Prasa środowa, ale tematy wciąż kręcą się wokół wydarzeń z poniedziałku, czyli porażki Polski z Węgrami. „Przegląd Sportowy” prawie cału numer poświęcił na sąd nad Sousą. „Super Express” wystawia reprezentantom prawie same niskie oceny. „Sport” dołącza się do krytyki selekcjonera, ale zahacza też o tematy ligowe. A kto właściwie Sousę krytykuje? Na przykład były reprezentant Polski, Jacek Zieliński. – Miałem nadzieję, że trener skończył już z niezrozumiałymi dla większości pomysłami, a jednak uparcie do nich wraca. Jan Bednarek powiedział po meczu, że każdy z piłkarzy powinien usiąść przed lustrem i odpowiedzieć, co zrobił dobrze, a co źle… Moim zdaniem najdłużej przed lustrem powinien siedzieć selekcjoner.
Sport
Maciej Grygierczyk w felietonie pyta: ile mundiali przed Lewandowskim? I zastanawia się dlaczego kapitan na własne życzenie zmniejszył szansę wyjazdu na ten najbliższy.
Paulo Sousa zbiera chłosty z każdej strony za dziwne podejście do zamykającego fazę grupową eliminacji meczu z Węgrami, wskutek którego kształt rozgrywki barażowej w zbędnie dużym stopniu uzależniliśmy od rywali i wieści z innych boisk. Świadoma rezygnacja z usług Roberta Lewandowskiego, Kamila Glika czy Piotra Zielińskiego zwiększyła ryzyko pozbawienia samych siebie atutu gospodarza pierwszego play offu i skomplikowania na własne życzenie drogi na mundial. Nie ma już sensu przyłączać się do tego chóru krytyków, zwracających uwagę, że personalny eksperyment portugalskiego selekcjonera groził zapłaceniem wysokiej ceny nie tylko w przenośni, poprzez straty poniesione w wymiarze sportowym, ale i dosłownie, skoro organizacja barażu to dla PZPN zarobek rzędu 15 milionów złotych. Nogom przeciwników – Walii, Turcji – zostawiliśmy odpowiedź na pytanie, czy tyle (pominąwszy zredukowanie szans na awans do MŚ) kosztowała weryfikacja siły drużyny bez kapitana i najlepszego strzelca oraz chęć powierzenia odpowiedzialności innym piłkarzom, jak tłumaczył to Sousa na konferencji prasowej. To tłumaczenie albo piłkarskiego szaleńca, albo osoby zupełnie nieświadomej tego, jaka jest stawka poniedziałkowego boju, niezdającej sobie sprawy z tych wszystkich rozstawień i barażowych zasad, albo traktującej Węgrów z brawurą ocierającą się o lekceważenie. Ta nieświadomość czy brawura dotyczy nie tylko selekcjonera, ale też – o zgrozo – Roberta Lewandowskiego i to chyba w całej tej sprawie dziwi mnie najbardziej. Mam przekonanie graniczące z pewnością, że gdyby tylko powiedział: „Gram z Węgrami!”, to by zagrał , bo jest na tyle mocną personą, że nie zmieniłaby tego ani nawet najbardziej zakręcona wizja Sousy, ani podszepty z Monachium nakłaniające naszą gwiazdę do szafowania siłami, co sugerował zresztą trener Madziarów.
Marek Koźmiński był rozbawiony tłumaczeniami Paulo Sousy.
Zdziwiły go zmiany, m.in. Matty’ego Casha. – Nie rozgrywał dobrego spotkania, ale z Jakubem Moderem nie byli najsłabsi. Jeśli Sousa chce tego zawodnika w przyszłości wykorzystać jakoś w reprezentacji, to dlaczego go zmienił? To było zdołowanie chłopaka, który był nabuzowany, bardzo chciał, a z racji swoich predyspozycji nie do końca dobrze się czuł, bo to zawodnik, który potrzebuje przestrzeni. Przykro mi to mówić, bo cenię Paulo Suosę jako trenera, ale ja – gdy dowiedziałem się jaki jest skład – byłem zszokowany – nie kryje Koźmiński, dodając, że rozbawiły go pomeczowe wypowiedzi selekcjonera, który powtarzał, że nie zmieniłby swoich decyzji. – Gdy je słyszałem, to na myśl przyszła mi osoba, która rozpędziła się i walnęła głową w betonowy mur, a potem stwierdziła, że jeszcze raz spróbuje. Przykro mówić, ale to był naprawdę smutny wieczór, przygotowany na własną prośbę. Przegraliśmy z drużyną bardzo słabą i grając bardzo słabo, nie wykorzystując naszych atutów, które trzymaliśmy poza boiskiem – podkreśla.
Henryk Wawrowski chce zwolnienia Paulo Sousy. Były wiceprezes Zachodniopomorskiego ZPN chce polskiego selekcjonera, najlepiej Papszuna.
Jak ocenić odstawienie od wyjściowego składu takich Lewandowskiego, Glika czy Zielińskiego?
– Mecz z Węgrami był jednym z najważniejszych w ostatnim czasie. Reprezentacja walczyła w nim bowiem o punktu potrzebne do rozstawienia przed barażami. Okazało się jednak, że Paulo Sousa kompletnie nie ma rozeznania, albo ma złych podpowiadaczy, bo wyjście na boisko w takim zestawieniu było pozbawione sensu. Jeżeli Lewandowski gra całe spotkanie z Andorą, a z Węgrami nawet minuty, to coś jest nie tak. Z boku wyglądało to tak, że Sousa ma złych doradców. Katastrofa i tyle. Jeżeli nie mieliśmy jeszcze zapewnionego rozstawienia, to należało grać pierwszym składem. Wracając natomiast do meczu z Andorą, to gdyby nie czerwona kartka dla rywala w 1 minucie, to nie byłby on dla naszego zespołu spacerkiem. Wygraliśmy 4:1, ale był to słaby występ.
Trener Sousa mógł w tym meczu zrobić coś więcej?
– Wielokrotnie mówiłem, że nie należy on do moich faworytów i w tej kwestii nic się nie zmieniło. Szkoda pieniędzy na „fachowca”, który nic nie umie. Co to za selekcjoner, który nie obserwuje wszystkich zawodników? A jeżeli już jest, to powinien mieć polskich asystentów, a nie „jeleni”, którzy sporo kosztują. PZPN jest jednak bogaty i może sobie na coś takiego pozwolić. Najłatwiej jest krytykować, ale moje zdanie na temat Paulo Sousy jest jednoznaczne.
Powinien odejść?
– Tak, bo się nie nadaje. Wraz z nim trzeba też pogonić wszystkich menedżerów i doradców.
Młodzieżówka ma za sobą udane zgrupowanie. Wciąż jednak jest na trzecim miejscu w grupie.
Przy 3 golach udział miał Jakub Kamiński, również przy 3 – Kacper Kozłowski, a jeden z nich był jego autorstwa. – Chłopaki schodzący z pierwszej kadry – Kacper, Kuba czy Nikola Zalewski – dają nam dużo jakości w ofensywie. Cieszymy się, że byli z nami na zgrupowaniu i mamy nadzieję, że wiosną nadal z nami będą, bo walczymy o awans na Euro. Nie ukrywamy, że to nasz cel – podkreślał Bejger, a po jego bardziej doświadczonych reprezentacyjnie kolegach było widać, że w „młodzieżówce” grają z radością i entuzjazmem, nie za karę. – Trzeba pochwalić liderów drużyny – przyznawał selekcjoner Stolarczyk. – Pozostali zawodnicy dostosowali się poziomem do nich. Trudno nie być zadowolonym po meczu, który wygrywa się 5:0. Spodziewaliśmy się, że może być to trudne spotkanie, bo Łotysze nie tracili wielu bramek i ich obrona była ciężka do sforsowania. Moi gracze wykorzystali jednak przestrzenie, które sobie wykreowali w środku pola i dzięki temu mieliśmy sporo okazji, które zamienialiśmy na bramki. W innych wczorajszych meczach naszej grupy niespodzianek nie było – Niemcy pokonali San Marino, a Izrael – Węgrów, dlatego Polska została w tabeli na 3. miejscu z 2-punktową stratą do rywali. – Wszystko rozstrzygnie się wiosną. Kluczowy może być pierwszy mecz, na gorącym terenie w Izraelu. Oby każdy z nas grał w klubie, był zdrowy. Chcemy awansować na Euro – powtarzał Łukasz Bejger, który zdobył wczoraj ładną bramkę, głową wieńcząc centrę Michała Skórasia.
Raport stadionowy z 1. ligi. Sandecja wreszcie zagra u siebie, Skra nadal jest bezdomna.
– Daliśmy zgodę, by dwa najbliższe mecze, ze Skrą i Widzewem, zostały rozegrane w Nowym Sączu bez publiczności. Naszym zdaniem kibice nie powinni być tam obecnie wpuszczani. Większość stadionu jest wyburzona, ostał się kawałek starej trybuny na 1000 osób, nie ma sektora gości. Bardzo cieszymy się, że w Nowym Sączu buduje się stadion, o czym mówiło się od lat, ale trzeba też respektować względy bezpieczeństwa i dbać o komfort kibiców – mówi Krzysztof Smulski, przewodniczący Komisji ds. Licencji Klubowych PZPN. W Nowym Sączu czynna jest tylko trybuna od strony budynku klubowego. Dzisiejszy mecz ze Skrą na pewno odbędzie się bez publiczności, ale pierwszoligowiec chce, by na kolejne, jakie zostały jeszcze do rozegrania w tym roku – z Widzewem, Polkowicami i Odrą – mogli wejść kibice. – Byłyby to imprezy niemasowe poniżej 1000 osób. Takie na dziś czynione są starania – informuje Sebastian Stanek, rzecznik Sandecji. […] Dzisiejszy mecz to takie „derby bezdomnych”, bo sądeczanie dopiero teraz wracają do siebie, a Skra nadal z różnych względów nie dysponuje obiektem, na którym może rozgrywać spotkania w roli gospodarza i nawet jeśli pełni tę rolę, to wyłącznie na stadionach rywali. Tak jak Sandecja nie korzystała ze zgłoszonego we wniosku licencynym zastępczego stadionu w Tychach, tak Skra nie korzysta z tego w Sosnowcu. Komisja ds. Licencji Klubowych chce ukrócić takie praktyki. – Stadiony zastępcze dotąd były fikcją. Teraz uchwałą zarządu PZPN zmieni się to, ściślej skorelowany z podręcznikiem licencyjnym będzie regulamin rozgrywek. Ale, jak to bywa, raz na kilka lat zdarzać się pewnie będą szczególne przypadki, a za taki uchodzić może Skra – mówi przewodniczący Smulski.
Dawid Szulczek, nowy trener Warty Poznań, w rozmowie ze „Sportem”.
Był pan zaskoczony zainteresowaniem Warty?
– Muszę przyznać, że ogromnie. Dotąd kontaktowało się ze mną kilku pierwszoligowców, ale wraz z zarządem Wigier ustaliliśmy, że odejdę tylko w razie oferty z ekstraklasy. Nie sądziłem, że stanie się to wcześniej niż w czerwcu 2022. Przejście z drugiej ligi do ekstraklasy to przecież rzadkość. Mimo wszystko to aż dwa szczeble różnicy, choć na pewno nie bez znaczenia było to, że jako asystent funkcjonowałem już na wyższych szczeblach.
Powiedział pan o opiniach zawodników, bez których propozycji z ekstraklasy by nie było. Jako młody trener, bez przeszłości piłkarskiej, musi pan kłaść na relacje w szatni duży nacisk?
– Jestem osobą, kóra lubi, gdy wszystko jest klarowne, panuje dobra organizacja. Piłkarze też to doceniają, jeśli jest powiedziane, czego się od nich wymaga, respektuje się zasady, jest porządek i dobrze przygotowany trening. Myślę, że stąd taka opinia. Spotykali się w swoim życiu z różnymi sytuacjami i cenili sobie normalność między sztabem a nimi. Gdybym miał jednym słowem określić relacje w Wigrach na linii trenerzy-drużyna, to powiedziałbym właśnie, że były normalne.
Czuje pan dodatkową odpowiedzialność, że dobra praca w Warcie może szerzej otworzyć drzwi dla innych bardzo młodych trenerów?
– Nie narzucam na siebie takich dodatkowych kwestii, nie patrzę na to przez taki pryzmat. Cieszę się, że koś dał mi szansę. Podchodzę do życia tak, by robić swoje, mniej gadać, więcej pracować i być normalnym człowiekiem. Do tej pory się to sprawd z a ł o . Z więks z o ś c i ą klubów rozstawałem się w bardzo dobrych relacjach; raczej nie z woli klubu, a wskutek otrzymanej oferty, która była nowym wyzwaniem. Robota musi być zrobiona, relacje z ludźmi muszą być dobre, trzeba być w porządku względem pracowników, członków sztabu, zawodników. Musi być organizacja i porządek, Gdy o to zadbasz, będąc przy tym normalnym, pracowitym człowiekiem – to wtedy opinia pójdzie w świat, w Polskę. Powtórzę: w tym, że interesowały się mną kluby, jest duża rola zawodników, stanowiących szatnię Wigier. Za to im dziękuję.
Zaczynał pan w trzecioligowej Wesołej za… paliwo. Chyba jest satysfakcja, oglądając się przez ramię?
– To na pewno. Minęło 7,5 roku, nie tak wiele… Pamiętam, jakby to było przed chwilą, gdy z trenerem Goldą układaliśmy nieraz treningi w samochodzie. Na pewno nie przypuszczałbym wtedy, że tak szybko potoczy się to w taką stronę.
Super Express
„Super Express” dopiero dzisiaj ocenia za Węgry. I nazywa Puchacza ciamajdą.
Wojciech Szczęsny – 2 (skala 1–6)
Na palcach jednej ręki można wostatnim czasie policzyć mecze kadry, wktórych nie wpuścił gola. Wygląda na to, że szybko zatęsknimy za Łukaszem Fabiańskim.
Tymoteusz Puchacz – 1
Poruszał się po boisku jak wóz drabiniasty wypełniony snopkami. Na jego konto idą oba gole dla Węgier. W ofensywie starał się szarpać, ale w obronie był jak dziecko we mgle.
Krzysztof Piątek – 1
To nie pistolet, to pukawka. Tragiczny występ piłkarza Herthy, brakowało mu wszystkiego po trochu. Szwankowała technika, nie był dynamiczny, tylko drewniany.
Trener Paulo Sousa – 1
Niby doświadczony, a zachował się jak żółtodziób. Albo zlekceważył Węgrów, wystawiając rezerwowy skład, albo jest piłkarskim samobójcą. Nie wiadomo, co gorsze.
Jest jeszcze wywiad z Janem Tomaszewskim, ale – tak dla higieny umysłu – nie cytujemy. Są także teksty o tym, że Lewandowski poleciał strzelać dla Bayernu, ale one w sumie niczego nie wnoszą.
Przegląd Sportowy
Paulo Sousa i jego grzechy według Przeglądu Sportowego. Rezygnacja z Glika, rozpad drugiej linii i…
Kolejnym niezrozumiałym eksperymentem jest wystawianie w trójce środkowych obrońców Bartosza Bereszyńskiego – a właśnie na tej pozycji piłkarz Sampdorii zagrał w większości spotkań u Sousy. Jak mocno jest to decyzja nietrafi ona, pokazało EURO 2020, kiedy „Bereś” był zamieszany właściwie we wszystkie stracone przez Polaków gole. 60-krotny reprezentant kraju Jacek Zieliński powtarza, że były legionista byłby równorzędnym konkurentem w walce o obsadę prawego wahadła dla Matty’ego Casha, jednak i tu Sousa wie swoje. Woli trzymać Bereszyńskiego na ławce niż naprawdę dać mu szansę na pozycji, na której wydaje się, że sprawdzi się on najlepiej.
Można było się zastanawiać, jaką strategię Sousa przyjmie na listopadowy dwumecz. Wcześniej, kiedy jego drużyna grała ważne spotkania, to w pierwszym z nich – z San Marino – wystawiał głównie rezerwowych. Tym razem zadziałał odwrotnie. W spotkaniu z Andorą, jedną z najsłabszych europejskich ekip, wypuścił najsilniejszą drużynę, by trzy dni później, ze zdecydowanie mocniejszymi Węgrami, poszaleć ze składem. – Rdzeń kręgowy został w poniedziałek zniszczony. Szkielet można naruszyć, ale jak się naruszy rdzeń, to następuje paraliż. I właśnie to widzieliśmy na PGE Narodowym – mówi obrazowo Kaczmarek. Ma na myśli przede wszystkim rozpad drugiej linii, gdzie nie tylko brakowało typowej „szóstki” (Grzegorz Krychowiak pauzował za kartki), ale i Piotr Zieliński rozpoczął mecz na ławce. A przecież to w pomocniku Napoli Sousa widzi głównego reżysera gry. Druga połowa, kiedy Zieliński pojawił się na murawie, pokazała, że zrezygnowanie z niego od początku to był błąd Portugalczyka.
Cezary Kulesza komentuje bieżące tematy wokół kadry.
Decyzja o odstawieniu Roberta Lewandowskiego przez Paulo Sousę nie była zbyt pochopna?
Selekcjoner podjął takie, a nie inne decyzje, zaryzykował i niestety ważny mecz przegraliśmy. Wciąż jednak jesteśmy w barażach i jako PZPN wspieramy naszą drużynę oraz trenera, dokładając wszelkich starań, by przygotowania do najważniejszych marcowych spotkań przebiegły bez zarzutu.
Ile PZPN straci finansowo na ewentualnym półfinale baraży na wyjeździe? Mówi się o kilkunastu milionach złotych.
Oczywiście strata z tego powodu jest bolesna, natomiast nie rozpatrujemy wszystkich meczów tylko w kontekście zysku finansowego. Celem nadrzędnym w barażach jest awans do mundialu i chcemy go zrealizować. Na wszystkie bilanse przyjdzie czas po zakończeniu eliminacji, łącznie z fazą baraży.
Jacek Zieliński, dyrektor akademii Legii, komentuje ostatnie zgrupowanie kadry.
Co pan pomyślał, kiedy się okazało, że z Węgrami nie zagrają Robert Lewandowski oraz Kamil Glik. Pierwszy z powodu zmęczenia, drugi profi laktycznie – żółta kartka eliminowała go z pierwszego barażu.
Chyba jak każdy kibic poczułem zawód, bo chciałem zobaczyć nasz najsilniejszy zespół. W formie i na odpowiednio wysokim poziomie. Pierwsze pół roku pracy trenera Sousy z kadrą to chaos, nie było wiadomo, kto zagra, na jakiej pozycji, jakie będą założenia taktyczne itd. Ostatnio wszystko zaczęło się krystalizować, zespół stał się bardziej przewidywalny, zaczęło to iść w dobrym kierunku. Wypadałoby podążać tą drogą, cementować skład i drużynę. A tu taka niespodzianka – selekcjoner niespodziewanie wrócił do swoich szalonych pomysłów, które wcześniej najczęściej się nie sprawdzały. I teraz zresztą też nie…
Rozumie pan takie decyzje?
Nie wiem, z czego one wynikają. Miałem nadzieję, że trener skończył już z niezrozumiałymi dla większości pomysłami, a jednak uparcie do nich wraca. A jeszcze po meczu stwierdził, że zrobiłby tak samo, więc czegoś nie rozumiem. Jan Bednarek powiedział po meczu, że każdy z piłkarzy powinien usiąść przed lustrem i odpowiedzieć, co zrobił dobrze, a co źle… Moim zdaniem najdłużej przed lustrem powinien siedzieć selekcjoner. Pycha kroczy przed porażką – to chyba najlepszy komentarz do tego, co się stało.
Jak pan oceni Matty’ego Casha i Tymoteusza Puchacza?
Od Casha wymagam więcej, ale jestem przekonany, że gdyby zagrali wszyscy liderzy, to i on zostałby lepiej wykorzystany. Motorycznie jest dobry, piłka mu nie przeszkadza, ma nad nią kontrolę. Z Węgrami zagrał przeciętnie, jak wszyscy. Ale może być silnym punktem kadry, tylko niech rywalizuje o miejsce, a nie otrzymuje je bez walki. Uważam, że na tej pozycji Bereszyński byłby dla niego dużo trudniejszym konkurentem niż Jóźwiak, który zdecydowanie lepiej atakuje niż broni. Puchacz ma kłopoty z ustawieniem i skorygowaniem pozycji po stracie piłki. Czasem staje jak wmurowany i patrzy, co się dzieje. Nie wie, jak się zachować, w fazie przejścia z ataku do obrony. To jego wada.
Radosław Kałużny w rozmowie z Piotrem Wołosikiem.
Uważam, że lepiej sprawdzić kadrę bez Lewandowskiego w towarzyskim spotkaniu z Maltą.
Jeśli Sousa miał taką nieodpartą potrzebę obejrzeć swój zespół bez Lewego, dać mu odpocząć, to mógł go nie wystawić na Andorę, a posłać do walki z Węgrami. Rozmawiamy o kadrze od iluś miesięcy i nadal nie znamy żelaznej jedenastki Sousy. Miesza tymi nazwiskami, jakby bigos gotował. Co do samego meczu. Węgrzy wyglądali lepiej fi zycznie, pokazywali się do grania, prezentowali się efektownie na tle naszej zupełnie nieruchawej drużyny. W niej nikt nie miał pomysłu, do kogo zagrać i kończyło się na mnóstwie strat, błędach. Nie daj panie trafi ć teraz na Portugalczyków czy Włochów… Nie łudźmy się – od jednych czy drugich na ich boisku mocno dostaniemy. Podejrzewam, że oni są wściekli, iż muszą „męczyć bułę” w barażu, a to źle wróży ich przeciwnikom. A jeżeli Sousa znowu odstawi jakiś numer ze składem…
Zaskoczy rywala brakiem Lewandowskiego w jedenastce?
Lepiej nie podsuwać mu takich pomysłów. Jakimś psim swędem, nieprawdopodobnym fartem możemy awansować do mistrzostw świata. A niezrozumiałym podejściem do meczu z Węgrami Sousa zmniejszył nasze i tak niewielkie szanse, jeśli straciliśmy rozstawienie. Grasz mecz u siebie przy komplecie widzów, by ułatwić sobie drogę do mistrzostw, a selekcjoner robi cyrk. Niektórzy z naszych, zazwyczaj rezerwowych, zwyczajnie byli sparaliżowani, a Węgrzy szybko to wyczuli i pogrywali z nami jak chcieli. Pokazali nam miejsce w szeregu. Nie wyglądaliśmy na zespół, który w barażu może kogokolwiek postraszyć. Wszyscy o nas marzą. W poniedziałek nie mieliśmy choćby jednego zawodnika zasługującego na pochwałę. No może jedynie Karol Świderski. Ma instynkt strzelecki, a piłka pięknie go szuka. Na swoim stabilnym poziomie zagrał Wojciech Szczęsny. Wystarczą dwa strzały, by dwa razy było wyciągane z sieci.
Polski Związek Piłki Nożnej bez meczu barażowego reprezentacji u siebie może stracić kilkanaście milionów złotych.
Bardziej boli to, co zobaczyłem na boisku, a raczej kogo nie zobaczyłem. Nie odkryję Ameryki, że lepiej mieć 15 milionów niż fi gę. Związek mógł mieć pewną kolację z homarami, a może skończyć się na piwie w budce u pana Gienka. Mnie najbardziej interesuje piłka, a wyniki za kadencji Sousy nie przemawiają. Nie zdołaliśmy pokonać nikogo z europejskiej czołówki. A czemu miało służyć wpuszczenie Przemysława Płachety? Może mecz z Węgrami był jakimś wielkim testem i eksperymentem Sousy? Przecież jak gra Płacheta, widzieliśmy na EURO, kiedy rywale włączyli mu tryb „kołowrotek”… Kibice rzucili się, moim zdaniem niesłusznie, na Matty’ego Casha. A on został wsadzony na taką minę, która pół stadionu mogłaby zdmuchnąć. Podawali piłkę do chłopa mającego na plecach trzech Węgrów. Sam Paweł Dawidowicz ze dwa, trzy razy dał Cashowi taką niespodziankę. I co ten biedak miał zrobić? Rzuć daleko piłkę, powiedzmy na Świderskiego. Niech ją strąci, powalczy, zastawi się, „bodiczkiem” potraktuje przeciwnika. A to właśnie czynili Węgrzy. Nasi uparli się walić większość piłek na Casha. Chyba że mieli na celu zniszczyć go i wykończyć jako reprezentanta.
Marek Papszun i Legia Warszawa – czy jest na to szansa?
Bardziej prawdopodobne jest to, że pochodzący z Warszawy trener mógłby trafi ć na Łazienkowską latem 2022 roku. Musiałby tylko wypełnić swoją dotychczasową umowę w Rakowie i nie podpisać nowej. Zapytaliśmy więc pod Jasną Górą, jak wyglądają szanse na przedłużenie trwającej już ponad pięć i pół roku współpracy z Papszunem. – Trener rozmawia z najważniejszymi osobami w Rakowie kilka razy w tygodniu. Te rozmowy dotyczą wielu spraw: organizacyjnych, transferowych itp. Sprawa nowego kontraktu też się pojawia. Może nie było jeszcze konkretnej propozycji, ale niebawem może się ona pojawić – usłyszeliśmy. Plotki i domysły na temat jego przyszłości mógł też potęgować fakt, że na niedawnym meczu 14. kolejki PKO BP Ekstraklasy Raków – Pogoń Szczecin (0:0) obecny na trybunach był dyrektor sportowy Legii Radosław Kucharski. Kucharski był na wspomnianym spotkaniu, ale obserwował potencjalnych nowych graczy, którzy mogliby trafi ć do stolicy. W kręgu zainteresowań Legii mają znajdować się dwaj golkiperzy – Vladan Kovačević (Raków) i Dante Stipica (Pogoń).
Antoni Bugajski w swoim felietonie: Sousa robi dwa kroki do przodu i trzy do tyłu.
Po meczu z Węgrami muszę się zgodzić, że dopiero Sousa pokazał, jak można zdrowo namieszać. Wcześniej też mu się zdarzało, ale teraz jeszcze docisnął gazu. O ile już kilka razy potrafi ł korygować błędy w trakcie meczu dokonywanymi zmianami, o tyle w końcu aż tak przesadził, że nie było co zbierać. Szczęście go opuściło także dlatego, że Kamila Glika i Roberta Lewandowskiego zabrakło nawet wśród rezerwowych, pozbawił się możliwości najlepszej interwencji. Potem oświadczył, że nie żałuje tych decyzji, że młodzi muszą stawiać czoła wyzwaniom. Znalazł sobie odpowiedni czas na bezcenne eksperymenty, pogratulować wyczucia… Z Lewandowskim to w ogóle dziwna sprawa. Jest jakiś fałsz w tym, co głosi Sousa. Przed meczem tłumaczył, że Lewy nie zagra, bo taka była obustronna decyzja, która zapadła w drodze powrotnej z Andory. Tylko ktoś bardzo naiwny może w tę wersję uwierzyć. Nieświadomie zadał jej kłam Zbigniew Boniek, który jeszcze przed wypowiedzią Sousy, w niedzielnym programie „Cafe Futbol” zauważył, że decyzja o absencji Lewandowskiego musiała zapaść wcześniej, w przeciwnym razie z Andorą nie grałby całego meczu. Boniek oczywiście ma rację, bo podaje logiczny argument. Dlaczego Sousa nie mówi prawdy? To jedna z wielu jego tajemnic.
fot. FotoPyK