Reklama

PRASA. Urban: Chcemy grać piłką i być przy piłce. Jeśli nie będzie wychodzić, zmienimy styl

redakcja

Autor:redakcja

19 lipca 2021, 08:43 • 12 min czytania 20 komentarzy

W poniedziałkowej prasie ciekawe rozmowy z Janem Urbanem, Zbigniewem Bońkiem i Tomasem Petraskiem. Jest też nowy wątek dotyczący Zbigniewa Przesmyckiego. 

PRASA. Urban: Chcemy grać piłką i być przy piłce. Jeśli nie będzie wychodzić, zmienimy styl

PRZEGLĄD SPORTOWY

Rozmowa z Tomasem Petraskiem z Rakowa Częstochowa. Z Legią w Superpucharze Polski zagrał po ośmiu miesiącach przerwy.

Ile panu jeszcze brakuje, by być Petraškiem sprzed kontuzji?

Jest już blisko, ale wracam powoli, na siłę nie ma sensu niczego przyspieszać. Ale powtórzę: jestem blisko. W sobotę wieczorem zagrałem w Warszawie, a w niedzielę wczesnym popołudniem wystąpiłem w sparingu ze Skrą Częstochowa. To pokazuje, że faktycznie fizycznie jest już dobrze, mogę w krótkim czasie grać coraz więcej. Mam nadzieję, że niedługo będę w lepszej dyspozycji niż przed urazem i wtedy postaram się jeszcze poprawić, by z Rakowem dalej wygrywać i wrócić do reprezentacji.

Na razie za panem pierwszy mecz, wygrany, o Superpuchar. Dopiero po karnych, a nie byłyby one potrzebne, gdyby nie gol stracony w końcówce. Przy nim wyglądało to tak, jakby zawiodła komunikacja między panem a bramkarzem Vladanem Kovačeviciem.

Stadion Legii nie był wypełniony do końca, ale atmosfera była taka, że trudno było o swobodną komunikację. W tej akcji i tak nie ona zawiodła. To była trudna sytuacja. Tak ją wytłumaczę: moim zadaniem, jako środkowego obrońcy, jest zablokowanie pierwszej strefy. Jeśli będzie mnie wyprzedzał zawodnik, muszę go zlokalizować i iść z nim jeden na jednego. W sytuacji, w której straciliśmy gola, wiedziałem, że za mną są Emreli i Pekhart. Dlatego robiłem wszystko, by wybić piłkę. Niestety, była ciut za wysoka i tylko ją musnąłem. To mogło zmylić naszego bramkarza. Podjął decyzję, że wychodzi i to nie wynikało z braku komunikacji. Po prostu tak się wydarzyło. Najważniejsze, że nie straciliśmy koncentracji. Przecież jeszcze zdążyliśmy wyjść z piłką pod bramkę Legii. Bo my od początku chcieliśmy zwyciężyć w tym meczu w podstawowym czasie gry.

Reklama
Wygraliście po karnych. Pan jako pierwszy podszedł do uderzenia. Według serwisu Transfermarkt wcześniej nie wykonywał pan jedenastek.

Dobrze, że trener o tym nie wiedział… A serio, rzuty karne mieliśmy przetrenowane przed meczem, bo braliśmy pod uwagę, że mogą one rozstrzygnąć o wyniku. To nie było tak, że mnie do strzelania wyznaczono nagle i przypadkowo. Już wcześniej, kiedy rozgrywaliśmy spotkania, w których możliwe są karne, moje nazwisko widniało na rozpisce strzelców, to już miało miejsce także w Rakowie u trenera Papszuna. Uważam, że potrafię uderzyć piłkę z jedenastu metrów. W sobotę podszedłem do tego spokojnie, od początku wiedziałem, co i jak chcę zrobić.

Szef sędziów PZPN Zbigniew Przesmycki decyzją zarządu odejdzie ze stanowiska 18 sierpnia. To zmiana, bo miał „odpocząć” wcześniej. Tymczasem nadal rządzi i podejmuje decyzje, na co mamy dowód w postaci korespondencji e-mail. Prezes Zbigniew Boniek zapewniał, że będzie inaczej – pisze Maciej Wąsowski.

– 18 sierpnia kończy się jego kadencja. Natomiast rozmawiałem z nim. Po play-offach (barażach – przy. red.) w I lidze, które się kończą 20 czerwca, postanowił troszkę odpocząć. Wówczas zostawi stanowisko przewodniczącego Kolegium Sędziów komuś innemu – powiedział Boniek.

„Kimś innym” miał być wiceprzewodniczący Kolegium Sędziów Tomasz Mikulski. Fakty są jednak takie, że urlop Przesmyckiego trwał tydzień. Obecnie nadal udziela się na szkoleniach sędziów, ma wpływ na tłumaczenie zmian w przepisach (które IFAB wysłał przed nowym sezonem – czego dowodem jest screen z korespondencji mailowej, do którego udało się nam dotrzeć, publikujemy go poniżej), a kierowane przez niego Kolegium Sędziów dalej podejmuje decyzje, w tym te o spadkach i awansach arbitrów.

Niedawno z grupy sędziów TOP Amator A (mogącej prowadzić mecze ekstraklasy i I ligi) spadło trzech arbitrów: Artur Aluszyk (Szczecin), Daniel Kruczyński (Żywiec) i Kornel Paszkiewicz (Wrocław). Ten pierwszy jeszcze 16 maja poprowadził spotkanie ostatniej kolejki ekstraklasy: Lech Poznań – Górnik Zabrze 1:1, co miało być dla niego wyróżnieniem za dobry sezon. Tymczasem niedawno dowiedział się, że zostaje zdegradowany. Teraz będzie mógł prowadzić co najwyżej mecze II ligi. „Tak wyszło z rankingów i systemu system oceny sędziów, tzw. triple-checking” – miał usłyszeć od… Przesmyckiego, mającego przebywać na urlopie od 20 czerwca.

Reklama

Jakub Kamiński znalazł się w radzie drużyny Lecha i jest jednym z wicekapitanów.

– Cieszmy się, że jest w zespole młody chłopak z jajami, który nie boi się brać na siebie odpowiedzialności – ocenia Jarosław Araszkiewicz, pięciokrotny mistrz kraju z ekipą z Poznania.

Kariera Kamińskiego nabiera tempa z każdym tygodniem. Jeszcze nie tak dawno po pierwszych występach w Lechu wszędzie dojeżdżał komunikacją miejską, bo był za młody na prawo jazdy, ale miał spokój, ponieważ zwyczajnie nikt go nie znał. Obecnie uprawnienia do prowadzenia auta już ma i jednocześnie staje się coraz bardziej rozpoznawalny. Może gwiazdą pierwszej wielkości jeszcze nie jest, chociaż coraz więcej przechodniów zaczyna kojarzyć jego twarz z imieniem i nazwiskiem.

– To bardzo miłe. Nawet bywało, że ktoś w Bytomiu czy mojej rodzinnej Rudzie Śląskiej podchodził i gratulował bramki czy występu, czego już kompletnie nie mogłem oczekiwać – opowiadał nam.

Jak Jan Urban zamierza zmieniać Górnika? Czy Lukas Podolski zdominuje zabrzańską szatnię? Dlaczego trener Górnika przykłada taką wagę do stylu?

ŁUKASZ OLKOWICZ: W sparingach Górnika rzuca się w oczy zmiana stylu. Próbujecie bardziej kontrolować mecz, utrzymywać się przy piłce, akcje zaczynać podaniami od własnej bramki.

JAN URBAN: Myślę, że w Górniku wiedzą, jakiego trenera zatrudnili.

Jakiego?

Takiego, który chce wprowadzać młodzież, no i też z jasno określonym preferowanym stylem. Wolę grać w piłkę, chcę to robić i będziemy próbować. Mamy w kadrze wielu młodych zawodników, uważam, że łatwiej sprzedać takiego, który gra w piłkę, niż typowego walczaka. Waleczność jest ważną cechą w futbolu, ale na początku po prostu grajmy w piłkę. Do tego będę dążył.

W naszej lidze dominują prostsze środki, to dlaczego wy piszecie się na większe ryzyko?

Czy piszemy się na ryzyko? Wiem, do czego pan zmierza, a przynajmniej przypuszczam.

Do czego?

Że będziemy grali za dużą liczbą podań, prowokowali starty i okazje dla przeciwnika.

I pozostaje pytanie, jakich macie wykonawców.

Nie, nie tędy droga. To ryzyko, o którym pan mówił, widziałem w sparingach. Rzeczywiście próbowaliśmy. Namawiałem zawodników do takiej gry, oni to robili, zdarzało się stracić piłkę. Mimo to nadal oczekiwałem od nich tej gry. Trudno więc, żebym miał do nich pretensje za błędy. Na nich musimy się uczyć, a lepiej w sparingach niż w lidze. Wszędzie, gdzie pracowałem, tak to wyglądało. Z lepszym lub gorszym skutkiem, jeśli chodzi o wyniki, ale zmuszałem chłopaków do gry w piłkę. Tego już u siebie nie zmienię, choć oczywiście nie zawsze jest tyle jakości, by to wyglądało idealnie.

W porządku. Zaczęła się liga. Górnik gra ładnie, jest chwalony za styl, ale punktów z tego nie ma. I co dalej?

Jak zobaczę, że tego nie potrafimy i to się nam nie opłaca, nie będziemy tego robić. Potem pan mi wypomni: „No, trenerze, ale mówił pan, że będziecie grali”.

Nie wykluczam.

Chciałem, spróbowałem, sprawdziłem i nie opłaca się nam. Nie mamy tyle jakości? Nie wychodzi nam gra, jaką założyliśmy? No to podchodzimy wyżej. Nie ze względu, że im zabronię, tylko zwyczajnie taka gra nie będzie opłacalna.

Jerzy Dudek uważa, że Anglików potraktowano ulgowo po organizacyjnych kompromitacjach w trakcie EURO.

Przy okazji EURO 2012 Sol Cambell przestrzegał przed wyjazdem do Polski ze względu na kibiców. Ciekaw jestem, co by powiedział teraz o wydarzeniach z Londynu i co sądzi na ten temat. Po latach o turnieju rozgrywanym w naszym kraju i na Ukrainie pozostały piękne obrazki i świetne wspomnienia. Sam mam przed oczami znakomicie bawiących się kibiców irlandzkich, hiszpańskich czy portugalskich. Niestety, nie można tego powiedzieć o meczach w Anglii. Trzeba pamiętać, że na ogólny wizerunek zapracowała część imbecyli, więc nie można wrzucać wszystkich do jednego worka, co podkreślał Jamie Carragher. Martwi mnie, że wobec Anglików nie zostały wyciągnięte jakieś bolesne konsekwencje, a przynajmniej ja o tym nie słyszałem.

A przecież działo się to w biały dzień, w obecności kamer, więc absolutnie każdy, kto przyczynił się do burd, powinien być srogo ukarany. Tymczasem nikt nie zajął głośnego stanowiska. Co dziwi, biorąc pod uwagę fakt, że Węgrzy zostali mocno ukarani przez europejską federację za homofobiczne hasła. Oczywiście nie ma co ukrywać, że duże znaczenie miało wsparcie, jakie UEFA otrzymała od angielskiego premiera Borisa Johnsona przy okazji pomysłu o powstaniu Superligi. Wówczas udało się storpedować ideę w samym zarodku, stąd pobłażliwość względem Anglii. Na szczęście się o tym nie przekonamy, ale ciekawi mnie, jak UEFA zareagowałaby na tragedię, do jakiej przecież mogło dojść. Gdyby któryś z chuliganów targnął się na życie drugiej osoby. Wokół Wembley działy się dantejskie sceny i pewnie inaczej byśmy teraz rozmawiali. UEFA powinna pomyśleć, jakie kary stosować w przyszłości. Zabrakło mi stanowczej reakcji i oby to się nie zemściło. Jeśli Anglicy wyjdą z tej sytuacji suchą stopą, to w świat pójdzie przekaz, że UEFA jest bezradna, a wszelkie wybryki chuligańskie bezkarne.

SPORT

Pierwszy mecz Lukasa Podolskiego w barwach Górnika… nie wyszedł tak, jak by sobie tego życzono. Banik okazał się lepszy.

– Lukas nie jest jeszcze przygotowany do gry, natomiast to, jak potrafi gospodarować siłami, w jaki sposób panuje nad piłką, ile widzi na boisku, to wszystko sprawia, że u niego nie widać braków tak jak u innych zawodników – cieszył się z obecności mistrza świata Urban.

Sam „Poldi” nie przykłada specjalnej wagi do wyniku sparingu. Skomentował to zresztą w typowy dla siebie sposób: – W reprezentacji dostaliśmy kiedyś w dupę z Włochami, a potem zagraliśmy dobry turniej – przyznał, dodając także: – Staram się pomagać zespołowi, ale sam meczu nie wygram, sam sobie nie podam. Musimy grać razem, jako drużyna, jako Górnik Zabrze, także razem z kibicami. Wszyscy powinniśmy siebie wspierać – podkreślił Podolski, który na ten moment nie jest jeszcze pewny, czy będzie odpowiednio przygotowany na inauguracyjny mecz ekstraklasy z Pogonią Szczecin w najbliższą niedzielę.

– Skład się krystalizuje i po tym sparingu wiem więcej niż wcześniej. To normalna rzecz kiedy przed rozpoczęciem rozgrywek zaczynamy schodzić z obciążeń treningowych, które na jednych wpływają bardziej niż na innych. Miarodajną ocenę będę wystawiał chłopakom w meczach oficjalnych – uspokajał trener Urban.

Szkoleniowiec „trójkolorowych” stoi jednak przed sporą zagwozdką dotyczącą osoby kapitana. W ostatnim czasie był w tym zespole problem i teraz także nie wiadomo, jak się to wszystko rozwiąże. – W meczu z Banikiem był nim Wiśniewski i jest szansa, że zostanie nim na dłużej. Proszę zauważyć, że patrząc na staż chłopaków w Górniku, to nie ma wielu piłkarzy, którzy grają tu długo. Muszę takich szukać i nie widzę od razu lidera drużyny. Taka postać jest w zespole niesamowicie ważna, a jakby były dwie, to byłoby świetnie – stwierdził Urban.

Costa Nhamoinesu, znany z występów w Zagłębiu Lubin i Sparcie Praga, dołączył do „górali”. W sparingowym debiucie… sprokurował karnego, ale jego zespół nie przegrał.

Trzeba przyznać, że pozyskanie przez Podbeskidzie Bielsko-Biała doświadczonego obrońcy, który łącznie w Lidze Europy wystąpił 25 razy, to solidny „strzał” transferowy. 9-krotny reprezentant Zimbabwe zdążył już zadebiutować w barwach bielskiego klubu. Kontrakt podpisał w piątek, a w sobotę był już z zespołem w Krakowie, gdzie – na stadionie przy ul. Reymonta – „górale” rozgrywali drugi mecz kontrolny tego lata. Mierzyli się z Wisłą, obrońca z Afryki zaczął mecz na ławce rezerwowych, a jego drużyna od trzeciej minuty… przegrywała. Na strzał z dystansu zdecydował się Yaw Yeboah. Uderzenie było na tyle precyzyjne, że zaskoczyło Martina Polaczka. Szybka utrata gola nie zdeprymowała jednak podopiecznych trenerów Piotra Jawnego i Marcina Dymkowskiego. Wyrównać próbował Dawid Polkowski i zabrakło mu niewiele. W odpowiedzi klarowną sytuację bramkową miał Jakub Błaszczykowski, ale posłał piłkę nad bramką. W 29 minucie spotkania bielszczanie wyrównali. Bardzo przytomnie zachował się w tej sytuacji Kacper Gach, wypieścił podanie w kierunku Kamila Bilińskiego, który w okresie sparingowym udowadnia, że jest w dobrej dyspozycji. Zawodnik ten pewnym strzałem pokonał Mateusza Lisa i było to już trzecie jego letnie trafienie. Jak na razie wszystkie sparingowe gole to dzieło doświadczonego napastnika.

Remis utrzymał się do przerwy, a w drugiej połowie Wisła miała inicjatywę. Matej Hanousek trafił w poprzeczkę, a w 70 minucie po faulu… Costy Nhamoinesu do rzutu karnego podszedł Michal Frydrych. Czeski obrońca uderzył jednak bardzo słabo, a jego intencję wyczuł Michal Pesković, który popisał się skuteczną interwencją. Do końca meczu zespół z Krakowa próbował zadać decydujące trafienie, ale „górale” bronili się rozsądnie i szukali swoich szans w kontrach. Ostatecznie więcej bramek już nie padło i remis z zespołem z ekstraklasy to – bez kwestii – dobry dla bielskiego zespołu prognostyk na kolejne dni okresu przygotowawczego.

SUPER EXPRESS

Tradycyjnie nic ciekawego w poniedziałkowym wydaniu.

RZECZPOSPOLITA

Dłuższa rozmowa ze Zbigniewem Bońkiem o jego dwóch kadencjach na stanowisku prezesa PZPN.

Nawet zarzuca się panu, że kieruje pan związkiem jak dyktator.

Bzdura. Każda ważna decyzja w PZPN podejmowana jest poprzez uchwałę. Natomiast wszędzie potrzebny jest lider. Byłem nim na boisku jako zawodnik i jestem teraz. Jak nie ma lidera, to jest bałagan. Nie można bać się odpowiedzialności. Przez jedną trzecią doby myślę o piłce. Tak było zawsze i zazwyczaj tam, gdzie grałem lub pracowałem, wszyscy na tym dobrze wychodzili.

Ale PZPN ma ograniczony wpływ na polską piłkę.

Jest czymś w rodzaju ministerstwa. Kieruje, organizuje, opracowuje regulaminy, tworzy rozgrywki, przedstawia koncepcje rozwoju, szkolenia od najmłodszych lat itp. Natomiast sercem, solą i podstawą piłki jest klub. Tam się toczy prawdziwe piłkarskie życie. Paradoks tego układu polega na tym, że związek ma bardzo ograniczony wpływ na to, co dzieje się w klubach. Są one niezależnymi podmiotami gospodarczymi i kierują się swoimi interesami. My z nimi oczywiście współpracujemy, jednak żadna federacja piłkarska na świecie nie ma wpływu na kluby. One są samodzielne. Kiedy któryś polski klub wygra Ligę Mistrzów, to będzie jego zasługa, a nie PZPN. A kiedy przegrywa w eliminacjach do Ligi Europy, to nie jest moja wina.

Macie jednak wpływ na szkolenie w klubach.

Ograniczony. Wpływamy na szkolenie poprzez utworzenie Centralnej Ligi Juniorów, opracowanie Pro Junior System, zmuszającego kluby do wprowadzania do drużyn seniorów zdolnej młodzieży. W Gniewinie, a ostatnio w Wałbrzychu zorganizowaliśmy zgrupowania dla kilkudziesięciu wyróżniających się dzieciaków z całej Polski. Najmłodsi mają po 12 lat. W zimie tak liczna grupa z tzw. Top Talent wyjechała na obóz do Hiszpanii. Zajęcia z nimi prowadzą trenerzy reprezentacji młodzieżowych. Najmłodszą z nich tworzą chłopcy do lat 14, co w Europie nie jest często spotykane. Szkolenie jest w Polsce jak należy i staramy się robić wszystko, aby żaden talent się nie zmarnował. A że tak się często dzieje, to już inna sprawa. Przyczyny leżą zwykle poza boiskiem.

Żeby dobrze uczyć grać dzieci, trzeba najpierw nauczyć ich nauczycieli. Skończyły się czasy, w których trenerem zostawał były zawodnik, który rzucał piłkę zawodnikom i mówił: macie z wiatrem, grajcie górą.

Taka filozofia już dawno się skończyła. Oczywiście lepiej, żeby trenerem był dawny zawodnik. Ale do szkoły boiskowej musi dojść prawdziwa. Kiedy w roku 2012 zostałem prezesem, chciałem zobaczyć, jak wygląda szkoła trenerów PZPN założona przez byłego trenera kadry Ryszarda Kuleszę.

Tak zwana kuleszówka.

Jego inicjatywa była godna pochwały, ale na pewnym etapie realizacja pomysłu stała się anachroniczna. Pojechałem na AWF zobaczyć, jak wygląda jej siedziba. Długo szukałem, nim znalazłem mały pokój, a w nim jednego zaspanego trenera. Wiadomo było, że w takich warunkach daleko nie zajedziemy. Stąd wzięła się decyzja o utworzeniu nowej Szkoły Trenerów PZPN w Białej Podlaskiej. Zajmuje sporą powierzchnię z boiskiem i salą wykładową, jest wzorcowo obrandowana, widać ją dobrze, kiedy wjeżdża się do miasta od strony Warszawy. Działa zgodnie z wytycznymi UEFA, zaprasza na wykłady uznanych europejskich trenerów i to ona przyznaje tytuły trenerskie. Włosi mają Coverciano, a my Białą Podlaską.

Fot. Newspix

Najnowsze

Komentarze

20 komentarzy

Loading...