Reklama

Śląsk Wrocław uniknął kompromitacji. Wymęczone 2:1 z Paide Linnameeskond

Jan Piekutowski

Autor:Jan Piekutowski

08 lipca 2021, 22:31 • 5 min czytania 88 komentarzy

Po pierwszych dziesięciu minutach mówiliśmy sobie, że naprawdę nieźle to wygląda. Śląsk Wrocław zgodnie z naszymi oczekiwaniami dominował nad estońskim Paide i wierzyliśmy, że bramki dla polskiej drużyny są jedynie kwestią czasu. A później z dziesiątej minuty zrobiła się pięćdziesiąta. 

Śląsk Wrocław uniknął kompromitacji. Wymęczone 2:1 z Paide Linnameeskond

Paide – Śląsk Wrocław: wynik lepszy niż gra

Chwalić za ten mecz Śląsk Wrocław, to byłoby zachowanie niepoważne. Na tle Paide powinni zaprezentować się po prostu znacznie lepiej. Argument o tym, że ekipa z Ekstraklasy właściwie dopiero rozpoczęła przygotowania jest tyleż słuszny, co mocno naciągany. Używano go bowiem nie w kontekście starcia z rywalem na poziomie zbliżonym do wrocławian, ale z Paide. Paide, które nawet nie było najlepszą ekipą w Estonii, gdzie liga jest tak słaba, że klasyfikuje się ją niżej niż krajowe rozgrywki na Gibraltarze.

I z pokonaniem tego Paide miał Śląsk Wrocław nielichy kłopot. Ostateczny wynik – 2:1 dla podopiecznych Jacka Magiery – jest lepszy niż gra, a to bardzo duże uproszczenie.

Paide – Śląsk Wrocław: kłopoty na własne życzenie

Goście sami sobie chcieli napytać w tym meczu biedy. Różnica klas była widoczna gołym okiem – Estończycy wolniej zabierali się do ataków, pozwalali grać przeciwnikowi na jeden kontakt, notorycznie ratowali się wybiciami, a jedynym pomysłem na zawiązanie akcji była długa piłka od Ragnara Klavana. Szkopuł w tym, że Śląsk tej przewagi nie potrafił w żaden sposób udokumentować.

Wszystko było dobrze, do momentu, gdy trzeba było jakoś bezpośrednio zagrozić bramce gospodarzy. O ile przez środek pola udawało się przejść suchą stopą, a wyprowadzenie piłki od obrony nie stanowiło dzisiaj większego problemu, o tyle w okolicach szesnastki rywala wrocławianie wyglądali jak, no cóż, ekipa z Ekstraklasy:

Reklama
  • dośrodkowania na aferę
  • dośrodkowania wślizgiem
  • Patryk Janasik uderza w aut
  • Waldemar Sobota przegrywa pojedynek z Mikhelem Aksalu, bramkarzem Paide

Ostatnia faza leżała i kwiczała, a początkowe wrażenia estetyczne przeradzały się w coraz większe rozczarowanie. Sztuka dla sztuki mogła przejść w okresie Młodej Polski, ale nie w momencie, gdy przychodzi ci walczyć o europejskie puchary, nawet jeśli chodzi o te z trzeciego szeregu. Tutaj mieliśmy sytuację, w której Śląsk zamiast zapewnić sobie bezpieczną zaliczkę przed drugą częścią, niepotrzebnie drażnił rywala. Estończycy naprawdę zasługiwali na przyjęcie kilku klapsów, lepiej zorganizowana drużyna pewnie zdobyłaby tutaj pięć bramek, ba! Pewnie gdyby WKS miał dłuższy okres przygotowawczy, mógłby przeciwnikowi taką manitę wrzucić, lecz fakty brutalnie sprowadzały nas na ziemię.

Zamiast imponującego prowadzenia mogło być załamywanie rąk nad kondycją naszego futbolu. W samej końcówce meczu kolejna długa piłka w końcu przestraszyła naszych obrońców. Jak długi wyłożył się Szymon Lewkot – obrońca Śląska miał jednak o tyle szczęścia, że Estończyk nie zdołał zmienić toru biegu i władował się w polskiego zawodnika. Wtedy skończyło się na strachu – kilkadziesiąt minut później nie.

Sprawdź ofertę zakładów bukmacherskich w Fuksiarz.pl!

W końcu bowiem Śląsk prowadzenie objął – do czego później jeszcze przejdziemy. Stracił je jednak niemal równie szybko, bo wrocławianie cieszyli się całe 11 minut. Zamiast iść zdecydowanie po gola numer dwa, woleli pograć nieco w tyłach, tak, jakby to 1:0 w Estonii ich urządzało. Wówczas to – pierwszy raz od premierowego gwizdka ormiańskiego arbitra – drużyna z Ekstraklasy oddała inicjatywę rywalom. Jeśli liczyliśmy, że nic z tym Paide nie zrobi, to byliśmy w błędzie.

Już sam rzut rożny był dla WKS-u bardzo problematyczny. Niefrasobliwie wybijana piłka trafiła pod nogi Yusifa, ten uderzył naprawdę dobrze, ale zdołał interweniować Michał Szromnik, mający za sobą całkiem udany wieczór. Nie udało się jednak Śląskowi wyekspediować piłki na tyle dobrze, żeby nie wróciła ona niczym bumerang i nie zasiała ziarna zniszczenia. Yusif tym razem dośrodkowywał, a brak komunikacji i orientacji ze strony Wojciecha Golli poskutkował trafieniem samobójczym. Byliśmy wtedy blisko wypalenia sobie oczu.

Prowadzić 1:0 z drużyną z jednej z najgorszej lig w Europie. Stracić to prowadzenie po jednej z trzech składnych akcji rywala. Zaprezentować się tak, że już szykowaliśmy klawiaturę do tego, by bardziej niż graczy Śląska chwalić Ashota Ghaltakhchyana, który zawody sędziował wyjątkowo dobrze. Na całe szczęście udało się to zwycięstwo wyszarpać.

Paide – Śląsk Wrocław: finalizacja akcji bolączką WKS-u

Chociaż umówmy się – gdyby nie Fabian Piasecki, byłby z tym kłopot. 26-latek wszedł na boisko za Sebastiana Bergiera i w sześciu minutach zrobił więcej, niż cała ofensywa Śląska do tamtego momentu. Analiza porównawcza?

Reklama

Bergier właściwie nie stwarzał zagrożenia, nie oddawał groźnych strzałów. Mało go było z przodu, a przede wszystkim uderzała jego statyczność, mimo że grał na Klavana, którego bez większych problemów mijał Waldemar Sobota. Na domiar złego zarobił żółtą kartkę za okropną symulkę.

Piasecki też prochu nie wymyślił, ale było zdecydowanie lepiej. Bramka, gdzie wykazał się przytomnością i celnością to jedno. Inna sprawa, że chwilę później świetnie ruszył do przodu, urwał się obronie i gdyby tylko lepiej sięgnął piłkę głową, miałby na koncie dublet. Ponadto wywalczył rzut wolny, dający Śląskowi dobrą okazję do zagrożenia bramce Paide. Nie dało się na Piaseckiego narzekać, dziwić się natomiast było łatwo, wszak 26-latek miał ten mecz zaczynać w pierwszym składzie.

Jego udany występ – ani decydujące trafienie Tamasa – nie może jednak zamazywać rzeczywistego odbioru pucharowego starcia Śląska. A jest on taki, że wrocławianie powinni wracać do Polski z poczuciem niedosytu. Mimo że Pich i Mączyński mają asystę, Piasecki gola, a WKS przewagę przed meczem rewanżowym, to trzeba po prostu wymagać od drużyn z Ekstraklasy więcej.  Praszelik mógł – być może powinien – kończyć z dubletem. Sobota też powinien wpisać się na listę strzelców. Tymczasem jest 2:1. Smętnie jakoś.

Niby polski przedstawiciel wygrał, ale daleko było do przekonania, że gra wyglądała co najmniej nieźle. Szkoda. W końcu z kim to robić, jeśli nie z rywalem na takim poziomie?

Paide 1:2 Śląsk Wrocław

W. Golla (s.) 78′ – F. Piasecki 67′, M. Tamas 89′

Fot. Newspix

Angielski łącznik

Rozwiń

Najnowsze

Boks

Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Szymon Szczepanik
11
Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!
Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League
Hiszpania

Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Jakub Radomski
55
Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Liga Konferencji

Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League
Hiszpania

Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Jakub Radomski
55
Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Komentarze

88 komentarzy

Loading...