Reklama

PRASA. Podolski: Może będę prezesem, współwłaścicielem lub trenerem?

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

23 maja 2022, 07:10 • 11 min czytania 17 komentarzy

Może będę prezesem? Albo współwłaścicielem? A może trenerem? Na razie wciąż czuję w sobie ogień, chcę i mogę jeszcze grać. Uśmiecham się, kiedy wychodzę na boisko, na treningi. A że nie jesteśmy klubem, który może powiedzieć: „gramy o puchary”? No nie gramy. Może za parę lat. Na razie nie, to fakt – mówi Lukas Podolski w “Super Expressie”. Co poza tym dziś w prasie?

PRASA. Podolski: Może będę prezesem, współwłaścicielem lub trenerem?

“SPORT”

W Sporcie – jak to w poniedziałek – głownie pomeczówki z weekendu. Wobec Ekstraklasy grającej tylko w sobotę jest to trochę kiepskie rozwiązanie, ale cóż… Lech przyklepał mistrzostwo, Skorża wystawił sporo rezerwowych, ale ci i tak ograli Zagłębie.

Czerwiński był najlepszy na boisku, co udokumentował golem, kiedy rozpędził akcję prawą stroną. Bardzo przytomnie w polu karnym zachował się Dani Ramirez, który wycofał piłkę do prawego obrońcy Lecha, a ten podwyższył prowadzenie na 2:0. Zagłębie honorowego gola zdobyło z karnego, po fatalnym błędzie i faulu Lubomira Szatki. Niedługo przed golem dla Zagłębia nie zabrakło wzruszeń. Z boiska, w szpalerze utworzonym przez kolegów, zeszli rozgrywający swój ostatni mecz w barwach Lecha bramkarz Mickey van der Hart i pomocnik Jakub Kamiński. Z pierwszym z wymienionych „Kolejorz” zdecydował się nie przedłużać kontraktu. Z kolei „Kamyk” już w styczniu został sprzedany do VfL Wolfsburg i wiosną grał przy Bułgarskiej na zasadzie wypożyczenia. Teraz dwudziestolatek uda się na zgrupowanie reprezentacji Polski przed meczami w Lidze Narodów, a następnie obierze kurs na Bundesligę.

Widzew wraca do Ekstraklasy. Droga do powrotu była długa i kręta, ale wreszcie łodzianie dopięli swego.

Reklama

Mówią, że łatwiej jest awansować do wyższej klasy niż się w niej potem utrzymać. Najnowsza historia Widzewa zdecydowanie przeczy jednak tej obserwacji. Stosunkowo najłatwiej poszło w pierwszym sezonie (2015/16) po „reaktywacji tradycji sportowych”, jaka nastąpiła po upadku spółki Sylwestra Cacka. Tylko rok Widzew spędził w IV lidze, gdzie wygrał rywalizację z drugim w tabeli KS Paradyż o pięć punktów. Spodziewano się szybkiego awansu i w następnym sezonie, w końcówce III-ligowej rywalizacji Widzew nie miał już jednak szans i przegrał u siebie z Drwęcą Nowe Miasto Lubawskie 0:1. Ta taktyczna porażka miała zaszkodzić w awansie sąsiadom z ŁKS, ale rywale byli sprytniejsi: ktoś z Łodzi, komu ŁKS był bliższy, spłacił długi Drwęcy, a Drwęca zrezygnowała ze starań o licencję, windując ŁKS na pierwsze miejsce – bo Widzewowi zabrakło tych oddanych w prezencie punktów. Dopiero w następnym sezonie udało się wczołgać do II ligi, a ofiarą tej walki o awans stał się sam Franciszek Smuda. Prowadzonej przez niego drużynie w końcówce sezonu kompletnie nie szło i po remisie 0:0 z Lechią Tomaszów w przedostatnim meczu Smuda po raz ostatni (jak na razie) musiał odejść z Widzewa. W ostatniej kolejce w Ostródzie Widzew pokonał Sokoła 3:2 po golu w 88 minucie, a Lechię wyprzedził tylko dzięki temu, że miał lepszy bilans bezpośrednich meczów.

Wydarzenia sprzed dwóch lat kibice mają jeszcze w pamięci. Autobus z odkrytym dachem stał pod stadionem gotowy do triumfalnego przejazdu przez miasto, ale Widzew przegrał 0:1 ze Zniczem, kibice wtargnęli na boisko, doszło do awantury i nie było nastroju do radości z awansu. Teraz przejazdu przez miasto i triumfalnej parady na placu Wolności na wszelki wypadek nikt wcześniej nie zapowiadał, ale jest się z czego cieszyć, choć było w końcówce sezonu sporo nerwów i trochę strachu.

A w powrót do I ligi celuje Ruch Chorzów. “Niebiescy” zajęli trzecie miejsce, teraz czeka ich pierwszy mecz barażowy – najpierw trzeba ograć Radunię Stężyca. 

W końcówce Cicha miała prawo emocjonować się nie tylko tym meczem, ale też wieściami z innych boisk. Horror w Rzeszowie – gdzie rezerwy Lecha dwukrotnie obejmowały prowadzenie, a w końcówce mogły po raz trzeci, lecz Tymoteusz Klupś nie wykorzystał rzutu karnego – wyłonił ich środowego rywala. Będą nim nie poznaniacy, a beniaminek ze Stężycy, który wiosną jako jedyny był w stanie pokonać Ruch, a wczoraj pauzował, otrzymując walkower za mecz z Bełchatowem. – Myślami jesteśmy już przy środzie. Mamy mało czasu, trzeba zrobić wszystko, by zagrać jeszcze lepiej, a przede wszystkim, by wynik nie był gorszy niż z Hutnikiem – powiedział Skrobacz, a kibice proponowali, by do biletów klub dołączał kupon na… melisę. – Dobry pomysł – przytaknął Marcin Stokłosa, wiceprezes Ruchu.

Reklama

“PRZEGLĄD SPORTOWY”

Dariusz Dziekanowski chwali Raków i Lecha, a na Wisłę Kraków i jej spadek patrzy bez zaskoczenia. Klub tak zarządzany musiał spodziewać się spadku.

Do pierwszej ligi spadła Wisła Kraków i …nie jestem zdziwiony. Od dawna uważałem, że model zarządzania, w którym decydujący głos odnośnie zatrudniania trenerów, a nawet prezesów ma grający zawodnik, nie miał prawa zdać egzaminu. Mam na myśli oczywiście Jakuba Błaszczykowskiego. Z całym szacunkiem do jego kariery piłkarskiej, którą bardzo doceniam, Kuba nie powinien zajmować się trenowaniem i zarządzaniem jednocześnie, gdyż to stwarza bardzo niezdrową atmosferę. Tak jak w przypadku przepisu o młodzieżowcu, na tym poziomie nie ma prawa się to sprawdzić i zawsze będzie budzić obiekcje. Po meczu z Wartą, Kuba w krótkich i męskich słowach przeprosił kibiców, wziął całą winę na siebie. Ale nie chodzi o to, żeby mieć odwagę powiedzieć: „Spie…liłem”, tylko o to, żeby w porę naprawić błędy, które się popełnia. Teraz w Krakowie muszą się zastanowić czy Wisła w 1. lidze potrzebuje Błaszczykowskiego do grania, czy do zarządzania…

Salamon i Bednarek wodzirejami, Skorża z cygarem, życzenia Kownackiego – czyli w Poznaniu fetowanie na grubo.

Docelową stacją odkrytego autobusu, który ruszył spod stadionu były Międzynarodowe Targi Poznańskie. Drużyna dotarła tam ze sporym opóźnieniem, część kibiców nie wykazała się cierpliwością i ruszyła w miasto, jednak i tak kilkadziesiąt tysięcy ludzi bawiło się pod sceną wspólnie z drużyną. Jednym z głównych wodzirejów był Filip Bednarek, często przemawiał także Bartosz Salamon, nie brakowało również wzruszającej przemowy odchodzącego do Wolfsburga Jakuba Kamińskiego. Internet obiegły także zdjęcia trenera Skorży palącego cygaro. Szkoleniowiec nie ukrywał, że odetchnął z ulgą, przecież jeszcze dwa tygodnie temu bliżej tytułu był Raków. Wspólna zabawa piłkarzy z kibicami trwała ponad godzinę, pod koniec odśpiewano przebój zespołu Queen „We are the champions”. Świetowanie w Poznaniu trwało do rana, kibice Lecha wreszcie mieli powody do szczęścia, a nie do smutku. Dawid Kownacki życzył wszystkim ze sceny, aby nikt w Poznaniu nie musiał czekać na kolejny tytuł aż siedem lat.

Puchary i… co dalej? Lechia stoi być może u progu zmian właścicielskich, ale ten sezon niewątpliwie był dla niej dobry – pewnie duża w tym zasługa trenera Kaczmarka.

Ligowe rozgrywki zawsze bezwzględnie weryfikują trenerski warsztat. Można mieć szczęście w jednym, w drugim meczu, ale na tak zwanym farmazonie długo jechać nie sposób. Kaczmarek umiał dogadać się z szatnią, przedefiniował taktykę i sposób przygotowań, wprowadził swoje porządki, lecz unikał rewolucji. Na każdym kroku zachowywał się racjonalnie, dla swoich piłkarzy był przewidywalny, ale w tym dobrym znaczeniu. Oczekiwano od niego miejsca dającego start w europejskich pucharach i jest to zrozumiałe, jeżeli zgodzimy się, że dla zdrowej drużyny powinno się zakładać rozwój. Zarządzana przez prezesa Pawła Żelema (tego samego, który wcześniej skutecznie porządkował finanse w Piaście Gliwice i Śląsku Wrocław) Lechia wygląda na klub, który w ostatnich latach stłumił liczony w dziesiątkach milionów złotych dług wewnętrzny i na dodatek ma niezły wynik sportowy. To dobre przygotowanie pod ewentualną sprzedaż większościowego pakietu akcji, o czym od kilku tygodni mówi się coraz głośniej. W tej chwili władza należy do niemieckiej spółki Advancesport AG. Jej głównym akcjonariuszem jest Philipp Wernze – syn Franza-Josefa, właściciela firmy, która do 2017 roku rządziła Lechią. Dla gdańskiego klubu zmiany właścicielskie mogą być szansą na ciekawe nowe otwarcie, przebicie szklanego sufi tu, choć rzecz jasna niczego przesądzać nie można – z historii znamy przykłady inwestorów pozytywne i negatywne. Natomiast dzięki efektom działalności trenera Kaczmarka w klubie jest teraz większy spokój. Młody trener dużo ryzykował, bo gdyby w Lechii zawiódł, trudno byłoby mu gdzie indziej zaistnieć. Teraz już wszyscy zapisują go do grupy młodych, interesujących polskich szkoleniowców. Właśnie takich, z którymi chyba warto realizować ambitne sportowe projekty. W tej chwili stoi jeden krok za szeregiem, który tworzą Skorża, Papszun i Runjaic. Ale tylko ten ostatni w najbliższych miesiącach, jako nowy trener Legii, nie będzie się musiał weryfikować w europejskich pucharach.

“Prześwietlenie” z Igorem Lewczukiem w formie filmowego podsumowania całego sezonu. Najlepszy aktor, najlepszy reżyser, najlepsza charakteryzacja…

Najlepszy reżyser tego sezonu?

Widzę dwóch kandydatów – Macieja Skorżę i Michała Świerczewskiego. Po ostatnich wydarzeniach z Poznania, gdzie pan Rutkowski śpiewał brzydko o rywalach, między nim i właścicielem Rakowa widać dysproporcję w klasie i kulturze. Raków jest budowany na wysokim poziomie, biorąc pod uwagę trzy ostatnie sezony to najlepiej punktująca drużyna w ekstraklasie. Widać stały progres. Składa się na to fajne zarządzanie, współpraca i chemia z trenerem Papszunem. Do klubu są sprowadzani nieoczywiści zawodnicy, którzy się rozwijają. Pod tym względem Raków się wyróżnia. Ale tym razem wybieram przedstawiciela Lecha. Trener Skorża zaimponował mi po porażce w finale Pucharu Polski. Lech jechał do Gliwic, gdzie musiał wygrać. To nie jest łatwy teren. Piast poprzednio przegrał w lutym, od tamtej pory osiem razy wygrał i trzy mecze zremisował. Wydawało się, że po finale Lech jest na straconej pozycji. Nie byłem w jego szatni, ale myślę, że po tej porażce w szatni ze strony trenera musiało być więcej psychologii niż taktyki. Znów postawił na Pereirę na prawej obronie zamiast Kędziory, choć Portugalczyk był zamieszany w stratę jednej z bramek w finale. I co? W Gliwicach asystował.

Skorża przejmował Lecha w trakcie jego jednego z najgorszych sezonów w ostatnich latach. Sami też wracał po zagranicznej przygodzie, a w Polsce jego ostatnim podejściem było to nieudane w Pogoni. Można powiedzieć, że był trochę zapomniany. Obie strony spotkały się w dobrym momencie, bo siebie potrzebowały?

Po fakcie łatwiej oceniać. Byłem zdziwiony, że trener Skorża znów wchodzi do tego samego klubu. Na pewno to była ryzykowna decyzja, ale się obroniła. Lech szykował się do stulecia klubu, sam pamiętam z Legii, z jakim obciążeniem to się wiąże. Wtedy traciliśmy już dziesięć punktów, ale się obroniliśmy – zdobyliśmy mistrzostwo oraz puchar. Nie da się uciec od oczekiwań kibiców. Pamiętam, że szedłem odprowadzić syna do szkoły i ktoś mnie zaczepiał: „Pamiętajmy, że jest stulecie Legii”. Z każdej strony to podkreślano. Trener Papszun powtarzał, że Raków gra o wicemistrzostwo, próbował tonować nastroje i zdejmować presję z zawodników. Trener Skora nie mógł tego zrobić. Od razu dostałby po głowie i tyle byłoby z takiego gadania. Ktoś powie, że kto miał wygrać mistrzostwo, jak nie było Legii. Wiadomo, że Lech. Nie do końca. Pogoń nie wytrzymała presji, bo myślę, że z tym jest związane jej osłabnięcie, podobnie Raków. Lech sobie poradził. Nie wiem, czy większa była w tym rola trenera czy zawodników, którzy dali radę, ale ocenia się gościa, który tym szefuje. Zdziwiło mnie, że nie gra Tiba, ale to trener jest w środku i widzi zespół. Obronił się tą decyzją. No i wskrzesił Amarala, którego wcześniej w Poznaniu bez żalu wypożyczono do Portugalii.

“SUPER EXPRESS”

Jakub Błaszczykowski przeprosił kibiców. Wisła kończy w 1. Lidze, a kibice wykpili władze klubu.

– Czekałem do tego momentu, bo przez ostatnie trzy lata zbyt wiele razem przeszliśmy, żebym miał nie być tutaj i was nie przeprosić. Dlatego staję przed wami i nie boję się odpowiedzialności. Przez to, co pokazaliście, nie zasłużyliście na to, co dzisiaj przeżywacie – powiedział Kuba lekko łamiącym się głosem do kibiców, którzy w treści wywieszonych banerów nie pozostawili wątpliwości, kogo winią za spadek: „Drużyna z przypadku, zarząd, piłkarze – ojcowie spadku”. Oberwało się bezpośrednio temu, który dwa lata temu był kojarzony z nadejściem nowych czasów i standardów w krakowskim klubie. „Hej Królewski powiedz szczerze, co tam słychać na Twitterze?”

Ciekawa rozmówka z Lukasem Podolskim. Póki czuje się na siłach, to chce grać. A przyszłość? Podolski otwiera sobie wiele opcji.

– Decyzję o dalszej grze dla Górnika podjął pan dzięki synowi, Louisowi Gabrielowi, który przekonał pana do tej opcji w samochodzie, w drodze na trening akademii Górnika. Ucieszyło pana takie jego stanowisko? Lukas Podolski:

– Kontrakt z Górnikiem mi się kończył, mogłem podjąć dowolną decyzję. „Słuchaj, wracamy do domu w Kolonii” – mogłem powiedzieć synowi. Albo: „Jedziemy do Turcji”. Ale uznałem, że księga pod tytułem „Górnik” jeszcze w moim życiu nie jest zamknięta, przynajmniej na najbliższy rok.

– A co dalej?

– Nie wiem. Może będę prezesem? Albo współwłaścicielem? A może trenerem? Na razie wciąż czuję w sobie ogień, chcę i mogę jeszcze grać. Uśmiecham się, kiedy wychodzę na boisko, na treningi. A że nie jesteśmy klubem, który może powiedzieć: „gramy o puchary”? No nie gramy. Może za parę lat. Na razie nie, to fakt.

– Ten brak ambitnego celu, na przykład „gramy o puchary”, nie był argumentem przeciwko pozostaniu w Zabrzu? –

Przecież w mojej ukochanej Kolonii celem numer jeden zwykle było utrzymanie! 1.FC nie miało budżetu na poziomie Dortmundu czy Bayernu, nie miało sponsora produkującego auta, jak Wolfsburg, albo napoje, jak Lipsk. Nie masz bazy finansowej, trudno deklarować, że grasz o najwyższe cele. Nie ma w Górniku takich wypłat jak w Lechu czy w Legii. Oczywiście, nawet z mniejszym budżetem można sportowo zrobić wiele: ciężka praca, trochę szczęścia, dobra atmosfera w klubie, to wszystko przybliża do sukcesu. Ale raczej trudno deklarować, że gra się o mistrzostwo Polski.

fot. NewsPix

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Policzyliśmy wszystkie “gdyby” reprezentacji Polski. Efekt: wicemistrzostwo Europy, awans w Lidze Narodów

Paweł Paczul
1
Policzyliśmy wszystkie “gdyby” reprezentacji Polski. Efekt: wicemistrzostwo Europy, awans w Lidze Narodów
Liga Narodów

Staliśmy nad przepaścią i zrobiliśmy krok do przodu. Spadliśmy tam, gdzie nasze miejsce

Szymon Piórek
9
Staliśmy nad przepaścią i zrobiliśmy krok do przodu. Spadliśmy tam, gdzie nasze miejsce

Komentarze

17 komentarzy

Loading...