Reklama

Hitowe starcia, grad goli i przełamanie Realu Sociedad

Paweł Ożóg

Autor:Paweł Ożóg

15 lutego 2022, 14:56 • 13 min czytania 1 komentarz

Za nami 24. kolejka ligi hiszpańskiej, która obfitowała w wiele ciekawych wydarzeń. Nie zabrakło błyskotliwych zagrań, derbów, meczów na szczycie, dzbanów, pięknych uderzeń, bezbramkowych remisów, ale i spotkań z gradem goli. Dla każdego coś dobrego.

Hitowe starcia, grad goli i przełamanie Realu Sociedad

W meczu otwierającym kolejkę Sevilla rozprawiła się z Elche, czym dała sobie szanse na zmniejszenie dystansu do lidera Primera Division. Nie był to idealny mecz w wykonaniu Los Nervionenses. Do pierwszej bramki wszystko wisiało na włosku i nie można było wykluczać, że nagle rewelacja 2022 roku ukąsi zespół Julena Lopeteguiego. Tak się jednak nie stało, Sevilla w ostatnich dwóch kwadransach docisnęła rywali do ściany i zdobyła zasłużone trzy punkty po bramkach Papu Gomeza i Rafy Mira.

Real Madryt odpowiedział drużynie z Andaluzji tylko połowicznie. Królewscy zremisowali bezbramkowo z Villarrealem, ale mecz był całkiem ciekawy. Nie było to bezbramkowe starcie z gatunku “futbol na nie mam zdania”. Pierwsza połowa była lepsza w wykonaniu gospodarzy, w drugiej lepsi byli piłkarze Carlo Ancelottiego. Na listę strzelców powinni wpisać się zwłaszcza Gareth Bale i Luka Jovic. W sobotnim starciu nie zabrakło też ostrych starć i brudnych zagrań. Dani Carvajal chamsko nastrzelił w głowę Giovanniego Lo Celso, kiedy ten leżał. Z drugiej strony przez cały mecz zawodnicy Unaia Emery’ego nie patyczkowali się Viniciusem, więc nie był to mecz niewiniątek.

Po spotkaniu Raul Albiol wypowiedział się na temat spornej sytuacji z pierwszej połowy (zderzenie z Viniciusem) w następujący sposób — Gdybym uderzył Viniciusa, by już nie wstał. — raczej panowie nie będą razem wychodzić na piwo, ani wspólnie organizować grilla, ale ich pojedynki były ozdobą meczu.

O reszcie spotkań i ważnych wydarzeniach przeczytacie w kolejnych sekcjach tekstu.

Reklama

Podsumowanie 24. kolejki ligi hiszpańskiej

Piłkarz kolejki. Nabil Fekir

Powiedzmy sobie wprost — Levante w tym sezonie jest żałośnie słabe, ale z nieporadności rywali też trzeba umieć skorzystać. To zrobili piłkarze Realu Betis, którzy zakończyli mecz z czterema trafieniami, choć kilku ofensywnych zawodników Los Verdiblancos zawiodło. Jednak skupmy się na piłkarzu, który znalazł się na przeciwnym biegunie. Nabil Fekir po raz kolejny zagrał doskonale, jak prawdziwy szef i to jemu przyznaliśmy tytuł gracza kolejki.

Od początku spotkania był bardzo aktywny, cały czas pod grą, ciągle w pobliżu futbolówki. Zaliczył występ kompletny, ponieważ zgadzały się liczby, ale i ogólne wrażenia. Zdobył dwie bardzo ważne bramki. Pierwsze trafienie było nieco szczęśliwie, pomógł rykoszet, co nie zmienia faktu, że przebiegł z piłką przy nodze drogę od koła środkowego do pola karnego, mijał rywali jak tyczki, by oddać strzał, który trafił do siatki.

Drugi gol Francuza był ozdobą spotkania. Ostatnimi czasy można było narzekać, że w lidze hiszpańskiej brakuje trafień bezpośrednio po rzutach wolnych. Nabil Fekir postanowił zadać temu twierdzeniu kłam. Zanim oddał strzał Dani Cardenas ze starannością szwajcarskiego cukiernika ustawiał mur, ale na niewiele się to zdało. Piłka po strzale Francuza precyzyjnie przeleciała nad piłkarzami Levante, odbiła się od słupka i wpadła do sieci.

Nie samymi golami człowiek żyje. Nabil Fekir zaliczył siedem udanych dryblingów (100% skuteczności), zagrał pięć kluczowych piłek i powinien dopytać kolegów, dlaczego nie skończył meczu z minimum jedną asystą. Ta wisiała w powietrzu. Dosłownie. Przy stanie 0:1 German Pezzella trafił w słupek po dośrodkowaniu Francuza. Dobitka Edgara była już skuteczna.

Reklama

Najlepszy mecz kolejki. Atletico Madryt 4:3 Getafe

Zobaczyliśmy pokaz szaleństwa na Estadio Wanda Metropolitano. Wielu ekspertów zapowiadało spotkanie Atletico z Getafe jako ciężkostrawne widowisko dla wyznawców pragmatycznego futbolu. Predykcje nie znalazły pokrycia w praktyce. Mecz był żywy, ciekawy i pozbawiony kalkulacji. Zwłaszcza pierwsza połowa, w której nikt nie mógł sobie pozwolić na mrugnięcie. Nie przesadzamy. Oglądaliśmy jazdę bez trzymanki. Sześć trafień w 45 minut z małym okładem nie bierze się z przypadku.

Musimy pochwalić trenerów, że przyzwolili na ofensywną grę i zganić wykonawców za liczne błędy, którymi mogliby obdzielić z pięć kolejek. Trzy rzuty karne w meczu to trochę za dużo.

Zanim mecz się na dobre rozpoczął Luis Suarez został sfaulowany w obrębie pola karnego. Do jedenastki podszedł sam poszkodowany, ale David Soria wybronił jego strzał. Jednak Atletico szybko zdobyło dwie bramki, pomimo całkiem wyrównanego meczu. Najpierw do sieci trafił Angel Correa, potem Matheus Cunha. Obaj zachowali się przytomnie i zdobyli bramki z bliskiej odległości. Koniec spektaklu? A gdzie tam. Do przerwy Getafe zdobyło trzy gole. Najpierw do sieci trafił Borja Mayoral, potem dwa karne wykorzystał Enes Unal. Oba po zagraniach ręką (Cunha i Lemar). Los Azulones stracili prowadzenie jeszcze przed przerwą. Znów błysnął Angel Correa, który z dużą łatwością urywał się rywalom.

W drugiej połowie widowisko się popsuło, zostaliśmy sprowadzeni na ziemię. Felipe po raz kolejny dał sygnał Diego Simeone i władzom klubu, by sprowadzili kogoś w jego miejsce. Wyleciał za brutalny faul w środkowej części boiska. Atletico grało w dziesiątkę i wydawało się, że spotkanie zakończy się podziałem punktów, ale w ostatniej minucie podstawowego czasu gry gola na wagę zwycięstwa zdobył Mario Hermoso. Nie rozegrał wybitnego meczu, ale po zgraniu Joao Felixa zachował się przytomnie i dał Atletico cenne zwycięstwo.

Czy zwycięstwo w takich okolicznościach będzie momentem przełomowym dla Los Colchoneros? W tym sezonie to pytanie można było zadać już minimum trzy razy. Naiwnie, dla dobra ligi dajmy im jeszcze jedną szansę, ale pamiętajmy, że ten zespół jest kiepsko zbalansowany. Widać zalążki dobrej gry, ale niefrasobliwość i brak konsekwencji sprawiają, że nie mogą zaliczyć tego sezonu do udanych.

Nieoczywisty piłkarz. Sergi Darder

Sergi Darder jest piłkarzem chimerycznym, nierównym, ale zdarzają mu się wielkie mecze, którymi rozbudza nadzieje. Zwykle jedno dobre spotkanie w jego wykonaniu oznacza nadchodzącą serię pięciu bezbarwnych. Przekonamy się w kolejnych tygodniach, jak będzie tym razem. Jeśli mecz derbowy go nie napędzi, to już naprawdę nic.

Hiszpan niewątpliwie posiada duże umiejętności, ale brak regularności sprawia, że raczej nigdy nie będzie czołowym piłkarzem ligi hiszpańskiej. Wielokrotnie był pytany o to dlaczego nigdy nie wykorzystał w pełni potencjału. Zwykle odpowiadał, że nie radzi sobie z presją. Ostatnimi czasy wspominał o depresji i stanach lękowych, z którymi musi się mierzyć. Ile w tym prawdy? Ciężko powiedzieć, jednak mamy nadzieję, że dobry mecz przeciwko Barcelonie sprawi, że tego typu problemy odejdą w zapomnienie.

We wspomnianym spotkaniu miał udział przy obu bramkach swojego zespołu. W pierwszej połowie tuż przed polem karnym otrzymał dobre podanie, miał trochę przestrzeni i uderzył niezwykle precyzyjnie. Marc-Andre Ter Stegen nie miał szans na skuteczną interwencję. To oznaczało, że Hiszpan mógł cieszyć się z gola i podczas celebracji wykonał cieszynkę, z którą kojarzony jest Cristiano Ronaldo.

Ok, Darder zdobył gola na 1:1, ale na tym nie poprzestał. W drugiej połowie znów Barcelona zaczęła dochodzić do głosu, ale zabawę po raz kolejny popsuł pomocnik Espanyolu. Zagrał błyskotliwą górną piłkę do Raula de Tomasa. Po raz kolejny zachwycił precyzją, elegancją ruchów. Z niewiadomych przyczyn Eric Garcia próbował złapać rywala na spalonym, w momencie gdy o spalonym nie mogło być mowy. Dostał więc za plecy, a RDT potrafił z tej piłki zrobić użytek.

Drużyna kolejki. Real Sociedad

W końcu możemy z czystym sumieniem pochwalić drużynę Imanola Alguacila. Niektórzy robili z nich już drużynę minimalistów ze względu na niewielką liczbę zdobywanych bramek. Ale to nie jest tak, że grają w tym zespole minimaliści, którzy upodobali sobie underowe podejście do strzelania goli. Praktycznie w każdym meczu stwarzają mnóstwo sytuacji, ale zawodzi skuteczność.

Zapraszamy do zabawy. Pytanie brzmi: kiedy przed tą kolejką Real Sociedad zdobył minimum dwie bramki w lidze? Czas się skończył. Tak, siódmego listopada w spotkaniu przeciwko Osasunie. Dlatego tak ważna jest niedzielna wygrana z Granadą (2:0). Nie wynaleźli futbolu na nowo, nie zaskoczyli, ale w końcu zaczęło wpadać. Nadal brakuje jednak bramek napastników. Sorloth jedyną ligową bramkę zdobył w październiku. Isak po raz ostatni trafił w połowie grudnia. Jednak wiara zwłaszcza w tego drugiego jest wciąż duża. Nie strzelił gola, ale był aktywny, dał kilka pozytywnych akcentów. Może się jeszcze rozkręcić. Właściwie to musi, jeśli myśli o transferze do większego klubu i zrobieniu kariery na miarę talentu.

Pierwsze trafienie dla Realu Sociedad było połączeniem uporu, technicznej sztuczki i odrobiny szczęścia. Jeden z zawodników gospodarzy oddał strzał zza pola karnego, tor lotu piłki ekwilibrystycznym zagraniem przeciął Mikel Merino. Efekt był taki, że w tym wszystkim nie połapał się Domingos Duarte, który zagrał ręką i sędzia wskazał na wapno. Karnego wykorzystał Mikel Oyarzabal.

Strzelec pierwszego gola rozgrywał bardzo dobry mecz. Powinien skończyć go z minimum trzema asystami (skończył z jedną), ale sytuacje na potęgę marnował Adnan Januzaj. Pod koniec spotkania po raz kolejny Mikel Oyarzabal wjechał w pole karne gości i zagrał piłkę między trzech wprost do Rafinhi, który zamienił podanie na bramkę.

Więcej bramek w tym spotkaniu już nie padło. Granada stworzyła sobie tylko jedną dobrą sytuację, ale góra był Alex Remiro. Co to zwycięstwo oznacza dla Realu Sociedad? Powrót do walki o europejskie puchary w przyszłym sezonie. Awansowali na szóstą lokatę, ale ich strata nawet do trzeciej drużyny jest niewielka — tylko pięć oczek a mają jeszcze zaległe spotkanie do rozegrania.

Nagroda specjalna. RCD Mallorca za ogranie Athletiku

Mecze poniedziałkowe są nieco wymuszone. Nam byłoby łatwiej dać wam mięso w postaci podsumowania kolejki już w pierwszym dniu tygodnia, ale skoro wieczorem jest mecz, to wypada go obejrzeć. Czasem te mecze są naprawdę nudne, na doczepkę, żeby tylko odbębnić, ale tym razem tak nie było.

Beniaminek z Balearów dzielnie broni się przed spadkiem. Przez wiele tygodni mieli problemy z wygrywaniem. W pierwszych 21 spotkaniach zwyciężyli tylko czterokrotnie. W ostatnich dniach wykorzystali słabszą dyspozycję rywali, sami prezentowali się minimum dobrze, więc odnieśli dwa niezwykle ważne zwycięstwa. Tydzień temu ograli zespół z Kadyksu. Tym razem wydarli zwycięstwo w starciu z Athletikiem, który bądź co bądź jest dużo lepszym zespołem, ale ostatnio miewa problemy z pozytywnymi wynikami testów na koronawirusa, które utrudniają przygotowania do meczów.

 

Przejdźmy do przebiegu spotkania. Piłkarze Luisa Garcii Plazy prowadzili po pierwszej połowie już 2:0. Skorzystali z beznadziejnej dyspozycji Unaia Nuneza, który nie był w stanie godnie zastąpić Inigo Martineza. Athletic nie wyglądał dobrze i gospodarze potrafili z tego skorzystać. Znów błysnął Vedat Muriqi, który zalicza mocne wejście do ligi. Rozegrał dopiero dwa mecze w nowych barwach i oba dobre, czyli już pokazał  więcej niż w Lazio.

W drugiej połowie Athletic wyrównał wynik spotkania. Zmiany Marcelino ożywiły grę Basków. Wprowadzeni Alex Berenguer i Yuri Berchiche mieli udział przy bramkach, które pozwoliło Los Leones nawiązać walkę o punkty. Naprawdę fajny był to mecz, lekki do oglądania, czyli w sam raz na późny poniedziałkowy wieczór. Co ciekawe, gospodarze w końcówce zdobyli zwycięską bramkę. Zabawili się w polu karnym Unaia Simona. Strzał z bliskiej odległości oddał Takefusa Kubo, trafił w słupek, ale jego fart polegał na tym, że następnie piłka odbiła się od pleców bramkarza i wpadła do sieci.

W takich okolicznościach gospodarze zdobyli trzy punkty, które sprawiły, że zachowują sześciopunktowy bufor bezpieczeństwa nad strefą spadkową, a mają jeszcze zaległy mecz do rozegrania. Misja utrzymanie zaczyna nabierać sensownych kształtów i w ostatnich dniach szanse beniaminka na pozostanie w hiszpańskiej elicie zdecydowanie wzrosły.

Jedenastka kolejki

Zdecydowaliśmy się na bardzo ofensywne zestawienie, ale mieliśmy problem ze znalezieniem bramkarza, który zdecydowanie wyróżniłby się na tle konkurencji. Stąd Geronimo Rulli, który solidnie bronił w meczu z Realem Madryt, ale po raz kolejny pokazał, że gra nogami nie należy do jego atutów.

W defensywie postawiliśmy na trójkę środkowych obrońców. Każdy z nich zachował czyste konto. Pau TorresEder Militao zagrali przeciwko sobie. Aritz Elustondo dyrygował obroną Realu Sociedad w starciu z Granadą. Jego zespół zaliczył w tym sezonie ligowym aż trzynaście spotkań bez straty gola. Do rozważenia był również Karim Rekik, który awaryjnie zagrał obok Diego Carlosa i wypadł lepiej od Brazyliczyka.

W środku pola mieliśmy kłopot bogactwa. W przeciętnej kolejce znalazłoby się miejsce również dla Martina Zubimendiego i Edgara, ale w tej wielu pomocników zagrało na bardzo wysokim poziomie i trzeba było dokonać trudnych wyborów. O Nabilu FekirzeSergi Darderze wspominaliśmy wcześniej, ale nie sposób pominąć Williama Carvalho. Złapał niesamowity luz w grze. W końcu omijają go urazy i gra bardzo dobrze. Do skutecznej gry w tyłach dołożył ofensywne ozdobniki.

Na bokach umieściliśmy Adamę Traore, który doprowadzał do konwulsji Adrię Pedrozę i dograł piłkę na 2:2 do Luuka de Jonga. Na drugim boku znalazło się miejsce dla Mikela Oyarzabala. Atak w naszym zestawieniu tworzy dwójka niezawodnych piłkarzy Raul de Tomas i Angel Correa.

Wątki poboczne

Kolejny dobry mecz rozegrał Ivan Rakitic, nieźle spisał się też Papu Gomez. Połowicznie mógł być zadowolony Anthony Martial. Zaliczył asystę przy trafieniu na 2:0, ale po raz kolejny zagrał dość przeciętnie. Brakuje mu lekkości, z której kiedyś słynął. Momentami jest jeszcze ciałem obcym. Zawiódł Youssef En-Nesyri. Zagrał beznadziejny mecz, wolno myślał i wolno się poruszał. Nie przypomina swojej najlepszej wersji sprzed kontuzji.

Rafinha zdobył swoją pierwszą bramkę w barwach Realu Sociedad. Brazylijczyk wszedł z ławki za Davida Silvę i odebrał spóźniony o jeden dzień prezent urodzinowy. W najbliższych dniach przyda się dobra forma tego piłkarza. Jego zespół czeka trudny dwumecz z RB Lipsk.

Deportivo Alaves nie składa broni. Wygrali zasłużenie z Valencią. Bardzo dobre spotkanie rozegrał Mamadou Loum, który nie tak dawno wygrał Puchar Narodów Afryki. W samym spotkaniu nie zabrakło kontrowersji. Sędzia podyktował naciągany rzut karny dla zespołu Pepa Bordalasa. Bryan Gil nastrzelił z kilku centymetrów rękę Jasona. Ten nie miał jak jej schować. Też nie mógł stanąć inaczej, bo obaj walczyli o piłkę i dla utrzymania równowagi musiał przyjąć właśnie taką pozycję.

Celta Vigo straciła punkty w wyjazdowym spotkaniu w Kadyksie. Od połowy grudnia Celestes zaczęli ratować sezon, lepiej punktowali, poprawiła się też gra, ale tym razem zawiedli. Oddali tylko jeden strzał celny. To trochę mało zważywszy na to, że mają kim postraszyć. Na plus kolejne czyste konto. Już mają ich dziesięć. O jedno więcej niż w całym poprzednim sezonie.

Rayo Vallecano wpadło w dołek i tym razem przegrało z Osasuną 0:3. Goście byli skuteczniejsi pod bramką, konkretniejsi i dzięki temu wywieźli z Estadio de Vallecas komplet punktów.

W meczu Realu Madryt z Villarrealem, Samu Chukwueze bezlitośnie bawił się z Marcelo. Nigeryjczyk nie zawsze wie, co robi, (podobny przypadek do Dembele, ale mimo wszystko uboga wersja Francuza), ale jak ma dobry dzień, to wiele rzeczy mu wychodzi. Gdyby tylko częściej podnosił głowę…

Xavi zrobił z Luuka de Jonga dobrego zadaniowca i w ataku ma dużą głębie składu. W końcówce meczu z Espanyolem ofensywę Dumy Katalonii tworzyli: de Jong, Aubameyang, Dembele, Ferran Torres i Adama Traore. Wyglada to już całkiem poważnie. Trener Barcelony ma spore pole manewru.

WIĘCEJ O LIDZE HISZPAŃSKIEJ:

fot. Newspix.pl

Redakcyjny defensywny pomocnik z ofensywnym zacięciem. Dziennikarski rzemieślnik, hobbysta bez parcia na szkło. Pochodzi z Gdańska, ale od dziecka kibicuje Sevilli. Dzięki temu nie boi się łączyć Ekstraklasy z ligą hiszpańską. Chłonie mecze jak gąbka i futbolowi zawdzięcza znajomość geografii. Kiedyś kolekcjonował autografy sportowców i słuchał do poduchy hymnu Ligi Mistrzów. Teraz już tylko magazynuje sportowe ciekawostki. Jego orężem jest wyszukiwanie niebanalnych historii i przekładanie ich na teksty sylwetkowe. Nie zamyka się na futbol. W wolnym czasie śledzi Formułę 1 i wyścigi długodystansowe. Wierny fan Roberta Kubicy, zwolennik silników V8 i sympatyk wyścigu 24h Le Mans. Marzy o tym, żeby w przyszłości zobaczyć z bliska Grand Prix Monako.

Rozwiń

Najnowsze

Boks

Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Szymon Szczepanik
11
Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!
Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
0
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League
Hiszpania

Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Jakub Radomski
50
Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Hiszpania

Hiszpania

Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Jakub Radomski
50
Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego
Hiszpania

Ciekawe wieści z Włoch. Syn Ancelottiego trenerem Romy?

Patryk Stec
0
Ciekawe wieści z Włoch. Syn Ancelottiego trenerem Romy?

Komentarze

1 komentarz

Loading...