Reklama

Fury w trybie króla, Wilder w trybie zombie – co za walka w Las Vegas!

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

10 października 2021, 08:42 • 6 min czytania 12 komentarzy

Ta walka była prawdziwą reklamą wagi ciężkiej. Jeżeli na nią wstaliście i zaparzyliście sobie kawę, ta nie była potrzebna. Od samego oglądania i zwrotów akcji biła energia zdolna obudzić człowieka ze śpiączki. Deontay Wilder (42-2-1, 41 KO) w starciu z Tysonem Furym (31-0-1, 22 KO) zostawił na ringu serce, wątrobę i parę innych narządów wewnętrznych. To poświęcenie wystarczyło do posłania mistrza na dwa razy na deski, ale ostatecznie i tak Król Cyganów schodził z ringu jako zwycięzca, i to przez nokaut. Co za szalony pojedynek!

Fury w trybie króla, Wilder w trybie zombie – co za walka w Las Vegas!

To był pojedynek dwóch bokserskich przeciwieństw. Z jednej strony Tyson Fury, pięściarz szybki, o dobrej technice, wyróżniający się ringową inteligencją w swoich poczynaniach pomiędzy linami. Anglik posiada cały wachlarz pięściarskich atutów. Poza jednym elementem, tym najbardziej elektryzującym kibiców. Nie słynie z nokautującego ciosu. W drugim narożniku stał Deontay Wilder. Zawodnik o specyficznych warunkach fizycznych. Wysoki, ale jak na swój wzrost bardzo szczupły, o nogach jak patyki. W dodatku surowy technicznie. Jankes zaczynał swoją przygodę ze sportem jako gracz futbolu amerykańskiego. Pomimo lat spędzonych na zawodowych ringach widać u niego braki techniczne. Lecz Bronze Bomber dysponuje zdecydowanie najmocniejszym uderzeniem na świecie. Z czterdziestu czterech dotychczas stoczonych pojedynków aż czterdzieści jeden wygrywał przed czasem.

Jednak w poprzednich dwóch walkach z Tysonem Furym ta sztuka mu się nie udawała. Ich pierwsze starcie zakończyło się remisem. Fury był wtedy jeszcze trochę zardzewiały, to była pierwsza duża walka Anglika po ponad dwuipółrocznej przerwie. Lecz kiedy Król Cyganów z czasem powrócił do swojej optymalnej dyspozycji, w 2020 roku w drugiej walce z Wilderem dał prawdziwy popis boksu. Przez siedem rund konsekwentnie obijał swojego przeciwnika, aż ówczesny trener bombardiera z Alabamy – Mark Breland – zdecydował się poddać swojego zawodnika.

SPRAWDŹ OFERTĘ ZAKŁADÓW BUKMACHERSKICH W FUKSIARZ.PL!

Deontay nie mógł pogodzić się z tą porażką. Uciekał w absurdalne wymówki, tłumacząc swoje niepowodzenie. Zwolnił Brelanda, którego oskarżał o zdradę i sprzyjanie przeciwnikowi. Zaczął współpracować z Malikiem Scottem, zupełnie zmienił swój model przygotowania do walki. Ale co najważniejsze – w sądzie wywalczył prawo do trzeciego pojedynku z Tysonem Furym. W ten sposób obaj bokserzy znaleźli się dziś na ringu w Las Vegas, by napisać kolejną część historii swoich walk.

Reklama

W hali czuć było ogromne emocje. Obaj pięściarze jeszcze nawet nie pojawili się w ringu, a obóz Wildera już zgłaszał zastrzeżenia co do rękawic używanych przez Fury’ego, przez co walka trochę się opóźniła. Później było tylko lepiej. Wilder tym razem wszedł do ringu bez zbroi, która według niego była jedną z przyczyn porażki w poprzedniej walce. Co na to Fury? Mistrz zmierzał do ringu przyodziany w strój rzymskiego centuriona, eskortowany przez świtę legionistów.

Dla nas wygrał to „starcie”, ale przecież liczyło się to, kto lepiej zaprezentuje się na ringu, nie przed nim. A tam działy się rzeczy niezwykłe.

WILDER CHCIAŁ BYĆ METODYCZNY

Posiadacz pasa organizacji WBC wydawał się bardzo wyluzowany, tak jakby trochę chciał zdeprymować swoim podejściem przeciwnika. Wilder zaś był zupełnie inny, skupiony, chcący udowodnić całemu bokserskiemu światu, że ten się pomylił skreślając go przed walką. Amerykanin zaczął bardzo agresywnie, obijając korpus Furyego. Anglik starał się odskakiwać od długich lewych prostych rywala, ale sam nie mógł znaleźć odpowiedzi na ciosy Bronze Bombera. Pomimo przewagi w zasięgu ramion Brytyjczyka, to Amerykanin chciał trzymać swojego przeciwnika w dystansie. Rzeczywiście, oglądaliśmy zupełnie innego boksera, niż miało to miejsce w poprzednich walkach. Wilder starał się być metodyczny, nie liczył wyłącznie na urwanie  rywalowi głowy.

Lecz naprzeciwko siebie miał jednego z największych cwaniaków w pięściarskim biznesie. Kilogramy Króla Cyganów dawały mu przewagę w klinczu, gdzie konsekwentnie męczył przeciwnika, kiedy już się do niego zbliżył. Przy tym Fury był szybszy, zaczął uprzedzać akcje Wildera, który istotnie sprawiał wrażenie jakby zaczynał tracić siły. A przecież mieliśmy dopiero trzecią rundę. Kiedy obrońca tytułu posłał go na deski wydawało się, że w następnej odsłonie ta walka się skończy. I mogłaby się zakończyć, ale nie tak, jak wszyscy by się tego spodziewali…

Reklama

Bo w czwartym starciu Bronze Bomber uruchomił swoją największą broń – kowadła w łapach. To naprawdę jest rzadko spotykane, by bokser był w stanie posłać rywala na deski po zadaniu ciosu posłanego na czoło. Tymczasem tak właśnie się stało, po jednym z takich uderzeń obrońca tytułu zapoznał się z podłożem ringu. Gdy wstał, był mocno zamroczony. Ani się obejrzał, a dostał kolejny strzał po którym sędzia go liczył. Ależ to był zwrot akcji, ależ blisko było sensacji!

CZŁOWIEK KONTRA ZOMBIE

Fury zdołał powstać, lecz do narożnika odchodził niczym ranne zwierzę. Pytanie brzmiało, czy mistrz zdoła się otrząsnąć po dwóch nokdaunach. Wydawało się, że nakręcony Wilder rzuci się na rywala i jednak to on rozstrzygnie pojedynek na swoją korzyść. Rzecz w tym, że nowe przygotowanie do walki opracowane przez trenera Malika Scotta zaczęło wtedy ujawniać swoje wady.

Plan polegał na tym, by Wilder nie szukał jednego ciosu. I to w pierwszych rundach się udawało. Poza tym, był znacznie cięższy niż zwykle, ważył prawie 108 kilogramów. W teorii dzięki temu miał skutecznie przeciwstawić się w klinczu Fury’emu. Jednak ważący 125,6 kilograma Król Cyganów i tak dominował w zwarciu, zatem jedynym widocznym skutkiem większej wagi Wildera było to, że Amerykanin wysiadł kondycyjnie.

Kiedy wraz z upływającymi minutami miał coraz bardziej mętny wzrok, przestał realizować boks, który pokazywał na początku walki. Nie tyle, że chciał zmienić taktykę. On po prostu nie miał na nią sił, więc zaczął robić to, co podpowiadał mu bokserski instynkt. Cofał się przed rywalem i szukał tego jednego ciosu, którym mógłby zakończyć pojedynek. Styl starego Bronze Bombera powrócił w pełnej krasie. Tylko w dodatku jadącego na oparach wytrzymałości.

Fury w tym momencie robił swoje. Po lewym prostym błyskawicznie przechodził do brudnego boksu w zwarciu, zadając ciosy z różnych płaszczyzn i odbierając przeciwnikowi resztki mocy.

I czekał na to, kiedy bombardier z Alabamy powie dość. Ten ze zmęczenia czasami wręcz opierał się na linach, ale szalona ambicja nie pozwalała mu się poddać. Chociaż wyglądał i poruszał się niczym żywy trup, który w kolejnych rundach budził się tylko po to, by zadać swój niszczycielski cios i liczyć na to, że skasuje nim Brytyjczyka.

Lecz tu podkreślmy – pomimo tego, że Wilder na równi z Furym walczył też z własną słabością, należy mu się szacunek ze tę walkę. Dziesiąta runda była jakże symboliczna. W niej mistrz drugi raz posłał pretendenta na deski i wydawało się, że to koniec. Tymczasem Amerykanin sobie tylko znanym sposobem zdołał się podnieść, po czym wyprowadził swój prawy i zamroczył rywala. Na moment odzyskał wigor, lecz wtedy zabrzmiał gong. Do jedenastej rundy Brytyjczyk wyszedł, jakby zupełnie zapomniał o zainkasowanym uderzeniu. Wilder natomiast wyglądał tak, jakby nie wiedział nawet gdzie się znajduje. A po chwili znalazł się na deskach, po świetnym prawym sierpie Fury’ego. Z tego już nie miał prawa się podnieść i sędzia ringowy zakończył pojedynek.

Walkę świetną, ze zwrotami akcji, nokdaunami, pokazem siły oraz – gównie w wykonaniu Gypsy Kinga – ogromnego bokserskiego kunsztu. I walkę, na której obaj wygrali. Fury – wiadomo, obronił pas. W dalszej perspektywie czeka go starcie z Oleksandrem Usykiem lub Anthonym Joshuą. Ale Wilder też udowodnił, że nie można wykreślić go ze stawki czołowych ciężkich. Oczywiście, technicznie dalej jest surowym pięściarzem. Ze wspomnianymi Usykiem i AJ-em pewnie przegrałby na punkty. Jednak wyobrażamy sobie sytuację w której obaj pięściarze przegrywają z nim przez nokaut. Bo w przeciwieństwie do każdego innego boksera, Deontay nie musi trafić czysto. Wystarczy, że tylko trafi. Z tego względu po przegranej walce nie powinien narzekać na brak lukratywnych ofert w przyszłości.

Fot. Newspix

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Urban o Jagiellonii: Jeżeli nie wykorzysta szansy, będzie tego żałować przez dziesięciolecia

Bartosz Lodko
1
Urban o Jagiellonii: Jeżeli nie wykorzysta szansy, będzie tego żałować przez dziesięciolecia
Ekstraklasa

Adamczuk: Nadal liczę, że w Ekstraklasie do końca będziemy walczyć o czołowe lokaty

Bartosz Lodko
1
Adamczuk: Nadal liczę, że w Ekstraklasie do końca będziemy walczyć o czołowe lokaty
Ekstraklasa

Trela: Przyszłość Dawida Szulczka. Jak wyglądałby sensowny kolejny krok karierze?

Michał Trela
1
Trela: Przyszłość Dawida Szulczka. Jak wyglądałby sensowny kolejny krok karierze?

Inne sporty

Komentarze

12 komentarzy

Loading...