Reklama

PRASA. Podolski: Wciąż nie wiem, jak Górnik ma wyglądać w przyszłości

redakcja

Autor:redakcja

05 maja 2022, 08:59 • 9 min czytania 6 komentarzy

Czwartkowy przegląd prasy. Szału nie ma. 

PRASA. Podolski: Wciąż nie wiem, jak Górnik ma wyglądać w przyszłości

PRZEGLĄD SPORTOWY

Arkadiusz MilikNicola Zalewski grają dziś mecze w Lidze Konferencji Europy. Stawka? Udział w ostatecznej rozgrywce o triumf.

W Rzymie panuje atmosfera, jakby Roma rozgrywała dzisiaj najważniejszy mecz w swojej historii. I po części tak jest, bo spragnieni sukcesów w Europie kibice (po ostatni puchar w międzynarodowych rozgrywkach rzymianie sięgnęli w 1961 roku, triumfując w Pucharze Miast Targowych) chcieliby znów być dumni ze swoich piłkarzy wygrywających gdzieś indziej niż tylko na krajowym podwórku. Awans do finału znacznie ich do tego przybliży. – Wiele razy byłem już w półfinałach różnych rozgrywek i wiem jedno: niezależnie od nazwy drużyny, wszystkie cztery mogą sięgnąć po puchar. Z takiego założenia wychodziłem w 2002 roku i takie samo podejście mam teraz – powiedział Mourinho, który wskazał, że pod względem finansowym z Leicester nie może się równać. – Anglicy mogą brać takich piłkarzy, na jakich Włochów nigdy nie stać. Oni mają siedmiu czy ośmiu piłkarzy ofensywnych o wysokiej jakości, a przecież nie mówimy o klubie pokroju Liverpoolu czy Manchesteru United. Ale wiemy, co zrobić z taktycznego punktu widzenia, by sprawić problemy zespołowi dysponującemu większym potencjałem – zapewnił Portugalczyk.

W Marsylii – ustami Arkadiusza Milika – mówią wprost: starcie z Feyenoordem Rotterdam jest najważniejszym meczem w sezonie. W lidze PSG już nikt nie dogoni, ale ekipa Olympique wciąż ma jeszcze o co walczyć, i to nie o byle co, bo triumf w europejskich pucharach. – Mamy unikalną okazję awansować do finału, ale nie czuję z tego powodu dodatkowej presji – zapewnia reprezentant Polski. Napastnik pojawił się na środowej oficjalnej konferencji prasowej, co może być znakiem, że szykowany jest do gry w podstawowym składzie. Z powodu kontuzji Milik opuścił oba mecze ćwierćfinałowe. W pierwszym spotkaniu z Feyenoordem (2:3) pojawił się na placu zaledwie na pięć ostatnich minut, ale w ostatniej kolejce ligowej z Lyonem (0:3) wyszedł już w pierwszym składzie i grał prawie do końca, co zwiastuje, że czuje się coraz lepiej. – Nie wiem, czy zagram, ale jeśli tak, to pod względem fizycznym czuję się w stu procentach gotowy do gry – obiecuje reprezentant Polski.

Reklama

Po raz pierwszy od dziewięciu lat w finale europejskiego pucharu mogą zagrać dwa zespoły z Bundesligi. Bliscy awansu są piłkarze RB LeipzigEintrachtu Frankfurt.

Po raz ostatni dwa niemieckie zespoły grały w finale europejskim w 2013 roku. Wówczas w Lidze Mistrzów spotkały się Bayern i Borussia Dortmund, a my mogliśmy oglądać na boisku trzech Polaków. Na londyńskim Wembley lepsi okazali się Bawarczycy, którzy zwyciężyli 2:1 po bramkach Mario Mandžukicia i Arjena Robbena. Od tamtej pory w Bundeslidze sporo się zmieniło. Przede wszystkim pojawiła się nowa siła w postaci RB Leipzig. Dziewięć lat temu ten zespół występował w IV lidze, a jego nieliczni wówczas kibice nawet nie marzyli o półfinale europejskich rozgrywek. Błyskawiczny rozwój klubu, możliwy dzięki wsparciu giganta produkującego napoje energetyczne, sprawił, że RB szybko stał się jednym z najlepszych zespołów za naszą zachodnią granicą. W sezonie 2019/20 drużyna z Lipska awansowała do półfinału Ligi Mistrzów, w którym przegrała 0:3 z PSG. Po zaledwie dwóch latach RB znów stoi przed szansą awansu do finału europejskich rozgrywek.

Stomil Olsztyn ma coraz mniejsze szanse na utrzymanie na zapleczu Ekstraklasy.

Przyczyn tak słabej postawy Stomilu należy szukać w zarządzaniu klubem i niechęci władz Olsztyna. Nie od dziś wiadomo, że rządzący największym miastem w regionie Piotr Grzymowicz nie jest fanem sportu, a I-ligowy klub od lat był dla niego solą w oku. Sytuacja finansowa uległa poprawie po objęciu większościowego pakietu akcji przez Michała Brańskiego. Nowe władze Stomilu liczyły na współpracę z miastem i wsparcie finansowe. Jest ono jednak tylko symboliczne i nie gwarantuje funkcjonowania klubu na I-ligowym poziomie. Swoje zdanie o tej sytuacji wyrazili też kibice, którzy przez lata robili wszystko, by Stomil nie zniknął z piłkarskiej mapy Polski. „Oczekujemy, że w najbliższym czasie wznowione zostaną rozmowy pomiędzy miastem a klubem w celu wypracowania modelu wsparcia dla olsztyńskiego futbolu. Nie chcemy, by to miasto było głównym sponsorem, czy mecenasem Stomilu, oczekujemy jednak, że Duma Warmii będzie traktowana na równych warunkach jak inne olsztyńskie kluby” – napisano w oświadczeniu grup kibicowskich.

Reklama

SPORT

Martin Konczkowski w meczach Piasta nie zawodzi. W najbliższym czasie rozstrzygać się będzie kwestia dotycząca jego przyszłości w klubie.

Urodzony w Rudzie Śląskiej zawodnik w tym sezonie strzelił już dwa gole i dzięki temu poprawił swój ekstraklasowy rekord. Z tego osiągnięcia żartuje nawet sam zainteresowany, który jednak całkiem poważnie podchodzi do sprawy przedłużenia swojej umowy z Piastem. Żołnierz Waldemara Fornalika, najsolidniejszy obrońca ekstraklasy, najbardziej niedoceniany piłkarz… Określeń Martina Konczkowskiego w mediach i na kibicowskich forach jest wiele, ale trzeba przyznać, że jest on niezawodnym ogniwem gliwickiej drużyny. Czy to na prawej obronie, czy na prawym wahadle. „Konczi”, gdy jest zdrowy, nie schodzi poniżej przyzwoitego poziomu.

W tym sezonie Konczkowski ma na swoim koncie dwa gole i trzy asysty. Liczby i statystyki szału nie robią, ale trzeba przyznać, że – po pierwsze – 28-letni piłkarz zmagał się z urazem, który niewątpliwie wybił go z rytmu, a po drugie – wiele jego dośrodkowań i zagrań było marnowanych przez kolegów. Jeśli chodzi o asysty, to Konczkowski miewał lepsze sezony. Jeśli natomiast chodzi o gole, to… nigdy tak dobrze mu nie szło.

Nie milkną echa zamieszania przy okazji warszawskiego meczu Lecha z Rakowem.

Od początku było wiadomo, że ultrasi nie zostawią tak tej sprawy. Większość kibiców Lecha mecz spędziła na zewnątrz stadionu, co oznaczało kilkutysięczną „wyrwę” na trybunach Narodowego. Nawet jeśli ktoś chciał wejść na „poznański” sektor, był zatrzymywany przez ultrasów, pod
hasłem: dopóki oprawa nie znajdzie się na obiekcie, żaden kibic Lecha tam nie wejdzie. Pod stadionem było raczej spokojnie, choć nie obyło się bez incydentów. Nie chodzi już nawet o chuligańskie wybryki, którymi – na kilka godzin przed meczem – chwalili się niektórzy zwolennicy Lecha, wrzucając do sieci filmiki ze „zdobytymi” szalikami kibiców Rakowa. Gdy już w trakcie meczu co bardziej niecierpliwi poznaniacy zaczęli szarpać bramy, policjanci użyli gazu łzawiącego, którym oberwało się niestety także niewinnym. Co gorsza również tym, którzy przybyli na finał z dziećmi.

Opinia publiczna podzieliła się. Środowisko kibicowskie w pełni poparło fanów Lecha i decyzję o tym, by nie wchodzić na stadion, skoro zakazuje się wnoszenia ich „świętości”. Głosy poparcia wyrażały grupy kibicowskie z całej Polski, także te, które nie pałają do „Kolejorza” sympatią. Potępieni zostali fani Rakowa, którzy nie okazali solidarności z lechitami i weszli na swoje sektory – mimo że przyśpiewkami jasno dali do zrozumienia, że takiej decyzji nie popierają. Jednak ludzie spoza nazwijmy to sceny kibicowskiej podkreślali, że ultrasi Lecha zachowali się idiotycznie, bo odpuścili wspieranie swojej drużyny. Zastanawiano się, czy aby na pewno zależy im na klubie. – Nie można pozwolić, by patologia decydowała, kto wchodzi, a kto nie wchodzi na mecz finałowy – pisał na twitterze były prezes PZPN-u, Zbigniew Boniek.

Trener Mirosław Smyła deklaruje, że w Podbeskidziu nikt do końca rozgrywek się nie podda. Jeżeli taka osoba się pojawi, to szkoleniowiec wykluczy ją osobiście.

Krótko trwała „seria” zwycięstw Podbeskidzia po zakończeniu nieszczęśliwej passy 11 kolejnych meczów bez wygranej. „Górale” wygrali w Nowym Sączu, ale w kolejnym meczu – z Zagłębiem Sosnowiec przed własną publicznością – musieli uznać wyższość rywala. – Nie tak wyobrażałem sobie pierwszy mecz w roli trenera Podbeskidzia na własnym stadionie. Pewnie to co powiem, to będą banały, ale nie dojechaliśmy na spotkanie z Zagłębiem pod względem fizycznym. Tu nie chodzi o to, bym szukał dla nas alibi. Jest przecież tak, że jeżeli nie można wygrać, to trzeba zrobić wszystko, by nie przegrać. To nam się nie udało – mówił po ostatnim spotkaniu Mirosław Smyła, szkoleniowiec drużyny spod Klimczoka.

Czasu na rozpamiętywanie porażki z Zagłębiem nie ma jednak zbyt wiele. Do zakończenia rywalizacji w fazie zasadniczej pozostały bielszczanom trzy spotkania. – Mamy kilka dni do kolejnego meczu. Zespół musi odpocząć. Podnieść się z kolan i w tradycyjny sposób bardzo ciężko popracować. Musimy wykrystalizować jedenastkę, która wyjdzie na kolejne spotkanie i będzie walczyć o zwycięstwo. Jesteśmy obecnie w takiej sytuacji, że nie mamy nic do stracenia. Możemy tylko zyskać. Powiedziałem chłopakom, że te trzy ostatnie mecze będą sygnałem dla wszystkich. Jakie wrażenie pozostawimy i co po nas pozostanie. Na tym trzeba się skupić. Trzeba wspierać zespół, bo widzę, jak on się zachowuje w szatni – podkreślił szkoleniowiec drużyny spod Klimczoka.

Istotnie, trudno się z trenerem Smyłą nie zgodzić. Podbeskidzie traci obecnie cztery punkty do szóstej w tabeli Sandecji Nowy Sącz. To różnica, którą można odrobić. Niemniej jednak będzie szalenie trudno. Po pierwsze, zespół z Bielska-Białej, co widać było w ostatnim spotkaniu, nie wzbudza zaufania, jeżeli chodzi o argumenty czysto piłkarskie. A po drugie, zmierzy się w ostatnich trzech spotkaniach z drużynami, które walczą albo o bezpośredni awans do ekstraklasy, albo o baraże właśnie.

SUPER EXPRESS

Były włoski wicemistrz świata Mark Iuliano mówi o Nicoli Zalewskim.

– Zalewski został wybrany przez kibiców Romy na zawodnika kwietnia. Słusznie?

– Z jednej strony to duże wyróżnienie dla młodego skrzydłowego, ale z drugiej strony także presja. Skoro na tym etapie cieszy się takim zaufaniem ze strony fanów i trenera, to ci pierwsi z czasem będą oczekiwali jeszcze więcej. Dlatego Zalewski musi jeszcze mocniej pracować, aby potwierdzić swoją wartość i udowodnić, że te pochwały nie są na wyrost.

Lukas Podolski o swojej przyszłości.

– Miałem przed sezonem cel, by mieć 10–15 pkt w golach i asystach. Osiągnąłem go, ale nawet gdybym miał ich jeszcze więcej, nie miałoby to większego znaczenia. Kiedy przychodziłem do Górnika, mówiłem jasno: „Nie chodzi o to, żeby się Łukasz Podolski kolejny raz rozwinął, sięgał po indywidualne puchary i zaszczyty. Chodzi o Górnika i jego rozwój”. A dziś wciąż nie wiem, jak wszystko pójdzie dalej w Zabrzu, jak ma wyglądać klub w przyszłości. Ja gram w piłkę i nie w moich rękach spoczywają inne kwestie. Musicie zapytać innych ludzi o koparkę, która zburzy starą i wybuduje nową czwartą trybunę; o transfery, o przyszłość klubu.

– Chciałby pan, by ktoś postawił sprawę jasno: stworzymy warunki, by Górnik grał o coś?

– Trzeba powiedzieć uczciwie, jak jest. Jeżeli klub ma budżet pozwalający wyłącznie na grę o utrzymanie albo co najwyżej o miejsce w środku tabeli, to jasno taki właśnie cel trzeba określić. Dziś byłoby głupotą powiedzieć: „W przyszłym sezonie gramy o mistrzostwo Polski”. No chyba że przyjdzie inwestor, zechce Górnika kupić, a potem powie: „A teraz macie tu dobrą kasę na transfery”. Ale jeśli tak się nie stanie, trzeba szukać innej drogi. Bo przecież nie chodzi o to, czy Podolski zostanie w Górniku, czy nie. Górnik był, kiedy Podolskiego tu nie było, i Górnik będzie, kiedy Podolskiego już w nim nie będzie.

Fot. Newspix

Najnowsze

Liga Mistrzów

Żaden z półfinalistów Ligi Mistrzów nie wygrał w ćwierćfinale pierwszego meczu

Bartosz Lodko
0
Żaden z półfinalistów Ligi Mistrzów nie wygrał w ćwierćfinale pierwszego meczu

Komentarze

6 komentarzy

Loading...