Ekstraklasa, Ekstraklasa, Ekstraklasa i ewentualnie coś z lig zagranicznych. Taka jest sobotnia prasa.
PRZEGLĄD SPORTOWY
W przyszłym tygodniu dojdzie do kolejnego spotkania szefów Pogoni z Kostą Runjaicem w sprawie nowego kontraktu.
– Ciągle idziemy w tę samą stronę. Negocjacje trwają i nie mają charakteru dyskusji na temat finansów, bo w tej kwestii na samym początku doszliśmy do porozumienia. Tu różnic między nami nie ma. Rozmawiamy o tym, jak w przyszłości widzimy Pogoń. W jaki sposób chcielibyśmy rozwijać ten projekt, bo według nas pewien etap osiągnęliśmy, jesteśmy w czubie tabeli i wspólnie zadajemy sobie pytanie, co dalej. Gdzie chcemy dojść? Co nam do tego potrzebne? I czy chcemy to robić razem czy nie? To nie jest kwestia różnicy zdań. Nie musimy do niczego się przekonywać. Każdy z nas musi poczuć ochotę do tego, by kontynuować ten projekt razem – wyjaśnia prezes Mroczek.
Adam Zrelak czuje, że jest w świetnej formie i nie zatraci skuteczności z końcówki jesieni.
Co się takiego stało, co się zmieniło, że w pięciu meczach zdobył pan cztery bramki i zaliczył asystę, co jest bardzo dobrym dorobkiem? Zwłaszcza w Warcie, która strzeliła najmniej goli w lidze.
Trudno powiedzieć, co tak naprawdę się stało. Nie było momentu, w którym poczułbym coś specjalnego. Moja praca na treningach się nie zmieniła. Być może jednym z głównych powodów jest fakt, że od dłuższego czasu nie miałem kontuzji, wcześniej urazy wybijały mnie z rytmu. Kontuzje się odnawiały, a tę rundę zakończyłem bez przerwy. Wierzyłem w siebie, wiem, że potrafię zdobywać bramki, więc to była kwestia czasu.
Nie od dziś wiadomo, że napastnik żyje z bramek. Zanim nastąpiło przełamanie, czuł pan złość, czy frustrację? Zastanawiał się pan, dlaczego na treningach wszystko jest dobrze, a w meczu nie wychodzi?
Może nie nazwałbym tego frustracją, ale nie ukrywam, że w głowie były różne myśli. Wiem, że jestem napastnikiem, więc naturalne, że chcę zdobywać bramki. Z drugiej strony jestem innym typem napastnika, dużo pracuję dla drużyny, staram się zakładać pressing i walczyć o każdą piłkę. Nawet gdy nie zdobywałem bramek, to pomagałem zespołowi. Frustracji nie odczuwałem, bo wiedziałem, że w końcu gole przyjdą.
Pańskie bramki przyszły tuż po zmianie trenera, więc od razu nasuwa się pytanie, czy na pańską grę wpłynęła decyzja o zwolnieniu Piotra Tworka? Było panu z tym trenerem po drodze, było wspólne zrozumienie?
Myślę, że to nie miało wielkiego wpływu, przynajmniej na mnie. Zmiany trenera często motywują zespół, u nas przełożyło się to na lepszą grę. Dzięki temu ja też mogłem na tym skorzystać. Po prostu przyjście nowego trenera dało wszystkim dodatkowy impuls.
Rozmowa z Norbertem Tyrajskim, byłym bramkarzem Lecha Poznań.
Wracając do tematu trenera Macieja Skorży. Co pana zdaniem zmieniło się w drużynie po jego zatrudnieniu?
Przede wszystkim trener Maciej Skorża rozmawia z każdym zawodnikiem, potrafi do nich trafić. Dla szkoleniowca każdy piłkarz jest ważny i ma coś do ugrania. Uważam, że ważna jest twarda rozmowa z zawodnikiem, żeby nakreślić mu rolę w zespole. Z drugiej strony piłkarz musi ją zaakceptować.
Czyli trener Maciej Skorża potrafi dotrzeć do swoich podopiecznych?
Oczywiście. Dobrym przykładem jest João Amaral, który półtora roku temu odszedł do ligi portugalskiej w ramach wypożyczenia. Sztab namówił go, aby został w Poznaniu, a ten przekonał wszystkich do swojej gry i można powiedzieć, że stał się liderem zespołu. Potwierdzają to asysty oraz bramki Portugalczyka. Jak widać, trener Maciej Skorża potrafi dotrzeć do graczy, którzy u trenera Dariusza Żurawia nie dostawali minut. Dodatkowo szkoleniowiec przekonał do swojej filozofii zawodników, którzy są na ławce rezerwowych, czekają na swoją szansę i w każdej chwili są gotowi pomóc drużynie. Lech tworzy kolektyw.
Były zawodnik Bayernu, zwycięzca Ligi Mistrzów i mistrz świata Paulo Sergio, uważa, że jeśli Robert Lewandowski miałby odejść, to nie powinien iść do PSG, ale do Anglii albo Hiszpanii.
W mediach czasami pojawiają się informacje, że Lewandowski, któremu w czerwcu przyszłego roku wygasa umowa z Bayernem, może zmienić zespół. Podobno jest kuszony gigantycznymi pieniędzmi przez PSG. Osoby związane z Bayernem, jak Uli Hoeness czy Karl-Heinz Rummenigge, deklarują jednak, że bawarski klub zrobi wszystko, żeby zatrzymać u siebie Polaka. Co pan doradziłby w kwestii przyszłości Lewandowskiemu?
Wydaje mi się, że Robert realnie myślał o zmianie klubu kilka lat temu. Chciał osiągnąć coś więcej, nie tylko wygrywać w Niemczech, ale również rywalizować z powodzeniem z najlepszymi w Europie. Wtedy być może zdawało mu się, że aby to zrealizować, powinien odejść, ale Bayern w 2020 roku w świetnym stylu wygrał Ligę Mistrzów i dziś realia są inne. Moim zdaniem najlepszym wyjściem dla Lewandowskiego byłoby pozostanie w Bayernie na kolejne dwa lata. Gdyby przeniósł się do PSG, wciąż grałby w drużynie, która jest zdecydowanie najsilniejsza w swoim kraju, ale według mnie poziom sportowy Bundesligi jest wyższy niż ligi francuskiej, więc byłby to trochę regres. Uważam, że Bayern jest na tyle silny, by wciąż z powodzeniem walczyć w Champions League. A jeżeli Robert rzeczywiście pragnie czegoś nowego, ale jednocześnie chce zdobywać trofea i grać na bardzo wysokim poziomie, to pozostają mu dwie ligi, do których mógłby się przenieść – angielska i hiszpańska.
Francesco Magnanelli, 37-letni kapitan Sassuolo w rozmowie z „PS” opowiada, jak to jest grać kilkanaście lat w tym samym klubie i cały czas znajdować w sobie motywację.
Można powiedzieć, że Sassuolo to pana drugi dom.
Oczywiście, że tak. Mam 37 lat. Przyjechałem tu w 2005 roku, kiedy klub występował w Serie C2, a teraz mam za sobą 514 spotkań rozegranych w tych barwach. Cieszę się z tego. Podpisałem swoją pierwszą umowę z klubem, kiedy Giorgio Chiellini zrobił to samo z Juventusem. On przedłużył kontrakt do 2023 roku, a mój wygasa na koniec sezonu. Powinienem mu dorównać!
Bycie w tym samym zespole od 17 lat bez przerwy i bycie jego kapitanem – co to znaczy?
Możemy tu wymienić różne aspekty. Niektórzy ludzie mówią, że w tym przypadku nie ma się siły na zmianę drużyny, że boi się nowych wyzwań. Ja mogę powiedzieć coś innego po tych latach. Opuszczenie zespołu byłoby zbyt łatwe. Zostanie w tym samym miejscu znaczy, że cały czas trzeba znajdować nową motywację. Kiedyś trener zapytał mnie: „Jak to robisz?”. Wiem, gdzie jestem. I ciągle walczę o miejsce w składzie.
Urósł pan w siłę razem z Sassuolo.
Tak jest. Z biegiem czasu ewoluowałem jako piłkarz i wraz ze mną takie kroki do przodu wykonał klub. Pamiętajmy, że kiedy przeprowadziłem się tu w 2005 roku, drużyna występowała na najniższym możliwym zawodowym poziomie piłki. Właściciel i szefowie mieli jasne pomysły, jak się rozwinąć, ale klub na przykład nie miał własnej bazy treningowej. Często zmienialiśmy boisko, na którym pracowaliśmy. W międzyczasie robiliśmy postępy. Kluczową rolę odegrały zwycięstwa. Po każdym awansie zespół inwestował pieniądze w zatrudnienie nowych osób, w infrastrukturę. Krok po kroku uzyskaliśmy tożsamość. Tamte lata były najpiękniejsze i najbardziej autentyczne. Kiedy natomiast dotarliśmy do Serie B, zaczęła się inna bajka.
SPORT
Mariusz Fornalczyk, 19-latek ze Stroszka, ma coraz mocniejszą pozycję w Pogoni Szczecin.
W pierwszym zespole Polonii Bytom debiutował jako 15-latek. Jeszcze przed osiągnięciem pełnoletności wykupiła go Pogoń Szczecin. W 1,5 roku uzbierał w jej barwach 13 występów w ekstraklasie, a teraz licznik powinien przyspieszyć. Mariusz Fornalczyk był jednym z największych wygranych zimowego okresu przygotowawczego w obozie wicelidera tabeli. W Bytomiu trzymają kciuki za swojego wychowanka.
– Mariusz przesiąkł Polonią, Bytom jest w jego sercu. Gdy ma choćby 2-3 dni wolnego, wraca. Wychowywał się na Stroszku i przy Olimpijskiej, bo tu mieszka jego babcia, z którą spędzał wiele czasu. Zawsze udaje się na Olimpijską. W okresie świątecznym wysłał mi któregoś ranka zdjęcie boiska… On interesuje się tym, co się dzieje u nas, a my – co u niego. Liczymy, że to będzie jego półrocze – uśmiecha się Tomasz Stefankiewicz, dyrektor sportowy trzecioligowca z Bytomia.
Niedzielny mecz Rakowa z Wisłą Kraków może być wyjątkowy dla szkoleniowca wicemistrza Polski Marka Papszuna.
Trener częstochowian Marek Papszun prowadził zespół w blisko 200 spotkaniach ligowych w drugiej i pierwszej lidze oraz ekstraklasie. Bilans jest imponujący – Raków wygrał ponad połowę z nich. Ewentualne zwycięstwo w niedzielę może być kolejnym historycznym osiągnięciem. Wówczas Marek Papszun wygrałby ze swoim zespołem setny mecz ligowy. Na ten bilans złożyło się prawie 6 lat pracy szkoleniowca. Byłoby to również świetne rozpoczęcie nowego roku dla Rakowa, który w poprzednich sezonach miał problemy. W 2020 częstochowianie czekali trzy kolejki na pierwsze zwycięstwo wiosną. Wówczas przegrali z Lechem (0:3) i Arką (2:3) oraz zremisowali w Bełchatowie z Legią (2:2). W ubiegłym roku przegrali trzy spotkania z rzędu (Pogoń, Legia i Lechia). Szkoleniowiec Rakowa ma nadzieję, że 2022 rok rozpoczną lepiej.
– Czekamy z optymizmem na pierwszy mecz. Przed nami spotkanie z dobrym rywalem, atrakcyjnym z punktu widzenia kibiców. Zapraszamy ich na ten mecz, bo ich wsparcie będzie nam potrzebne, by zacząć lepiej niż w poprzednim roku – powiedział na konferencji szkoleniowiec Rakowa.
Wsparcie kibiców będzie ważne, szczególnie że na trybunach pojawią się także fani gości. Zakończyły się prace budowlane, które miały na celu przygotowanie sektora dla przyjezdnych. Klub otrzymał wszelkie zgody, a sama trybuna gości została dopuszczona do użytkowania. Zostanie ona udostępniona dla zorganizowanej grupy kibiców. Sam sektor liczy 302 miejsca.
Rozmowa z Rolandem Thomasem, byłym drugim trenerem ŁKS-u Łódź i byłym szkoleniowcem Stali Stalowa Wola.
Jaka jest ocena kończącego się Pucharu Narodów Afryki na stadionach Kamerunu?
– Stoi na wysokim poziomie. W wielu reprezentacjach jest duża grupa świetnych zawodników, którzy grają w najlepszych europejskich klubach. Specyfika turnieju jest taka, że może nie jest on aż tak popularny, ale jeżeli chodzi o poziom sportowy, to warto go oglądać, warto poświęcić mu czas i warto przeanalizować występy niektórych graczy, którzy z pewnością mogliby też funkcjonować w Europie, ale nie do końca jest to proste, bo raz, że kwestia wiz, a dwa ich aklimatyzacji. Nie sięga się często po zawodników, którzy grają bezpośrednio tam, w ligowych klubach w Afryce, a szkoda.
W niedzielę finał Senegal – Egipt. Taki zestaw to zaskoczenie czy raczej coś, czego można się było spodziewać?
– Zarówno Senegal, jak i Egipt to jedenastki, które przed rozpoczęciem Pucharu Narodów były wymieniane wśród faworytów. W obu drużynach jest wielu znakomitych graczy, żeby wymienić takie gwiazdy, jak Sadio Mane i Mohamed Salah. Będzie to z pewnością ciekawe spotkanie stojące na wysokim poziomie.
SUPER EXPRESS
Rozmowa z Orestem Lenczykiem przed startem ligi.
„Super Express”: – Kto jest faworytem do mistrzostwa?
Orest Lenczyk: – Wszystko jest otwarte. To nie ma znaczenia, że Lech ma 4 pkt przewagi nad Pogonią, bo liczy się taki start z kopyta. Życzę Maćkowi Skorży, żeby tak ruszył, bo ma szansę zdobyć mistrza, a Lech wiele meczów grał na wysokim poziomie jesienią. Ale nie umniejszam wartości Rakowa.
– A Pogoń, która jest przed Rakowem?
– Nie wymieniłem Pogoni dlatego, że jej kibicuję. Podziwiam trenera Runjaica, który wziął Pogoń na ostatnim miejscu i zaszedł tak wysoko. Kilku piłkarzy wybiło się ponad przeciętność. Szkoda, że nie ma już tego synka, co opuścił Pogoń – Kozłowskiego. Jak patrzyłem na niego, to pomyślałem – szkoda, że nie miałem go, gdy byłem trenerem.
Fot. FotoPyK