– Nie pamiętam, by któryś selekcjoner od niego zaczynał ustalanie składu i na nim opierał grę. Zawsze pełnił w kadrze rolę drugoplanową, ale mimo to uzbierał sporo występów w koszulce z orłem na piersi. Takich zawodników mamy wielu, za 10 lat nikt nie będzie pamiętał, że byli w reprezentacji, bo zawsze byli gdzieś w cieniu większych nazwisk. Po Rybusie nie będziemy płakać. Czesław Michniewicz musi rozwiązać kwestię braków na lewej stronie obrony lub lewym wahadle. W razie czego jest Bartek Bereszyński, który załata dziurę. Obiecująco w ostatnich spotkaniach wyglądał Nicola Zalewski, są jeszcze Tymek Puchacz, Arek Reca, a w odwodzie także Kamil Pestka, który w końcu szansy debiutu nie dostał, a szkoda – pisze Kamil Kosowski w “Przeglądzie Sportowym”. Co poza tym dziś w prasie?
“PRZEGLĄD SPORTOWY”
Janusz Kowalik opowiada o Jonie van den Bromie, nowym trenerze Lecha. Porównanie Maaskanta i van der Broma to jego zdaniem jak porównywać Ekstraklasę i III ligę.
W Polsce holenderscy szkoleniowcy niespecjalnie do tej pory się aklimatyzowali. A Robert Maaskant wprawdzie w 2011 roku zdobył z Wisłą Kraków wciąż jej ostatnie mistrzostwo kraju, raczej nie kojarzy się z budowniczym, bo potem dość szybko opuścił klub, a zostały po nim ogromne wydatki na drużynę, która nie awansowała do Ligi Mistrzów, choć taki był plan i nie zanosiło się, że obroni ligowy tytuł. Kowalik na te uwagi tylko się uśmiecha. – Nie porównujmy van den Broma z Maaskantem, bo to tak jakbyśmy porównywali ekstraklasę z trzecią ligą. Bardzo się dziwiłem, gdy wtedy Wisła wzięła Maaskanta i z tego zdumienia nie wyszedłem do dzisiaj. Maaskant był bardzo przeciętnym holenderskim trenerem, który nie powinien był dostać tej pracy – ocenia. – Van den Brom nie zawsze wygrywał, ostatnia jesień w KRC Genk to może trochę gorszy czas, ale tym bym się nie przejmował, bo każdy trener przeżywa różne momenty, także kryzysowe. Ważne, by umiał wyciągać z nich pożyteczne wnioski, a według mnie John to potrafi . Wynika to z jego charakteru, bo ma dużo pokory i jest zwyczajnie pozytywnie nastawiony do otoczenia. Mówi się, że holenderscy trenerzy są wyniośli, gdy na przykład przyjeżdżają do kraju, który pod względem piłkarskim ma mniejsze osiągnięcia. Lubią wtedy opowiadać bajeczki, a niektórzy ludzie niestety w bajeczki wierzą. Holendrzy jednak bywają różni.
Legia bierze Roberta Picha. Ale warszawski klub chce też sprzedać kilku piłkarzy, by ograniczyć wydatki na płace.
W klubie nie ma pieniędzy, ale budżet płacowy jest wysoki. – Chodzi o to, by rozsądnie nim gospodarować. Uważam, że mieszcząc się w kwotach, które mamy do dyspozycji, można zbudować zespół z całkiem niezłymi piłkarzami – mówił dyrektor Zieliński przy okazji prezentacji nowego szkoleniowca. Na szczycie listy piłkarzy, z którymi Legia rozstałaby się bez żalu, są Lirim Kastrati, Ihor Charatin i Jasurbek Yaxshiboyev. Cała trójka zarabia rocznie łącznie około miliona euro, a ich przydatność do pierwszego zespołu jest właściwie żadna. Ten pierwszy, poza szybkością, nie ma wielu zalet piłkarskich Ukrainiec jest stoperem numer cztery i ma nikłe szanse, by grać, a zarabia sporo. Z kolei reprezentant Uzbekistanu wiecznie narzeka, że coś go boli. Pozbycie się tych zawodników otworzyłoby Legii możliwość zakontraktowania innych, ale najpierw musiałby się znaleźć chętny na odkupienie któregoś z wymienionych. Klubu dla Mateusza Wieteski szuka menedżer Mariusz Piekarski. Ofert nie ma, ale istnieje szansa, że nowy reprezentant Polski wyjedzie za ocean, do ligi MLS. Niewykluczone, że po sprowadzeniu Hładuna zostanie sprzedany któryś z bramkarzy. Trener Runjaic już zapowiedział, że w sezonie 2022/23 młodzieżowcem Legii będzie golkiper, a to oznacza, że postawi na Kacpra Tobiasza lub Cezarego Misztę. Ten pierwszy skrócił urlop, wrócił do treningów i zagrał 45 minut w niedzielnym sparingu z Chojniczanką (3:1, po przerwie zmienił go Hładun). Miszta dołączy do zespołu przed zgrupowaniem w Austrii.
Rozmowa z Kacprem Przybyłko i jego partnerką. Trochę o MLS, trochę o ich relacjach, trochę o Sloninie.
W Union nie eksponowano twojego pochodzenia, ale w Chicago na powitanie zrobiono ci filmik w sklepie z kiełbasą, a w maju stałeś się twarzą Polish Heritage Day. To zabiegi marketingowe czy faktycznie jesteś dumny z polskości?
KACPER: Akcje marketingowe są ważne dla klubu i dla kibiców. W Chicago jest podobnie i trzeba wykorzystywać każdą okazję, aby przyciągnąć fanów na trybuny. Dlatego cieszyłem się, że mogłem pomóc i czułem się z tego faktu dumny. Jestem urodzonym w Niemczech Polakiem i wychowałem się w polskiej rodzinie. Cała moja rodzina pochodzi z Polski. Grałem w młodzieżowych reprezentacjach Polski. Dlatego fajnie jest być tutaj, gdzie poznaliśmy wielu Polaków i możemy dalej mówić po polsku.
KINGA: Utrzymanie polskiej kultury jest dla nas bardzo ważne. Nasi rodzice urodzili się w Polsce, dla mnie – przyjechałam tu w wieku 8 lat – polski był pierwszym językiem. U Kacpra też wszędzie poza szkołą mówiło się po polsku. Jesteśmy z Kacprem taką „mieszanką”, ale mimo to do Leo mówimy tylko po polsku. Nie wiem, czy nasze dzieci będą chciały aż tak bardzo trzymać się polskiej kultury jak my, ale uszanujemy to, co zdecydują.
KACPER: Z wszystkich ludzi, których znam, 95 procent to Polacy. W Niemczech mam kilku niemieckich kumpli, z którymi się spotykam, ale nie robią problemu, że przy nich mówię po polsku. KINGA: Oni znają też dwa czy trzy „najważniejsze” polskie słowa!
W Fire po polsku porozumiewasz się z Gabrielem Sloniną. Czy rozgłos wokół niego jest adekwatny?
KACPER: Chłopak jest megautalentowany i życzę mu wszystkiego najlepszego. Ma wszelkie predyspozycje do tego, aby grać w największych klubach. Wiadomo, że jest parę rzeczy, których musi się jeszcze nauczyć, ale ma czas. Będzie miał dłuższą karierę, bo jako bramkarz nie musi tyle biegać po boisku. Może wiele osiągnąć. Ale najbardziej podoba mi się jego mentalność. Ma 18 lat, a jest dojrzały jak trzydziestolatek. Gra u nas niecały rok, a patrząc z boku może się wydawać, że ma z pięć lat doświadczenia.
A co powiesz o zamieszaniu z jego powołaniem do kadry Polski?
KACPER: Słyszałem, że spotkał się z trenerem Michniewiczem, ale nie rozmawialiśmy o tym. O decyzji dowiedziałem się z internetu. Powiedziałem mu wtedy: „Wielki szacunek za to!”. W jego przypadku najważniejsze jest, że dokonał wyboru i teraz może się skupić na grze. Ludzie narzekają, że nie dał Polsce szansy, ale on ma dopiero 18 lat! Być może jak będzie miał 25 lat, to popatrzy wstecz i uzna, że to był błąd? Ja go rozumiem, bo wychowałem się w Niemczech, ale jak jeździłem na kadrę Polski, to nie było mi łatwo rozmawiać z kolegami z Polski. Niektórzy traktowali mnie tam jak Niemca. On się tu urodził, ma szacunek do tego, co mu dała Ameryka. W amerykańskiej kadrze też już grał. Może Polacy zgłosili się po niego za późno?
Kamil Kosowski nie będzie płakał po Macieju Rybusie w kadrze. Jest kogo wystawić na jego pozycji, nie ma co dramatyzować.
Pamiętam, jak debiutował w reprezentacji w meczu z Rumunią w 2009 roku. Kilka dni po tym spotkaniu graliśmy z Kanadą i strzelił gola, a ja asystowałem. Był to mój ostatni mecz w kadrze, a takie występy się pamięta. Od tej chwili minie niebawem 13 lat, a Rybus przez ten czas nigdy nie stał się bardzo ważną postacią w drużynie narodowej, a nawet w samej defensywie. Nie pamiętam, by któryś selekcjoner od niego zaczynał ustalanie składu i na nim opierał grę. Zawsze pełnił w kadrze rolę drugoplanową, ale mimo to uzbierał sporo występów w koszulce z orłem na piersi. Takich zawodników mamy wielu, za 10 lat nikt nie będzie pamiętał, że byli w reprezentacji, bo zawsze byli gdzieś w cieniu większych nazwisk. Po Rybusie nie będziemy płakać. Czesław Michniewicz musi rozwiązać kwestię braków na lewej stronie obrony lub lewym wahadle. W razie czego jest Bartek Bereszyński, który załata dziurę. Obiecująco w ostatnich spotkaniach wyglądał Nicola Zalewski, są jeszcze Tymek Puchacz, Arek Reca, a w odwodzie także Kamil Pestka, który w końcu szansy debiutu nie dostał, a szkoda.
“SPORT”
Raków rozpoczął przygotowania. Zabrakło tylko Niewulisa (problemy ze zdrowiem) i Gagnidze, którego sytuacja jest bardziej skomplikowana.
Gagnidze dołączył do Rakowa w trakcie rundy wiosennej. 19-latek został wypożyczony do zespołu z Dynama Moskwa. Gruzin skorzystał z możliwości, jaką FIFA dała zawodnikom występującym w ligach rosyjskiej i ukraińskiej. Decyzja piłkarskiej centrali sprawiła, że zawodnicy mogli zawiesić swoje kontrakty i poszukać gry poza swoimi klubami. Piłkarze mieli po 30 czerwca wrócić do swoich macierzystych zespołów. FIFA planuje jednak zmiany. Rozpatrywane są dwa scenariusze. Pierwszy zakłada, że zawodnicy do 30 czerwca 2022 roku rozwiążą umowy ze swoimi aktualnymi klubami. Jeżeli jednak ta sztuka się nie uda, to wówczas zawodnik będzie miał możliwość jednostronnego zawieszenia kontraktu na kolejny rok. Jeżeli Rada FIFA przyjmie tę zmianę, to piłkarze dostaną zielone światło na zmianę barw. Byłby to idealny scenariusz dla Rakowa. Częstochowianie chcieliby, aby utalentowany 19-latek został w zespole. Choć w poprzedniej rundzie Gagnidze rozegrał tylko jedno spotkanie, to sztab szkoleniowy ma swoje plany na tego pomocnika. Pytanie jednak czy sam piłkarz ma zamiar kontynuować swoją karierę w Częstochowie, czy też będzie chciał poszukać innego miejsca do rozwoju. Do 30 czerwca pozostało jeszcze kilka dni, które będą decydujące w tej sprawie.
Kilku kandydatów na zastąpienie Urbana w Zabrzu. Wśród nazwisk przewijają się Gasparik, Gaul, Slomka i Chackiewicz.
Życie toczy się jednak dalej i wszyscy zadają sobie pytanie, kto będzie nowym trenerem Górnika? Na trenerskiej giełdzie padają przeróżne nazwiska. W pierwszych dniach na czele były nazwiska byłego selekcjonera i szkoleniowca Górnika Adama Nawałki oraz Michala Gasparika. Ten ostatni z sukcesami pracuje obecnie w Spartaku Trnawa, a w górniczym zespole występował przed 11 laty, zresztą pod okiem Nawałki. Ten ostatni szybko zaprzeczył, jakoby prowadził rozmowy z klubem z Zabrza. Wydaje się też, że oddaliła się kandydatura Słowaka Gasparika. Teraz na topie są kandydaci zza zachodniej granicy. Wysoko mają stać notowania Bartoscha Gaula. To młody 34-letni szkoleniowiec, który prowadził młodzież w Schalke 04, a od kilku lat z powodzeniem prowadzi rezerwy FSV Mainz. Gaul urodził się w Bytowie, ale potem z rodzicami wyemigrował do Niemiec i tam uczył się trenerskiego fachu. Jego menedżerem jest Marc Kosicke, który jest też przedstawicielem słynnego Jurgena Kloppa. „Kloppo” szkoleniową edukację zaczynał też oczywiście w „swojej” Moguncji. Gaul ma ponoć wszelkie predyspozycje, żeby iść tym śladem. Czy zacznie w Górniku? Zobaczymy, bo pojawiła się też znacznie bardziej utytułowana kandydatura z Niemiec. Chodzi o znanego w trenerskim świecie Mirko Slomkę. To były szkoleniowiec takich klubów, jak Schalke, Hannover 96, Hamburger SV, Karlsruher SC. Hanowerczyków w ligowych i pucharowych bojach prowadził w blisko 200 grach. Miał już nawet być w Zabrzu i rozmawiać z działaczami, ale czy 54-letni szkoleniowiec obejmie 14-krotnego mistrza Polski? Trudno powiedzieć. Na razie działacze Górnika sami muszą wypić piwo, które nawarzyli, albo które raczej nawarzyła im prezydent miasta Małgorzata Mańka-Szulik, bo wiadomo że to ona pociąga w klubie za wszystkie sznurki.
Ruch Chorzów czeka na wzmocnienia, trener oczekuje 5-6 transferów po awansie do 1. ligi.
– Praktycznie do każdej formacji kogoś potrzebujemy. Jeszcze 5-6 nowych nazwisk to tyle, ile powinno się pojawić. Chcielibyśmy, by byli to zawodnicy ograni nawet w ekstraklasie, którzy nie są jeszcze zgranymi kartami, a dadzą odpowiednią jakość, ale musimy mierzyć siły na zamiary. Zdaję sobie sprawę, że pewnych kwestii – w nawiasie proszę napisać, że finansowych – nie jesteśmy w stanie przeskoczyć. Wzmocnienia są niezbędne, szukamy ich na miarę naszych możliwości – mówi trener Skrobacz. Po awansie z „Niebieskimi” już rozstało się 8 zawodników – Kacper Będzieszak, Bartłomiej Kulejewski, Jakub Malec, Vanja Marković, Michał Mokrzycki, Przemysław Szkatuła, Rusłan Zubkow i Paweł Żuk – a na tym wcale nie koniec. – Żeby ktoś mógł przyjść, ktoś musi odejść. Inaczej nie da się tego zbudować. To ciężki okres. Skoro wywalczyłeś awans, to znaczy, że zbudowałeś też atmosferę i prawie każdy miał mniejszą czy większą zasługę w tym awansie. Niekiedy w klubach sporym problemem okazuje się kierowanie sentymentem. A skoro ktoś na poziomie drugoligowym radził sobie nie za dobrze, to jak byłoby jeszcze piętro wyżej? Stąd nasze decyzje, trudne, nieprzyjemne, ale tak musi być, jeśli chcemy rozwijać się jako zespół – przyznaje szkoleniowiec Ruchu.
“SUPER EXPRESS”
Jan Tomaszewski doradza Czesławowi Michniewiczowi, by ten złożył wniosek do prokuratury o odtajnienie swoich zeznań.
– Już w momencie nominacji nowego selekcjonera, komentując ją publicznie, wystąpiłem w… czarnej koszuli i powiedziałem głośno, że to najczarniejszy dzień w historii polskiej piłki. Dlaczego? Bo „sprawa 711” nie została dogłębnie wyjaśniona. Wiedziałem, że prędzej czy później ten fakt zostanie wykorzystany przeciwko naszej reprezentacji – mówi „Super Expressowi” Jan Tomaszewski. I przywołuje publikacje belgijskich mediów, które nazwały Czesława Michniewicza „trenerem mafii”. – Takie słowa to nieprawdopodobny policzek dla mnie jako kibica, dla wszystkich Polaków. Natychmiast powinno ukazać się dementi PZPN, dementi polskiej ambasady w Brukseli, wreszcie dementi Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Tak jak ma to miejsce w przypadku stosowania przez zagraniczne media zdania o „polskich obozach zagłady”. Niestety, nic ze strony żadnej z tych instytucji się nie wydarzyło – dodaje Tomaszewski. Nie ma więc wątpliwości, że sytuacja powtórzyć się może przy okazji kolejnych gier Biało-Czerwonych.
fot. FotoPyk