Reklama

Kosowski: Legia nie ma gwiazd i to jest jej problemem

redakcja

Autor:redakcja

12 lipca 2022, 08:47 • 9 min czytania 42 komentarzy

Rewanż Lecha Poznań z Karabachem oraz odliczanie do startu Ekstraklasy i I ligi. To mamy we wtorkowej prasie.

Kosowski: Legia nie ma gwiazd i to jest jej problemem

PRZEGLĄD SPORTOWY

Lech Poznań jedzie bronić przewagi z pierwszego meczu. Qarabag Agdam u siebie jest jednak bardzo groźny. W dodatku zespół z Azerbejdżanu jest przekleństwem polskich drużyn, walczących w Europie. Kolejorz chce odwrócić ten bolesny trend.

W pierwszym meczu Lech długo się bronił. Teraz zapewnił, że nie będzie murować bramki, aby utrzymać korzystny rezultat. – To bardzo ważne, że wygraliśmy w pierwszym spotkaniu, ale nie możemy zagrać na remis. Jesteśmy tutaj, aby wygrać. Ale oczywiście, że może przyjść moment, że remis da nam awans. Nie zamierzamy od pierwszej minuty grać w taki sposób – zapewnił.

– Qarabag jest świetnym zespołem, pokazał to w pierwszym meczu. Każdy zawodnik tej drużyny może zdobyć bramkę, ale zauważyliśmy, że gdy odzyskiwaliśmy piłkę, to rywale zostawiali nam przestrzenie. W pierwszym meczu graliśmy głównie z kontry, ale może się zdarzyć, że teraz będziemy mieć więcej posiadania piłki – dodał Holender.

Reklama

Do Azerbejdżanu jego zespół przyleciał osłabiony. Wypadli trzej zawodnicy – Adriel Ba Loua, Afonso Sousa i Dani Ramirez. Wszyscy nabawili się urazów w meczu o Superpuchar, w którym Van der Brom oszczędzał kluczowych zawodników, co skończyło się porażką 0:2, ale przynajmniej dzięki temu uniknęli urazów, co nie udało się ich kolegom.

Trener Jerzy Brzęczek ma do dyspozycji niemal 30 zawodników. W Wiśle Kraków nadszedł czas rozstań.

– Mam nadzieję, że sprawy odejść zostaną rozwiązane jak najszybciej, bo w szatni i na treningu mamy około trzydziestu zawodników. Chciałbym, żeby ta liczba była mniejsza. Decyzje w tej sprawie zapadną w najbliższych dniach – powiedział po ostatnim sparingu szkoleniowiec Białej Gwiazdy. Wisła chce się pozbyć kilku piłkarzy, którzy nie spełnili pokładanych w nich nadziei. Wśród nich jest na pewno Michal Škvarka. Słowacki pomocnik miał dobre wejście do zespołu Wisły, ale z czasem przestał na boisku pomagać drużynie. Zarówno zawodnik, jak i władze zespołu nie ukrywają, że negocjują w sprawie zakończenia współpracy za porozumieniem stron.

– Na początku letnich przygotowań porozmawiałem z przedstawicielami klubu i powiedziano mi, że byłoby dobrze, abyśmy rozwiązali mój kontrakt – wyjaśniał zawodnik w niedawnej rozmowie z Interia.pl. – Od tego momentu miałem jasność co do mojej przyszłości. Rozmawialiśmy z klubem i doszliśmy do wniosku, że najlepiej będzie dla obu stron, jak rozwiążemy umowę. Dyskutujemy o tym, ale cały czas zostają pewne kwestie do uzgodnienia – tłumaczył gracz Wisły. Biała Gwiazda planuje się też pożegnać się m.in. z Serbem Nikolą Kuveljiciem. Krakowski klub sprowadził już w jego miejsce piłkarza o identycznym profilu – Ivana Jelicia Baltę. Dodatkowo Chorwat nie wlicza się do limitu piłkarzy spoza UE, co stanowi istotny atut w nowej rzeczywistości Wisły.

Robert Lewandowski ma we wtorek rozpocząć przygotowania z Bayernem, choć wolałby z Barceloną.

Reklama

Lewandowski spędzał wakacje we Włoszech, czym dzielił się z fanami na Instagramie. „Ostatnia noc na Sycylii” napisał, dając do zrozumienia, że urlop się kończy i nie zamierza go sobie przedłużać.

Teraz czeka go kilka dni zajęć w Monachium, a 18 lipca Bayern leci do Stanów Zjednoczonych, gdzie zmierzy się z DC United i Manchesterem City. Lewy może udać się do Ameryki, ale już nie wrócić z drużyną. Za ocean wybiera się bowiem także Barcelona. Gdyby udało się zrealizować transfer, to zostałby w USA i tam dołączył do nowych kolegów.

Na razie jednak do porozumienia między obydwoma klubami jeszcze nie ma, choć różnice w ich stanowiskach nie są gigantyczne. Według „Sky Deutschland” Bayern jest gotowy sprzedać Lewandowskiego za 50-55 milionów euro. Barcelona oferuje 40 milionów i jest gotowa dołożyć kolejne dziesięć po spełnieniu określonych warunków w czasie gry w Barcelonie. Taka praktyka jest dość częsta przy transferach. Nie chce zwiększać oferty, bo Polak ma prawie 34 lata i tylko rok kontraktu z Bayernem.

Ryszard Orłowski w przeszłości pracował w Nepalu, Anguilli czy Belize. Teraz liczy na zatrudnienie w Afryce, gdzie miałby przejąć kadrę kobiet Sierra Leone. Przy okazji Polak, który na co dzień mieszka w USA, pośredniczy w… sprzedaży traktorów Ursusa do Afryki.

MARCIN DOBOSZ: Jak to się stało, że słyszę od wspólnych znajomych, iż uczestniczy pan w przewrocie politycznym w Grenadzie?!

RYSZARD ORŁOWSKI (BYŁY SELEKCJONER M.IN. REPREZENTACJI ANGUILLI ORAZ BELIZE): Zadzwoniła do mnie znajoma, czy mam kogoś znajomego na Manhattanie, kto miałby mieszkanie do wynajęcia dla jej siostry. Akurat koleżanka wyjeżdżała do Polski, ale nie chciała pozbywać się wynajmowanego za 700 dolarów mieszkania, bo może jej w Polsce nie wyjdzie i wróci. Ta siostra znajomej okazała się panią polityk i po dwóch latach może zostać premier Grenady. Mały szok. Jest głosem ludu, chce skończyć tam z korupcją, o której wszyscy wiedzą, tylko nikt nie może tego zmienić, bo to część kultury karaibskiej. Z tego co słyszę, ma 80 procent szans na wygraną.

Z czego się to bierze, że przylepiają się do pana takie historie? Kiedy widzieliśmy się w kwietniu w Stanach, pokazywał mi pan wiadomości od ministra sportu Sierra Leone.

Albo ludzie mnie lubią, albo mam szczęście. To jest coś niesamowitego. Niedawno przyszło zaproszenie do Togo z klubu Etoile Filante, niezły kontrakt, w zasadzie spadł z nieba. Ludzie ze Sierra Leone powiedzieli im o mnie. Podpisałem przedwstępną umowę, poleciałem do Togo, ale zobaczyłem, że nie wygląda jak powinno. Miałem pracować w klubie, ale jednocześnie także pomagać reprezentacji, a znając te kraje, wiem co to oznacza. Konflikt interesów i presja, by nawet słabych zawodników z klubu powoływać do kadry, żeby ich pokazać i promować. A druga sprawa, że 12 tys. euro miesięcznie, jakie mi oferowali, było do podziału na cały sztab. Poza tym od dawna jestem w kontakcie z ludźmi ze Sierra Leone.

No właśnie, miał pan przejąć reprezentację kobiet.

Oferta dalej jest aktualna, ale tam jest dużo do zrobienia, jak zresztą w całej Afryce. Nie mogę być jednocześnie trenerem i biznesmenem, a w Sierra Leone są bardzo zainteresowani naszymi polskimi… traktorami. Muszę znaleźć kogoś, kto połączy strony. Pod koniec sierpnia będę tam jechał, byłem dzisiaj na rozmowach z przedstawicielami Ursusa. Tam wszystko opiera się na rolnictwie, a na świecie jest kryzys żywnościowy i wiedzą, że jeśli nie będą produkować swojej żywności, to będzie gorzej niż jest. Ludzie z Ursusa już w paru afrykańskich krajach to przerabiali, polecą ze mną, odbędą spotkania na wysokim szczeblu z politykami. Ja mam swoją pracę, oni swoją.

“Legia nie ma gwiazd” – uważa Kamil Kosowski.

W pucharach z przyzwyczajenia szukałem Legii. Stołeczny zespół od kilkunastu lat stale rywalizował w eliminacjach, jednak w poprzednim sezonie noga się powinęła. Ciekaw jestem, jak będzie prezentować się Legia w tym sezonie. O poprzednim wszyscy chcą zapomnieć. Stąd też wzmocnienia – do Warszawy trafi li m.in. Makana Baku i Robert Pich. Uważam, że to dobre transfery. Pich zna Ekstraklasę jak własną kieszeń i poniżej pewnego poziomu nie schodzi. A Baku podczas pobytu w Warcie okazał się szybki, błyskotliwy i z pewnością może Legii dużo dać. Patrząc jednak na kadrę drużyny Kosty Runjaicia, to nie widzę tam gwiazd. Może poza Josue, bo on zjada polską ligę na śniadanie. Ale oprócz niego? Na plakatach widzimy Bartosza Slisza, Patryka Sokołowskiego i Bartosza Kapustkę. Legia nie ma obecnie gwiazd i to jest jej problemem. Taki skład osobowy powinien wystarczyć na miejsce w pierwszej czwórce. Jeśli tak się nie stanie, to będzie to kolejny sezon pod znakiem porażki.

SPORT

Trener GKS-u Tychy, Dominik Nowak jest zadowolony z transferów, ale zapowiada, że to jeszcze nie koniec wzmocnień drużyny.

– Transfery, których dokonaliśmy do tej pory, świadczą o tym, że nasze ruchy są przemyślane – uważa opiekun „trójkolorowych”. – Patryk Mikita, Antonio Dominguez i Petr Bucha to zawodnicy, na których możemy liczyć w ustalaniu wyjściowego składu, ale okienko transferowe jeszcze się nie zamknęło. Nie narzekam, że to „tylko” trzy wzmocnienia, ale nie ukrywam też, że dwa-trzy nazwiska są jeszcze na tapecie i prezes Leszek Bartnicki prowadzi rozmowy. Nie będziemy jednak działać pochopnie, bo z jednej strony wiadomo, że trener chce mieć jak najlepszy skład, ale to włodarze klubu podejmują ostateczne decyzje. Działamy jednak wspólnie i z tego, co mam, jestem zadowolony – twierdzi Nowak.

Z transferów zadowolony jest także prowadzący Ruch Chorzów Jarosław Skrobacz.

– Cały czas powtarzam, że musimy być zadowoleni. Słowa uznania dla ludzi pracujących w klubie nad tymi transferami. Wymagało to mnóstwo zaangażowania i poświęconego czasu. Jak na nasze możliwości, jest dobrze. Jasne, że w kilku przypadkach odbiliśmy się od ściany, myśląc o innych nazwiskach, ale mamy to, co mamy. I to doceniamy – podkreśla Jarosław Skrobacz.

Czy kadra jest już zamknięta? – W tej chwili możemy sobie spokojnie czekać. Jeśli trafi się jakiś fajny młodzieżowiec, to być może do nas dołączy. Ale nie mamy już brzytwy na szyi, noża na gardle. Sytuacja jest dynamiczna. Zostało kilka dni do startu sezonu, w ekstraklasie długo nie znali warunków, na jakich będą musieli grać młodzieżowcy – zwraca uwagę szkoleniowiec.

Chorzowianie nie mają komfortu, by wymieniać młodzieżowców w czasie meczu 1 do 1. Tak było wiosną w II lidze, gdy na wahadłach grali Wójtowicz, Jakbu Malec i Paweł Żuk. Teraz ostał się tylko Wójtowicz. W środku pola jest Witek, w przodzie – Bartłomiej Barański. Ruch nie ma jednej pozycji, na której buduje młodzieżowców. – To nie zawsze jest dobre. W pierwszej lidze mamy do dyspozycji pięć zmian. Nawet jeśli zejście młodzieżowca wymusza kolejną zmianę, to można sobie z tym poradzić – przyznaje Skrobacz.

Rozmowa z Mirosławem Smyłą, trenerem Podbeskidzia.

Nad czym Podbeskidzie musi obecnie najmocniej pracować?

– Chcemy, aby nasza drużyna grała dobrze w defensywie. Do przodu gramy nieźle, ale z tyłu zdarzają się nam błędy, co znowu wyszło w meczu. Choć może na pierwszy rzut oka organizacja gry w obronie nie wygląda źle, to błędy się niestety przytrafiają. To są niuanse, które kibiców nie do końca interesują. Prawda jest jednak taka, że takie zachowania decydują często o wyniku meczu. Proszę wyobrazić sobie, że w 90 minucie tracimy gola na wagę punktów, bo brakuje prawidłowego i prostego zachowania. Gola na 1:2 straciliśmy w sposób śmieszny. Zawodnik Wisły nie wiedział, co zrobić z piłkę. Odwrócił się i kopnął przed siebie. Po drodze rykoszet. Wypisz, wymaluj gol, który straciliśmy w poprzednim sezonie z Zagłębiem Sosnowiec. 

SUPER EXPRESS

Bartosz Bosacki nie ma pretensji do Lecha za styl gry przeciwko Karabachowi.

„Super Express”: – Podobał się panu Lech w pierwszym meczu z Karabachem?

Bartosz Bosacki: – Nie o „podobanie się” chodziło. Mecz się skończył wygraną Lecha 1:0, ale po 30 min mogło być odwrotnie albo… dużo gorzej. To, że tak się nie stało, dobrze świadczy o drużynie poznańskiej. W niczym nie zmniejsza to jednak skali trudności, jakie stoją przed Lechem w rewanżu. Karabach już w Poznaniu pokazał, jaki jest mocny. Lechowi zaś potrzeba czasu, by realizować wizję gry trenera van den Broma.

– Ale widział pan na murawie jakąkolwiek pieczęć Holendra na grze Lecha?

– Za wcześnie. Na razie słyszę jego deklaracje, że chce wykorzystać te wszystkie atuty, które drużyna prezentowała już za czasów Macieja Skorży. A więc piłkę na tak, z dominacją na murawie.

– To dlatego po meczu z Karabachem powiedział, że to nie była ta gra, która jest „w DNA Lecha”?

– Ten mecz pokazał jego doświadczenie jako trenera. Wiedział, że skuteczniejsza będzie bardziej zachowawcza taktyka. Nie mam o to pretensji; akurat w pucharach nie chodzi o to, by Lech grał pięknie, ale by doszedł do miejsca, którego wszyscy w klubie oczekują.

Fot. Newspix

Najnowsze

Komentarze

42 komentarzy

Loading...