Jesteś jednym z trzech największych kozaków w Bundeslidze. Na swojej pozycji wymiatasz jako niezaprzeczalny numer jeden, masz status wschodzącej gwiazdy w każdym piłkarskim zakątku świata. Robisz takie liczby jako 21-latek, że pragnie cię pół Europy. Wybierasz powrót do domu, trafiasz do topowej drużyny w Anglii. Zapłacili za ciebie 85 mln euro, więc oczekiwania z miejsca są ogromne. Jest hype, presja i nadzieja kibiców na lepszą przyszłość klubu. Mijają jednak kolejne tygodnie, a ty zawodzisz. Gubisz się w akcji, zakopujesz w przeciętności. Nazywasz się Jadon Sancho. To synonim określenia „największy niewypał jesieni w Premier League”.
Powiedzieć, że Sancho stracił na Wyspach swój blask, to jak nie powiedzieć nic. Gościa nie ma. Owszem, pojawia się na boisku, ale zamiast sylwetki jednego z najlepszych skrzydłowych w Europie, widzimy biegający cień, który nie ma nic wspólnego z kozakiem z Dortmundu. Kibice mogli już zapomnieć, jakie cuda młody Anglik potrafi wyczyniać na boisku. Hasał po murawie aż miło, robił wiatrak z obrońców, a do tego strzelał i asystował. Miał wszystko, żeby po wyjeździe poza granice Niemiec podbić inną ligę. Prędzej padało pytanie „jak mocno odpali”, ot, mniej było takich głosów, że nie sprosta poziomowi Premier League.
Rzeczywistość jest jednak zgoła inna i dotychczasowa przygoda w Manchesterze United negatywnie weryfikuje Jadona Sancho. Pytanie, czy to wyłącznie efekt twardego lądowania i trudności z aklimatyzacją, czy może problem leży gdzieś indziej.
500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!
Dlaczego z Sancho jest tak źle?
Werner, Havertz, wcześniej Kagawa czy Mkhitarian – ci piłkarze, przechodząc z Bundesligi do Premier League, nie potrafili wejść na taki pułap, jakiego można było się spodziewać. Może nie byli aż takimi niewypałami jak na początku Sancho, który od lipca nie zaliczył nawet jednej asysty, ale to na pewno nie było „to coś”. Z drugiej strony Havertza czy Sancho w jakimś stopniu broni wiek, a poza tym nie jest powiedziane, że rok 2022 nie okaże się dla nich przełomowy. Niejeden zawodnik potrzebował więcej czasu, żeby przystosować się do intensywności najlepszej ligi na świecie. Tylko że… zegar tyka. Łatka ogromnego transferu do Manchesteru United ciąży, o czym swego czasu mógł przekonać się Paul Pogba.
No i teraz dochodzimy do diagnozy – co dzieje się z tym chłopakiem? Najprościej byłoby strzelić w nieobecnego już na Old Trafford Solskjaera. Pod opoką argumentu, że marnował potencjał ofensywnych zawodników, w tym oczywiście Sancho. To ma sens, o to mieli zresztą pretensje kibice „Czerwonych Diabłów”. Ale nie zapominajmy, że mowa o piłkarzu, który potrafi ponieść zespół występem indywidualnym. Zrobić różnicę, w pojedynkę stworzyć szansę bramkową dla siebie czy kolegów. Anglik pokazywał na niemieckich boiskach, że branie spraw w swoje ręce nie jest dla niego rzeczą obcą. Tak więc, o ile praca norweskiego szkoleniowca miała prawo blokować możliwości 21-latka, o tyle przesadą będzie zrzucanie całej winy na jedną osobę. Tutaj dużą rolę musi odgrywać problem mentalny.
Jak inaczej wytłumaczyć fakt, że Sancho na przestrzeni ponad 1000 minut w barwach nowego klubu strzelił tylko dwa gole? Jedna sztuka w Premier League, druga w Lidze Mistrzów. Gdy wgłębimy się w statystyki, wyjdzie na to, że jest naprawdę źle. Jak rzekłby „Kowal” – piaseczek. Nawet mowa ciała Anglika na murawie zdradza nam, że nie chodzi o zwyczajny spadek umiejętności.
Jadon Sancho w Premier League po pierwszej części sezonu (2021/2022):
- Pięć strzałów (dwa celne),
- Jedna setka wykorzystana, jedna zmarnowana,
- Jedna setka wykreowana, średnio jedno kluczowe podanie na mecz,
- Dwa błędy, który doprowadziły do straty gola,
- Średnia 1,4 dryblingu na mecz (59% skutecznych),
- Średnia 1,8 wygranych pojedynków na mecz (36%).
Jak na osiem występów od 1. minuty w lidze, mówimy o totalnej porażce. Nawet nie chodzi o to, że Sancho próbuje i mu nie wychodzi. Kiedy wchodzi na boisko, jest po prostu zagubiony. Rzadko podejmuje pojedynki, z których coś fajnego może wyniknąć. Snuje się po boisku bez celu, bez tej pewności siebie, którą brylował w Bundeslidze. Ciekawym punktem odniesienia będzie tutaj liczba strat, która, rzecz jasna, wiąże się z ryzykiem. Im masz ich więcej jako piłkarz ofensywny, zazwyczaj tym bardziej jesteś groźniejszy, ot, raczej nie grasz na alibi. W Niemczech Sancho tracił piłkę średnio na mecz prawie 20 razy. W Anglii nie dochodzi nawet do 10. Najbardziej zatrważa zatem liczba podejmowanych działań na boisku. W odniesieniu do poprzedniego sezonu to ogromny spadek w każdym aspekcie, nie mówiąc o kampanii 2019/2020, kiedy Sancho wykręcał kosmiczne liczby.
Jadon Sancho w Bundeslidze (sezon 2020/2021):
- 8 bramek, 11 asyst, 14 stworzonych setek,
- Trzy udane dryblingi na mecz (56% skuteczności),
- Średnio trzy kluczowe podania na mecz,
- Średnio 4,6 wygranych pojedynków (52%),
- Średnio jeden strzał celny na mecz.
Sancho pójdzie drogą Depaya?
W takiej sytuacji Sancho jeszcze się nie znajdował. W Borussii Dortmund miał rolę pierwszoplanowej gwiazdy, zdobył sobie pełne zaufanie u trenerów i kibiców. Z tym statusem przyszedł do Manchesteru United, gdzie układ sił wygląda trochę inaczej. Jasne, oczekiwania były spore, Anglik miał być jednym z tych, którzy będą ciągnąć wózek. Ale w angielskiej ekipie gwiazdy biegają w każdej formacji. Zupełnie inne środowisko, inne zależności. Dlatego stosowne będzie pytanie, czy Sancho zdoła się odkręcić, czy może podzieli los Memphisa Depaya. Bo przecież do drugiego wariantu wcale nie jest tak daleko.
Inna sprawa, trudna do przepracowania, że potencjał Sancho najzwyczajniej w świecie może zabijać rywalizacja. Takowej w BVB wychowanek Watfordu nie miał, a wiemy doskonale, że na topowym poziomie istnieją piłkarze, dla których ten aspekt jest bardzo ważny. Jeszcze do niedawna borykał się z nim choćby Martin Odegaard, o którym mówiło się, że ucieka z Realu z obawy właśnie przed rywalizacją. Ale cóż, tak łatwo w Premier League nie ma. Na Wyspach o miejsce w pierwszym składzie walczy się każdego dnia i w pewnym momencie metka gigantycznego transferu schodzi na dalszy plan. Realia są brutalne. A gdy dodatkowo lądujesz na marginesie w reprezentacji, musisz czuć, że twoja kariera nie zmierza we właściwym kierunku. Przypomnijmy: Sancho zagrał tylko 97 minut na EURO 2021. Jakby tego było mało, do spółki z Bukayo Saką przestrzelił kluczowy rzut karny w finale turnieju po wejściu z ławki tylko na konkurs jedenastek. W drugiej połowie roku zebrał zatem tyle ciosów na psychice, że nie zdziwilibyśmy się, gdyby już nigdy w zespole „Czerwonych Diabłów” nie wrócił do najlepszej formy. Dołek już teraz może być zbyt głęboki.
CZYTAJ TAKŻE:
- Najgorsze transfery bieżącego sezonu Premier League… na ten moment
- Manchester United i mistrzostwo Anglii. Marzenie czy realny cel?
Fot. Newspix