8 listopada, 2015 roku. Karim Benzema strzela Armenii dwie bramki, po czym trafia na wygnanie. Czas mija, mamy już nową dekadę, a Francuza jak w kadrze nie było, tak nie ma. Oczywiście jest to pokłosie skandalu z seks-taśmami, a później oskarżeń o rasizm, które w oczach selekcjonera doszczętnie skreśliły 33-latka. Wtedy w podejściu Didiera Deschampsa nie widzieliśmy nic złego, ale dzisiaj aż prosi się o zmianę decyzji. Napastnik Realu odcierpiał swoją karę, stracił dwa turnieje i zasłużył na to, żeby znieść mu wyrok dożywocia.
Mistrzostwa Europy w 2021 roku mogłyby być jego ostatnimi. Wiecie, w grudniu 34 lata na karku i perspektywa powolnego schodzenia z wielkiej sceny. Tego nie oszukasz. Jeśli nie teraz, to chyba już nigdy, bo Benzema dwoi się i troi nie od wczoraj, żeby pokazać swoją wielkość. W obecności Cristiano Ronaldo wartość Francuza podważano, ale dziś wiemy, że takie wywody nie miały sensu. Ten gość potrafi nieść drużynę na własnych barkach, a, jak wiadomo, takich zawodników nigdy za wiele. Mówiąc wprost, na tym powołaniu Deschamps na pewno by nie stracił. Właściwie to argumentów przemawiających za Benzemą jest tyle, że tylko naprawdę głęboki konflikt mógłby pozbawić go szans na grę w kadrze narodowej.
Kadrze, która należy mu się tak, jak psu buda.
Benzema mógłby zostać synem marnotrawnym
Sześć lat poza reprezentacyjnym obiegiem to szmat czasu. Można by zaryzykować tezę, że gdyby we Francji zmieniono selekcjonera, Benzema miałby większe szanse na powrót. Póki co jednak, jeśli przez tyle wiosen sytuacja w kuluarach nie uległa zmianie, taki scenariusz pozostaje w sferze odległych marzeń. Nie chcemy mówić o Francuzie jak o bohaterze tragicznym, ale coś w tym jest, że przez błędy z przeszłości, które popełnia przecież każdy, jego dalsza kariera została dosłownie wykastrowana. Wyobraźmy sobie, że podobna historia ma miejsce w przypadku Roberta Lewandowskiego. Okej, to czyste science-fiction, lecz chyba byłoby jasne, że reprezentacja Polski nie mogłaby sobie pozwolić na zarządzenie tak długiej banicji.
Pytanie, czy w analogiczny sposób może postępować Deschamps. Ktoś powie, że tak, skoro wygrał mundial, mając do dyspozycji Mbappe, Griezmanna czy Giroud. Słowem: nie potrzebował jednego z najlepszych napastników na świecie. Sęk w tym, że to było trzy lata temu. Kilku piłkarzy ofensywnych, na których opierał się sukces, jest już w innym miejscu swojej kariery. Poza tym futbol idzie do przodu, powstaje potrzeba zmian. Selekcjoner musi być elastyczny, jeśli chce wygrywać z najlepszymi i na końcu sięgać po trofea. Doskonałym przykładem są trzy turnieje z rzędu wygrane przez Hiszpanię w latach 2008-2012, kiedy w każdym finale wychodził inny zestaw piłkarzy ofensywnych. Raz Torres, raz Villa. To pokazuje, że warto mieć w talii większą liczbę asów.
Tym bardziej, że ten konkretny, czyli Benzema, to potencjalny „gamechanger”.
Benzema bronią, z której grzech nie skorzystać
Jeżeli ktoś nie ogląda meczów Realu, cóż, jego strata. W sumie wystarczy, że spojrzy na statystyki, żeby zdać sobie sprawę, ile dla zespołu z Madrytu znaczy Benzema. Znaczy tyle, że jego brak można by w jakimś stopniu przyrównać do absencji Messiego w Barcelonie. Oj, wówczas tworzy się naprawdę dotkliwa wyrwa. Ci natomiast, którzy Francuza w akcji widzą co tydzień, mają pełen ogląd. I wiedzą, że liczby nigdy nie określą tego piłkarza w stu procentach. W boiskowej rzeczywistości bowiem ten jegomość jest w stanie eksponować atuty kojarzone z Griezmannem, dodając zmysł strzelca w polu karnym. Rozgrywanie i strzelanie. Gra zespołowa i indywidualna. Połączenie „dziewiątki i „dziesiątki”, czyli tzw. „dziewięć i pół”. Karim ma to, czego oczekuje się od topowego napastnika i coś ponadto.
Ten sezon:
- 43 mecze, 28 goli i osiem asyst (dziewięć razy jedenastka tygodnia)
- 13 goli prawą nogą, 6 bramek lewą, 8 głową
- bezpośredni udział przy golu średnio co 100 minut
- 11 stworzonych setek, 62% skuteczności dryblingów
No i trzeba jeszcze dorzucić heatmapę Francuza. Benzema zagląda niemal w każdy zakątek murawy, ma do roboty znacznie więcej niż strzelanie goli.
Sezon 2020/2021
I teraz pytanie najważniejsze, choć zdaje się, że jedynie retoryczne. Czy ktoś taki powinien jechać na mistrzostwa Europy? Pamiętając, z jakim dobrodziejstwie inwentarza mamy do czynienia? Cóż, nawet bezstronni kibice raczej nie mają wątpliwości. Z Benzemą w składzie reprezentacja Francji byłaby bardziej nieobliczalna i groźniejsza. Oczywiście nie musiałby to być z miejsca piłkarz pierwszego składu, ale chociaż uzupełnienie klasy premium. Z drugiej strony Deschamps może sobie pozwolić na niezabranie napastnika „Królewskich”. Daleko bylibyśmy od stwierdzenia, że takim wyborem selekcjoner strzeliłby sobie w stopę.
Warto jednak czasami odłożyć niesnaski na bok z myślą o wspólnym dobru.
Benzema po odejściu Ronaldo urósł. To żywa gwarancja 30 bramek na sezon, nie licząc asyst (85 goli i 30 asyst od sezonu 2018/2019). Jeśli ktoś taki w oczach francuskiej federacji ma pojechać na turniej, to zapewne pojedzie. Takie informacje pojawiały się w mediach, to znaczy: „góra” może wymusić na selekcjonerze pewne decyzje. Nawet mimo faktu, że Deschamps deklarował w tym roku niezmienną awersję do Benzemy.
Przypomnijmy: napastnik Realu oskarżył trenera o rasizm, kiedy dowiedział się o braku powołania na EURO 2016. Nie otrzymał go za aferę taśmową z Valbueną. Hasło „rasizm” wywołało efekt kuli śniegowej, Deschamps ze swoją rodziną dostawał m.in. pogróżki. Co było dalej – wiadomo. Niebyt dla Benzemy. Ale, tak jak zostało już powiedziane, warto by uchylić drzwi do reprezentacji takiemu kozakowi.
Fot. Newspix