W meczu na szczycie pierwszej ligi Miedź pokonała Widzew Łódź 1:0. Tym samym legniczanie rozprawili się z drugim z rzędu faworytem do awansu do Ekstraklasy. W poprzedniej kolejce wygrali z Arką Gdynia (2:0). O niedzielnym zwycięstwie drużyna Wojciecha Łobodzieńskiego zadecydował niewykorzystany rzut karny przez RTS i gol strzelony przez Chucę.
Miedź Legnica przez ostatnie tygodnie rozdawała karty na zapleczu Ekstraklasy, pokonując kolejnych rywali i zapewniając sobie awans już po 31. kolejce. Nawet po zapewnieniu sobie promocji nadal pozostaje krupierem w grze o pozostałą lokatę w elicie. W poprzednim tygodniu drużyna z Dolnego Śląska pokonała walczącą o awans Arkę Gdynia. W przedostatniej kolejce z liderem musiał zmierzyć się Widzew Łódź.
Miedź – Widzew: na galowo
Trener Wojciech Łobodziński nie zamierzał ułatwiać zadania ani Arce, ani RTS-owi, dlatego w obu tych meczach posłał w bój swoich najlepszych piłkarzy. Sam również jak przystało na okoliczności święta awansu w Legnicy przybrał odpowiednią pozę. Zwykle ubrany w klubowe dresy, na potyczkę z Widzewem pojawił się w śnieżnobiałej koszuli, która po spotkaniu utraciła nieco swój blask w zderzeniu z szampanem.
Ekstraklasowy blask Widzewowi mieli przywrócić ściągnięci zimą z elity dwaj piłkarze. Patryk Lipski i Bartłomiej Pawłowski ani w Legnicy, ani w kilku innych wiosennych meczach, nie potrafili jednak wziąć odpowiedzialności za grę łodzian. Pozostając w nomenklaturze galowego ubioru, obaj nie chcieli pobrudzić sobie lakierków. Jeden sprytnie rozegrany rzut wolny, który zakończył się kornerem, to zdecydowanie za mało.
Ekstraklasowy sznyt spotkaniu w Legnicy chciał nadać również PZPN. Związek oddelegował na ten mecz międzynarodowego arbitra Tomasza Musiała. Sędzia trochę pomógł RTS-owi, wykluczając z gry piłkarza jego rywala. Szymon Matuszek w zderzeniu z rozjemcą spotkania złamał nos i musiał opuścić boisko.
Miedź – Widzew: status quo
Do tego czasu rytm dyktowała Miedź. Kolejne wymagające strzały udanie bronił jednak Henrich Ravas. Legniczanie spokojnie czekali na swoje kolejne okazje, długo utrzymując się przy piłce. W pewnym momencie ekipa Łobodzińskiego miała dwukrotnie większe posiadanie od Widzewa. Taką grą Miedź uśpiła nawet siebie, a w szczególności Rubena Hoogenhouta, który w pierwszej połowie zastąpił kontuzjowanego Piotra Azikiewicza. Holender w niegroźnej sytuacji sfaulował w polu karnym Dominika Kuna i Tomasz Musiał podyktował jedenastkę.
Piłkę z jedenastego metra z dużą siłą w prawy róg posłał Juliusz Letniowski, ale Mateusz Abramowicz, który ostatnio wskoczył między słupki Miedzi w miejsce Pawła Lenarcika, w fenomenalny sposób obronił strzał. Chwilę później legniczanie wyprowadzili kolejny nokautujący cios. Po fenomenalnej kontrze RTS dobił Chuca. Hiszpański pomocnik nie pomylił się w akcji sam na sam Ravasem.
Tym samym Miedź pokonała kolejnego faworyta do awansu do Ekstraklasy. Przed ostatnią kolejką w I lidze dalej panuje status quo. Widzew i Arka w ostatnich dwóch kolejkach zdobyły tylko jeden punkt. Nadal obie mogą zapewnić sobie bezpośrednią promocję do elity, lecz w lepszej sytuacji usytuowani są łodzianie. Mają o punkt więcej od gdynian i wygrana z Podbeskidziem Bielsko-Biała zapewni im powrót do Ekstraklasy po ośmiu latach przerwy. Arka natomiast w 34. kolejce zmierzy się z Sandecją Nowy Sącz.
Miedź Legnica – Widzew Łódź 1:0 (0:0)
Bramka: Chuca 81
WIĘCEJ O I LIDZE:
- Prezes Chojniczanki: – Wracamy do dużo bardziej wymagającej ligi
- Kolejne problemy ŁKS-u. Straci następnych piłkarzy?
- Abramowicz: Kluby IV ligi niemieckiej mogłyby grać w Ekstraklasie
Fot. Newspix