To był świetny pokaz futbolu na szczycie 1. ligi. Mecz, którego nie powstydziłyby się najlepsze ekipy w Ekstraklasie. Dzisiaj mógł wygrać każdy, ale sprawiedliwie będzie powiedzieć, że mocny trafił na mocnego i podział punktów oddaje pewną rzeczywistość. Miedź z Widzewem walczyła jak równy z równym. Szkoda, że nie mogło być dogrywki i rzutów karnych, ot, da się odczuć niedosyt. To była ważna bitwa w trakcie wielkiej wojny, na której nikt nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Bitwa godna starcia lidera z wiceliderem.
Widzew Łódź – Miedź Legnica. Świetne widowisko w pierwszej połowie
Już w 15. sekundzie meczu Miedź miała stuprocentową okazję, której po prostu nie można zmarnować. Po zgraniu piłki Zapolnika w pole karne Dominguez stanął oko w oko z Wrąblem. Szwajcar mógł zapytać, jaki róg woli bramkarz Widzewa, ale strzelił prosto w niego. Nie minęło wiele czasu, nim goście tworzyli kolejne zagrożenia. Dobrze w starciach fizycznych radził sobie Zapolnik, który rozbijał Dejewskiego czy Stępińskiego. Sam oddał strzał głową, choć akurat w tym meczu częściej wcielał się w rolę rozgrywającego. Gdy miał okazję, szukał Makucha. Za pierwszym razem zagrał mu świetną piłkę, ale 22-latek wślizgiem nie trafił na pustą bramkę. Za drugim razem efekty były zdecydowanie lepsze.
500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!
Były piłkarz Górnika Zabrze zgrał piłkę głową w kierunku kolegi z linii ataku, a ten wygrał pozycję z Dejewskim i już w obrębie szesnastki sprytnie uderzył po długim słupku obok nogi Wrąbla. Trzecia setka, pierwszy gol. Mogło być tego więcej, bo Miedź wygrywała w pierwszej połowie walkę w środku pola i nawet gdy Widzew dochodził do głosu, to dość szybko był tłamszony. To zmieniło się w końcówce, kiedy dwa groźne strzały po akcjach indywidualnych oddał Kun. Dobrze jednak zachował się Lenarcik. Do tej pory gospodarzom trudno było przebić się w pole karne, ale w ostatnich minutach tak przycisnęli, że dopięli swego. Rzut rożny, pusty przelot Lenarcika i gol Tanżyny. Miedź zapłaciła za to, że trochę cofnęła się na własną połowę.
Mimo to musimy przyznać, że Miedź była niezwykle groźna w kontrataku. Szykował się niezły zwrot akcji, kiedy Lehaire w piękny sposób wyprowadził futbolówkę spod własnego pola karnego i włączył Makucha pędzącego na bramkę. Napastnik „Miedzianki” miał do minięcia jednego obrońcę i wybrał opcję egoistyczną. Zrobił sobie miejsce do strzału, ale uderzył niecelnie, choć równie dobrze mógł wyłożyć piłkę Dominguezowi jak na tacy. Patrząc na przebieg gry, ekipa trenera Łobodzińskiego mogła pluć sobie w brodę, bo po 45 minutach powinna prowadzić.
Widzew Łódź – Miedź Legnica. Jeszcze lepsze tempo po przerwie
Druga odsłona to chyba jeszcze wyższe tempo niż w pierwszej. Widzew się otworzył, zaczął atakować zdecydowanie śmielej, a Miedź znów kładła nacisk na kontrataki. Zarówno jednym, jak i drugim nie udawało się jednak inicjatywy w ofensywie przekuć na gola. Piłka wędrowała od jednego pola karnego do drugiego i to było niemal pewne, że w końcu coś do sieci wpadnie. Gdy setkę miał Guzdek po podaniu Nunesa, nieco później Tront odpowiadał uderzeniem w poprzeczkę. Czarował też Kun, któremu brakowało centymetrów przy strzale z dystansu. Słowem: działo się sporo. Niektórzy piłkarze grali z taką intensywnością, że ten mecz śmiało można by sprzedawać jako mecz na szczycie Ekstraklasy.
Absolutnie nie dało się przewidzieć, kto przechyli szalę zwycięstwa na swoją korzyść.
Nie było minuty meczu, w której można było powiedzieć, że obie ekipy zapewne zadowala remis. Gdy Tanżyna otrzymał drugą żółtą kartkę za niepotrzebny faul na Makuchu, wydawało się, że w samej końcówce nastąpi jeszcze jakiś moment zwrotny. W istocie Miedź miała kolejne dobre okazje, dała z siebie wiele z myślą o trzech punktach, ale wybitnie na linii spisał się Wrąbel przy sytuacyjnym strzale Matuszka. W ostatnich minutach meczu zrobił to po raz kolejny, choć tu więcej zawdzięcza dobremu ustawieniu, gdy pomocnik Miedzi z najbliższej odległości uderzał piłkę głową. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że bramkarz Widzewa uratował swoim kolegom tyłki. Gdyby nie on, nie byłoby tego punktu.
Komentator dobrze podsumował ten mecz: chciałoby się konkursu rzutów karnych, żeby należycie rozstrzygnąć wynik tego starcia. Obie strony oddały po kilkanaście strzałów, obie śmiało mogły strzelić po kilka bramek. Tak naprawdę trudno wskazać drużynę, która bardziej zasługiwała na pełną pulę. To spotkanie miało różne fazy, było jak walka bokserska trwająca 12 rund, po której jednak mógł zaistnieć werdykt remisowy.
Widzew Łódź – Miedź Legnica 1:1 (1:1)
Tanżyna 43′ – Makuch 23′
Fot. Newspix