Reklama

Wrócił. David de Gea znowu pokazał, że jest bramkarzem najwyższej klasy

Jan Piekutowski

Autor:Jan Piekutowski

07 maja 2021, 16:31 • 5 min czytania 2 komentarze

Manchester United awansował do finału Ligi Europy, ostatecznie rozbijając AS Romę 8:5 w dwumeczu. Ale rewanżowe starcie nie było najlepsze w ich wykonaniu. Jakby nie patrzeć – Ole Gunnar Solskjaer wystawił niemal pierwszy skład, w dodatku w momencie, w którym Czerwone Diabły rozpoczynają piłkarski maraton. I ten pierwszy skład przegrał, a najbardziej istotne jest to, że mógł znacznie wyżej niż 2:3.

Wrócił. David de Gea znowu pokazał, że jest bramkarzem najwyższej klasy

Historia wszystko wybacza zwycięzcom. To bardzo często prawda – raczej nikt za dwa lata nie będzie pamiętał o tym, że AS Roma cisnęła Manchester United w rewanżowym spotkaniu półfinału Ligi Europy, szczególnie, że pierwszy mecz ekipa z Premier League wygrała 6:2. Jednakże w kontekście najbliższych miesięcy, okienka transferowego, było to starcie ważne. Przynajmniej w jednym wypadku – Davida de Gei.

Hiszpański golkiper bronił wspaniale. Nie można powiedzieć, że wybronił Manchesterowi United cały dwumecz, ale znacznie przyczynił się do tego, że nie było wielkiej nerwówki. Niby wpuścił trzy gole, ale podopieczni Paulo Foneski zdecydowanie mogli zdobyć więcej bramek.

Zacznij obstawiać zakłady w Fuksiarz.pl!

Współczynnik xG (bramki spodziewane) wynosił aż 4.45 dla ekipy ze stolicy Włoch. Powinni mieć większą skuteczność, powinni uderzać precyzyjniej, ale trudno odmówić 30-latkowi naprawdę solidnej postawy. Występu dokładnie w jego stylu, ale sprzed lat. Nie ma bowiem przypadku w tym, że obecnie numerem jeden Manchesteru United jest Dean Henderson. Swoim wczorajszym występem Hiszpan rzucił młodszemu rywalowi rękawice. Nawet jeśli to starcie ponownie przegra – co jest całkiem możliwe – 90 minutami z AS Romą zwiększył swoją szansę na transfer z Old Trafford.

Nie ma powodu, by de Gea siedział stale na ławce Czerwonych Diabłów, jest na to zbyt dobry. Pokazał, że umiejętności dalej posiada i to na najwyższym poziomie. Pokazał, że nadal może zapewnić swojemu klubowi spory zastrzyk gotówki, a nowemu pracodawcy występy, które nie zejdą poniżej oczekiwań.

Reklama

Wielu bramkarzy wchodzi na swój szczyt właśnie w okolicach trzydziestki. Stwierdzenie, że tak będzie w wypadku Hiszpana jest nie tyle odważne, co nieroztropne. Warto jednak przyjrzeć się temu, jak de Gea pomógł Manchesterowi United i dlaczego w ogóle to na niego zwróciliśmy uwagę w meczu, w którym padło pięć bramek.

Statystyki Davida de Gei w meczu z AS Romą:

  • 70% skuteczności wszystkich podań
  • jedno piąstkowanie
  • 10 interwencji
  • jeden przechwyt

Jednakże suche liczby nie do końca oddają to, jak bardzo musiał Hiszpan irytować zawodników gospodarzy. Nie tylko bronił dobrze, on wręcz zaczarował bramkę.

Jednym z tych czynników, które decydują o ocenie bramkarza, jest szczęście. Meksykanin Guilermo Ochoa swoją legendę na mistrzostwach świata zbudował właśnie tym, że rywale bardzo często po prostu trafiali go piłką. Wynikało to zarówno z jego umiejętności dobrego ustawiania się, jak i kłopotów z celownikiem, jakie przejawiali napastnicy rywali. De Gea miał wczoraj podobnie, wystarczy zresztą spojrzeć na te dwie sytuacje z drugiej części spotkania.

Przy obu tych uderzeniach 30-latek właściwie się nie poruszył. Stał w miejscu i niczym magnes przyciągał piłkę. Edin Dzeko trafia 9/10 takich sytuacji jak ta, gdzie ma idealnie dośrodkowaną piłkę. Bośniak nie spodziewał się pewnie jednak, że ten jeden raz przypadnie na moment, w którym bramkarz odbije jego strzał ni to barkiem, ni to klatką piersiową, właściwie nie odrywając się od linii.

Reklama

W pierwszym wypadku współczynnik xG wynosił 0.61. W drugim był on jeszcze wyższy.

Żeby jednak nie było – de Gea nie jest jedynie chwalony za to, że miał szczęście. To tylko dwie z jego dziesięciu interwencji, przy czym warto zaznaczyć, że w rzeczonej reszcie fortunność nie miała zbyt wiele do gadania.

Wejdź na Fuksiarz.pl

W tweecie Mateusza Święcickiego widać inną dobrą sytuację AS Romy (0.23). W jej wypadku Hiszpan już reagował i to najlepiej jak mógł. Pewnie odbił piłkę parkanami i zażegnał niebezpieczeństwo. Tak, jak przez większość półfinałowego spotkania.

Napór rzymian zaczął się bowiem już od samego początku, wszak jeszcze w pierwszej połowie de Gea zanotował cztery bardzo dobre parady bramkarskie.

To wszystko akcje od 3. do 40. minuty, wszystko przynajmniej przyzwoite sytuacje dla AS Romy. Zawsze jednak ekipa z Serie A spotykała się z odpowiedzią ze strony hiszpańskiego bramkarza, który doskonale skracał kąt. Wystarczyłoby przecież, żeby nieco bardziej odsłonił prawy róg bramki, a rzymianie mogliby cieszyć się z kolejnego odrobienia strat.

Tym razem jednak nie było drugiej Barcelony, de Gea grał po prostu za dobrze. Nie mylił się też w tych prostych sytuacjach, które przecież potrafią być najbardziej zgubne w fachu bramkarza. Niby wszystko masz pod kontrolą, banalny strzał, a tu nagle futbolówka wypada ci z koszyczka. Hiszpan takich stresów sobie wczoraj oszczędził, czyniąc błąd właściwie w jednej tylko sytuacji – zaliczył pusty przelot przy główce Mychitariana. Poza tym? Top.

Roma mogła strzelić z sześć goli, strzeliła trzy, przy czym trafienie Zalewskiego było równie szczęśliwe, co niektóre interwencje de Gei.

Czy David de Gea odejdzie z Manchesteru United?

W ważnych spotkaniach potrzebujesz kogoś, kto uciągnie cię w górę tak samo swoimi umiejętnościami, jak i doświadczeniem. De Gea był wczoraj taką postacią, cierpliwie naprawiając błędy Luke’a Shawa, dwójki środkowych obrońców, czy nieszczególnie frasobliwego środka pola. Jeśli ktoś miał wątpliwości, czy Hiszpan jest jeszcze wart grubych milionów, w półfinale Ligi Europy uzyskał bardzo wymowną odpowiedź.

Nic dziwnego, że już teraz włoskie media grzeją plotki łączące 30-latka z przenosinami do… AS Romy. Jose Mourino i wielki amerykański projekt miałby być kartą przetargową w negocjacjach z Hiszpanem i niewykluczone, że będą to rozmowy bardzo owocne.

Wcześniej jednak przyjdzie się Manchesterowi United zmierzyć z Villarreal w finale Ligi Europy. To rywalizacja o tyle szalona, że w jej czterech ostatnich odsłonach nie ujrzeliśmy… ani jednego strzelonego gola. Z de Geą w bramce, Solskjaer może wierzyć, że w Gdańsku sprawy nie ulegną drastycznej zmianie. Przynajmniej z perspektywy jego zespołu.

Fot.Newspix

Angielski łącznik

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Komentarze

2 komentarze

Loading...