Ależ to było spotkanie. Ostra jazda bez trzymanki. Widzew Łódź ostatecznie zremisował z Bruk-Bet Termaliką Nieciecza 1:1, choć naprawdę gospodarze zrobili wiele, by kibice obecni dziś na trybunach mogliby obejrzeć zwycięskie spotkanie. Widzewiakom nie zabrakło entuzjazmu i waleczności, ale jakościowych wykonawców w ofensywie.
Widzew – Bruk-Bet Termalica. Wielkie kontrowersje w pierwszej połowie
Widać było, że obu drużynom udzieliła się atmosfera meczowa z prawdziwego zdarzenia. Mecz od początku był bowiem intensywny, pełen szybkich akcji i – niestety – bardzo ostrych fauli. Już w czwartej minucie arbiter po raz pierwszy sięgnął do kieszonki po żółty kartonik, ale potem nieco zwolnił z rozdawaniem kartek, bo gdyby podtrzymał przyjęte tempo, to już w pierwszej połowie musiałby ukarać chyba z siedmiu zawodników. Inna sprawa, że Filipowi Bechtowi nie dało się nie pokazać żółtka. Zafundował rywalowi taki wślizg, że aż strach było oglądać powtórkę.
Tutaj się zatem pan Dominik Sulikowski nie pomylił. Jednak to nie był koniec jego problemów w pierwszej połowie – pracy miał mnóstwo.
- w 12. minucie sędzia uznał gola na 1:0 dla gospodarzy (po długiej konsultacji z liniowym), choć Marek Hanousek znajdował się na pozycji spalonej. Wprawdzie piłka spadła mu pod nogi po kontakcie z graczem Bruk-Betu, ale było to raczej odbicie, a nie zagranie rozmyślne. Duże wątpliwości.
- kilka chwil później Dominik Kun zagrał piłkę ręką we własnym polu karnym. Sędzia uznał, że nie była to sytuacja na karnego.
- potem piłka dotknęła rąk aż dwóch graczy Widzewa w jednej akcji. Gwizdek sędziego ponownie milczał.
- pewne kontrowersje wzbudziła także jedna z akcji z udziałem Pawła Tomczyka, który mógł być faulowany w polu karnym Bruk-Betu. Sędzia i tym razem postanowił nie wskazywać na jedenasty metr.
A mówimy tylko o 45 minutach!
To natężenie kontrowersji wynikało po prostu z faktu, że oglądaliśmy niezwykle, wręcz szaleńczo otwarte spotkanie. Przy tym bardzo chaotyczne, fakt, ale co chwilę gracze Widzewa lub Termaliki przeprowadzali groźne ataki. A po przerwie było jeszcze ciekawiej.
Widzew – Bruk-Bet Termalica. Radwański odbiera zwycięstwo Widzewowi
Lepiej drugą połowę zaczęli podopieczni Mariusza Lewandowskiego, ewidentnie podrażnieni tym, że Widzew długimi fragmentami potrafił nad nimi dominować i tłamsić wysokim, agresywnym pressingiem. Zaowocowało to golem wyrównującym – tuż przed upływem 60 minuty nie kto inny, tylko Adam Radwański wpakował piłkę do sieci, kolejny raz uprzykrzając życie swojemu byłemu klubowi. Trzeba wszakże oddać gospodarzom, że szybko się po tym ciosie otrząsnęli i zaczęli dyktować na boisku warunki. Problem w tym, że straszliwie brakowało im jakości w ataku.
Tomczyk partaczył nawet najlepsze kontrataki, notorycznie podejmując na boisku złe wybory. Momentami wyglądało to wręcz absurdalnie. Wspomniany Hanousek uderzał zamiast podawać. Ameyaw robił mnóstwo wiatru, ale psuł większość dośrodkowań i podań otwierających. Robak po wejściu na murawę też nie popisał się spokojem w wykończeniu. Wreszcie – Samiec-Talar mógł w końcowych sekundach przeprowadzić akcję na wagę remisu, postanowił kopnąć piłkę z całej siły… prosto w głowę swojego kolegi.
Oczywiście przyjezdni również mieli swoje niezłe okazje bramkowe, ale gdyby punkty w meczach piłkarskich przyznawano za werwę, aktywność i wolę walki, to dzisiaj Widzew wyszedłby górą z rywalizacji z Bruk-Betem. Na nieszczęście łodzian, w futbolu liczą się zdobyte bramki. I na tym polu akurat Widzew się nie popisał, bo nie skarcił lidera 1. ligi ani za dziury w defensywie, ani za straty na własnej połowie. Choć kibice zgromadzeni na trybunach nie mają chyba prawa do przesadnych narzekań. Trzech punktów gospodarze nie zgarnęli, fakt, lecz emocji nie brakowało.
WIDZEW ŁÓDŹ – BRUK-BET TERMALICA NIECIECZA 1:1 (1:0)
strzelcy bramek:
- M. Hanousek 12′ (1:0)
- A. Radwański 58′ (1:1)
fot. NewsPix.pl