Reklama

PRASA. Sousa: Powinienem zdjąć Krychowiaka w meczu ze Słowacją

redakcja

Autor:redakcja

11 sierpnia 2021, 08:59 • 18 min czytania 8 komentarzy

Sfinalizowany transfer Leo Messiego, odpadnięcie Legii z gry o Ligę Mistrzów, zapowiedź bojów w pucharach pozostałych drużyn. To wszystko spotkamy dziś w prasie, ale numerem jeden jest obszerny wywiad z Paulo Sousą. Portugalczyk w rozmowie z „PS” przyznaje się do błędów i tłumaczy swoje decyzje. – Dziś, po analizach, wiem, że w pierwszym meczu powinienem zdjąć z boiska Krychowiaka. Widziałem jednak, jak zespół zachowuje się w szatni w trakcie przerwy, a zaraz na początku drugiej połowy wyrównaliśmy i mieliśmy dwie następne okazje. Zanosiło się na kolejne bramki dla nas. Spychaliśmy Słowaków, tworzyliśmy szanse i to był moment, by zmienić Grześka, który miał żółtą kartkę. Nie zrobiłem tego i wiadomo, co było dalej. Wyleciał z boiska, a zaraz potem straciliśmy gola na 1:2 – mówi selekcjoner biało-czerwonych.

PRASA. Sousa: Powinienem zdjąć Krychowiaka w meczu ze Słowacją

Sport

Michał Świerczewski tłumaczy kibicom kilka spraw. Na przykład brak goli w pucharach i konieczność spłaty długów Rakowa.

„Stworzyliśmy mało sytuacji, ale to wynika z klasy przeciwnika. Wartość drużyny to około 70 milionów euro kontra 14 milionów naszej oraz tego, że Ivi oraz Cebul zagrali poniżej swoich umiejętności. Na ogromny plus bramkarz, blok obronny oraz środkowi pomocnicy. Poprawna gra wahadłowych. Przy lepszej dyspozycji zawodników ofensywnych i zmienników Rubin był do pokonania” – napisał na Facebooku Michał Świerczewski. Właściciel Rakowa odniósł się również do wypowiedzi kibiców, których zdaniem klub po sprzedaży Kamila Piątkowskiego powinien był pozyskać skutecznego napastnika. Jak informuje Świerczewski pieniądze jakie wygenerował ten transfer poszły na spłatę długów. „Być może niektóre osoby o tym nie wiedzą, ale pieniądze nie spadają z nieba, a utrzymanie klubu piłkarskiego na poziomie ekstraklasy to nie jest koszt pięciu milionów złotych. Gdyby nie sprzedaż Kamila oraz zdobycie Pucharu Polski i wywalczenie drugiego miejsca w lidze, to na koniec poprzedniego sezonu nasz dług z wszystkich poprzednich sezonów wyniósłby blisko 40 milionów złotych. Za poprzedni wygenerujemy po raz pierwszy zysk – kilka milionów – ale historycznie mamy jeszcze sporo do spłacenia” – dodaje właściciel wicemistrza Polski. Świerczewski w swoim tekście przyznał także, że nie jest zadowolony z transferów, ale zapowiada, że to jeszcze nie jest ostatnie słowo. „Bramkostrzelnego napastnika szuka praktycznie każdy klub i nie jest to prosty temat. Nie zmienia to faktu, że okno transferowe powinno być moim zdaniem w naszym wykonaniu lepsze. Na szczęście jeszcze się nie skończyło i możliwe, że jacyś zawodnicy do nas dołączą” – kończy Świerczewski.

Piast Gliwice będzie miał nowego napastnika. Janis Hahn może zostać piłkarzem polskiego klubu.

Reklama

Od dłuższego czasu przedstawiciele Piasta działają w kontekście sprowadzenia na Okrzei typowego egzekutora. Nazwiskiem, które najmocniej się przewija jest Janis Hahn. Węgierski „Nemzeti Sport” poinformował, że podczas meczu Paksi FC – Mezokovesd Zsory FC na trybunach pojawił się skaut Piasta. Hahn wszedł z ławki, przebywał na boisku 25 minut, zdobywając jedną z bramek. Skąd w ogóle pomysł zakontraktowania 26-letniego snajpera? Z powodu jego świetnych osiągnięć na Węgrzech. W poprzednim sezonie zdobył 22 gole, łącznie dla Paksi uzbierał 66 trafień. W czerwcu tego roku zadebiutował w kadrze Węgier. Właśnie świetna forma przykuła uwagę Piasta, ale i innych polskich klubów już w kwietniu oraz maju tego roku. Interesować miało się nim wiele ekip z ekstraklasy, ale najmocniej Piast, Śląsk oraz Wisła Kraków. Gliwiczanie liczyli się ze stratą Jakuba Świerczoka, a wrocławianie Erika Exposito. Ostatecznie ten drugi pozostał, co nie oznacza, że zakontraktowanie Hahna to prosta sprawa.  Wszystko z powodu jego kontraktu. Hans w Paksi FC gra od 2014 roku, a jego aktualny kontrakt obowiązuje do 2024. Z tego powodu obecny pracodawca za przysłowiową czapkę gruszek go nie odda. Mówi się o kwocie ok. 400-500 tys. euro, co jest sporym wydatkiem zwłaszcza że gliwiczanie tego lata podobne środki przeznaczyli na Damiana Kądziora.

Zbigniew Boniek za moment znika z PZPN. Co po sobie zostawia?

Choćby pod względem marketingowym związek zaczął prezentować się godnie. Widać to było po zmianach kadrowych. Nowym sekretarzem generalnym został młody i perspektywiczny Maciej Sawicki. Była to całkowita odmiana, szczególnie że wcześniej przez wiele lat to stanowisko zajmował Zdzisław Kręcina (w 2012 roku zastąpił go na kilka miesięcy Waldemar Baryło). Podobnie ze składem personalnym zarządu, który wzbogacił się o kilku młodych członków, jak Wojciech Cygan, Jakub Tabisz czy Radosław Michalski. Po latach związkowego betonu czuć było powiew zmian. Marketingowo PZPN zaczął wyglądać jak instytucja z prawdziwego zdarzenia, która nie chce tylko i wyłącznie czerpać korzyści dla siebie, ale zysk chce przekuć w rozwój piłki. Związek zaczął też zarabiać zdecydowanie lepiej niż w poprzednich latach. […] Można oczywiście Bońkowi zarzucić zbyt długie utrzymywanie w Kolegium Sędziów PZPN-u Zbigniewa Przesmyckiego, kłopoty trenerów z pracą na szczeblu centralnym (problemy z uzyskaniem licencji UEFA Pro), szkolenie młodzieży, w którym nadal odstajemy od reszty Europy czy kolejne reformy rozgrywek ekstraklasy i I ligi, do których rękę przykłada związek. Z drugiej strony Polska dzięki działaniom Bońka ma możliwości organizowania największych imprez piłkarskich w Europie. Teraz jako wiceprezydent UEFA jego możliwości wzrosną. Stąd kadencję Bońka należy uznać za przełomową – zastał związek drewniany, a zostawi betonowy fundament. Od jego następcy zależy czy budowa będzie przebiegać w dobrym kierunku.

Podbeskidzie się buduje, a to wymaga czasu. Start „Górali” nie jest idealny.

Reklama

Piotr Jawny, który wpisany jest w protokół meczowy jako pierwszy trener, a zespół prowadzi na równych zasadach z Marcinem Dymkowskim, nawet nie stara się szukać usprawiedliwień. Jego słowa mówiące o tym, że nie da się w kilka dni nadrobić kilku tygodni przygotowań, wybrzmiały po meczu z Odrą Opole wyraźnie, a chyba najgorsze jest to, że widoków na rychłą poprawę sytuacji nie ma. Szkoleniowiec wspomniał o problemach kadrowych, które wynikają z dwóch czynników. Pierwszy dotyczy urazów, a drugi zaległości treningowych kilku graczy. Co ciekawe Podbeskidzie najwcześniej spośród wszystkich pierwszoligowców rozpoczęło okres przygotowawczy, bo już 7 czerwca. Większość drużyn wznowiła treningi pod koniec czerwca, a były i tak, które zaczęły trenować na początku lipca. Ostatnimi zespołami, które zainaugurowały przygotowania były Chrobry Głogów, GKS Tychy i Skra Częstochowa, które po raz pierwszy pracowały 5 lipca czyli miesiąc po „góralach”. Jak to zatem możliwe, że zespół spod Klimczoka ma takie problemy na początku sezonu, skoro piłkarze trenują już tak długo? Otóż na początku przygotowań z drużyną ćwiczyli jeszcze m.in. zawodnicy, którzy następnie z klubu odeszli, a przez większość okresu treningowego szkoleniowcy mieli do dyspozycji zaledwie garstkę piłkarzy. Pozyskiwanie nowych graczy zajęło pod Klimczokiem, tak się przynajmniej teraz wydaje, zbyt dużo czasu.

Maksymilian Banaszewski jest dobrej myśli. Zagłębie nie punktuje jeszcze jak trzeba, ale idzie w dobrym kierunku.

Wyciągnęliście już wnioski z tego meczu, kibice mogą być spokojni?

– Tak, wiemy na pewno co nie zagrało. Jesteśmy po analizie, każdy z nas to „przegryzł”. Staramy się to wyrzucić z głowy. Być może zapłaciliśmy tą naszą intensywnością w końcówce meczu. Nie ukrywam, że powinniśmy doprowadzić do remisu. Ale wiemy z pewnością co trzeba poprawić, jak zareagować. Uważam, że jesteśmy na dobrej drodze. To są dopiero dwa rozegrane mecze, a przed nami wiele spotkań. Jeszcze wiele może się zmienić.

Przed wami seria trzech gier wyjazdowych, którą zakończy niezwykle prestiżowe spotkanie z GKS-em Katowice. Na obcych stadionach będziecie w stanie pokazać zdecydowanie lepszą grę?

– Jak już wspomniałem, zalążki tego co chcemy grać było już widać. Mam nadzieję, że uda nam się zdominować rywali na tyle, na ile chcielibyśmy – czyli przez większość spotkania, a także kontrolować grę, dominować, zdobywać bramki. Ale to będą ciężkie mecze. To trzy wyjazdy, w tym jeden w tygodniu. Trzeba na to patrzeć optymistycznie.

Marcin Kupczak zbiera pieniądze, żeby pomóc dzieciom z Tanzanii. Chce im wybudować szkołę i boisko.

Marcin Kupczak, bo o nim mowa w Kampali zajął się pracą w szkole oraz piłkarskimi treningami. Wszystko miał zaplanowane, bo zabrał ze sobą setki koszulek podarowanych przez kluby. Dzieciaki biegały więc w koszulkach Piasta, Ruchu, Podbeskidzia, Pogoni czy… ZAKSY. W Ugandzie nie wszystko wyglądało tak, jak chorzowski globtroter sobie zaplanował. Planował udać się do Zambii, na południe afrykańskiego kontynentu, ale skończyło się na Kenii. W miejscowości Meru zorganizował rozgrywki… polskiej ligi! Było to w 2018 roku. Zabrał wtedy… 125 kg sprzętu. Koszulki dla chłopaków z afrykańskiego buszu przekazało wtedy wiele polskich klubów. Pomogła też Ekstraklasa SA oraz Polski Komitet Olimpijski. Teraz postawił przed sobą kolejny ambitny projekt. „Organizuję zbiórkę na remont szkoły w Tanzanii, w której przebywam. Czy mogę prosić o wsparcie lub przynajmniej o udostępnienie posta? Serio wierzę, że uda się zebrać tę kwotę” – napisał niedawno z Tanzanii. Zrzutka odbywa się pod adresem: https://zrzutka. pl/b7mprx Już zebrano sporą kwotę, ale każda pomoc – jak podkreśla Marcin – na pewno bardzo się przyda. – Założyłem zbiórkę na remont klasy dla dzieciaków, bo warunki do nauki miały wprost masakryczne. Jeśli uda się nazbierać więcej, to chciałbym też zrobić boisko lub przynajmniej postawić bramki – tłumaczy.

Super Express

Messi w Paryżu.

Przegląd Sportowy

Leo Messi chce być lepszy niż Dani Alves. Zdziwieni? Chodzi o liczbę wygranych trofeów.

– Do końca kariery chcę wygrać wszystko, co tylko się da. Mam nadzieję, że uda mi się przegonić Daniego Alvesa, który jest rekordzistą, jeśli chodzi o zgarnięte trofea – powiedział w trakcie pożegnalnej konferencji w Barcelonie Messi. Na razie zdobył 38 pucharów (35 z Barceloną oraz złoto IO, MŚ U20 i Copa America z kadrą), Brazylijczyk może się pochwalić pięcioma więcej. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, Messi już za rok może przebić osiągnięcie byłego klubowego kolegi. Wystarczy, że PSG zgarnie potrójną koronę we Francji, dorzuci do tego krajowy Superpuchar, a na dokładkę Ligę Mistrzów i europejską wersję Superpucharu. Zadanie piekielnie trudne, ale patrząc na kadrę, jaką udało się zebrać w stolicy Francji, wcale nie niemożliwe. Dlatego trudno też dziwić się kibicom PSG, że oszaleli na punkcie Messiego. Argentyńczyka witało przed lotniskiem kilka tysięcy kibiców, a promocyjny filmik, zapowiadający transfer, obejrzały w mediach społecznościowych miliony. Historia futbolu dzieje się na naszych oczach.

Długi wywiad z Paulo Sousą. Portugalczyk w końcu tłumaczy porażkę na EURO.

W trakcie imprezy dwukrotnie powinienem postąpić inaczej. Dziś, po analizach, wiem, że w pierwszym meczu powinienem zdjąć z boiska Krychowiaka. Widziałem jednak, jak zespół zachowuje się w szatni w trakcie przerwy, a zaraz na początku drugiej połowy wyrównaliśmy i mieliśmy dwie następne okazje. Zanosiło się na kolejne bramki dla nas. Spychaliśmy Słowaków, tworzyliśmy szanse i to był moment, by zmienić Grześka, który miał żółtą kartkę. Nie zrobiłem tego i wiadomo, co było dalej. Wyleciał z boiska, a zaraz potem straciliśmy gola na 1:2. W trakcie meczu ze Szwecją po rozmowach z asystentami, Victorem i Manuelem, podjąłem decyzję, by na ostatnie 20 minut wszedł Kozłowski. Chcieliśmy wzmocnić siłę ataku, bo przegrywaliśmy, potrzebowaliśmy pomocnika biegającego od pola karnego do pola karnego, kreującego okazje, zamiast bardziej statycznego, przyklejonego do środka, który będzie biegał wszerz boiska. Kiedy wyrównaliśmy, drużynie bardziej przydałby się Linetty. Zapewniłby równowagę w środku, dostosował się do sytuacji.

Ale nawet z piłkarzami, którzy są, Polska powinna pokonać Słowację.

Zgadzam się. Proszę spojrzeć na bramki, które straciliśmy – to w ogóle nie powinno się było zdarzyć! W kluczowych momentach turnieju mieliśmy pecha, ale nawet przegrywając, byliśmy w stanie wygrać. Trzeba powiedzieć uczciwie, że zespół rósł, z każdą minutą naciskał, wyrównał, tworzył kolejne szanse. A potem dostaliśmy czerwoną kartkę. I w pięć minut, kiedy szykowaliśmy plan na nową sytuację, straciliśmy bramkę po rzucie rożnym, choć każdy wiedział, co powinien robić i kogo pilnować. Przed EURO ćwic z y l i ś m y różne warianty – także sytuację, kiedy gramy w osłabieniu. Po stracie gola na 1:2 nadal mieliśmy okazje i powinniśmy wyrównać. Nie jestem trenerem, który będzie rozpaczał i gdybał… Jednak największą siłą reprezentacji Polski jest atak, a przed turniejem straciliśmy dwóch z trzech najlepszych napastników – Milika i Piątka. Gdyby byli w formie, jestem przekonany, że wykorzystaliby okazje, które stworzyliśmy. I wtedy nawet strata goli nie byłaby tak dużym problemem. Zawsze musimy się zabezpieczyć na wypadek utraty bramki, a najlepiej jest to zrobić, samemu strzelając.

No właśnie – Linetty znalazł się w podstawowym składzie na mecz ze Słowacją, a przecież w marcu brakowało go w kadrze z powodu koronawirusa. W czerwcowych spotkaniach towarzyskich zagrał 10 minut z Rosją i niecałe 30 z Islandią. Słowacji strzelił gola, a potem wypadł ze składu. Podobnie było z Maciejem Rybusem. Dlaczego?

Charakterystyka, doświadczenie i mentalność Karola sprawiają, że jest wartościowym graczem, który może zacząć od pierwszej minuty, ale nie będzie miał problemu z wejściem tylko na dziesięć. Bardzo dobrze czyta grę, jest otwarty, ma pozytywne nastawienie, dużo wnosi do atmosfery w zespole i cieszę się, że na EURO do nas dołączył. Potrzebował odbudowy fizycznej, covid wiele go kosztował. On ma doświadczenie w grze diamentem, więc z tego względu jest dla nas ważny. Może grać bardziej z przodu, z lewej strony, wchodzić ze środka pola, między liniami. Ze Słowacją został zmieniony, bo widziałem, że fizycznie już dał z siebie wszystko. Przeciwko Hiszpanii wybraliśmy dwóch innych pomocników, bo i nasz sposób gry się różnił. A i tak Linetty po wejściu na boisko bardzo pomógł, miał duży wpływ na to, jak wyglądał mecz w Sewilli. Ta gra wymagała ogromnego wysiłku, przesuwania się całym zespołem, biegania za piłką. Drużyna potrzebowała go do kierowania środkiem, przytrzymania piłki, wyprowadzania podań prostopadłych.

Dlaczego Polacy w taki prosty sposób tracili bramki. Gole na 0:1 ze Słowacją i Szwecją padły po katastrofalnych, indywidualnych błędach.

To, co trenerzy mogą przekazać, to ustawienie linii – trzech, czterech, pięciu obrońców – i schematy interakcji, jak ze sobą współpracować, jaka jest odległość między obrońcami i pomocnikami. To musimy poprawić, gdyż wciąż tracimy więcej goli niż powinniśmy. Nasi przeciwnicy nie stworzyli sobie wielu okazji, często pomagało im szczęście. Za łatwo pozwoliliśmy wejść Słowakom w pole karne, choć mieliśmy przewagę, znaleźć kąt do strzału, który przeleciał po stopie Glika, odbił się od słupka, pleców Szczęsnego i piłka wpadła do bramki. Już w sytuacji 1 na 1 powinniśmy rywalowi odciąć możliwość podania. A my w tej akcji mieliśmy przewagę! Nie można tak bronić. Niestety, nasi zawodnicy zbyt często grają tak, żeby przenieść odpowiedzialność na innych, są bierni w obronie. A muszą być aktywni, nie mogą przysparzać kolegom kłopotów i sprawiać im dodatkowej trudności. To jest jedna z podstawowych rzeczy, nad którą pracuję z kadrą mentalnie, jeśli chodzi o świadomość gry.

Awans nie był blisko, ale znów się nie udało. Legia nie zagra w Lidze Mistrzów.

Stracona bramka obudziła i pobudziła niemrawych wcześniej, przytłoczonych i zdenerwowanych legionistów. Przez ponad kwadrans nie potrafili przedostać się pod pole karne gości, a przegrywając 0:1 przypomnieli sobie, że skoro w Zagrzebiu się udawało, to i w Warszawie można. Przed przerwą Luquinhas trafi ł w poprzeczkę, w drugiej połowie dominacja Legii była niepodważalna, Chorwaci z trudem opuszczali własną połowę, ale dzielnie i momentami rozpaczliwie bronili dostępu do własnej bramki, nie potrafiąc odebrać gospodarzom piłki. Zespołowi Michniewicza zabrakło konkretu, dobrego ostatniego podania, mocnego, celnego uderzenia, precyzyjnego zagrania. O odpadnięciu zadecydowała jedna akcja, w której umiejętności, jakich brakowało legionistom, pokazał Ivanusec. Legia postawiła się silniejszemu, zmusiła Dinamo do ogromnego wysiłku i wykopywania piłki na oślep, ale odpadła z eliminacji LM.

Chelsea gra o Superpuchar Europy. Romelu Lukaku wkrótce będzie jej największą bronią.

W dwa lata odwdzięczył się 64 golami i pomógł klubowi odzyskać, po 11 latach, tytuł mistrza Włoch. – Ten czas pozwolił mu uzyskać status i pewność siebie, których nigdy wcześniej nie miał – powiedział Mourinho w rozmowie z „The Times”. – W Chelsea wciąż był tylko dzieckiem. W Manchesterze United dopiero dorastał. Ale w Interze stał się w pełni ukształtowanym graczem. Zaczął być kochany przez kibiców i kolegów z zespołu, miał też świetne relacje z trenerem – dodał Portugalczyk. We Włoszech swoje Lukaku zrobił, więc choć początkowo nie chciał się ruszać z Serie A, uznał, że jednak warto podjąć nowe wyzwanie. W Chelsea ma coś do udowodnienia. Miejsce i okoliczności są dobre, bo jeśli 28-latek potrzebuje być kochany, Tuchel obdarzy go miłością bezgraniczną. Niemiecki trener właśnie takiego zawodnika potrzebował. W poprzednim sezonie The Blues zdobyli w Premier League 58 bramek, z górnej połowy tabeli tylko Everton (47) i Arsenal (55) mieli mniej. Pod bramką zawodził zwłaszcza Timo Werner. Według statystyk Opta z 34 tzw. dużych szans, Niemiec zmarnował aż 24. Z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że Lukaku takie okazje będzie zamieniał na bramki. Jedno jest pewne: nie będzie potrzebował czasu na aklimatyzację, bo Premier League zna jak własną kieszeń.

Dwa mecze na zero z tyłu i fotel lidera tabeli. Lech nadal czeka na wzmocnienia, ale daje nadzieję.

Zero z tyłu w dwóch z trzech meczów sezonu pozwoliło Kolejorzowi wskoczyć na pierwsze miejsce w tabeli. I oczywiście jest jeszcze stanowczo za wcześnie, by mówić, że Lech rzeczywiście będzie w tym sezonie walczył o mistrzostwo, tym bardziej że rywale na początku sezonu nie byli z ligowego topu. Ale tak dobre wyniki to pierwsza od bardzo dawna dobra wiadomość dla kibiców zespołu ze stolicy Wielkopolski. Skoro Skorża potrafi ł tak poukładać defensywę, by ta funkcjonowała sprawnie i bez zarzutu, z przodu Kolejorz ma na tyle dużą siłę rażenia, że w większości meczów powinien trafi ać do siatki. A przecież skład klubu z Bułgarskiej ma wyglądać jeszcze lepiej. Szefowie od tygodni zapowiadają, że do zespołu dołączy jeszcze w tym oknie dwóch lub trzech piłkarzy. Jeden lub dwóch z nich ma wzmocnić właśnie defensywę. – Liczba zależy od tego, czy dołączy do nas zawodnik mogący występować na lewej obronie i w środku, czy może trzeba będzie sprowadzić i bocznego defensora, i stopera – stwierdził niedawno tajemniczo Skorża. Humory w Poznaniu są na razie nieco lepsze niż były na początku sezonu, jednak to nie znaczy, że są dobre. Na to jeszcze za wcześnie.

Adam Matysek twierdzi, że Matus Putnocky zasługuje na miejsce w bramce Śląska. Rotacja nie jest potrzebna?

Michał Szromnik czy Matuš Putnocky? Obaj golkiperzy Śląska obecnie są w tak dobrej dyspozycji, że trudno wyrokować, który z nich jest lepszy. Trener Jacek Magiera postanowił uczynić z tego dodatkowy atut. Uznał, że nie będzie informował, który z nich zagra w starciu z Hapoelem Beer Szewa, bo w ten sposób ułatwiłby rywalowi analizę. – Gdybym ja miał podejmować decyzję, wskazałbym na Putnockiego i taki wniosek da się też wyciągnąć z tego, co się działo ostatnio. Michał wrócił na ligowy mecz, ale walka w europejskich pucharach to obecnie zadanie dla Matuša – ocenia Matysek. – Nie ma mowy o zmęczeniu któregoś z bramkarzy. Oczywiście rotacja w składzie z uwagi na częstotliwość grania jest uzasadniona, ale nie dotyczy tej pozycji. Dla bramkarza nawet lepiej, jeśli występuje co trzy dni, bo jest w rytmie i utrzymuje koncentrację. W przypadku Śląska chodzi bardziej o to, że w składzie jest dwóch świetnych golkiperów i szkoleniowiec długo zastanawia się nad optymalnym rozwiązaniem – zaznacza były zawodnik m.in. Bayeru Leverkusen.

Giulio Maggiore ze Spezii tłumaczy, jak drużyna utrzymała się w Serie A.

Spezia już pokazała, że jest w stanie dokonać sportowego cudu. Ten sezon będzie kolejnym wielkim wyzwaniem dla drużyny.

Tak. W minionym roku pod koniec sierpnia wywalczyliśmy baraże w Serie B i awansowaliśmy do Serie A. Miesiąc później zagraliśmy już pierwszy mecz na najwyższym poziomie naszej piłki. W wielkim skrócie: nie mieliśmy czasu, żeby dobrze przygotować się do nowego sezonu, aczkolwiek po porażce w debiucie z Sassuolo wygraliśmy z Udinese. Krok po kroku dzięki pracy staliśmy się lepsi i dokonaliśmy tego sportowego cudu. Powszechnie uważano, że nie mieliśmy szans, aby skutecznie walczyć o utrzymanie. Ostatecznie nam się to udało.

I Spezia osiągnęła to w świetnym i ofensywnym stylu. Wasz zespół zawsze starał się zdominować mecz.

Dobrze graliśmy, to prawda, ale to nie wystarczało, żeby utrzymać się w Serie A. Podczas rozgrywek trzeba mieć szczęście, ciągle pracować i być spokojnym po porażkach. Ale nie tylko: należy pokonać bezpośrednich rywali w walce o utrzymanie i czasami zatrzymać wielkie drużyny. Na przykład udało nam się to z Interem, z którym zremisowaliśmy, oraz z Napoli, z którym wygraliśmy.

Vincenzo Italiano, były trener Spezii, który później przeszedł do Fiorentiny, był decydującą postacią w tym cudzie. Co pan o nim myśli?

Dużo z nim pracowaliśmy i przeż y l i ś m y dwa wspaniałe lata. D o b r z e pamiętam pierwszą część sezonu 2019/20 w Serie B. Po siedmiu meczach byliśmy na dole tabeli. Potem pokonaliśmy Pescarę na wyjeździe i coś się w nas zmieniło. Italiano był bardzo ważny w tym procesie, a ja dzięki niemu rozegrałem prawie wszystkie spotkania. Zaufał mi, w jego drużynie byłem podstawowym piłkarzem i bardzo podobało mi się to, jak odgrywałem rolę pomocnika. Często doprowadzałem akcję do pola karnego. Jako zawodnik, mentalnie i fi zycznie, bardzo się poprawiłem. Był najważniejszym trenerem w mojej karierze.

Trwa rozgrywka o to, kto wejdzie do zarządu PZPN. Ciekawa rozgrywka, bo miejsc nie starczy dla każdego.

Życie na marginesie wielkiej piłkarskiej polityki dla baronów na pewno było pouczającą lekcją i teraz starają się wyciągnąć wnioski z przeszłości. Obecnie w wyborczym wyścigu na przegrywającego jednak kampanijną rozgrywkę Marka Koźmińskiego postawili bowiem baronowie z poważnych, bardzo liczących się w skali kraju ośrodków. Owszem, okazuje się, że są w mniejszości, ale brak w najwyższych związkowych władzach przedstawicieli Małopolski, Dolnego Śląska albo Pomorza, które zrzeszają wiele amatorskich i zawodowych klubów, byłby jakimś problemem i świadczył o braku odpowiedniej reprezentacji polskiej piłki w zarządzie PZPN. Jeżeli przegrani baronowie mieliby stworzyć „antyrządową” opozycję, byłaby ona rzeczywiście mocna, a klimat nieustannej kłótni niekoniecznie musiałaby służyć polskiej piłce. Dlatego próby porozumienia potencjalnych przegranych z prawdopodobnym zwycięzcą mają sens. Stojący za Koźmińskim baronowie mają na tyle mocną pozycję, że w swoich decyzjach są po prostu suwerenni. Jeżeli czują, że ich kandydat ma mniejsze poparcie od rywala, mogą podejmować zakulisowe negocjacje bez zgody i pośrednictwa Koźmińskiego, bo to nie on ich namaszczał i nie on kreował. Jeżeli już – to odwrotnie. Łatwo więc można sobie wyobrazić, że w nowych władzach związku nawet w przypadku wygranej Kuleszy znajdzie się Eugeniusz Nowak. Obecny wiceprezes PZPN do spraw organizacyjno-finansowych, jeden z najbliższych współpracowników Bońka i poplecznik Koźmińskiego, od wielu tygodni zachowuje się bardzo roztropnie. Nie pali za sobą mostów, pod adresem konkurencji nie rzuca słów, których mógłby potem żałować. Na dodatek jest szefem kujawsko-pomorskiego futbolu i posiada olbrzymie doświadczenie w działalności w centralnych strukturach związku. Doskonale wie o tym Nowak i wie Kulesza.

Gazeta Wyborcza

O piłce tyle, że Messi zagra w PSG. Chyba gdzieś to już słyszeliśmy…

fot. FotoPy

Najnowsze

Anglia

Nie jest łatwo w ostatnim czasie być kibicem Manchesteru United

Piotr Rzepecki
3
Nie jest łatwo w ostatnim czasie być kibicem Manchesteru United

Komentarze

8 komentarzy

Loading...