Szewczenko coraz bliżej objęcia posady selekcjonera reprezentacji Polski. Wywiady z Jarosławem Mroczkiem i Jakubem Kamińskim. Szykuje się polski duet w Fiorentinie? O tym m.in. w dzisiejszej prasówce.
„SPORT”
Wiśle Kraków wyrwano dwa zęby trzonowe, ale „Biała Gwiazda” sporo zarobiła na odejściu Aschrafa i Yeboaha. Czy następcy dadzą radę?
To duża zmiana dla Wisły. Kluby z reguły bronią się przed tym, aby zimą tracić swoje „zęby trzonowe”, bo to powoduje zbyt dużą destabilizację drużyny w środku sezonu. Krakowianie nie mieli jednak nic do gadania. Oczywiście ruszyli już na rynek transferowy. Ściągnęli kilku zawodników, ale nie wiadomo czy uda im się wejść w buty Ghańczyka i Holendra. Nadzieję daje na pewno fakt, że obaj w krótkim czasie wznieśli się na wyżyny i zaczęli prezentować wyróżniający się w ekstraklasie poziom. Yeboah przecież przybył do Polski latem 2020, a El Mahdioui 2021 roku. Szczególnie przypadek tego drugiego warty jest uwagi. Mający marokańskie korzenie 25-latek był bowiem kluczową postacią środka pola Wisły. Gdy kilka razy zabrakło go na boisku, „Biała gwiazda” traciła blask. Trzeba pamiętać, że El Mahdioui przyszedł do Krakowa ledwie kilka miesięcy temu za darmo
Piątek zagrał za Vlahovicia w wyjściowym składzie, a Drągowski po kontuzji nadal nie wrócił do wyjściowej jedenastki.
Fiorentina mogła prowadzić w 8 minucie, ale Cristiano Biraghi nie wykorzystał rzutu karnego (obrona bramkarza). W 13 minucie grę przerwano, brawami uczczono pamięć Davide Astoriego, byłego zawodnika Cagliari i Fiorentiny. 4 marca 2018 roku zmarł w hotelu przed meczem Udinese z Fiorentiną. Grał z numerem 13, który teraz jest w obu klubach zastrzeżony. Fiorentina miała szczęście, gdy w 25 minucie Joao Pedro trafił w słupek, ale tuż po przerwie Brazylijczyk po rzucie rożnym „główką” przelobował Pietro Terracciano. Kolejną bramkę mógł zdobyć z 68 minucie. Za zagranie piłki ręką przez Odriozolę (czerwona kartka) był rzut karny, ale i ta „jedenastka” nie została wykorzystana – Terracciano złapał piłkę. Zaraz potem Piątek opuścił boisko zmieniony przez obrońcę Lorenzo Venutiego. Udane wejście miał Riccardo Sottil, który po solowej akcji doprowadził do remisu. Bartłomiej Drągowski siedział na ławce, po kontuzji stracił miejsce w bramce Fiorentiny. Nie grał w lidze od 3 października.
Sześć goli Rakowa w sparingu z Dinamo Batumi, ostatecznie padł remis 3:3. Ale w zespole martwią się urazami. Znów poobijany jest Lederman.
Ważniejszą od spotkania kwestią jest jednak zdrowie Bena Ledermana. Pomocnik częstochowian w 40 minucie musiał opuścić boisko po starciu z jednym z gruzińskich zawodników. Uraz wygląda na niegroźny, jednak może oznaczać kilka dni przerwy w treningu. Lederman stracił już kilka miesięcy przez kontuzję w jednym z pierwszych meczów sezonu, więc każda kolejna przerwa nie jest dla niego dobrą informacją. Uraz pomocnika nie jest pierwszym w drużynie Rakowa podczas zgrupowania. Wcześniej pauzowali Ivan Lopez i Vladan Kovaczević. Pierwszy z nich zagrał już w meczu z FC Navbahorem, jednak przeciwko Dinamu znów znalazł się poza kadrą. Bośniak dopiero w niedzielę wrócił do składu. Ławka rezerwowych Rakowa na starcie z Dinamem była krótsza niż zazwyczaj. Poza Lopezem zabrakło choćby Fabio Sturgeona, Marko Poletanovicia, czy nowego nabytku częstochowian, Deiana Sorescu. Rumuński pomocnik jeszcze nie trenował z zespołem po transferze z Dinama Bukareszt.
„PRZEGLĄD SPORTOWY”
Szewczenko coraz bliżej polskiej kadry. Były już bezpośrednie rozmowy Kuleszy z Ukraińcem, Część kontraktu mają zapłacić sponsorzy. Do rozstrzygnięcia pozostały kwestie kontraktowe z Genoą.
Kulesza zadzwonił więc do niego 15 stycznia, Szewczenko oddzwonił dzień później. Rozmawiali bezpośrednio, dlatego o negocjacjach w mediach pojawia się tak niewiele informacji. Były selekcjoner reprezentacji Ukrainy był zainteresowany ofertą, jednak problemem są fi nanse. Nie te ze strony PZPN, 2–2,5 miliona euro, które chciałby zarabiać w Polsce Ukrainiec, byłoby kwotą realną (związek płaciłby część wynagrodzenia, resztę pokryliby sponsorzy – takie rozwiązanie zastosowano już przy zatrudnianiu Leo Beenhakkera). Nasze informacje potwierdza były rzecznik prasowy Szewczenki Mykoła Wasylkow, który w niedzielę napisał na komunikatorze Telegram, że były selekcjoner reprezentacji Ukrainy zgodził się poprowadzić polską kadrę, że wszystkie warunki kontraktowe zostały uzgodnione, że będzie zarabiał 2,5 miliona euro rocznie, z czego część zapłacą sponsorzy, część PZPN. Kłopotem są jednak pieniądze, które Szewczenko dostaje z Genoi – ma z nią kontrakt ważny do czerwca 2024 roku, Włosi muszą mu do tego czasu wypłacać wynagrodzenie, o ile nie znajdzie nowej pracy. Jeśli Ukrainiec zgodzi się na rozwiązanie umowy, pieniądze przepadną. Chyba że dojdą do porozumienia, obecny pracodawca wypłaci mu część należności – do tego właśnie dąży były piłkarz, tyle że on chciałby dostać jak najwięcej, a Włosi, wiedząc o ofercie z polskiej kadry, pragną zapłacić jak najmniej. Trwa przeciąganie liny, które zaczęło niepokoić, albo i nawet irytować Kuleszę. Prezes PZPN dał Szewczence kilka dni na zakończenie sprawy. Wie jednak, że może nie zakończyć się ona po jego myśli i wciąż szuka opcji rezerwowej. Do niedawna wydawało się, że jest nią Adam Nawałka – panowie porozumieli się 14 stycznia, jednak im więcej czasu mija, tym Kulesza mocniej jest przekonany, że nie byłoby to dobrym rozwiązaniem. Szuka więc innych rozwiązań. Tym razem w Turcji.
Rozmowa z Jakubek Kamińskim. Lechita opowiada o kulisach transferu do Wolfsburga, rozmowach z ludźmi z klubu i swoim przygotowaniu językowym do wyjazdu z Polski.
Rozmawiał pan z trenerem Kohfeldtem?
W styczniu miałem okazję, m.in. opowiedział mi o systemie, w którym grają. I dał numer telefonu, żebym dzwonił, gdybym miał jakieś pytania. Wcześniej spotkaliśmy się również z dyrektorem. Fajnie mi przedstawili samo miasto, pokazali nagranie z lotu ptaka. Wolfsburg kręci się wokół fabryki Volkswagena, żyje tu 140 tysięcy ludzi, 60 w niej pracuje.
Plan pana rozwoju też przedstawili?
Oczywiście. Chcą, żebym za pół roku przyjechał i z miejsca walczył o podstawowy skład. Naturalnie pewien czas przewidziano na aklimatyzację, ale ma trwać krótko. Dlatego będą robić wszystko, żebym jak najlepiej czuł się poza boiskiem. Każdy szczegół ma być dopięty na ostatni guzik, by można skupić się wyłącznie na graniu. Dostałem telefon do pani, z którą już mogę się kontaktować w takich sprawach. Między innymi wysyłają mi oferty mieszkań do wyboru.
Niemiecki porządek.
Dokładnie. To także mnie przekonało do Bundesligi. W Niemczech panuje bardzo duża samodyscyplina , każdy detal musi być dopieszczony.
Język niemiecki pan zna?
W szkole miałem lekcje, ale wiadomo, że bardziej skupiałem się na angielskim, bo z niego pisałem maturę. Natomiast wydaje mi się, że szybko opanuję niemiecki, są w nim zwroty podobne do gwary śląskiej, a przecież pochodzę z Rudy Śląskiej. Ponadto w Poznaniu mam panią, z którą przez te pół roku będę szlifował język. Na powitanie w Wolfsburgu powiem o sobie kilka zdań po niemiecku.
Jak intensywnie będzie się pan uczył?
Myślę o dwóch lekcjach tygodniowo, może trzech. Oczywiście nie zawsze się tak da. Kiedy będziemy grać w tygodniu, nie będzie o tym mowy, liga jest najważniejsza. Ale nauki niemieckiego przypilnuję, bo muszę.
„Prześwietlenie” z Jarosławem Mroczkiem, prezesem Pogoni Szczecin. Sporo o tym oknie transferowym, innych możliwościach finansowych po sprzedaży Kozłowskiego, ale i o kontrakcie Runjaica – w kwestii przedłużenia umowy „gdzieś w połowie lutego, może pod koniec, możemy coś ogłosić”.
Rekordowo zrobiło się tej zimy w Szczecinie. Za rekordowe pieniądze odszedł Kozłowski, ale i za żadnego piłkarza nie zapłaciliście więcej niż za Wahana Biczachczjana. Długo dojrzewaliście do decyzji, żeby wydać na piłkarza prawie milion euro?
Procesy poszukiwania zawodnika nie mają początku i końca, bo obserwacja trwa nieustannie. Jeżeli mamy świadomość, że za jakiś czas pojawią się nowe możliwości finansowe, to możemy zaglądać półkę wyżej. Tak było w tym przypadku. Cieszę, się, że Wahan dobrze pokazał się już na obozie. Oczywiście nie chcę tego przeceniać, bo najlepiej zna się na tym trener i on wie, jak wprowadzać zawodnika. Gdyby Wahan nie pojawił się w pierwszym składzie, to namawiam naszych kibiców, aby nie myśleli, że coś jest źle. Każda drużyna jest inna, ma inne nawyki w graniu i nowy zawodnik musi przejść etap adaptacji. I tu się zgadzam z trenerem, że powinno się wprowadzać stopniowo.
Milion euro to wciąż poważna kwota do wydania, jak na polskie realia. Jak przy takim transferze wygląda proces decyzyjny?
Przede wszystkim rozmawiamy o wartości sportowej zawodnika: czego szukamy, co może nam zapewnić, czy podniesie poziom drużyny. Wiemy, jak ważna jest rola piłkarza w środku pola. Trochę nam brakowało kogoś, kto będzie potrafi ł strzelić z dystansu. Szukaliśmy gracza o takim profilu. Do tego miał szybko zaadaptować się językowo i dopasować charakterologicznie. W przypadku Wahana mieliśmy to bardzo dobrze sprawdzone. Jedyną jego wadą, jeżeli można mówić o wadach, bo to nie wina zawodnika, jest to że, jego kraj, Armenia, nie należy do Unii Europejskiej. W tej chwili w Polsce oznacza to tyle, że koszty utrzymania takiego piłkarza są znacznie wyższe. Ale musimy z tym żyć.
Zimą czołówka naszej ligi głęboko sięgnęła do kieszeni. Wy nie żałowaliście na Biczachczjana, podobnie jak Lech na Kristoffera Velde, a Raków na Deiana Sorescu. W Częstochowie zresztą nie powiedzieli ostatniego słowa. To może być już trend i przestać być traktowane jako anomalia, że polski klub wydaje na zawodnika milion euro?
Myślę, że tak. To dlatego, że te kluby zaczęły więcej zarabiać i na więcej mogą sobie pozwolić. A to świadczy o rozsądku zarządzających. W Rakowie podejściem imponuje Michał Świerczewski, podobnie jest w Lechu. My chcemy, żeby Pogoń działała dzięki zbilansowanemu budżetowi opartemu na wpływach z biletów, karnetów, praw telewizyjnych, od sponsorów. Na pewno jednym z elementów, gdzie kluby na poziomie, w który celujemy, nie mogą funkcjonować, są transfery lub europejskie puchary. Zdecydowanie bardziej wolę grać w Europie niż sprzedawać zawodników. Z punktu widzenia klubu czasem łatwiej zdecydować o transferze, bo dostaje się za to pewne pieniądze. Tylko dla nas każdy taki ruch to trudna decyzja. Najczęściej odchodzi młody zawodnik, którego uczyliśmy, przygotowywaliśmy. Może dlatego tego nie lubię. Udział w pucharach zapewnia pieniądze, które nie są obciążone koniecznością wypłat dla całego grona – zaczynając od związku, a kończąc na piłkarzu i jego agencie.
Czyli wracamy do transferów.
Kibice słyszą, że klub zarobił tyle milionów i przechodzą nad tym lekko. Muszą mieć świadomość, że to nieprawda. Nawet nie wymieniając konkretnej sumy, trzeba wiedzieć, że klub w transferze partycypuje tylko w jakiejś części…
Chyba większej?
No większej. Chociaż znam przypadki, nie mówię o Pogoni, że nawet tak nie było.
Dariusz Dziekanowski komentuje proces wyboru selekcjonera. Płacenie wielkich pieniędzy selekcjonerowi uważa za przesadę.
O jakie pieniądze chodzi? Mówi się, że 200 tysięcy miesięcznie, to minimum, które ma zarabiać selekcjoner. I tyle jest w stanie płacić związek. Pojawia się też kwota 300 tysięcy, której żądają trenerzy. W każdym razie obie te sumy pojawiły się w kontekście negocjacji z Adamem Nawałką. Można domyślać się, że kandydaci z zagranicy cenią się jeszcze wyżej. Przy rzekomo najpoważniejszym kandydacie – Andriju Szewczence – krąży kwota 3 mln euro rocznie, bo możliwe, że tyle Ukrainiec zarabiał pracując w Genoi. Podobno PZPN jest w stanie spełnić nie te same, ale nieco niższe wymagania byłego gwiazdora Milanu i może zaoferować mniej o 500 tysięcy euro rocznie. Na ile te kwoty są prawdziwe? Trudno powiedzieć. Wydaje się jednak jasne, że nie stać nas na płacenie selekcjonerowi miesięcznego wynagrodzenia w wysokości 200 tysięcy złotych, a tym bardziej euro, kiedy nie mamy gwarancji, że późną jesienią pojedziemy na mundial. A żaden z trenerów nie da gwarancji, że w barażach pokonamy Rosję oraz Szwecję lub Czechy. Uważam, że płacenie trenerowi i jego sztabowi co miesiąc ogromnych sum, nie jest najszczęśliwszym rozwiązaniem. Powinien być wdrożony racjonalny system motywacyjny, w którym każdy selekcjoner byłby rozliczany z wyników i celów, które ma osiągać. Za ich realizację powinien być oczywiście sowicie nagradzany, zarówno selekcjoner, a także (albo przede wszystkim) jego sztab. Tymczasem wydaje się, że zaczynamy tworzyć w tym względzie złą tradycję. Mówi się bowiem, że zarobki sztabu to taka sama lub podobna kwota, jak wynagrodzenie selekcjonera. Nie widzę ku temu przesłanek.
„SUPER EXPRESS”
Polsko-polski duet w Fiorentinie? Milik może przenieść się do Serie A i zagrać w jednym zespole z Piątkiem.
Taki scenariusz jest możliwy, bo coraz głośniej jest o odejściu w styczniu gwiazdy „Violi” Dusana Vlahovicia. Na serbskiego supersnajpera ma ochotę wiele klubów, a najbardziej Arsenal Londyn. Jako że Serbowi kontrakt z „Violą” kończy się w 2023 r., to obecnie jest najlepszy okres, żeby zarobić wielką kasę na piłkarzu wycenianym na 70 mln euro. Jeśli Fiorentina go sprzeda, to będzie musiała pozyskać napastnika, bo sam Piątek, który prezentował nierówną formę, nie wystarczy. Taki scenariusz przewiduje włoski dziennik „Tuttosport”, który poinformował, że Fiorentina wyraża zainteresowanie Milikiem.
I kolejne doniesienia o tym, że Szewczenko jest bliski objęcia posady selekcjonera reprezentacji Polski.
Prezes PZPN, jak się dowiedzieliśmy, szuka autorskiego pomysłu na reprezentację, a jednym z najmocniejszych pomysłów jest właśnie ściągnięcie Szewczenki. Jak jednak spełnić jego wymagania finansowe, które są potężne (ok. 3 mln euro rocznie)? Otóż po pierwsze, Szewczenko miałby zejść z wymagań o około pół miliona euro. To jednak wciąż potężne pieniądze – niecałe 12 mln zł rocznie, czyli prawie milion miesięcznie! Byłby najlepiej zarabiającym trenerem w historii reprezentacji Polski, przecież i tak świetnie zarabiający Paulo Sousa inkasował około trzech razy mniej. Jak słyszymy, na wypłatę dla „Szewy” miałby składać się PZPN imożny sponsor, co było już praktykowane za czasów Leo Beenhakkera w kadrze