Reklama

PRASA. Grosicki: Oferta z Lorient? Trochę zaszumiało mi w głowie

redakcja

Autor:redakcja

22 marca 2022, 09:28 • 11 min czytania 5 komentarzy

Wtorkowa prasa pozytywnie zaskakuje: są ciekawe wywiady z Grosickim, Tytoniem i Płatkiem. 

PRASA. Grosicki: Oferta z Lorient? Trochę zaszumiało mi w głowie

PRZEGLĄD SPORTOWY

Kamil Grosicki ma przekonanie, że jeszcze nie powiedział ostatniego słowa w reprezentacji Polski. Opowiada też o zimowej ofercie z Ligue 1.

Cały czas mówi pan, że wierzył, a ja myślę że zwątpić było zdecydowanie łatwiej, szczególnie w pana wieku.

Jestem skrzydłowym, wiadomo, że na tej pozycji nie jest łatwo grać zawodnikom wiekowym, bo i z przodu i z tyłu ta pozycja wymaga wiele wysiłku. Kiedy wracałem do ekstraklasy, pewnie niektórzy ludzie myśleli, że Grosik przyjeżdża., by tylko odcina kupony, że to już moja końcówka. Ja nigdy tak tego nie postrzegałem, Kiedy podpisałem kontrakt, mówiłem, że chcę znów czuć radość z życia i z piłki. Nie uważałem, że piłkarsko się cofam, zależało mi, by chodzić na treningi z uśmiechem na ustach. To wszystko odnalazłem w Szczecinie. Udało się, dlatego wciąż wierzyłem, że kolejne marzenia też jestem w stanie spełnić. Nie mamy w Polsce tylu skrzydłowych, abym nie miał szans wrócić do kadry. Gdybym był napastnikiem i miał taką konkurencję, jaką w reprezentacji mamy w ataku, po prostu bym podziękował. Jednak w mojej sytuacji nie czułem, że drzwi są zamknięte.

Reklama

Powiedział pan o radości, którą odzyskał w Szczecinie. Jak z takim poczuciem postrzegał pan możliwość wyjazdu do Francji?

Nie będę kłamał: trochę zaszumiało mi w głowie. Prestiż ligi, szansa, by zagrać przeciwko Neymarowi, Messiemu – to są marzenia, które działają na wyobraźnię. Miałem poczucie, że ta oferta pokazała, że w lidze polskiej musiałem wykonać naprawdę dobrą robotę, skoro dostrzeżono mnie w lidze francuskiej, szczególnie że działacze Lorient zwrócili uwagę na piłkarza wiekowego, a nie młodego, perspektywicznego, który dopiero się wybija. Czułem się tą ofertą podbudowany, jednak nie było najmniejszych szans, by Pogoń się na ten transfer zgodziła. Ja zresztą też nie miałem stuprocentowego przekonania, że chcę odejść. Wiem, kim jestem dla Szczecina, ile przykrości wyrządziłbym kibicom swoim transferem. Tego nie chciałem.

To zgrupowanie kadry będzie najtrudniejszym, w jakim pan uczestniczył? I ze względu na sytuację w Ukrainie, i na stawkę.

Wiemy, jaka sytuacja jest na świecie, wszyscy, oprócz jednego państwa, jednoczymy się z Ukrainą. Wojna u naszych sąsiadów jest przykra, straszna dla każdego człowieka, który ma serce. Widzimy, co się dzieje, jak ogromna jest to tragedia. Córka mnie pyta, jak to jest możliwe, że w takich czasach wybucha wojna, że giną niewinni ludzie. Staram się ją od tego odciąć, nie włączać w domu programów informacyjnych. Temat straszny, nie da się od niego całkowicie oderwać, ale my, piłkarze, mamy teraz swoją robotę do wykonania. Okazało się, że droga do finałów mistrzostw świata stała się dla nas nieco łatwiejsza. Mieliśmy grać z reprezentacją, której nazwy nawet nie chcę wymieniać. Znaleźliśmy się w finale barażów przez walkower, musimy zrobić wszystko, by w nim wygrać.

Przemysław Tytoń w MLS czuł się fatalnie i myślał o zakończeniu kariery.

Reklama

Czemu nie podobało się panu w USA?

Z projektami typu „expansion team”, a takim było Cincinnati, zawsze jest spora niewiadoma. Śledzę teraz poczynania Charlotte i widzę, że częściej przegrywają. Klub dołącza do ligi jako zupełny nowicjusz, od zera buduje drużynę i nie wie, czego się spodziewać, bo nigdy nie grał w MLS. Ja byłem jednym z pierwszych graczy pozyskanych przez Cincinnati, zespół budował się na moich oczach. Wszyscy piłkarze widzieli się dopiero po raz pierwszy, nie licząc tych, którzy już się znali z występów w innych klubach MLS. Pojechaliśmy na obóz i to było dziwne doświadczenie, ponieważ pierwszy raz w życiu w okresie przygotowawczym więcej odpoczywałem, niż trenowałem. Zgrupowanie trwało dwa tygodnie. Super warunki: Floryda, cieplutko, fajny hotel. Ale trener chyba bał się, że zawodnicy nie wytrzymają obciążeń, więc ich nie podkręcał. Trenowaliśmy więc leciutko, co sprawiło, że szybko podczas sezonu nastąpił wysyp kontuzji.

Patrzę w tabele i już wiem, czemu nie czuł pan radości z gry. W każdym z pana trzech sezonów Cincinnati było zdecydowanie najgorszą drużyną MLS. Mało wygranych, za to bardzo dużo straconych goli.

Bywały mecze, że na moją bramkę rywale oddawali po 29 strzałów, w tym 19 celnych. Kotłowało się strasznie. A ja byłem rozczarowany. Jakość zawodników, jakich mieliśmy, to jedno, ale druga sprawa to ambicja, by chcieć pójść do przodu. Nie widziałem jej w Cincinnati. Wiem, że nie ma co porównywać z Ajaksem, ale w Holandii widzę, jak piłkarze są nastawieni, jak często ze sobą dyskutują, co zrobić, by być jeszcze lepszym. To jest niesamowite.

Czemu zatem siedział pan w MLS aż trzy lata?

Najpierw dostałem dwuletnią umowę i powtarzałem sobie cały czas, że jesteśmy na etapie budowy i za chwilę wszystko będzie dobrze. Później przyszedł COVID, który zaczął szaleć po całym świecie. Kiedy w tamtych niepewnych czasach otrzymałem propozycję przedłużenia umowy o kolejny rok, zgodziłem się. Zmienił się akurat trener i dyrektor sportowy i liczyłem, że coś się ruszy. Ale się nie ruszyło.

Jak Artur Płatek odpowiada na zarzuty prezesa Górnika? Jakiego niedoszłego transferu najbardziej żałuje? Dlaczego Gryszkiewicz i Wiśniewski nie przedłużyli umów z Górnikiem?

ŁUKASZ OLKOWICZ: Zwolnienie z Górnika zabolało?

ARTUR PŁATEK (BYŁY KOORDYNATOR PIONU SPORTOWEGO GÓRNIKA ZABRZE): No tak, zabolało. To był specyficzny projekt. Byłem w tym klubie wcześniej, wiedziałem, że nie jestem osobą mile widzianą.

To po co pan tam się pakował, skoro wiedział, że jest niemile widziany?

Z dwóch powodów. Pierwszym z nich była prośba Marcina Brosza. A drugim, że po jesieni Górnik zajmował przedostatnie miejsce z dość sporą stratą do bezpiecznych pozycji. Groził mu spadek. Wiedziałem, że jeżeli nie pomogę Górnikowi, to będzie nie fair z mojej strony. Mój ojciec spędził w tym klubie kilkanaście lat. Był asystentem u trenera Kostki, trenera Piechniczka. Znał to całe środowisko, tych ludzi. Kiedy umierał, dał mi radę… Teraz mi się głos załamał… Powiedział: „Możesz iść do Górnika, jak będzie źle i będą cię potrzebowali. Jak będzie dobrze, to nie będą cię potrzebować”. I taka jest prawda. Dlatego się zdecydowałem. Wiedziałem, że Marcin sobie z tym nie poradzi. Zacząłem pracę w połowie grudnia, trzeba było znaleźć zawodników, którzy pomogą od razu. Wiedziałem, że Górnik nie ma środków i trzeba użyć jakiegoś sposobu.

(…) Czy pan oszukał Lukasa Podolskiego?

Ha, ha, ha. Czytałem ten wywiad i śmiałem się.

Sprecyzujmy. Prezes Arkadiusz Szymanek powiedział w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego”: „Poprzedni dyrektor obiecywał mu (Podolskiemu) dużo rzeczy, które nie zostały dotrzymane. Obiecywał mu pewne rzeczy marketingowe”. Co pan obiecał Podolskiemu i dlaczego nie dotrzymał słowa?

Wypowiedź, którą pan teraz cytuje… Wie pan, kto mi ją wysłał?

Nie wiem.

Lukas Podolski. Pośmialiśmy się trochę. Powiem tak: widocznie muszę być dobry albo nawet bardzo dobry, skoro mam takie zdolności negocjacyjne. I mistrza świata, osobę tak obytą z biznesem i robieniem dużych interesów, jestem w stanie skitować moim czarem. A on mi uwierzy i przyjdzie do Górnika bez żadnego kontraktu. Mogę powiedzieć z czystym sumieniem i uśmiechem na twarzy w stosunku do Łukasza i wszystkich kibiców Górnika, że ani ja, ani Darek Czernik nie oszukaliśmy go w żadnej sprawie. To, co obiecywaliśmy, zostało dotrzymane. Z Łukaszem mam do dzisiaj kontakt. Dobrze się dogadujemy, nie ma żadnych animozji. Górnik ma dziś jeden problem. W klubie nie potrafią zrobić tego, co ja zrobiłem. Ściągnąłem cztery osoby z zewnątrz, które w pewnych kwestiach pomagają Łukaszowi. I tyle. W Górniku mają z tym problem, bo nie wiedzą, jak do tego podejść.

Artur Boruc niespodziewanie stracił miejsce w bramce Legii, mało tego, aktualnie jest bramkarzem numer trzy. W ostatnich meczach przyzwoicie radzi sobie Cezary Miszta, a trener Aleksandar Vuković prawdopodobnie nie ma zamiaru przywracać do bramki 42-latka, tym bardziej że na ławce rezerwowych na swoją szansę czeka nowy nabytek warszawiaków, Richard Strebinger.

Miszta radzi sobie przyzwoicie i nie popełnia błędów, które zdarzały mu się w zeszłym roku, jednak fakt, że wygryzł ze składu ulubieńca trybun jest zaskoczeniem. Vuković uznał jednak, że bardziej może polegać na 20-latku.

Jak łatwo stracić zaufanie tego szkoleniowca, pokazuje przykład Lirima Kastratiego, który pomimo zakazu sprowadził do hotelu w Dubaju swoją partnerkę. Kosowianin zachował się nieprofesjonalnie, a Vuković takiego zachowania nie toleruje. Oczywiście drugim z powodów, dla których Kastrati nie gra, jest jego słaba postawa na boisku.

– Aleksandar Vuković jest trenerem, który nie pozwoli swoim zawodnikom na niesportowe zachowania. Może Boruc i „Vuko” się starli lub mają inne zdanie. Serbski szkoleniowiec nie umieszcza Boruca nawet w meczowej kadrze, ale pamiętajmy, że jest on golkiperem, który nie chce siedzieć na ławce rezerwowych – mówi Kazimierski.

Tak więc Boruc z gwiazdy drużyny stał się trzecim bramkarzem, bo zmiennikiem Miszty jest obecnie Strebinger. Pytanie, czy „Król Artur” może jeszcze odzyskać zaufanie Vukovicia. Z pewnością nie będzie to łatwe, bowiem ten szkoleniowiec jest bardzo konsekwentny w swoich działaniach.

Kamil Kosowski komentuje powołania Czesława Michniewicza.

Naszym celem jest wygrana z Czechami lub Szwecją, a do tego meczu przygotować ma nas nowy trener, który czasu nie ma zbyt wiele. Wrócę jeszcze do powołań, bo są zaskoczenia, a nawet sensacje. Właśnie tak mogę nazwać obecność w kadrze Patryka Kuna z Rakowa Częstochowa. To nagroda za solidną pracę, którą ten chłopak wykonał w ostatnich latach. Pamiętam go jeszcze z Rozwoju Katowice. Utkwił mi obraz skrytego chłopaka, który się nie wychylał, ale po cichu harował na boisku. To może mu nieco utrudnić wejście do kadry. Tu trzeba od razu wskoczyć z buty reprezentanta Polski, usiąść między Robertem Lewandowski, Piotrem Zielińskim i Kamilem Glikiem, czyli piłkarzami, którzy w swoich karierach osiągnęli nieporównywalnie więcej. Dlaczego Kun znalazł się w kadrze? Trener Czesław Michniewicz musiał mieć zabezpieczenie lewej strony i powołał piłkarza podobnego fizycznie i taktycznie do Macieja Rybusa. I jak czas pokazał, by to świetny ruch, bo gracz Lokomowitu zachorował na covid-19 i na zgrupowanie nie przyjedzie. Po Kunie można się spodziewać tego samego, co w Rakowie. To nie będzie rakieta biegająca od bramki do bramki. Myślę, że raczej będzie zabezpieczał lewą stronę z mocnym naciskiem na defensywę. Patrząc na same suche liczby, to ciężko znaleźć gole i asysty Kuna, ale od tego to my w kadrze mamy innych piłkarzy.

SPORT

Craig Gordon, bramkarz reprezentacji Szkocji, w tym roku skończy 40 lat. Całkiem niedawno odzyskał bluzę z numerem jeden.

Jeżeli chodzi o obsadę bramki na mecz z Polską, to warto zaznaczyć, że selekcjoner prócz Zandera Clarke’a, powołał jeszcze Liama Kelly’ego, który również jeszcze w drużynie narodowej nie zadebiutował. Jest też wspomniany Gordon. To prawdziwy weteran. W tym roku skończy 40 lat, a w reprezentacji Szkocji debiutował w 2004 roku, kiedy selekcjonerem był Berti Vogts. W ostatnich latach Gordon przegrywał rywalizację z Marshallem. Mało tego, przez dwa lata nie był nawet powoływany do zespołu narodowego i wydawało się, że do niego nie wróci. Tymczasem jesienią, w trakcie decydujących meczów eliminacji MŚ, Clarke postawił właśnie na niego. I nie zawiódł się. W 5 z 7 spotkań Gordon zachował czyste konto, a aż 6 meczów jego drużyna wygrała. W tym niezwykle starcia z Austrią na wyjeździe i z Danią u siebie.

Gordon ma na swoim koncie 64 występy w reprezentacji Szkocji. Jeżeli zagra przeciwko Polsce, to zrówna się z Willie’m Millerem i wskoczy do pierwszej dziesiątki reprezentantów Szkocji pod względem liczby występów. W klasyfikacji tej przed nim jest tylko jeden bramkarz. To legendarny Jim Leighton, który zajmuje drugą pozycję, za Kenny’m Dalglishem. Leighton, to zresztą bardzo ciekawa postać. W reprezentacji Szkocji grał w latach 1982-89, ale później był powoływany na trzy wielkie turnieje. MŚ 1990 i 1998, a także na ME 1996. Dziewięć lat po ostatnim występie był jeszcze w drużynie narodowej i w ten sposób jego staż wynosi aż 16 lat. Gordon reprezentantem Szkocji jest od lat 18 i jest to absolutny rekord.

Nemanja Nedić, bohater GKS-u Tychy w meczu z Zagłębiem Sosnowiec, po spotkaniu z Chrobrym stwierdził, że nie potrafi grać w Głogowie…

Tydzień później obrońca z Czarnogóry popełnia dwa błędy, które w spotkaniu z Chrobrym w Głogowie kosztują zespół Artura Derbina porażkę 0:2.

– Po meczu z Chrobrym Nemanja bardzo źle się czuł z tym, że przytrafiły się mu dwie pomyłki i nawet powiedział, że nie potrafi grać w Głogowie – mówi trener tyszan. – Nawiązał w ten sposób jeszcze do występu sprzed roku, bo wtedy w 27. minucie został ukarany czerwoną kartką i przegraliśmy 0:1. Ja jednak analizując całe nasze sobotnie spotkanie powiem tak: gdybyśmy „wycięli” te dwa momenty bramkowe z całego spotkania, to występ naszego stopera byłby wzorowy. Niestety dla niego i dla nas przy pierwszym golu zgubił krycie i doświadczony Mikołaj Lebedyński, główkując z piątego metra otworzył wynik, a następnie popełnił błąd przy wyprowadzaniu piłki i to się skończyło drugim trafieniem. Po kwadransie było więc 0:2 i takim wynikiem zakończył się mecz, po którym Chrobry zbiera pochwały za znakomitą grę w defensywie, bo już ma na koncie 7 spotkań z rzędu bez straconej bramki.

SUPER EXPRESS

Giuseppe Dossena – mistrz świata z 1982 roku i były piłkarz Sampdorii – docenia Bartosza Bereszyńskiego.

„Super Express”: – Jak ocenia pan decyzję reprezentanta Polski, który zdecydował się zostać w Sampdorii?

Giuseppe Dossena: –To dobry krok, zarówno dla „Sampy”, jak i samego zawodnika. Polak występuje w Serie A od pięciu lat. W tym czasie bardzo się rozwinął, wyrobił sobie markę. Cieszy się zaufaniem kolejnych trenerów, władz klubu, a także kibiców. Jest lubiany i szanowany. Dlatego to przedłużenie wydawało się czymś naturalnym. Na pewno Sampdoria zapewniła sobie na kolejne lata doświadczonego zawodnika, który nie schodzi poniżej pewnego poziomu.

– Jeszcze jesienią mówiło się o jego przenosinach do Romy. Czy taki scenariusz będzie możliwy po sezonie?

– Nie sądzę. Jeżeli Roma miałaby sięgnąć po takiego zawodnika jak Bereszyński, to zapewne powalczyłaby o niego po wygaśnięciu kontraktu z Sampdorią. Polski defensor jest podstawowym zawodnikiem w drużynie z Genui. Nie wyobrażam sobie, aby nagle miał opuścić stolicę Ligurii za 3–4 mln euro. Jednocześnie nie wyobrażam sobie sytuacji, w której rzymianie wydają na 30-letniego piłkarza kwotę znacznie wyższą. Tym bardziej że mają w szeregach Ricka Karsdorpa. Przy Holendrze Polak pełniłby rolę zmiennika.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

5 komentarzy

Loading...