Hiszpania jest jedną z niewielu reprezentacji, jeśli nie jedyną, w której największą uwagę skupia na sobie postać selekcjonera. To on jest swego rodzaju gwiazdą, która pociąga za sznurki kolektywu piłkarzy. Podejmuje niepopularne decyzje, wprowadza w życie własną wizję. Ktoś mógłby powiedzieć, że idzie za bardzo pod prąd, a tego typu autorskie projekty potrafią kończyć się wielką klapą. To oczywiście jest możliwe, ale, gdy spojrzymy na całokształt, Luis Enrique nie zasługuje na tyle słów zwątpienia. Jedzie równo, ma cojones, ale, co najważniejsze, chce stworzyć nową i lepszą wersję „La Furia Roja”.
Wersję, na papierze, niedoskonałą. To było pewne jak w banku, że nad powołaniami 51-latka pojawi się ogrom dyskusji. Enrique zdążył przyzwyczaić, że nie ma sentymentów, decydując się na nieoczywiste rozwiązania. Pokazał to już choćby w przypadku Jordiego Alby, którego potencjał doskonale znał z Barcelony, a jednak w pewnym okresie w kadrze go pomijał. To samo spotkało teraz hiszpańskich piłkarzy Realu Madryt, którzy Euro 2021 obejrzą co najwyżej na trybunach. O ile możemy uznać taki stan rzeczy za kontrowersję, to znaczy: brak Ramosa lub Nacho, o tyle istnieje druga strona medalu, w pewnym sensie premiująca selekcjonera.
Luis Enrique widzi więcej?
Po składzie reprezentacji Hiszpanii widać, że zawiera się w niej pomysł konkretnego człowieka. Nie kibiców, którzy listę zawodników na pewno ułożyliby trochę inaczej. Nie chodzi tylko o absencje, ale też pojawienie się na zgrupowaniu przed nadchodzącym turniejem kilku zaskakujących nazwisk. Takich, że nawet sami piłkarze mogli być zaskoczeni zaproszeniem na kadrę. Pół-żartem, pół-serio można powiedzieć, że w swojej kategorii Luis Enrique jest takim samym wizjonerem, jak Pep Guardiola. W innym wymiarze, bo mowa o realiach reprezentacji narodowej, ale jednak uderza w podobne tony. Sprawia takie wrażenie, jakby widział więcej niż przeciętny widz czy dziennikarz, co mimo wszystko powinno być postrzegane pozytywnie.
Były trener Barcelony zawsze wyrywał się poza określone ramy, był wyrazisty i bezprecedensowy. To zdecydowanie nie jest ulubieniec hiszpańskich mediów od dłuższego czasu, dlatego nietrudno sobie wyobrazić, co wydarzy się w chwili, gdy „La Furia Roja” zawiedzie. Wóz albo przewóz, bez półśrodków. Enrique wybrał drogę, która ustawia go na świeczniku, co niesie oczywiste ryzyko. Ewentualny sukces będzie dowodem, że to rewolucjonista z krwi i kości, a porażka – wiadomo. 51-latek stąpa po cienkiej linie, nie wybierając najlepszej możliwej kadry pod względem jakości, a pod dyktando swojej filozofii. Dotychczasowy przebieg jego kadencji pokazuje jednak, że ma to sens. Słowem: można mu zaufać.
Wyniki stoją po stronie Enrique. Nawet wtedy, gdy pojawiały się porażki z Chorwacją czy Anglią, Hiszpania potrafiła odpowiadać pięknym za nadobne w rewanżach (Liga Narodów). Doskonałym przykładem był remis z Niemcami, po którym wydarzyło się ta słynna demolka 6:0. Wtedy poznaliśmy maksymalną siłę reprezentacji Hiszpanii. Siłę naprawdę wielką, ale też nieprzewidywalną, co w hiszpańskim narodzie budzi obawy. Tam mówi się bowiem, że obecna reprezentacja nie gwarantuje sukcesu. Nie przypomina takiego molocha wypełnionego po brzegi gwiazdami, jak choćby reprezentacja Francji. Ale Enrique nic sobie z tego nie robi. Ba, twierdzi, że to największy atut tej grupy. Gra zespołowa, brak nacisku na błysk określonej jednostki.
Enrique buduje najbardziej nieobliczalną kadrę na Euro
– Nie tworzę składu po to, by kogoś uszczęśliwić – powiedział Enrique, stojąc wczoraj w ogniu pytań dziennikarzy. No właśnie, rzućmy okiem na to, co najbardziej emocjonuje hiszpański naród. Sprawa Sergio Ramosa jest oczywista, ot, „Lucho” podjął bardzo odważną decyzję. Nie wziął na turniej żywej legendy, ale wytłumaczył to słusznym argumentem, że w 2021 roku obrońca Realu zagrał tylko 395 minuty i mało co trenował. Mniej zrozumiałym ruchem jest pominięcie świetnego w minionej kampanii Nacho lub Mario Hermoso, który był ważną postacią mistrzowskiego Atletico Madryt. Tym bardziej, że na ich miejscu pojawili się 20-letni Eric Garcia, według Guardioli wielki talent, ale mający tylko 858 minut na koncie w sezonie 2020/2021 (od dłuższego czasu jedną nogą w Barcelonie). Oraz Diego Llorente, który zagrał 15 spotkań dla Leeds w Premier League.
Występują tutaj sprzeczności.
Idąc dalej, można dopatrzeć się kolejnych dowodów na fakt, że nie ma lepszego przykładu na budowanie kadry na własną modłę niż działania Luisa Enrique. Taki Sergio Canales, gwiazda Realu Betis, był na trzech ostatnich zgrupowaniach reprezentacji Hiszpanii. Teraz nie jedzie na Euro. Inny zawodnik, Iago Aspas, co prawda zaistniał w kadrze „Lucho” tylko na początku, ale w sezonie 2020/2021 dał multum powodów, żeby dołączyć go do listy powołanych. Był jednym z najlepszych piłkarzy La Liga (14 bramek, 13 asyst) i, mając 33 lata na karku, mógłby zagrać swoje „Last Dance”.
Potem mamy Pablo Sarabię, który w linii ofensywnej PSG jest piątym-szóstym wyborem, a mimo to wylądował w kadrze na Euro. Oczywiście trochę w sezonie pograł (1700 minut), statystyki też miał nienajgorsze, ale istnieją lepsze opcje na jego miejsce. Znamienne jest to, że 29-latek ostatni raz w koszulce narodowej wystąpił półtora roku temu. No i Adama Traore, który zaliczył naprawdę słaby rok w Wolverhampton, choć Enrique uważa, że taki piłkarz będzie potrzebny do rozmontowania defensywy rywali swoim dryblingiem. Jest to sensowny argument, mimo że sam skrzydłowy „Wilków” mógł zdziwić się wieścią o powołaniu.
https://twitter.com/SquawkaNews/status/1396778713539391491
Dalej – prawa strona defensywy, na której zabraknie Jesusa Navasa, którego Enrique odstawił na ostatnich dwóch zgrupowaniach. Wcześniej to był pewniak do gry i teraz, w obliczu problemów z kontuzjami Carvajala, też powinien. Stało się jednak inaczej, 35-letni piłkarz Sevilli nie jedzie na Euro. Tym samym na tej pozycji może wystąpić Azpilicueta, który typowym prawnym obrońcą nie jest. Ale też Llorente z Atletico będący nominalnie piłkarzem ofensywnym. Patrząc na coś takiego, można mieć mały mętlik w głowie. Czego byśmy nie mówili, absolutnie nie da się przewidzieć, jak będzie wyglądała podstawowa jedenastka Hiszpanów na pierwszy mecz ze Szwecją. Pół składu to zagadka.
Luis Enrique ryzykuje wiele, chadza własnymi ścieżkami, ale wierzy w swój cel.
Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że selekcjoner ma przekonanie do swoich działań. Okej, podejmuje kontrowersyjne decyzje, nie buduje zespołu wokół kilku gwiazd. Nikt nie wyróżnia się znacznie ponad określony poziom, kadra hiszpańska jest zbalansowana. I, co bardzo istotne, mającą swoją tożsamość, którą nakłada Enrique. 51-latek chce grać bezpośredni futbol, lubi piłkarzy specjalizujących się w szybkim zdobywaniu przestrzeni lub często oddających strzały. W pewnym stopniu odcina się od tiki-taki, jak to bywało w czasach pracy w Barcelonie. Ma swój pomysł i go po prostu realizuje. Wystawia się na ostrzał, zna konsekwencje, ale ma takie nazwisko, że może sobie na to pozwolić. A czy to wszystko zda egzamin? To chyba jedno z najtrudniejszych pytań, jakie można zadać przed zbliżającym się turniejem ME.
Fot. Newspix