Był potencjał na sześciu, cieszylibyśmy się z regularnej gry pięciu. Ostatecznie w Premier League swoje piętno odcisnęło czterech Polaków, ale i to jest wynikiem całkiem dobrym. Tym bardziej, że w końcu poprawiliśmy swój dorobek strzelecki, o który musieliśmy drżeć wobec reprezentacji Antigui i Barbudy, Białorusi czy Chin. Ale najwyższej oceny wcale nie otrzymał gracz z pola.
Przed starem sezonu wiedzieliśmy, że pewny miejsca w bramce West Hamu United jest Łukasz Fabiański. Do tego Jan Bednarek w linii defensywny Southampton, no i Mateusz Klich, czyli ulubieniec Marcelo Bielsy jako pomocnik Leeds United – tegorocznego beniaminka. Nie ma zatem żadnego zaskoczenia w tym, że to właśnie ta trójka grała z naszych reprezentantów w Premier League najwięcej.
Nie byliśmy też przesadnie zdziwieni, gdy Sam Allardyce i Slaven Bilić nie dawali szans Kamilowi Grosickiemu. Polak już w Championship nie grał zbyt wiele, a przeskok o ligę wyżej jest naprawdę trudny. Tym bardziej, gdy jesteś 33-letnim skrzydłowym, który bazuje przede wszystkim na szybkości.
Do wspomnianej czwórki dołączyli jeszcze Jakub Moder i Michał Karbownik, których wypożyczenia skrócono w trakcie sezonu. Ich transfery były pewnego rodzaju niespodzianką, nieporównywalnie jednak mniejszą do tego, jak ostatecznie potoczyły się losy byłych zawodników Lecha Poznań i Legii Warszawa.
Dość powiedzieć, że Karbownikowi w ogóle nie wystawiliśmy oceny* – w Premier League nie zdołał zadebiutować, grał jedynie w rezerwach i Pucharze Anglii. Graham Potter preferował innych piłkarzy na lewej stronie wahadła, co z pewnością rozczarowało samego Polaka. Gdy wykruszył się Solly March i Tariq Lamptey, wydawało się, że Karbownik właśnie otrzymał swoją szansę od losu. Nie było jednak wielu bardziej mylnych rzeczy – w rzeczywistości w Brighton grali Joel Veltman, Dan Burn, a nawet Jakub Moder. Karbownik – w najlepszym razie – łapał się na ławkę rezerwowych.
Jak radziła sobie reszta?
#1 ŁUKASZ FABIAŃSKI – WEST HAM UNITED
Zaczynamy od tego, który grał najwięcej. Łukasz Fabiański, czyli pewniak, jeśli idzie o bramkę West Hamu United. Dość powiedzieć, że kibice londyńczyków drżeli, gdy kilka razy okazywało się, że Polak jednak nie będzie mógł zagrać i między słupkami zastąpi go Darren Randolph.
Czy była to reakcja przesadzona? Wydaje się, że nie. Fabiański kiepski mecz miał w zasadzie jeden, góra dwa. Szczególnie nie popisał się bowiem w starciu z Newcastle United – najpierw zaliczył pechową interwencję, która zakończyła się trafieniem samobójczym kolegi z drużyny, później wypuścił piłkę z koszyczka, a na sam koniec nie był w stanie sparować uderzenia Willocka. Poza tym jednak naprawdę trudno przypomnieć sobie spotkanie, w którym Polak popełniłby aż tyle błędów, ba! W większości spotkań grał pewnie, dobrze dyrygując linią defensywy.
Często bowiem bagatelizuje się fakt czystego konta golkipera, gdy zawodnicy ustawieni przed nim dwoją się i troją, a on sam nie ma zbyt wiele do roboty. Jak jednak pokazał ten sezon w wykonaniu chociażby Juventusu, umiejętność wydawania poleceń swoim kolegom jest kluczem do sukcesu. Fabiański ten klucz znalazł.
Pod względem meczów na zero z tyłu daleko mu oczywiście do Emiliano Martineza, Edouarda Mendy’ego i Edersona, ale dwunaste miejsce spośród wszystkich bramkarzy Premier League naprawdę złe nie jest. Tym bardziej, że udało się wyprzedzić takie tuzy jak David de Gea, Rui Patricio i Alphonse Areola.
Jeszcze lepiej poszło Fabiańskiemu, jeśli idzie o ogólną liczbę interwencji – tych miał aż 96. W całej lidze znalazło się tylko ośmiu bramkarzy, którzy uzbierali ich więcej.
Jeśli ktoś myślał, że 36-letni Polak będzie dla WHU utrapieniem, srogo się pomylił. Nasz reprezentant zrobił wszystko, by pomóc londyńczykom w walce o europejskie puchary, a jego misja zakończyła się sukcesem. Z tego też względu dostał pół oceny wyżej. Zasłużył.
#2 MATEUSZ KLICH – LEEDS UNITED
Mimo tego, że grał od deski do deski w Championship, byli malkontenci, którzy skazywali Klicha na ławkę w Premier League. Że za wysokie progi, że nie dawał rady w Bundeslidze, że gra w drugiej lidze to nie to samo, co gra w ekstraklasie. Niby jest w tym wszystkim ziarno prawdy, ale Polak pokazał, że nie ma dla niego rzeczy niemożliwych.
30-latek wszedł do Premier League razem z futryną, zdobywając bramkę już w pierwszej kolejce. Rywalem był Liverpool – obrońca tytułu, więc prestiż trafienia automatycznie wyskoczył mocno w górę. Tym bardziej, że było to trafienie upragnione. Od momentu gola strzelonego przez Warzychę, jedynymi Polakami, którzy trafiali do siatki w Premier League, byli obrońcy. A to Wasilewski, a to Bednarek. Klich postanowił jednak tę tendencję zmienić i nam wszystkim wyszło to na dobre.
Z kolejki na kolejkę Polak dopisywał do swojego dorobku czy to gola, czy to ostatnie podanie. Zaliczył rewelacyjny występ przeciwko Fulham, posłał błyskotliwe podanie do Stuarta Dallasa, gdy Leeds przyszło mierzyć się z Newcastle United i naprawdę pewnie kopał rzuty karne. Klich wykonywał je nawet wtedy, gdy Patrick Bamford realnie walczył o koronę króla strzelców, co chyba najlepiej świadczy o pozycji Polaka w ekipie Marcelo Bielsy.
Pomocnik – który w klubie gra zupełnie inaczej niż w reprezentacji – znalazł chyba swoje miejsce na ziemi. Wraz z kolegami tworzy najbardziej wybieganą drużynę w całej lidze. Zdołali również sprawić, że Leeds United finiszowało na bardzo wysokim, dziewiątym miejscu – ponad Southampton, Wolverhampton czy Evertonem. Tak jak mityczne okazało się wypalenie Marcelo Bielsy, tak nietrafione były początkowe opinie względem Mateusza Klicha.
Oczywiście nie będziemy wam mydlić oczu, że był najlepszym piłkarzem beniaminka. O to miano mógłby się raczej bić Raphina, Bamford, Dallas albo Phillips. 30-latek znajduje się jednak w klubowej czołówce, czego nie zmieni kilka meczów, które zaczął na ławce rezerwowych. Jednakże to przez wzgląd na nie zdecydowaliśmy, że Klich otrzyma ocenę nieco gorszą niż Fabian. Wciąż jest jednak wyróżniającym się uczniem.
#3 JAN BEDNAREK – SOUTHAMPTON
Czego nie da się powiedzieć o Janie Bednarku. Sporo było plotek łączących Polaka z transferem do klubu bijącego się regularnie o europejskie puchary. Na ten moment trzeba to chyba odłożyć na półkę z marzeniami, bo jedyną ewentualnością byłby pewnie West Ham United.
Tak jak teza – jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz – nie ma większego sezonu, tak pewną wartość można przywiązać do gry na przestrzeni całego sezonu. A ta ze strony Bednarka nie była szczególnie imponująca. Jasne, zaliczył kilka dobrych momentów, przede wszystkim na starcie rozgrywek, gdy Southampton szło jak burza. Później jednak obrońca dopasował się do poziomu zespołu, który popadał w coraz większą przeciętność. Dawały o sobie znać demony, które prześladują Bednarka podczas meczów reprezentacji Polski.
Były spotkania, gdzie ewidentnie brakowało u zwrotności i antycypacji. W meczu z Chelsea Timo Werner wsadził go na taką karuzele, że konieczny był chyba aviomarin. Przestawiał go też Phil Foden, a Raheem Sterling zakładał siatki. Trduno też wystawi wyższą ocenę komuś, kto był ważnym trybikiem pogromu, którego dokonał Manchester United. Bednarek dostał czerwoną kartkę, sprawił, że Southampton grało w dziewięciu, sprokurował (kontrowersyjny) rzut karny, a na przestrzeni całego spotkania nie zrobił nic, by Święci uniknęli kolejnego 0:9.
Tak naprawdę pewnie sam piłkarz jest srogo rozczarowany tym, jak potoczył się ten sezon. Miało być kręcenie się w okolicach europejskich pucharów, skończyło się na tym, że podopieczni Hasenhuettla musieli w pewnym momencie drżeć o utrzymanie. Od kiedy awansowali do Premier League w 2012 roku, nie stracili tak wielu bramek. Nie ma w tym winy wyłącznie Jana Bednarka, ale nie można ten Polaka na siłę wybielać.
Jeśli mielibyśmy jego poczynania w tym sezonie podsumować jednym słowem, byłaby to po prostu przeciętność. Oby na Euro 2021 szło mu lepiej.
#4 JAKUB MODER – BRIGHTON
Największe zaskoczenie tego sezonu. Brighton skróciło wypożyczenie Jakuba Modera i Michała Karbownika, z czego skorzystał przede wszystkim ten pierwszy. Zamiast użerać się z fatalnym sezonem Lecha Poznań, zebrał szlify i pozytywne recenzje na poziomie Premier League. Dobra zaliczka przed kolejnym sezonem w barwach Mew, w którym Moder może być jeszcze ważniejszą częścią układanki Grahama Pottera.
Były obawy, czy pomocnika nie przerośnie liga, przede wszystkim pod kątem fizycznym. Okazało się, że nie. Że może przyjechać chłopak z Ekstraklasy i dać sobie w angielskiej elicie radę. Musi być jednak wyróżniającym się graczem na naszym podwórku i przede wszystkim mieć wybieganie niczym koń. Szczęśliwie dla siebie Moder te cechy posiadał, co ułatwiło mu start w ekipie Brighton.
Co ważne – dość rzadko był wystawiany na swojej nominalnej pozycji. Wobec licznych kontuzji wahadłowych, angielski szkoleniowiec postawił właśnie na Polaka. Nie na tego, którego się spodziewano, ale na efekt Potter z pewnością nie będzie narzekał. Moder nie był rzecz jasna graczem, który przykleił się do linii i pruł od jednego pola karnego do drugiego, ale dobrze realizował swoje obowiązki. Dość pewnie wyglądał w defensywie, gdzie robił użytek z jednego ze swoich największych walorów, czyli z odbiorów. Był również potencjał na to, by przynajmniej dwa razy wpisać się na listę strzelców, ale najczęściej brakowało Moderowi chłodnej głowy. Ona jednak pewnie przyjdzie z czasem. Ważne jest to, że Kuba na po prostu na czym budować.
W Brihton bardzo na nieco liczą i widać to niemal za każdym razem, gdy Polak wchodzi na boisko. Zapracował sobie na zaufanie i każdą minutę, którą otrzymał od Pottera. Teraz przed nim nieporównywalnie trudniejsze zadanie – jest na szczycie, gra w najlepszej lidze Europy. Oczekiwania będą jednak rosnąć z sezonu na sezon. Tutaj były one względnie niskie, co tłumaczy tak wysoką ocenę.
#5 KAMIL GROSICKI – WEST BROMWICH ALBION
Były tutaj pewne trudności z oceną. No bo niby tylko dwa występy. Bo każdy wiedział, jak to się skończy. Zważywszy jednak na całe zamieszanie, jakie robi brak powołania dla Kamila Grosickiego, trzeba tutaj skrzydłowego umieścić. Było, nie było, w Premier League zagrał, a nawet ma zapisaną asystę.
Szkopuł tkwi w tym, że była to “asysta”. Grosicki po prostu podał piłkę do Matheusa Pereiry, a ten minął kilku rywali i huknął po widłach. Żadna doskonała centra, żadne prostopadłe podanie, ani zagranie wzdłuż bramki. Ot kopnięcie piłki w stronę partnera, który ma w sobie pierwiastek magii. Było to zdecydowanie zbyt mało, by zasłużyć na zaufanie Sama Allardyce’a, a wcześniej Slavena Bilicia. Anglik i Chorwat przyspawali Polaka do ławki i było to jak najbardziej zrozumiałe zachowanie.
Odbierz najwyższy cashback na start bez obrotu w Fuksiarz.pl!
Skrzydłowy dostał swoje szanse podczas swoistego okienka wystawowego w styczniu. Nikt jednak nie skusił się na niego i od tamtej pory Grosicki kopał jedynie w Premier League 2. Wszystko byłoby w porządku, może nawet dostałby tutaj dwójkę, gdyby nie cyrk, jaki rozpoczął się kilka dni temu. 32-latek po prostu nie zrobił nic, by na Euro 2021 pojechać. Chciał zostać w WBA, zgarnąć trochę kasy – w porządku, miał do tego pełne prawo. Miał jednak również okazję do tego, by postąpić choćby jak Arkadiusz Milik, który w poszukiwaniu minut zszedł do wcale nie takiej mocnej Marsylii. Nie zrobił tego, wolał twierdzić, że zostaje w Anglii walczyć o skład. Efekt był dość oczywisty. Trudno oczekiwać, żeby nagle rozważać go w kontekście Mistrzostw Europy. Nie jest pod prądem, nie jest w gazie. Ciężko w ogóle powiedzieć, jaka jest bieżąca forma doświadczonego zawodnika.
Problem w tym, że nawet gdyby reprezentant Polski chciał, miałby kłopoty z transferem. Jak informują brytyjskie media – na Wyspach wcale takiego dużego zainteresowania Grosickim nie było. Pojawiły się pewne pytania ze strony Boro, ale obie strony nieszczególnie do siebie parły. Czy jednak jest się czemu dziwić? W końcu gdy Grosicki w Premier League grał, to grał naprawdę słabo. Pierwszą szansę w tym sezonie dostał przeciwko Newcastle United i na boisku spędził dziesięć minut. W ciągu tych kilu chwil nie dał zupełnie nic, jeśli idzie o grę do przodu, zaś w defensywie zupełnie zignorował dośrodkowanie Jacoba Murphy’ego. Krył rywala na alibi i Sroki zdobyły zwycięską bramkę.
Skąd ten plus? Ano z tego, że w statystykach jest odnotowana obecność Polaka, a i w samym WBA znaleźliby się piłkarze gorsi od niego.
*reprezentantów ocenialiśmy w szkolnej skali 1-6.
Fot.Newspix