szukać i wzmocnić kadrę Rakowa?

Reklama

– Mecz nie ma wpływu na naszą kadrę, bo tę planujemy z wyprzedzeniem. A czy pojawią się nowi gracze? Mamy jeszcze trochę czasu, zostawmy więc jeszcze trochę znaków zapytania. 

Dziennikarze pochylają się też nad fatalną dyspozycją Piasta Gliwice.

Bez goli nie da się wygrywać meczów. A Piast, który teoretycznie w ataku jest silniejszy niż pod koniec wiosny (powrót Rauna Sappinena po kontuzji), ma ogromne problemy z wykańczaniem sytuacji. Niestety z tym aspektem jest z meczu na mecz coraz gorzej. W Białymstoku okazji było wiele, z Zagłębiem już średnio, bo szwankowało tzw. ostatnie podanie. Z Legią gliwiczanie mieli ogromne kłopoty, żeby oddać choć jeden celny strzał. Co ciekawe Piast na papierze jesienią jest bardziej ofensywny, gdyż gra dwójką napastników. Niewiele z tego wynika. W Warszawie sklecenie kilku dobrych akcji nie po stałych fragmentach gry, przychodziło z trudnością. Warto przypomnieć, że gdy rok temu gliwiczanie też kiepsko punktowali na początku, to jednak grali ciekawą i ofensywną piłkę.

W „Sporcie” znajdziemy dziś także opowieść o srebrnym medalu wywalczonym na Igrzyskach Olimpijskich w Barcelonie. Od tego wydarzenia minęło już 30 lat, a Polacy od tamtej pory ani razu nie wystąpili w tym turnieju. W tekście wypowiada się między innymi Tomasz Wałdoch.

– W zasadzie nikt w nas nie wierzył, nikt na nas nie stawiał. Na igrzyska dostaliśmy się kuchennymi drzwiami, gdyż nie mogła zagrać Szkocja. Nie byliśmy faworytami. A z drugiej strony bardzo chcieliśmy udowodnić swoją wartość, pokazać się z jak najlepszej strony. Siłą naszej drużyny był fakt, że znaliśmy się jak „łyse konie”, byliśmy zgraną paczką. A kilku zawodników już wówczas wiedziało, o co chodzi w futbolu, w każdej formacji mieliśmy liderów. To były fajne czasy.

Reklama

„FAKT”

Dziennik skupia się na Robercie Lewandowskim i jego występie w Pucharze Gampera. Łukasz Gaca, ekspert od wykrywania kłamstw i analizy mowy ciała stwierdził, że kapitan reprezentacji Polski jeszcze nigdy nie był tak szczęśliwy.

– Podczas treningów w Bayernie widzieliśmy u niego opuszczone barki, pochyloną głowę. Jego ruchy były ospałe. Ewidentnie to był facet niezadowolony z sytuacji, w jakiej się znalazł. Natomiast tutaj mamy wyprostowaną klatkę piersiową, wyprostowaną głowę, ręce luźno puszczone wzdłuż ciała. Robert nie robi dziwnych ruchów i nie zakrywa się rękami. Ważny jest też szczery uśmiech. Często wśród ludzi, którzy występują medialnie, ten uśmiech jest taki wystudiowany, wymuszony. Poruszają się same okolice ust. Prawdziwy uśmiech widać także w oczach. Wtedy pracują mięśnie prawie całej twarzy i dokładnie to widać u Roberta. To jest uśmiech szczęśliwego człowieka!

Kilka słów o formie strzeleckiej Lewandowskiego dorzuca także  były prezes PZPN, Grzegorz Lato.

– Numer tu nie ma nic do rzeczy. Ze zdobywaniem bramek jest jak z jazdą na rowerze. Tego się nie zapomina. Prędzej czy później musiał zacząć trafiać. Robert jedynie potrzebował odrobiny czasu, żeby poznać nowych kolegów, przestawić się na system gry Barcelony, ułożyć sobie w głowie, że nie jest już w Bayernie, gdzie wszyscy na niego pracowali. I w niedzielę widać było, że to sobie poukładał. Nie tylko trafił na 1:0, ale też świetnie dogrywał partnerom. Dobry dyrygent, mając do pomocy świetnych muzyków, da rewelacyjny koncert. A że kapitan reprezentacji Polski to najlepszy piłkarski dyrygent na świecie, to i koncert, jaki dał, wypadł znakomicie.

„SUPER EXPRESS”

Kevin Broll opowiada o kulisach swojego transferu do Górnika Zabrze.

– Kilka tygodni temu zatelefonował do mnie z Zabrza trener Bartosch Gaul. Po rozmowie odłożyłem telefon, ale po dwóch minutach odezwał się ponownie. Kiedy usłyszałem: „Mówi Lukas Podolski”, w pierwszej chwili pomyślałem, że to żart. Ale to był mistrz świata! Opowiedział mi o klubie, o mieście, o atmosferze na trybunach. Tato był bardzo szczęśliwy. „Mój klub!” – krzyknął. A potem opowiadał, że chodził regularnie na mecze w latach 80., kiedy Górnik cztery razy był mistrzem Polski

„PRZEGLĄD SPORTOWY”

W Przeglądzie dominują dziś tematy pozapiłkarskie, m.in. rozmowy z Shelly-Ann Fraser-Pryce czy Tomaszem Fornalem. Ale i fani futbolu znajdą coś dla siebie. Robert Błoński pisze o obiecującym debiucie Rafała Augustyniaka w Legii Warszawa.

Nie unikał odpowiedzialności, pojedynków i ryzykownych interwencji. W 73. min odważnym wślizgiem w ostatniej chwili wybił piłkę na rzut rożny. Gdyby nie to, jeden z piłkarzy Piasta byłby sam przed Kacprem Tobiaszem. Zawodnik z Gliwic aż złapał się za głowę. W pół godziny, które Augustyniak spędził na boisku, zaliczył 9 podań (8 celnych), wygrał pięć z siedmiu pojedynków oraz miał sześć odbiorów. Nieźle.

[…]

Augustyniak dołączył do zespołu rozbitego porażką 0:3 w Krakowie. Trener Runjaić postępuje ostrożnie, bo zdaje sobie sprawę, że wydarzenia z poprzednich rozgrywek siedzą w głowach wielu piłkarzy. Nie jest łatwo przejść do porządku dziennego nad jednym z najgorszych sezonów w historii i aż 17 porażek. Powoli wydobywa zespół z zapaści. W piątek legionistów czeka próba charakteru i wyprawa do Łodzi na mecz z Widzewem, którego urodzony w Zduńskiej Woli Augustyniak jest kibicem. Za parę dni sentymentów nie będzie.

W swoim felietonie Kamil Kosowski zastanawia się, czy polskie kluby nie powinny ruszyć na zakupy do Islandii.

Skoro zahaczyłem o Ekstraklasę, to warto wspomnieć o naszych pucharowiczach. Można powiedzieć, że w poprzednim tygodniu wszystko poszło zgodnie z planem – Raków wygrał ze Spartakiem Trnava, a Lech miał ogromne problemy i przegrana Islandii. Co kilka dni zadaję sobie pytanie, co ten mistrz Polski wyprawia i nie znajduję odpowiedzi. Od początku sezonu tylko w jednym meczu Kolejorz zdominował rywala i odniósł przekonujące zwycięstwo. Lecz trzeba dodać, że w tamtym spotkaniu piłkarze Dinama Batumi wyglądali tak, jakby wcześniej porządzili ze dwa dni na mieście. W meczu z Vikingurem tak łatwo już nie było i drużyna van den Broma będzie musiała odrabiać straty w rewanżu. Mimo porażki, moim zdaniem, mistrz Polski pozostaje faworytem do awansu i nawet nie chcę myśleć, co się stanie, jeśli Lech odpadnie. Patrząc na to, że ostatnie zwycięstwo polskiego klubu na Islandii miało miejsce w 2006 roku (1:0 Legii z Hafnarfjördur), to może warto zastanowić się nad przyjrzeniem się tamtejszemu rynkowi? Islandczycy są zapewne tani, jeśli chodzi o transfery, mają świetną mentalność i nierzadko umiejętności. A jeśli potrafią pokonać polski zespół, to i w naszej lidze daliby radę

fot. FotoPyk

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
5
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

12 komentarzy

Loading...