Reklama

PRASA. „Milik odzyskał siłę i dobrą mentalność, ale brakuje skuteczności”

redakcja

Autor:redakcja

08 listopada 2021, 10:33 • 6 min czytania 4 komentarze

Poniedziałkowa prasówka: sprawy ligowe i trochę wątków reprezentacyjnych. 

PRASA. „Milik odzyskał siłę i dobrą mentalność, ale brakuje skuteczności”

PRZEGLĄD SPORTOWY 

Antoni Bugajski o przebudzeniu Termaliki pod wodzą Mariusza Lewandowskiego.

(…) Z Zagłębia został zwolniony po niecałym roku i to był czas, kiedy jego trenerskie losy stanęły pod znakiem zapytania. Mógł powiększyć pokaźną armię trenerskich efemeryd, które do zaoferowania miały niewiele więcej ponad trenerskie nazwisko, a to na dłuższym dystansie z różnych powodów zupełnie nie wystarczało, że ograniczę się do przykładu Bońka albo innego Tomaszewskiego, Szarmacha czy Laty. Na razie Mariusz Lewandowski idzie inną drogą. Wierzy, że utrzyma się na powierzchni i imponuje tą zawziętością. Oczywiście gdyby Słonie nie miały wyników, jego wiara czy niewiara dla zewnętrznego świata przestałaby mieć jakiekolwiek znaczenie.

Ale trener Lewandowski wyniki ma. Żadnych wielkich cudów, lecz wystarcza, żeby nie spaść z wyjątkowo chybotliwej karuzeli. W poprzednim sezonie w dobrym stylu przywrócił podtarnowskiej wiosce w gminie Żabno ekstraklasę. A po awansie zdaje się przetrwał kryzys, kiedy nie tyle gra, co gromadzenie punktów beniaminkowi nastręczało ogromnych problemów. Teraz chyba jest już lepiej. To „chyba” musiało się pojawić, bo przewidywanie choćby najbliższej przyszłości w ekstraklasie jest dobrą robotą dla wróżek i wróżbitów. Wydarte trzy punkty w meczu ze Śląskiem (4:3) i teraz remis w Płocku (1:1) są natomiast mocnymi argumentami, że Lewandowski zażegnał bezpośrednio niebezpieczeństwo. Ciekawe, że w obu spotkaniach jego zespół początkowo przegrywał i mimo deprymującego ciosu potrafił się zmobilizować, zresztą w Płocku wyglądał lepiej od zawsze groźnych u siebie gospodarzy i był bliższy zwycięstwa.

Reklama

Arkadiusz Milik odzyskał siłę i odpowiednią mentalność, ale brakuje mu skuteczności – mówi Marek Jóźwiak.

Milik ostatni raz w reprezentacji zagrał w marcu – z Anglią (1:2). Podczas tego pierwszego u Sousy zgrupowania było widać, że ma za sobą bardzo trudne miesiące, całą jesień spędził w piłkarskim niebycie, poza pierwszą drużyną Napoli. Teraz przyjeżdża na kadrę znów po ciężkim okresie. W jakiej formie zjawi się w Hiszpanii, gdzie dziś spotykają się Biało-Czerwoni?

– Fizycznie jest w dobrej formie, jednak brakuje mu regularności w wykończeniu akcji, co pokazywał w poprzednim sezonie w lidze francuskiej, w której wiosną zdobył dziewięć bramek. Poza polem karnym radzi sobie naprawdę nieźle: dobrze się zastawia, zgrywa piłkę z partnerami. Jednak nie ma czucia piłki przed bramką rywala – uważa Marek Jóźwiak, były obrońca, który komentuje mecze Lique 1 w stacji Canal+.

Nie ma wątpliwości, że problemy Milika są konsekwencją długiej przerwy. Polski napastnik dopiero 30 września wrócił na boisko. Po kontuzji wystąpił w dziewięciu spotkaniach, w których strzelił dwa gole. We wczorajszym ligowym meczu z FC Metz (0:0) miał trzy sytuacje, by ten dorobek powiększyć, ale wciąż brakuje mu skuteczności.

Reklama

Matty Cash tematem felietonu Dariusza Dziekanowskiego.

Nie mam wątpliwości, że gdyby obrońca Aston Villi widział realne szanse na grę w drużynie narodowej Anglii, to nie byłoby tematu występów pod biało-czerwoną flagą. Jedno zdanie, które wypowiedział na ten temat selekcjoner Anglików Gareth Soutghate, wyjaśnia całą sprawę: „Straciliśmy Matty’ego Casha, który jest bardzo dobrym, prawym obrońcą, ale to pozycja, na której jest u nas ogromna rywalizacja”. Analizując dotychczasowe powołania, jest co najmniej trzech, a może nawet czterech zawodników, którzy są w kolejce przed Matty’m: Trent Alexander-Arnold, Kyle Walker, Kieran Trippier, pewnie także Reece James. Czyli, patrząc na kluby: piłkarz z Liverpoolu, Manchesteru City, Atletico Madryt i Chelsea. Można pokiwać głową ze zrozumieniem i podziwem oraz przyjąć do wiadomości, dlaczego Cash przyjął zaproszenia z Polski.

Czy to znaczy, że trzeba się na taki stan rzeczy obrażać i nie godzić? Niekoniecznie. Zawsze pozostanie pewien niedosyt, że jesteśmy wyborem numer dwa, gdyż na pierwszy piłkarz nie ma szans, ale z drugiej strony świat się otwiera, nawet reprezentacje krajowe stają się multinarodowe. Nie pierwszy to taki przypadek w naszym kraju i pewnie nie ostatni. Pewnie, że chcielibyśmy zyskać dla futbolowej reprezentacji odpowiednik Wilfredo Leona, ale niestety sytuacja naszej drużyny piłkarskiej w świecie nie jest tak mocna, jak tej siatkarskiej.

Jerzego Dudka zresztą również.

Zapewne selekcjoner obserwował go od dawna i widać, że bardzo na niego liczy. Cash powinien pasować Portugalczykowi do koncepcji i stylu, jaki preferuje. Owszem, samo powołanie będzie budziło sporo kontrowersji. Przynajmniej do czasu aż Cash nie obroni się na boisku. Zawsze w takich sytuacjach znajdzie się kilku niezadowolonych zawodników, którzy stracą miejsce w składzie z jego powodu. Pytanie, jak na to zareagują, jednak wydaje mi się, że odkąd reprezentację objął Adam Nawałka, zawodnicy drużyny narodowej charakteryzują się sporą świadomością. Wiedzą, że rywalizacja jest potrzebna, bo na koniec najważniejszy jest wynik zespołu. Ewentualne niesnaski muszą być odłożone na bok, nie ma się co obrażać, bo meczów jest tak dużo, że każdy może musi być gotowy na swoją szansę. Ta może przyjść w najmniej oczekiwanym momencie.

Jeśli chodzi o przypadek Casha, podobnie było z Emmanuelem Olisadebe. Gdyby „Oli” nie strzelał dla nas goli, jestem przekonany, że mówiłoby się o nim, jako wielkiej pomyłce. Uruchomiłby się efekt domina, pewnie pojawiłby się głosy, że Emmanuel nie pasuje do naszej mentalności i kultury. Ale Olisadebe obronił się grą i faktycznie okazał się brakującym ogniwem w ataku. Szybko zaskarbił sobie sympatię kibiców, bo zdobywał ważne bramki w eliminacjach i mocno pomógł nam awansować do mundialu. Tylko w taki sposób można rozwiać wszelkie wątpliwości i uciąć spekulacje. Liczę na to, że Cash pójdzie tą samą drogą.

SPORT

Michał Zichlarz o domowych problemach Piasta Gliwice.

Na osiem rozegranych w tym sezonie ligowych spotkań przy Okrzei drużyna prowadzona przez Waldemara Fornalika przegrała aż cztery. Tak fatalnego bilansu nie mają nawet drużyny zamykające ligową tabelę. A przecież własny stadion to zawsze był wielki atut Piasta. Swoją drogą przy okazji spotkania z poznaniakami świętowano 10-lecie nowego stadionu w Gliwicach, który złotymi zgłoskami zdołał wpisać się w historię nie tylko gliwickiej piłki. Kiedy Piast zdobywał wicemistrzostwo Polski w sezonie 2015/16, na 19 spotkań na swoim obiekcie przegrał ledwie dwa razy, odnosząc przy tym 14 zwycięstw. A w mistrzowskim sezonie 2018/19? Było jeszcze lepiej, bo na 19 gier przy Okrzei gliwiczanie ponieśli ledwie jedną porażkę, a zanotowali aż 15 zwycięstw. W dużej mierze właśnie dzięki świetnym wynikom na swoim stadionie Piast zdobył ponad dwa lata temu mistrzostwo Polski. A obecnie? Po kilkunastu kolejkach cztery przegrane u siebie… Szczególnie bolą bramki tracone w końcówkach spotkań.

Druga z rzędu domowa wygrana piłkarzy Ruchu Chorzów, którzy rozstrzelali rezerwy ekstraklasowicza z Wrocławia, powiększając przewagę nad peletonem do 8 punktów.

 – Chcieliście wysoko? No to macie! – rzucił do nas uśmiechnięty prezes Seweryn Siemianowski, nawiązując do piątkowej konferencji trenera Jarosława Skrobacza i spostrzeżenia „Sportu”, że Ruch w tym sezonie przed własną publicznością wygrywa zwykle z trudem i różnicą gola. Szkoleniowiec „Niebieskich” przewidywał, że spotkanie z rezerwami Śląska nie będzie piłkarskimi szachami i się nie pomylił. Jego drużyna nie zanotowała co prawda najokazalszego w sezonie zwycięstwa (takowym pozostaje 4:0 z GKS-em Bełchatów z 3. kolejki), ale takiej strzelaniny przy Cichej jeszcze nie było. – Mieliśmy lekkie obawy, bo Śląsk wcześniejsze dwa mecze wygrał pewnie. Bardzo dobrze rozegraliśmy zwłaszcza pierwszą połowę. Realizowaliśmy wszystko to, co planowaliśmy. Duża agresja, zaangażowanie… Fajny mecz, wiele bramek. Myślę, że daliśmy kibicom trochę radości. Oby tak dalej – cieszył się trener Skrobacz.

SUPER EXPRESS

„SE” pisze o golach Marco Terrazzino z Zagłębiem Lubin.

Występ brata skomentował słynny tancerz Stefano Terrazzino, były partner w„Tańcu z gwiazdami” m.in. Agnieszki Radwańskiej. „Pierwsze dwa gole Marco w Polsce. Dumny!” – napisał w mediach społecznościowych. Bohater Lechii już po zawodach zażartował, że brat będzie z niego zadowolony i w „Tańcu z gwiazdami” otrzymałby od niego 10. Zastanawiał się też, jaką ocenę pokazałaby mu Iwona Pavlović. – Pomogłem drużynie – powiedział bohater Lechii w rozmowie z klubową telewizją. – Druga połowa miała więcej mocy i emocji. Zasłużyliśmy na zwycięstwo. Jestem szczęśliwy z powrotu po długiej kontuzji. Teraz mamy przerwę na mecze reprezentacji i chwilę na złapanie oddechu – stwierdził.

Fot.

Najnowsze

Komentarze

4 komentarze

Loading...