Reklama

Niekończąca się opowieść – Bayern nie opuszcza tronu

Piotr Stolarczyk

Autor:Piotr Stolarczyk

11 maja 2021, 15:03 • 6 min czytania 21 komentarzy

Jeżeli ktoś przypadkowo spojrzy na tabelę Bundesligi, może dojść do wniosku, że Bayern Monachium dość łatwo wywalczył dziewiąte z rzędu mistrzostwo Niemiec. Na dobrą sprawę, to już od ponad miesiąca „Die Roten” byli niemal pewni końcowego triumfu. Ponownie na finiszu mają pokaźną przewagę punktową, a gdyby nie brak kibiców i niemożność hucznego celebrowania sukcesu, wszystko przebiegłoby według znanego od kilku sezonów scenariusza. Tak naprawdę to tylko pozory. Monachijczycy w trakcie tej edycji rozgrywek napotkali na swojej drodze wiele przeszkód i w pewnym momencie nie zapowiadało się na tak spokojną końcówkę sezonu. 

Niekończąca się opowieść – Bayern nie opuszcza tronu

Ekipa Hansiego Flicka musiała zmierzyć się z wieloma problemami. Praktycznie z marszu wkroczyła w nowy sezon i już na samym początku czekał ją maraton meczów co trzy dni. Nic dziwnego, że w końcu przyszedł kryzys formy fizycznej zawodników. W dodatku obrona Bawarczyków była dziurawa jak ser szwajcarski i co chwilę rozdawała rywalom prezenty. Gdy defensywa wreszcie się ogarnęła, zaczął narastać konflikt pomiędzy pierwszym szkoleniowcem i dyrektorem sportowym. Hansi Flick słusznie zarzucał Hasanowi Salihamidziciovi, że sprawą jego polityki transferowej brakowało w zespole jakościowych zmienników. Wobec wielu kontuzji i zachorowań w kluczowym fragmencie sezonu, trener „Die Roten” miał bardzo ograniczone pole manewru, co znacząco wpłynęło na porażkę w ćwierćfinale Ligi Mistrzów.

Sporo tych kłopotów, a przecież cały czas mówimy o drużynie, która na dwie kolejki przed końcem ma 10 punktów przewagi nad wiceliderem. Jasne, to nie jest pierwszy raz, gdy Bayern koncertowo wykaraskał się z problemów. W poprzednim sezonie przecież doszło do zmiany na ławce trenerskiej. Dwa lata temu praktycznie do samego końca goniła Boussia. Jednak kolejny raz Bawarczycy nie pozostawili złudzeń rywalom, kolejny raz zaśmiali się im prosto w twarz, kolejny raz brutalnie zweryfikowali możliwości grupy próbującej ich zdetronizować.

Z Bayernem jest trochę jak z bokserem, który w pierwszych rundach na granicy ryzyka podpuści przeciwnika, a finalnie i tak powala go na deski. Tegoroczna dominacja na krajowym podwórku to efekt umiejętnego zarządzania kryzysem i wybitnej dyspozycji jednostek.

Robert Lewandowski – główny ratownik

Wszelkie zarzuty o to, że nadmiernie gloryfikuje się rolę polskiego napastnika, są kompletnie nie na miejscu. Bez cienia wątpliwości trzeba to przyznać – bez kosmicznej formy strzeleckiej Bayern nie świętowałby już teraz zdobycia patery mistrzowskiej. Oczywiście, że duży wkład w sukces miał między innymi Thomas Muller, Joshua Kimmich czy Manuel Neuer. Rzecz jasna, ktoś musiał nosić „Lewemu” fortepian. Ale nie można umniejszać ogromnych zasług zawodnikowi, który na tę chwilę jest autorem blisko połowy dorobku bramkowego całej drużyny. 39 goli w 27 spotkaniach to wybitne osiągnięcie. Natomiast niezwykle istotne jest to, jaką „wagę” miały niektóre trafienia.

Reklama

Momentem przełomowym dla Bayernu był przedświąteczny mecz 13. kolejki z Bayerem Leverkusen. Przed tym spotkaniem Bawarczycy tracili punkt do liderujących „Aptekarzy”. Wcześniej zanotowali remisy z Werderem Brema i Unionem Berlin. Głębszy kryzys wisiał w powietrzu. Spotkanie na BayArena przez długi czas nie układało się po ich myśli. Gospodarze szybko objęli prowadzenie i już w pierwszej połowie powinni rozstrzygnąć losy rywalizacji. Jednak tuż przed przerwą wyrównał Lewandowski, a w ostatniej akacji meczu Polak-rodak wykorzystał błąd jednego z obrońców i rzutem na taśmę zapewnił swojej ekipie komplet punktów.  Bayern nie miał prawa wygrać tego meczu, a co najlepsze, wskoczył wtedy na sam szczyt tabeli.

Lewandowski w pojedynkę zapewnił także zwycięstwa w spotkaniach:

  • Bayern – Hertha: 4:3
  • Bayern – Wolfsburg: 2:1
  • FC Augsburg – Bayern: 0:1

Należy również wspomnieć o bardzo ważnych trafieniach w starciach z BVB, czy hat-tricku z Eintrachetm Frankfurt i VFB Stuttgart. „Die Roten” za sprawą kunsztu napastnika wielokrotnie wychodziło z tarapatów. Znakomitego wyczynu strzeleckiego nie byłoby bez świetnej współpracy z Thomasem Muellerem, który osiem razy asystowł przy trafieniach polskiego snajpera. Generalnie wieloletni pomocnik drużyny z Monachium również jest architektem tego sukcesu – zaliczył 19 asyst i 11 razy trafiał do sieci. No, genialny sezon w jego wykonaniu.

Druga młodość Manuela Neuera

Cichym bohaterem tego sezonu jest golkiper Bawarczyków. Może i nie zaliczył dużej liczby meczów z czystym kontem (9), ale w wielu spotkaniach naprawiał kardynalne błędy defensywy. To wręcz niebywałe, że Bayern w dziewięciu spotkaniach z rzędu jako pierwszy tracił gola. Obrona notorycznie myślami zostawała w szatni. Bramki Lewandowskiego to jedno, niemniej bez kluczowych interwencji Neuera ekipa Hansiego Flicka nie przeprowadziłaby aż tylu udanych pościgów. Runda wiosenna nie jest aż tak dobra w jego wykonaniu, przytrafiło się mu kilka baboli. Z tym że jesienią był w absolutnym sztosie. Uchronił zespół od porażek w rywalizacjach z Unionem i Werderem. Nie pozwolił na utratę trzech punktów w starciu z Wolfsburgiem – pod koniec meczu wygrał pojedynek sam na sam z Bartoszem Białkiem. Jego średnia ocen w „Kickerze” wynosi 2,81. Pięciokrotnie otrzymał notę 2, dwa razy został oceniony na 1.5.

Na pewno jego forma była zaskoczeniem. Po straconym z powodu ciężkiego urazu sezonie 2017/18 nie od razu wrócił do dobrej dyspozycji. Paradoksalnie w poprzednim sezonie wpuścił mniej bramek i 15 razy nie dał się pokonać rywalom, lecz nie miał aż tak istotnego wpływu na wyniki. Nie będzie to dużym nadużyciem napisać, że znacząco nawiązał do swoich najlepszych sezonów, a może nawet znowu wspiął się na wyżyny możliwości.

Niemoc rywali

Po takim sezonie naprawdę nie wiadomo już, co musi się wydarzyć, by Bayern zszedł z piedestału. Od stycznia panowała w  klubie gęsta atmosfera. Nie brakowało parodystycznych występów defensywy, głupich remisów, a i tak żadna z ekip na dłuższą metę nie była w stanie nawiązać walki z hegemonem. Borussia już w grudniu wypisała się walki mistrzostwo i w pewnym momencie wydawało się, że pogrzebała żywcem szanse na awans do Ligi Mistrzów. Może i finisz ma imponujący, ale pierwsza część sezonu to była totalna mizeria. Z kolei Bayer Leverkusen po pechowej porażce z monachijczykami ni stąd, ni zowąd zapomniał, jak się wygrywa.

Reklama

To może RB Lipsk? „Byki” rzeczywiście przez długi czas skrobały po piętach Bawarczyków. Niby wszystko poprawnie funkcjonowało w maszynie Juliana Nagelsmanna, niby Bayern czuł na plecach jej oddech, tylko trudno jest aspirować do mistrzostwa, gdy w całej układance nie ma jednego istotnego elementu. Bez klasowego napastnika ta misja nie miała racji bytu. Dość powiedzieć, że siedem bramek Marcela Sabitzera i Emila Forsberga to najlepsze indywidualne osiągnięcia snajperskie. Owszem, ciężar zdobywania goli jest tam rozłożony na wielu zawodników, ale biorąc pod uwagę popisy Lewandowskiego, przypomina to atak szablami na czołgi.

Dla Lipska w pewnym momencie nieco uchyliła się furtka – w Bayernie wystąpiła plaga kontuzji, a poprzez ewentualną wygraną w bezpośrednim meczu – w roli gospodarza – mógł zbliżyć się do głównego konkurenta na jeden punkt. W dodatku „Die Roten” czekał pierwsza ćwierćfinałowa rywalizacja z PSG. Idealnie sprzyjały wszystkie czynniki. Co na to Bawarczycy? Ano pokazali „Bykom” miejsce w szeregu. Minimalnym nakładem sił pyknęli ich 1:0, dzięki czemu mogli chłodzić już szampany.

Bayern triumfował, bo miał w swojej kadrze wybitnej klasy liderów, zdecydowanie pokazał najwięcej jakości w ofensywie. Prawda jest też taka, że mógł przegrać wyłącznie z samym sobą, ale Hansi Flick w odpowiednim momencie potrafił opanować sytuację.

fot. Newspix

Najnowsze

Francja

Puchary się oddalają. Lens Frankowskiego przegrywa z Marsylią

Piotr Rzepecki
0
Puchary się oddalają. Lens Frankowskiego przegrywa z Marsylią

Niemcy

Niemcy

Harry Kane z imponującym wyczynem. Do rekordu Lewandowskiego jeszcze trochę brakuje

Piotr Rzepecki
3
Harry Kane z imponującym wyczynem. Do rekordu Lewandowskiego jeszcze trochę brakuje

Komentarze

21 komentarzy

Loading...