Na Stamford Bridge cykl pracy trenera od wielu lat jest bardzo podobny. Dostaje on posadę, względnie szybko wstawia coś do gabloty, przychodzi kryzys i już gotowy jest jego następca. Thomas Tuchel dwa pierwsze punkty tej wyliczanki ma już za sobą, a obecnie znajduje się w kulminacyjnym momencie tego najmniej przyjemnego fragmentu.
Grudzień i styczeń okazały się bowiem miesiącami, które przedefiniowały cele klubu na obecny sezon.
TERMINARZ WROGIEM CHELSEA
Po 14. kolejce obecnego sezonu Premier League Chelsea była liderem rozgrywek, mając na swoim koncie dziesięć zwycięstw, trzy remisy i tylko jedną porażkę. Dodatkowo po stronie strat było jedynie pięć wpuszczonych bramek. Wszystko zmieniło się wraz z przyjściem grudnia, z którym nierozerwalnie związany jest okres świąteczno-noworoczny. Jeżeli stworzylibyśmy tabelę Premier League, która podliczałaby liczby każdego zespołu od 3 grudnia aż do wczoraj, The Blues zajęliby w niej dopiero ósme miejsce, mimo że są jedną z trzech drużyn, które w tym czasie rozegrały największą liczbę meczów (8). Lepsze wyniki w tym okresie osiągnął nawet Tottenham, który rozegrał tylko pięć spotkań.
Wypełniony po brzegi terminarz nie okazał się okazją do zgromadzenia wielkiej liczby punktów, a zdecydowanie bardziej zaszkodził Chelsea w spokojnym przygotowywaniu się do kolejnych meczów. Jeżeli spojrzymy na suche liczby, to nie pozostawiają one żadnych wątpliwości. Piłkarze The Blues od powrotu z listopadowej przerwy reprezentacyjnej rozegrali 18 meczów w 59 dni. W zdecydowanej większości przypadków kolejne spotkania następowały trzy dni po poprzednim. Zaledwie dwa razy w terminarzu przytrafiła się im pięciodniowa przerwa, a ani razu nie mogli liczyć na pełny tydzień przygotowań.
Grę toczyli wówczas na wszystkich czterech frontach. Do przepełnionego kalendarza Premier League doszły mecze w fazie grupowej Ligi Mistrzów, trzy spotkania w Pucharze Ligi Angielskiej i 3. runda Pucharu Anglii. Przez obecność we wszystkich rozgrywkach i brak przekładania meczów Chelsea rozegrała najwięcej meczów w tym sezonie spośród wszystkich drużyn w Premier League, nie mówiąc już o porównaniach z czołowymi drużynami innych lig, które nie dość, że uczestniczą w mniejszej liczbie rozgrywek, to jeszcze w większości miały przerwę od gry w końcówce grudnia.
POWTARZAJĄCE SIĘ WYMÓWKI
Upust swoim emocjom związanym ze zbyt dużą liczbą meczów i zmęczeniem całego zespołu dał wczoraj Thomas Tuchel w trakcie konferencji prasowej po meczu z Brighton, w którym jego zespół ponownie zawiódł i stracił kolejne punkty. Niemiecki menedżer zarządził nawet dwa dni wolnego dla swoich podopiecznych, by złapali oni tak potrzebną jego zdaniem świeżość.
– Kiedy jesteś zmęczony fizycznie i psychicznie, odczuwasz braki koncentracji. Widać je w naszej grze, ale wiemy, skąd one pochodzą. Sam też je czuję. Czasami siadam w autobusie i myślę – gdzie my jedziemy? Muszę się wtedy skupić i zastanowić, o której tam będziemy, o której jest start meczu i kiedy gramy następne spotkanie – powiedział Tuchel.
Narracja, na którą zdecydował się Tuchel, nie odpowiada jednak sporej części kibiców. Niemiec nie po raz pierwszy i nie po raz drugi narzekał wczoraj na kontuzje, urazy kluczowych zawodników i problemy związane z kwarantanną. Może się wydawać, że przypominanie o długiej przerwie od gry Bena Chilwella, czy Reece’a Jamesa faktycznie nie jest najlepszym pomysłem. Tuchel powinien skupić się na kadrze, którą dysponuje i próbować osiągać z nią jak najlepsze wyniki, tymczasem od kilku tygodni próbuje usprawiedliwić się tymi samymi kwestiami.
Przez to wystawia się na łatwą kontrę, którą jest przypomnienie mu o bardzo długiej ławce rezerwowych. Owszem, Chelsea ma swoje problemy, ale nie zmienia to faktu, że Niemiec niezwykle często rotuje w pierwszym składzie zespołu. Praktycznie każdy piłkarz miał jeden mecz, który w całości ominął, a także kilka innych, w których nie wystąpił w całości. To sprawia, że argument Tuchela o przepełnionym kalendarzu traci nieco na wartości. O ile drużyna faktycznie rozegrała w ostatnim czasie mnóstwo spotkań, to pojedynczy zawodnicy już tego nie robili.
ŹLE SIĘ DZIEJE W SZATNI
Na Stamford Bridge niedobrze dzieje się też w relacjach międzyludzkich. W tej kwestii najbardziej palącą kwestią wciąż pozostaje zgrzyt na linii Thomas Tuchel – Romelu Lukaku. Konsekwencje słynnego wywiadu udzielonego przez Belga zostały już rozwałkowane na każdy możliwy sposób, ale jego smród wciąż unosi się w klubowych kuluarach.
Najmocniejsze uderzenie w stronę napastnika ze strony menedżera zespołu przyszło po nieudanym dla londyńczyków meczu z Manchesterem City. Wtedy Tuchel w pomeczowej rozmowie z jedną z telewizji jasno dał do zrozumienia, że nie był zadowolony z występu swojego zawodnika, który nie wykorzystał szans na zdobycie gola i zaliczał straty w bardzo obiecujących sytuacjach. Spytany podczas wczorajszej konferencji o pozytywy związane z występem Lukaku przeciwko Brighton powiedział, że nie zamierza wypowiadać się na temat pojedynczych podopiecznych i że temat Belga zbyt często pojawia się w trakcie jego rozmów z mediami.
Wiadomo, jak to w sporcie bywa – jeżeli idzie dobrze, nawet przypadkowy sukces można określić mianem czyjegoś geniuszu. Jeśli natomiast idzie źle, każdy najmniejszy sygnał może być odebrany przez opinię publiczną jako dodatkowy element panującego kryzysu. Idąc tym tropem, Alan Shearer doszukuje się problemów międzyludzkich w szatni The Blues. Wszystko ze względu na radość okazywaną przez drużynę po bramce Hakima Ziyecha we wczorajszym meczu. I faktycznie, przyglądając się powtórkom, da się odnieść wrażenie, że piłkarze Chelsea nie byli zachwyceni strzeleniem gola i cieszyli się raczej przez poczucie obowiązku.
– Nie wygląda mi to na szczęśliwą szatnię. Myślę, że są w niej problemy, które należy rozwiązać jak najszybciej. To nie byłby pierwszy raz z takimi sytuacjami w Chelsea i wiemy, co się stanie, jeżeli faktycznie tak jest. Spójrzcie na Lukaku, Hudsona-Odoi i Kante, gdy piłka wpada do siatki. Nie świętują, nie wykazują żadnej reakcji, wracają jedynie ze spuszczonymi głowami. Nie potrzebuję więcej dowodów, które powiedzą mi, że jest tam problem – powiedział najlepszy strzelec w historii Premier League.
SYTUACJĘ DA SIĘ JESZCZE URATOWAĆ
Dwa dni wolnego powinny sprawić, że wszyscy w zespole oczyszczą nieco głowy i wrócą do gry ze zwiększoną motywacją i głodem treningu. Przed Chelsea niedzielne spotkanie z Tottenhamem, które nie będzie ważne tylko ze względu na sytuację w tabeli. Ta jest przecież trudna po tym, jak w siedmiu ostatnich meczach Premier League The Blues wygrali zaledwie raz. Liga jest przez to niemal na pewno stracona, biorąc pod uwagę, że mają dwanaście punktów straty do liderującego Manchesteru City, przy jednym meczu więcej rozegranym od swojego rywala. Spotkanie ze Spurs będzie jednak ważne również ze względu na rozpoczynającą się potem przerwę zimową.
Zespół czeka więc odpoczynek, jakiego nie miał od miesięcy. W tym momencie pojawia się przecież kwestia psychologiczna związana z zarządzaniem kryzysem. Jeśli Chelsea podejdzie do przerwy zimowej po zwycięstwie nad Tottenhamem, to narracja powinna nieco się zmienić, a piłkarze dostać motywacyjnego kopa. Jeśli jednak drużyna znowu zawiedzie, można będzie sobie tylko wyobrazić, jak gęste będzie powietrze unoszące się w korytarzach na Stamford Bridge.
Sezon generalnie nie jest przecież stracony, ale Tuchel i jego podopieczni muszą wziąć się w garść. O ile Premier League – jak już wspominaliśmy – raczej im już odjechała i w niej należy skupić się na zachowaniu miejsca w pierwszej czwórce, tak wciąż można odnieść zwycięstwa na wielu innych polach. Chelsea jest przecież jeden mecz od wygrania Pucharu Ligi, a w 1/8 Ligi Mistrzów będzie zdecydowanym faworytem w dwumeczu z Lille. Do tego już niedługo zaczną się Klubowe Mistrzostwa Świata, w których będzie okazja do poprawienia sobie nastrojów. Wciąż jest o co grać.
Czytaj także:
- Chcesz spokojnej pracy? Nie idź do Chelsea
- Lukaku i Tuchel zakopali topór wojenny, ale to nie koniec problemów
Fot. Newspix