Reklama

PRASA. Mila: Pierwszy będzie Lech, druga Pogoń, a trzeci Raków

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

19 kwietnia 2022, 09:22 • 8 min czytania 27 komentarzy

– Moja ocena się nie zmienia. Lech jest zespołem, który najbardziej podoba mi się w lidze. Jest najbardziej poukładany, zorganizowany, jego gra się zazębia, nastawiony jest na ofensywę. Teraz najważniejsze pytanie: czy Kolejorz wytrzyma ciśnienie, bo meta jest już widoczna – mówi Sebastian Mila w “Super Expressie”. Co poza tym dziś w prasie?

PRASA. Mila: Pierwszy będzie Lech, druga Pogoń, a trzeci Raków

“SPORT”

Marek Papszun zdejmuje presję z Rakowa i psychologicznymi gierkami stara się ustawić swój zespół na finisz sezonu.

Po łatwo wygranym meczu w Niecieczy w Wielką Sobotę trener Rakowa Marek Papszun pytany o to, czy często spogląda na kalendarz rywali w walce o tytuł odpowiedział, że raczej patrzył, gdzie jest… Lechia Gdańsk. Chodziło o to, żeby gdańszczanie nie wyprzedzili częstochowian, co de facto jest już niemożliwe. Trener Marek Papszun niczym umiejętny psycholog odsuwa od prowadzonego przez siebie zespołu presję, która niewątpliwie ciąży na zespole wicemistrza kraju i zdobywcy Pucharu Polski w poprzednich rozgrywkach. Raków walczy – podobnie jak rok temu – na dwóch frontach; już 2 maja na Stadionie Narodowym w Warszawie mecz z Lechem w finale Pucharu Polski. Już w marcu doświadczony szkoleniowiec mówił, że faworytem ligowej rywalizacji są właśnie poznaniacy. – My mamy najmniejsze szanse, ale możemy się w tej walce liczyć – mówił w swoim stylu trener Papszun, mimo że częstochowianie pod jego wodzą są wiosną najlepiej punktującą drużyną w ekstraklasie. W 10 ligowych grach jedenastka spod Jasnej Góry zdobyła już 24 punkty. O dwa więcej niż Pogoń, aż o sześć więcej niż „Kolejorz”. Jako jedyna w drugiej części rozgrywek jeszcze nie przegrała, siedem meczów wygrywając, a trzy remisując. Takie podejście trenera Papszuna może mieć zbawienny wpływ na prowadzony przez niego zespół, który na koniec rozgrywek może się cieszyć nawet z historycznego dubletu!

Lech pod presją zwycięstw Rakowa i Pogoni poradził sobie na trudnym terenie w Płocku. Podium idzie łeb w łeb.

Reklama

– Trener przed meczem powtarzał nam, że na początku wyjazdowych spotkań za często dajemy się stłamsić rywalowi. Mieliśmy to w końcu zmienić i było to z naszej strony widać, bo to my zamknęliśmy Wisłę na jej połowie w pierwszych minutach meczu – potwierdził realizację taktycznych założeń Skorży skrzydłowy Jakub Kamiński. – Mieliśmy ten mecz pod kontrolą – podkreślił z kolei Lubomir Szatka. – Dobrze podeszliśmy do niego mentalnie, graliśmy odpowiedzialnie w obronie, a do tego podchodziliśmy wysoko do przeciwnika pressingiem i umiejętnie operowaliśmy piłką. Myślę, że pokazaliśmy dzisiaj nasz wysokim poziom i teraz musimy podtrzymać go w następnych spotkaniach. Kolejne mecze też będą trudne, bo przeciwnicy będą w nich walczyli o życie i utrzymanie w lidze, więc musimy zachować wysoki poziom koncentracji – dodał Szatka.

Awans Stali Rzeszów do I ligi odroczony w czasie. Porażka z Ruchem oznacza, że fani Stali muszą poczekać ze świętowaniem.

Trener Ruchu podkreślał, że kibiców zazdrości Ruchowi cała Polska i… gratulował Stali awansu. Ta jednak zamiast przy pełnych trybunach swojego stadionu, może świętować na pustej Oporowskiej we Wrocławiu, gdzie zagra z rezerwami Śląska… – Gdyby ktoś w lipcu powiedział mi, że mając 7 punktów przewagi na 6 kolejek przed końcem będziemy mieli atmosferę od święta do pogrzebu, uznałbym to za niemożliwe. Zagraliśmy dobrze, dlatego jesteśmy źli, że nie stworzyliśmy sobie po meczu święta i tak dobrej atmosfery, jaka była w jego trakcie – mówił szkoleniowiec rzeszowian. Chorzowski klub oficjalnie podziękował za miłe przyjęcie i… życzył sobie szybkiego rewanżu. Patrząc na sobotni mecz, szokujące byłoby, gdyby jedni i drudzy szybko nie znaleźli się w wyższej lidze. Bo tam jest ich miejsce.

“PRZEGLĄD SPORTOWY”

Piast lubi Warszawę – gliwiczanie znów wygrali z Legią na wyjeździe. Złotego gola strzelił Damian Kądzior.

Reklama

Odrodzona pod wodzą Vukovicia Legia nie przegrała w lidze od połowy lutego. W trzech poprzednich kolejkach rywalizowała z zespołami ze ścisłej czołówki – na wyjazdach z walczącymi o mistrzostwo kraju Lechem (1:1) i Rakowem (1:1), a u siebie z czwartą w tabeli Lechią (2:1). Zamiast o wstydzie, jak to wcześniej bywało, można było mówić o względnej stabilizacji i spokoju zmąconym jedynie odpadnięciem w półfi nale PP (0:1 w Częstochowie). Tyle że poniedziałkowy rywal z Gliwic to zespół na podobnym poziomie. Przed konfrontacją z Legią goście też nie przegrali w lidze od początku lutego. Silny, solidny ligowiec, tracący niewiele goli (pięć w tym roku w dziewięciu występach). Do tego potrafi ący grać na murawie przy ulicy Łazienkowskiej skutecznie jak mało kto. Ostatni raz Legia pokonała Piasta u siebie ponad trzy lata temu, kiedy prowadził ją jeszcze Ricardo Sa Pinto, a gole strzelali Carlitos z Sandro Kulenoviciem. Później zespół z Gliwic dwa spotkania wygrał, trzy zremisował, w poniedziałek podtrzymał serię.

Kamil Kiereś mówi, że w Górniku czuł, że doszedł już do ściany. Poza tym analizuje to, czy awans i wyniki Górnika nie były i tak wykręcane ponad stan.

Po meczu z Pogonią powiedział pan: „W szatni jest dużo emocji, które nie budują i nie mobilizują do tego co dalej”.

Nie chodzi o sprawy pozasportowe, jakieś konflikty. Jasno trzeba powiedzieć. Drużyna mecz z Pogonią oddała jakby walkowerem. Zauważyłem, że choć od siebie daję wszystko, gdzieś to się już nie zgrywa i poczułem, że doszedłem do ściany. Jeśli przegrywa się kilka meczów z rzędu, trzeba reagować. Można odsunąć kogoś od zespołu, ale uznałem, że kadra jest za wąska na takie ruchy. Zdecydowałem, że największą szansą dla Górnika będzie nowy impuls, nowy szkoleniowiec. Skoro uznałem, że mimo dużych chęci i zaangażowania, coś nam wspólnie uciekło i nie podążamy tą samą drogą co w poprzednich latach czy miesiącach, to czas odejść.

Może trzeba było wstrząsnąć szatnią, na przykład przesuwając jednego, dwóch zawodników do rezerw, o czym pan wspomniał?

Kwestii przesuwania piłkarzy nie wypowiadałem głośno, raczej dywagowałem, co jeszcze można zrobić. Wcześniej próbowałem wielu rzeczy. Zmieniałem ustawienie, dokonywałem roszad w składzie, szukałem optymalnego rozwiązania. W pewnym momencie je znalazłem, bo pod koniec roku i na początku nowego zdobywaliśmy dużo punktów. Ale to się nagle skończyło. Część zawodników nie potrafiła oddać mi na boisku tego, czego oczekiwałem.

Wyniki, awanse Górnika Łęczna były ponad stan?

Można to tak odebrać, ale my się przed tym nie broniliśmy, pragnęliśmy tych sukcesów i do nich zaciekle dążyliśmy. Jednak spójrzmy na Radomiaka czy Raków, które też do ekstraklasy awansowały z II ligi, ale potrzebowały dwóch sezonów na zbudowanie zespołów w I lidze. Nasze awanse nie były oczywiste, ostatniego dokonaliśmy z kadrą, która nie do końca gwarantowała, że sobie poradzi. W s z y s t k o działo się bardzo szybko. Wcześniej co okno transferowe dochodziło tylko dwóch, trzech zawodników. Przed sezonem ekstraklasy potrzebne było kilkanaście ruchów kadrowych, staraliśmy się wzmocnić zespół i trzeba było to robić dalej, już zimą.

Kamil Kosowski analizuje – czy Polska dobrze wykorzystała okres od momentu przyznania nam i Ukrainie Euro 2012? Wyrosły stadiony, ale czy futbol podszedł do przodu?

Piętnaście lat to dużo czasu. Gdy pomyślę sobie, jak wyglądał nasz kraj w 2007 roku, to widzę multum różnic. Przede wszystkim powstały piękne stadiony i mamy po czym do nich dojechać. Kibice mają, gdzie przyjść, spędzić czas, wspierać swoje zespoły i to jest fajne. Dzięki organizacji EURO 2012 wyrosły nie tylko piękne obiekty w Poznaniu, Warszawie, Gdańsku i Wrocławiu. Budowa tych aren była też bodźcem dla innych miast, bo te nie chciały odstawać. I dziś w naszym kraju stoi kilkanaście stadionów, których zazdroszczą nam w innych zakątkach Europy. Ale co nam zostało po turnieju pomijając infrastrukturę? Śmiem twierdzić, że piłkarsko do przodu się nie posunęliśmy. Ewolucji w poziomie sportowym naszej piłki nie było do tej pory i to mnie dziwi. Dostaliśmy bodziec w postaci EURO, w naszej piłce nie brakuje pieniędzy, ale nadal w Europie nie znaczymy praktycznie nic. Dziwi mnie, że do polskiej piłki nie wszedł żaden zagraniczny inwestor. Nasz rynek należy do najtańszych w Europie, mamy stadiony, zdolną młodzież, wielkie rzesze kibiców i mimo to nikt spoza granic naszego kraju nie postanowił zainwestować w klub piłkarski. Inwestycja w Polsce w duży klub z tradycjami to koszt rzędu 100 milionów euro. Jestem przekonany, że wydając takie środki i odpowiednio budując skład, polski zespół jest w stanie regularnie grać w Lidze Mistrzów. Kwota, o której wspomniałem, jest w skali europejskiej niezbyt imponująca. Bogate kluby z Premier League, LaLiga czy Serie A są w stanie tyle wydać na jednego piłkarza.

“SUPER EXPRESS”

Sebastian Mila przewiduje, że na koniec sezonu pierwszy będzie Lech, druga Pogoń, a trzeci Raków.

– Dalej pan uważa, że Lech sięgnie po tytuł?

– Moja ocena się nie zmienia. Lech jest zespołem, który najbardziej podoba mi się w lidze. Jest najbardziej poukładany, zorganizowany, jego gra się zazębia, nastawiony jest na ofensywę. Teraz najważniejsze pytanie: czy Kolejorz wytrzyma ciśnienie, bo meta jest już widoczna.

– No właśnie. Lech poradzi sobie na finiszu?

– Nie powinien tej szansy wypuścić z rąk. Ale doceniam konkurentów: Pogoń czy Raków też grają bardzo dobrze. Idą łeb w łeb. W ogóle ekipa z Częstochowy ma umiejętność wygrywania ważnych meczów. Mam wrażenie, że podopieczni trenera Marka Papszuna nie pękają.

– Bohaterem Lecha był ostatnio Dawid Kownacki, który przesądził o wygranej z Wisłą Płock.

– Zżerała mnie ciekawość, jak sobie poradzi po powrocie do Polski. Z n a m jego umiejętności, cenię go jako piłkarza. Jednak zawsze jest ten znak zapytania w wypadku gracza, który nie grał przez dłuższy okres i miał problemy z kontuzjami. Duży plus dla Kownackiego za mecz z Wisłą Płock. W decydującym momencie sezonu wypełnił lukę po Mikaelu Ishaku.

fot. FotoPyk

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Niemcy

Jamal Musiala coraz bliżej przedłużenia kontraktu. Bajeczna pensja

Szymon Piórek
0
Jamal Musiala coraz bliżej przedłużenia kontraktu. Bajeczna pensja

Komentarze

27 komentarzy

Loading...