Reklama

Widzew do Ekstraklasy dobrnął, ale czy sobie w niej poradzi?

Iza Zaporowska

Autor:Iza Zaporowska

23 maja 2022, 18:45 • 6 min czytania 48 komentarzy

Widzew Łódź zameldował się w Ekstraklasie dokładnie w ósmą rocznicę dnia, w którym się z nią pożegnał. Powrót do najwyższej ligi nie był jednak usłany różami, a obfitował w liczne potknięcia oraz zastoje. Koniec końców, liczy się jednak końcowy rezultat. A on cieszy nie tylko połowę Łodzi, ale i sporą część piłkarskiej Polski. W końcu powrót na salony tak utytułowanej marki nie może przejść niezauważony.

Widzew do Ekstraklasy dobrnął, ale czy sobie w niej poradzi?

Mimo wszystko, awans Widzewa nie był wcale sprawą tak jednoznaczną. Miedź Legnica swój przypieczętowała już kilka dobrych tygodni wcześniej. Zespół Janusza Niedźwiedzia drżał o to aż do końcowych minut ostatniej kolejki, bowiem drugie miejsce wyrwał rzutem na taśmę, odskakując Arce zaledwie na jeden punkt. Jesień rozbudziła nadzieje łódzkich kibiców, wiosna – mogła lekko nimi zachwiać. Ale ostatecznie zostali oni nagrodzeni za swoją wieloletnią wierność oraz wytrwałość. Ta, podczas minionych lat, była nieoceniona, ponieważ sukces ich klubu rodził się w bólach.

Kręte ścieżki oraz potknięcia Widzewa

Choć Widzew z Ekstraklasą pożegnał się w 2014 roku, gwóźdź do trumny miał zostać wbity rok później. Sezon 2014/2015 spędzony na zapleczu najwyższej ligi zakończył się dla nich miejscem w dole tabeli, oznaczającym kolejny spadek. Jednak nie to było największym problemem. Klub nie dostał wówczas licencji na grę w II lidze, a sąd ogłosił jego upadłość likwidacyjną. Utytułowany zespół zniknął na chwilę z piłkarskiej mapy Polski, a jego losy znalazły się w rękach szarych bohaterów – kibiców i biznesmenów, którzy zainwestowali w niego własne pieniądze. To im udało się go odbudować praktycznie od zera, dzięki czemu Widzew zaczął rozgrywki w IV lidze i zaczął piąć się do góry.

Obecność Widzewa na tym poziomie rozgrywkowym była atrakcją głównie dla lokalnych rywali, z którymi jednak łódzki klub nie miał większego problemu. Fakt, w międzyczasie doszło do zmiany trenera, jednak bardziej ze względu decyzji jego samego, aniżeli ówczesnej formy zespołu. Zresztą, rotacje na ławce trenerskiej okazały się w kolejnych latach dość częstą praktyką. Niemniej awans do III ligi okazał się dosyć prostym i pewnie osiągniętym zadaniem.

Ale nie tak jak kolejne. Trzecia liga okazała się przeszkodą nie do przejścia aż na dwa lata. W pierwszym sezonie do awansu zabrakło niewiele, jednak finalnie trzeba było uznać wyższość rywala zza miedzy. Nie pomogło nawet otworzenie stadionu i wiążące się z tym jeszcze bardziej odczuwalne wsparcie kibiców. Obrazki kilkunastotysięcznej widowni zapełniającej stadion trzecioligowca z pewnością robiły wrażenie i dawały poczucie, że we wschodniej Łodzi na pewno walczą o wyższe cele.

Reklama

Te wyższe cele udało się osiągnąć już rok później. Jednak kolejny szczebel to kolejny dwuletni zastój. O ile drugoligowe jesienie wyglądały jeszcze znośnie, tak na wiosnę wszystko się sypało. Awans na ekstraklasowe zaplecze był dosyć wymęczony, bo łodzianom udało się to bez żadnej punktowej przewagi nad zespołem pod nimi.

I ponownie – pierwszy sezon w wyższej lidze do zapomnienia, bo skończony miernym miejscem w środku tabeli. Dopiero letnie zmiany w zarządzie oraz pojawienie się Janusza Niedźwiedzia wprowadziły w Widzewie powiew świeżości. Za ich kadencji zespół się rozkręcił i nabrał polotu –wyglądał dużo lepiej niż w poprzednich latach. Świetną jesień, podczas której walczył o fotel lidera praktycznie tylko z Miedzią, zwieńczył na drugim miejscu. Na przestrzeni 20 spotkań rywalom uległ tylko trzykrotnie, co mogło zwiastować obiecującą rundę wiosenną…

 

Czy są powody do hurraoptymizmu?

… której oblicze – zgodnie z tradycją – było nieco bardziej chimeryczne. Już od początku wkradały się potknięcia i wykładanie się na rywalach, nawet tych potencjalnie dużo gorszych (jak np. zamykający wówczas tabelę Górnik Polkowice). Wypracowana jesienią zaliczka nie pozwoliła im spaść z podium już do końca rozgrywek. Mimo to, kilkukrotne zgubienie punktów miało swoje konsekwencje – jeszcze niecały miesiąc temu, po porażce z konkurującą o wysoką lokatę Koroną, Widzew chwilowo znalazł się na trzecim, premiowanym jedynie barażami, miejscu. Momentalnie wrócił jednak na pozycję wicelidera, której nie oddał już do końca. Dlatego dziś może cieszyć się z powrotu do Ekstraklasy – ale czy tak całkowicie?

Oczywiście nie ma co zabierać łódzkim fanom powodu do radości, ale kim byśmy byli, gdybyśmy nie spojrzeli na to nieco bardziej krytycznie? Ostatnie tygodnie nas do tego uprawniają, dają pewną nutkę niepewności słyszalną podczas narracji o sytuacji Widzewa w perspektywie nadchodzących miesięcy.

Reklama

No bo jednak spójrzmy na ostatnie mecze domowe: trzy wygrane, trzy przegrane. I okej, ich stadion nie był może szczególną twierdzą, ale dotychczasowe oklepy w tym sezonie zbierane były głównie na wyjazdach. Te z końcówki, zebrane od Miedzi (tu jeszcze można wybaczyć, Miedzi ulega prawie każdy), ale i z takimi markami jak Resovia, czy Odra Opole. Martwi też styl ostatnich spotkań Widzewa – nawet nie tylko tych przegranych. Brak skuteczności oraz bramkostrzelnego zawodnika, nierzadko dziurawa defensywa – wiele aspektów przemawia za tym, że przed przystąpieniem do ekstraklasowych rozgrywek konieczne są wzmocnienia. Bez nich nie ma co raczej marzyć choćby o utrzymaniu w lidze. A wierzymy, że ambicje Widzewa są jeszcze wyższe.

Wiadomo, wszystko zależy od punktu odniesienia. Względem wielu pierwszoligowych rywali Widzew wyglądał naprawdę dużo lepiej. Ale lepiej chyba jednak ciągnąć w górę, z której spogląda Miedź, która konsekwencją i względną stabilnością zagwarantowała sobie spokój już wcześniej. W Łodzi blisko było o powtórki z poprzednich sezonów, gdy nieudane wiosny niwelowały jesienne zasługi.

Jednak w końcu stało się inaczej, a Widzew musi zacząć sezon z konkretną drużyną. Grono zawodników stanowiących trzon obecnego zespołu nie jest duże. Wymienia się w nim nazwiska takie jak Marek Hanousek, Dominik Kun czy Patryk Stępiński, jednak ponownie – nie znajdziemy wśród nich zawodników stricte ofensywnych. Najlepsi strzelcy łodzian – Bartłomiej Pawłowski oraz Bartosz Guzdek – mają na swoich kontach jedynie po sześć trafień, co na tle reszty ligi jest marnym wynikiem. Jednak już wczoraj, w dniu awansu, pojawiły się głosy, jakoby włodarze Widzewa przystąpili do działań w tej materii. W kręgu ich zainteresowań miałby się znaleźć podobno Koldo Obieta, czyli napastnik grającego w Segunda División SD Amorebieta.

Weryfikacja ekstraklasowej rzeczywistości

W Łodzi mówi się, iż najbliższy sezon będzie szansą na złapanie oddechu. W końcu nie będzie on naznaczony presją wynikającą z walki o wyższą ligę, bo umówmy się, mimo entuzjastycznej narracji traktującej o walce o najwyższe cele, to utrzymanie się będzie zapewne swoistym sukcesem. Żeby nie było – nie skreślamy Widzewa zanim zaczęli przygodę w Ekstraklasie, w żadnym wypadku. Ich awans, jak wspomnieliśmy, jest miłym akcentem dla prawie całej piłkarskiej Polski. Swoją drogą, pomoże też w kwestii ekstraklasowej frekwencji, bo mecze Widzewa z pewnością będą grane – jak zwykle – przy sporej frekwencji na trybunach. Takiej, która przebija pod tym względem niejeden zespół z najwyższej ligi.

By jednak zawalczyć w Ekstraklasie o coś więcej, potrzebne są konkretne zmiany personalne, przynajmniej jeśli chodzi o skład. Trener Niedźwiedź się sprawdził, dlatego warto dać mu szansę na zbudowanie konkretnego, stabilnego kolektywu. Takiego, który będzie miłą odmianą od swoistego chaosu i nerwowości prezentowanych w ostatnich latach.

Więcej o Widzewie:

Fot. Newspix.pl

Najnowsze

Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
2
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Betclic 1 liga

Komentarze

48 komentarzy

Loading...