Reklama

PRASA. Białorusin głównym kandydatem do zastąpienia Papszuna w Rakowie

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

07 grudnia 2021, 08:13 • 8 min czytania 11 komentarzy

Najważniejsze osoby w Rakowie nie czekają na rozwój sytuacji z założonymi rękami, tylko działają i to już od dawna. Przy Limanowskiego spodziewali się, że rozstanie z dotychczasowym trenerem, kiedyś może nastąpić i gruntownie się do tego przygotowywali. Częstochowianie bacznie obserwują rynek trenerski przynajmniej od kilku jak nie kilkunastu miesięcy. Dowiedzieliśmy się, że w kwietniu tego roku w Dubaju doszło do spotkania właściciela Świerczewskiego z… Aleksiejem Szpilewskim – czytamy w „Przeglądzie Sportowym”. Co poza tym dziś w prasie?

PRASA. Białorusin głównym kandydatem do zastąpienia Papszuna w Rakowie

„SPORT”

Dobry występ Bartosza Nowaka nie umknął statystykom – to był jego pierwszy mecz w Ekstraklasie, w którym zdobył dwie bramki.

28-letni pomocnik już do przerwy miał kilka dobrych okazji i niepokoił Matusza Putnockiego. Po przerwie jak cała drużyna ruszył z animuszem i dwa razy trafił do siatki, w przeciągu zaledwie kilku minut. Najpierw wykorzystał dobrą akcję i podanie od Roberta Dadoka. Potem wykazał się przytomnością umysłu i wykończył akcję zapoczątkowaną przez młodzieżowca Krzysztofa Kubicę. W nagrodę trener Urban kilkanaście minut później… ściągnął go z boiska. Schodzący z murawy piłkarz nie miał najweselszej miny. Mówił zresztą o tym trener Jan Urban: – Bartek po meczu miał pretensje i mówił, że mógł grać dłużej, bo może udałoby się mu ustrzelić hat trick. Ja z kolei odpowiedziałem, żeby dał też pograć innym – tłumaczył z uśmiechem doświadczony szkoleniowiec. Trener Górnika dodawał: – Fajnie, że strzelił te bramki, bo gdyby mecz zakończył się wynikiem 0:0, no to mielibyśmy do niego trochę pretensji o… niewykorzystane sytuacje z pierwszej połowy. Dobrze, że w końcu trafił. Na pewno doda mu to pewności siebie, bo w luźnych rozmowach wytykałem mu: „gdzie te liczby Bartek?”. Cieszę się więc, bo w takich sytuacjach zawodnik rośnie – podkreślał trener Urban.

Jedenastka kolejki według Sportu: Niemczycki – Bartkowski, Wiśniewski, Siplak – Dadok, Nowak, Gąska, Durmus – Podolski, Paixao, Grosicki.

Reklama

Lukas PODOLSKI

Powszechnie dostępną wiedzą było to, że ma młotek w lewej nodze. Trochę trzeba było na to zaczekać, ale właśnie uderzył nim trzeciego z rzędu rywala, trafiając efektownie pod poprzeczkę po zagraniu Piotra Krawczyka.

Flavio PAIXAO

Choć najskuteczniejszy stranieri w historii naszej ligi zagrał tylko przez 20 minut, to walnie przyczynił się do wygranej Lechii z Rakowem. Najpierw asystował, a kropkę nad „i” – po wielbłądzie częstochowskiej defensywy – postawił już osobiście. Do bariery 100 trafień w ekstraklasie brakuje mu już tylko czterech.

Kamil GROSICKI

Trochę to trwało, ale „Grosik” zaczął błyszczeć. Tydzień wcześniej w Gdańsku zaliczył 3 asysty. W Niecieczy otworzył wynik, wywalczył karnego, prowadząc Pogoń w kierunku szczytu tabeli.

Reklama

Dwóch kandydatów do zastąpienia Dariusza Żurawia w Zagłębiu Lubin. Żuraw wkrótce ma zostać zwolniony, a na jego miejsce przymierza się Piotra Stokowca i Marcina Brosza.

Nic w tym dziwnego, że w związku z fatalną serią mówi się o tym, że trener Żuraw przestanie niebawem prowadzić Zagłębie. Mało tego, podobno jego zwolnienie jest już przesądzone, a włodarze lubińskiego klubu są na etapie poszukiwań nowego szkoleniowca. Marzy się działaczom Zagłębia Marcin Brosz. Już latem sondowano możliwość pozyskania tego trenera, który jednak – według nieoficjalnych informacji – nie był zainteresowany podjęciem pracy w Lubinie. Teraz sytuacja uległa zmianie i – tak się przynajmniej mówi – faworytem do przejęcia posady po Żurawiu jest Piotr Stokowiec. Zwolniony w trakcie trwanie rundy jesiennej z Lechii trener doskonale w lubińskich realiach się odnajduje. Przypomnijmy, że to on spadał onegdaj z Zagłębiem z ekstraklasy. Władze lubińskiego klubu wykazały się jednak cierpliwością. Pozostawiły „Stokiego” na stanowisku, a już po roku kibice cieszyli się z awansu na najwyższy poziom rozgrywkowy. Sezon 2015/16 Zagłębie, jako beniaminek, zakończyło na trzecim miejscu w rozgrywkach ekstraklasy i awansowało do europejskich pucharów. W rozgrywkach Ligi Europy „miedziowi” przeszli nawet dwie rundy. Dość niespodziewanie wyeliminowali Partizana Belgrad i zatrzymali się dopiero na duńskim SoenderjyskE.

„PRZEGLĄD SPORTOWY”

Aleksiej Szpilewski numerem jeden na liście kandydatów do ewentualnego zastąpienia Marka Papszuna w Rakowie. To wychowanek Red Bulla, który prowadził Dynamo Brześć czy Kajrat Ałmaty.

Najważniejsze osoby w Rakowie nie czekają na rozwój sytuacji z założonymi rękami, tylko działają i to już od dawna. Przy Limanowskiego spodziewali się, że rozstanie z dotychczasowym trenerem, kiedyś może nastąpić i gruntownie się do tego przygotowywali. Częstochowianie bacznie obserwują rynek trenerski przynajmniej od kilku jak nie kilkunastu miesięcy. Dowiedzieliśmy się, że w kwietniu tego roku w Dubaju doszło do spotkania właściciela Świerczewskiego z… Aleksiejem Szpilewskim. To człowiek, o którym pisaliśmy, że jest najwyżej na trenerskiej liście życzeń RKS. 33-latek w przeszłości prowadził białoruskie Dynamo Brześć (2018), kazachski Kajrat Ałmaty (2018– 2021), a ostatnio niemieckiego drugoligowca Erzgebirge Aue (od lipca do 19 września 2021) . Wcześniej pracował w akademiach VfB Stuttgart (2010–2013) i RB Leipzig (2013 –2018). Szkoleniowo został więc ukształtowany w Niemczech. Ustaliliśmy, że Świerczewski i Szpilewski przynajmniej jeszcze raz spotkali się na rozmowę w cztery oczy. Ponadto Białorusin 16 października gościł też na meczu 11. kolejki PKO BP Ekstraklasy: Śląsk Wrocław – Raków Częstochowa (1:2). Widział się wtedy z dyrektorem sportowym częstochowian Robertem Grafem. Co to wszystko oznacza? – Szpilewski był numerem jeden na liście potencjalnych nowych trenerów już od dłuższego czasu. Wszyscy czekają teraz na to, co zrobi Papszun. Jeżeli nie zdecyduje się na nową umowę z Rakowem, to temat Szpilewskiego może zostać bardzo szybko załatwiony i dogadany – usłyszeliśmy.

Radosław Majewski opowiada o biedzie, z której wyrósł. I o dumie, którą czuje po otwarciu restauracji w Pruszkowie.

Ale satysfakcję musi pan czuć. Zwykły chłopak z Pruszkowa do czegoś doszedł.

Rzeczywiście, żona mi to nawet ostatnio powiedziała. Faktem jest, że wychowałem się w biedzie. Dużej. Mama sprzątała, zarabiała grosze. Większą pensję przynosił ojciec – spawacz. Tylko co z tego? Wypłatę dostawał dziesiątego dnia każdego miesiąca, a po opłaceniu wszystkich rachunków już dwunastego robiliśmy zakupy na kreskę. Jak miałem dziurę w kurtce, nie było kasy na to, żeby kupić mi nową. Mama robiła naszywkę i z tego powodu byłem pośmiewiskiem w szkole. Kiedyś nie miałem pieniędzy na obóz piłkarski, ale na szczęście trener Znicza Marek Milankiewicz z prezesem Sylwiuszem Muchą-Orlińskim znaleźli fundusze, bym mógł pojechać. Trener zorganizował mi buty do gry, bo straciłem jednego. Ojciec mi zabrał.

Jak to?

Nie chciał, żebym grał, tłumacząc, że nie może patrzeć, jak mnie rywale kopią na boisku. Dla mnie to była tragedia, rozpłakałem się. Nie mogłem pojąć, jak ojciec może nie rozumieć, że piłka to moja największa pasja. Zadzwoniłem do szkoleniowca, a ten mi pomógł. Innym razem członek zarządu klubu wykupił mi obiady, żebym nie chodził głodny, za co do teraz jestem mu ogromnie wdzięczny. Zawsze będę powtarzał, że bardzo dużo zawdzięczam Zniczowi. Z pracownikami klubu do dzisiaj jestem w kontakcie i pomagam, kiedy jest potrzeba.

W domu czasem brakowało jedzenia?

Jak to „czasem”? Praktycznie w ogóle nie było. Pamiętam do dziś, jaką kiedyś dostałem od mamy kanapkę do szkoły: dwie złożone kromki chleba. To wszystko. Między nimi nic nie było. Bywało tak, że karmiliśmy się tylko ziemniakami. Mój dziadek nam je dostarczał, a wujek przywoził olej, bo miał firmę olejarską. Ziemniaki kroiliśmy na plastry, smażyliśmy na oleju i to był nasz obiad. W momentach naprawdę kryzysowych podsmażaliśmy chleb nasączony olejem lub wodą i posypywaliśmy cukrem. Około osiemnastego, dwudziestego dnia miesiąca wyłączaliśmy lodówkę. I tak już nic w niej nie było, a przynajmniej oszczędzaliśmy prąd. Takie to były czasy. Ale jak to powtarza prezes Mucha-Orliński: sukces rodzi się w bólach. U mnie urodził się on wraz z pierwszą pensją w Zniczu.

Kamil Kosowski rozważa potencjalne scenariusze dla Legii i proponuje trenera tymczasowego, ale z zewnątrz – Ojrzyńskiego, może Brosza.

Do Marka Gołębiewskiego mam ogromny szacunek. To, że objął zespół będący w głębokim kryzysie było odważnym posunięciem. Ale mijają dni, tygodnie, a dobrej gry Legii jak nie było, tak nie ma. Właścicielowi mistrzów Polski Dariuszowi Mioduskiemu i dyrektorowi sportowemu Radosławowi Kucharskiemu marzy się Marek Papszun. Ten temat wałkowany był cały tydzień i nie chcę się nad tym rozwodzić, bo wszystko już napisano. Ja uważam, że na razie Legii potrzebny jest trener tymczasowy, ale z zewnątrz. Taki, który miałby świeże spojrzenie na problemy w szatni, u którego każdy zawodnik miałby czystą kartę. Wolnych na rynku jest wielu zdolnych szkoleniowców. Pierwszy na myśl przychodzi mi Leszek Ojrzyński, który niejeden zespół z niejednego kryzysu już wyciągnął. Pracy aktualnie nie ma też Marcin Brosz i taki charakter mógłby się w legijnej szatni sprawdzić. Jest też Michał Probierz, ale z tego, co słyszałem, to on chce trochę odpocząć, bo po raz pierwszy od kilkunastu lat nie ma klubu. No i Piotr Stokowiec, który świetnie radził sobie w Lechii. Po tych trenerach wiadomo, czego się spodziewać. Znają ligę na wylot, nie musieliby poświęcać cennego czasu na nadrabianie zaległości, przez co musiałby przejść trener zza granicy, bo nie sądzę, że ekstraklasa jest bacznie śledzona przez szkoleniowców z innych krajów.

„SUPER EXPRESS”

Sousa za tydzień wyląduje na dywaniku u Kuleszy. W rozmowie selekcjoner ma podsumować reprezentacyjną jesień biało-czerwonych.

Po meczu z Węgrami Paulo Sousa (51 l.) od razu wyjechał do Portugalii przez cały czas w niej przebywa . W tym roku jednak powinien pojawić się w Warszawie, by odbyć zaległe spotkanie z Cezarym Kuleszą (59 l.). Panowie z pewnością będą mieli o czym rozmawiać… Do spotkania miało dojść dzień po przegranym meczu z Węgrami (1:2), ale obie strony słusznie uznały, że nie jest to dobry czas. Przez piłkarską Polskę przechodziło tsunami, a oczywiste jest, że rozmowa pod wpływem tak ogromnych emocji jest nikomu niepotrzebna. Wściekły był – co oczywiste – prezes Kulesza, ale również Sousa, który doskonale wiedział, co najlepszego narobił swoimi autorskimi decyzjami.

fot. FotoPyk

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Boks

Walka Tyson – Paul była tanią pokazówką. I bardzo dobrze [KOMENTARZ]

Szymon Szczepanik
1
Walka Tyson – Paul była tanią pokazówką. I bardzo dobrze [KOMENTARZ]

Komentarze

11 komentarzy

Loading...