– Nie, nie było do tej pory żadnej oferty. Po pierwsze: trudno o nie po takim sezonie, jaki rozegraliśmy. Po drugie: w ostatnich latach transferów było sporo, sprzedaliśmy tych, którzy wartość posiadali, jednocześnie nie kreując kolejnych z grupy zawodników transferowanych czy też spośród naszych wychowanków – mówi Jacek Zieliński, dyrektor sportowy Legii, na łamach “Przeglądu Sportowego”. Co poza tym dziś w prasie?
“SPORT”
Dwa sezony w Ekstraklasie i cztery trofea na koncie. Raków Częstochowa obronił Superpuchar Polski.
Częstochowianie musieli mierzyć się nie tylko z przeciwnikami na murawie, ale i z kibicami na trybunach. Od finału Pucharu Polski, gdy kibice Rakowa weszli na obiekt, łamiąc umowę z fanami „Kolejorza”, relacje obu stron są bardzo chłodne. Gospodarze nie oszczędzili nikogo. Dostało się kibicom, zawodnikom, a przede wszystkim trenerowi Rakowa. „Pozdrowienia” kierowane z trybun nie były w stanie zdeprymować podopiecznych Marka Papszuna. Raków prowadzenie objął chwilę przed przerwą, gdy błąd Antonio Milicia wykorzystał Bogdan Racovitan. Powracający po kontuzji Rumun nie dał szans Filipowi Bednarkowi, umieszczając piłkę „pod latą”. Po przerwie wynik ustalił Mateusz Wdowiak. – Pierwszą bramkę straciliśmy za łatwo, dodatkowo w momencie, gdy wydawało się, że mecz jest pod kontrolą. Szkoda również, że nie potrafiliśmy przeciwstawić się Rakowowi i odpowiedzieć bramką na 1:1 – dodaje Murawski.
Nadchodzi czas decyzji w sprawie Lewandowskiego. Bayern chce zarobić dużo, bo ma wydatki – chce sprowadzić De Ligta oraz Joao Felixa.
Z tego właśnie powodu Bayern chce zarobić na „Lewym” nie mniej niż 50 mln euro. Jeśli uda się go sprzedać, pozyskując jednego lata takich graczy, jak Mane, de Ligt i potencjalnie Felix, okienko w wykonaniu mistrzów Niemiec będzie imponujące. Co ciekawe, wiarą w ewentualne pozyskanie Lewandowskiego nadal wykazuje się PSG! Jak wiadomo, klub ze stolicy Paryża oraz londyńska Chelsea także były zainteresowane zakontraktowaniem blisko 34-letniego napastnika. Ten jednak woli Barcelonę, więc PSG odrzucił, a „The Blues” w ogóle nie brał pod uwagę. Rolę odegrała tu też jego żona, Anna, która nie chciała przeprowadzać się do deszczowej Anglii. Francuska „L’Equipe” twierdzi jednak, że paryżanie nadal uważają Lewandowskiego za opcję numer jeden do wzmocnienia ataku. Wiedzą jednakże, że piłkarz chce trafić do Katalonii, ale z wyczekiwaniem obserwują, jak toczą się negocjacje z Bayernem. Jeśli Barcelonie nie uda się porozumieć z Niemcami, PSG zaatakuje i spróbuje przejąć „Lewego”. W jego przypadku finanse na pewno nie będą stanowiły problemu, a i sam Polak zarobi tam pewnie więcej niż w Hiszpanii. Szanse na to są jednak znikome.
Łukasz Piszczek buduje LKS Goczałkowice. Klub na starcie III-ligowych zmagań przeprowadził kilka transferów, a sam Piszczek przeszedł operację stawu skokowego.
Łukasz Piszczek stwierdził, że tak kiepska runda nie może się już powtórzyć i postanowił solidnie „przewietrzyć” szatnię. Już przed meczem kończącym sezon (1:1 z MKS-em Kluczbork) było wiadomo, że z klubem pożegnają się: Patryk Szczuka, Łukasz Mrzyk, Piotr Maroszek, Piotr Ćwielong, Przemysław Trytko, Kamil Dokudowiec, Damian Furczyk, Kamil Łączek, do których dołączyli: Maciej Kazimierowicz, Przemysław Mońka, Filip Matuszczyk i Wojciech Dragon. Sam Piszczek podjął decyzję o zrobieniu porządku ze stawem skokowym i kilka ostatnich dni spędził w Dortmundzie, gdzie w klinice, z której korzystał, będąc przez długie lata piłkarzem Borussii, poddał się operacji. To może oznaczać, że bardzo chce wrócić na boisko i pomóc swemu klubowi w nadchodzącym sezonie. Sprawa jest świeża, więc trudno wyrokować, kiedy pan Łukasz wróci do gry, ale pewne jest, że sam – po odejściu 12 zawodników – wszystkiego nie udźwignie. Drużyna już przygotowuje się do sezonu, a sztab szkoleniowy testuje kandydatów do gry. Jest ich wielu i wielu trzeba zakontraktować, a jak na razie jedynym pewniakiem jest Bartłomiej Ślosarczyk, ofensywny pomocnik, grający ostatnio w IV-ligowym Drzewiarzu Jasienica. O pozostałych wiadomo tyle, że są młodzi, zdolni, chętni do gry i zwycięstw. Dowodem była sobotnia wygrana w sparingu z rezerwami Górnika Zabrze po golu jednego z testowanych.
“PRZEGLĄD SPORTOWY”
Ciekawy wywiad z Jackiem Zielińskim z Legii. Dużo szczegółów na temat trwającego okna transferowego, trochę kulis, obszernie wyjaśniona sytuacja Legii na rynku.
Czy zarobki, jakie oferujecie piłkarzom, są dziś niższe niż rok temu?
Dużo niższe w porównaniu do ostatniego okna transferowego, ale nadal takie, który pozwalają na sprowadzenie jakościowych zawodników. Moim zadaniem jest budowa mocniejszego zespołu, a mam na to mniej pieniędzy. Nie jest to łatwe, lecz jestem przekonany, że mimo wszystko mi się to uda. Trochę szpagatów muszę wykonywać, by doprowadzać do transferów, na razie wydaje się, że jest to działanie, które przyniesie dobry skutek. Czy to się potwierdzi, zobaczymy za kilka miesięcy, liga jak zawsze wszystko zweryfikuje.
Czy Josue zostanie przy Łazienkowskiej?
Dobrze się u nas czuje. Jest duszą towarzystwa w szatni, liderem na boisku. Wydaje mi się, że problemy z jego osobą są sztucznie kreowane – od środka to wygląda bardzo dobrze.
Ponawiam pytanie – zostanie? A dlaczego miałby odejść?
Do tej pory nie pojawiła się na niego żadna oferta. Kosta wyznaczył Josue jako wicekapitana. To wiele znaczy. Rozmawiacie z Josue o nowej umowie? Nie. Nie rozmawialiśmy na razie na ten temat, może niedługo się to wydarzy. Musi być jednak przekonanie z obu stron, że chcemy w dalszym ciągu współpracować.
Której ze stron brakuje tego przekonania?
Uważam, że Josue to piłkarz o tak dużych umiejętnościach, że mógłby przy Łazienkowskiej pozostać do końca kariery. Ogromna jakość, byliśmy spokojni o środek boiska. Być może będziemy o tym wkrótce rozmawiać. Zobaczymy.
Dostajecie oferty na piłkarzy Legii?
Nie, nie było do tej pory żadnej oferty. Po pierwsze: trudno o nie po takim sezonie, jaki rozegraliśmy. Po drugie: w ostatnich latach transferów było sporo, sprzedaliśmy tych, którzy wartość posiadali, jednocześnie nie kreując kolejnych z grupy zawodników transferowanych czy też spośród naszych wychowanków.
Przepis o młodzieżowcu zmieniony – nie ma przymusu, jest limit minut dla młodych do wypełnienia. A jak nie zostanie wypełniony, to będą kary.
Zmiany wchodzą w życie od razu. To oznacza, że w rozpoczynającym się w piątek sezonie Ekstraklasy kluby będą stosować przepis o młodzieżowcu już w nowej odsłonie. Modyfi kacja była konsultowana z uczestnikami rozgrywek i większość była za jej wprowadzeniem. Ci, którzy nie uzbierają wymaganego limitu 3000 minut w sezonie, będą musieli liczyć się ze sporymi karami. Poprzednio za nieobecność młodzieżowca nawet przez sekundę meczu groził walkower. Teraz w grę wchodzą kary pieniężne sięgające nawet trzech milionów złotych. To górny limit, który będzie obowiązywał, jeśli klub uzbiera mniej niż 1000 minut w sezonie. Warto dodać, że chociaż jest sporo wątpliwości w sprawie przepisu o młodzieżowcu, to od czasu jego wprowadzenia polskie kluby sprzedały aż siedmiu piłkarzy za kwotę wynoszą pięć milionów euro i więcej. Przed wprowadzeniem obowiązku wystawiania młodzieżowca za takie sumy wyjechało z Ekstraklasy tylko trzech zawodników.
Druga część wywiadu z Krzysztofem Przytułą, byłym dyrektorem sportowym ŁKS-u. Sporo o tym, jak problemy finansowe zżerały klub.
To prawda, że drużyna nie chciała jechać do Poznania na sparing z Lechem w reprezentacyjnej przerwie?
Tak. Walczyłem z tym i przekonywałem piłkarzy przez dziesięć godzin, żeby następnego dnia wsiedli do autokaru. Chodziło przede wszystkim o wizerunek klubu, jak i szacunek do Lecha i trenera Skorży. Ostatecznie zawodnicy zgodzili się pojechać.
Jaki wpływ na grę ŁKS w ostatnim sezonie miały zaległości finansowe?
Chciałbym, żeby to wybrzmiało donośnie. Od początku pracy w ŁKS, czyli od 4 lipca 2016 roku, nie znałem budżetu na żaden sezon. Czy to była III liga, czy ekstraklasa. Nie wiedziałem, jaki jest budżet.
To jak robiliście transfery?
Przedstawiałem trenerom danego piłkarza, czy to był Ricardinho, Rygaard czy Kowalczyk. Dostawali informacje o zawodniku, kto to w ogóle jest. Obserwować go mogli na InStacie. Do prezesa trafiał profil piłkarza ze specjalną prezentacją, wyciętymi materiałami o nim. Do tego oczekiwania finansowe zawodnika plus prowizja ze strony agencji. To wszystko on dostawał i decydował.
Kiedy zaczęły się kłopoty finansowe ŁKS?
Od składania przez piłkarzy wezwań do zapłaty.
To już był efekt tych kłopotów. Kto złożył pisma jako pierwszy?
Dwóch piłkarzy z Polski. Nie ma ich już w klubie.
Ich prawo. No i akurat teraz ŁKS na nich zarobił. Klimczaka sprzeda do Wieczystej, a Wolskiego do Stali Mielec.
Wściekłem się za pierwszym razem, gdy obaj złożyli wnioski. Klub zalegał im dwie pensje. Czasem do tego dochodziły bonusy, kwoty za podpis na kontrakcie.
W ostatnim sezonie ŁKS nie płacił pensji piłkarzom, klub tracił wiarygodność. Widział pan, że wżarło się to do szatni i zaczyna być nie do opanowania?
Nie było szans tego zatrzymać. Piłkarze składali wezwania, a ja nie wiedziałem, że ktoś nie dostaje pieniędzy. Nie miałem wglądu w klubowe konto, nic. Przychodzili do mnie piłkarze i stawiali sprawę na ostrzu noża: „Dyrektorze, nam nie płacą od dwóch i pół miesiąca”
Felieton Dariusza Dziekanowskiego – o Lechu, Superpucharze i pożegnaniu Boruca przez Legię.
Van den Brom akurat niekoniecznie może być zadowolony z gry swojej drużyny, bo skromna wygrana (1:0) z Azerami na własnym boisku nie daje spokoju przed rewanżem. A porażka z wicemistrzem Polski w meczu o Superpuchar mogła Holendra przyprawić o mały ból głowy. Z drugiej strony w grze Rakowa chyba zobaczył to, do czego – jako szkoleniowiec poznańskiej drużyny – zamierza dążyć. Wspominał przecież, że występ przeciwko Qarabagowi nie był zgodny z DNA klubu. Miejmy nadzieję, że Kolejorz osłodzi tę wpadkę we wtorek, przywożąc z Azerbejdżanu dobry wynik i awansując do kolejnej rundy kwalifikacji do Ligi Mistrzów. Wracając do sobotniego spotkania w Poznaniu – Raków wysłał głośny sygnał, że trzeci sezon z rzędu będzie drużyną walczącą w kraju o najwyższe trofea. Ekipa Marka Papszuna pokazała wszystkie swoje atuty: świetne przygotowanie fizyczne, walka od pierwszej do ostatniej minuty, wysoki pressing, który dławił rywala. Zespół z Częstochowy pracował jak naoliwiona maszyna. To dobrze, bo może da to do myślenia innym ligowym rywalom, że poprzeczka zawieszona przez Raków wisi wysoko i żeby ją przeskoczyć, trzeba będzie mocno się zmobilizować.
“SUPER EXPRESS”
Wielu kolegów ze świata futbolu pożegnało Janusza Kupcewicza. Między innymi Janas, Listkiewicz, Piechniczek czy Łazarek towarzyszyli byłemu reprezentantowi w ostatnim pożegnaniu.
Tam głos zabrali dwaj synowie piłkarza. W emocjonalnych przemowach pożegnali ojca i dziadka. – Twoi wnukowie zdecydowanie za krótko mieli najlepszego z dziadków – stwierdzili. Następnie w imieniu wszystkich zgromadzonych trenerów przemówił Strejlau. – Kochajmy ludzi, bo strasznie szybko odchodzą. Każdego z nas to czeka, też mam już swoje lata –mówił były selekcjoner. W podobnym tonie wypowiedział się Piechniczek. – Cytując ks. Twardowskiego: „spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą”. W imieniu drużyny Hiszpania 1982: czekaj na nas – zwrócił się do byłego podopiecznego trener medalistów MŚ 1982. Po jego przemowie urna złożono do grobu, a kibice Arki Gdynia uczcili pamięć legendy klubu, odpalając race. Odtworzono też bramkę Kupcewicza z meczu z Francją i zagrano „We Are The Champions” oraz „You Will Never Walk Alone”.
fot. FotoPyk