Początkowo spalił się zarówno w Besiktasu, jak i w Fenerbahce. Wielu stawiało już na nim wówczas krzyżyk i uznawało go za zawodnika zwyczajnie przereklamowanego. Strzelać jak na zawołanie zaczął dopiero w Trabzonsporze, mocno komplikując tym samym podbój ligi tureckiej Pawłowi Brożkowi. Potem w barwach Galatasaray dokazywał w Lidze Mistrzów, a teraz jako dobry duch ekipy Lille próbuje sięgnąć po mistrzostwo Francji kosztem Paris Saint-Germain. Burak Yilmaz, bo o nim mowa, na ostatnim etapie swej kariery nieoczekiwanie postanowił podbić Ligue 1. I wyszło mu to z naprawdę niezłym skutkiem.
Zapewne bez Buraka w składzie Lille także biłoby się o topowe lokaty. Kiedy Turek wypadł z gry na kilka tygodni z powodu urazu łydki, Les Dogues wygrali pod jego nieobecność aż siedem z dziewięciu meczów ligowych. Takie są fakty. Ale już z Ligi Europy w tamtym czasie odpadli po przegranym dwumeczu z Ajaksem Amsterdam, co pewnie jakoś można z nieobecnością Turka powiązać.
Tak czy owak – Yilmaz jest w sezonie 2020/21 jednym z liderów i bohaterów zespołu, który na trzy kolejki przed końcem rozgrywek sensacyjnie prowadzi w Ligue 1. Czyżby zatem dwukrotny mistrz Turcji miał swoją karierę spuentować także tytułem mistrza Francji?
Burak Yilmaz – skąd wziął się w Lille?
Warto zacząć opowieść o tureckim weteranie od podstawowego pytania – jak to się, u licha, w ogóle stało, że on na stare lata wylądował w Ligue 1? Mówimy o napastniku zbliżającym się do 36. urodzin, który całą dotychczasową karierę spędził w ojczyźnie. No, z krótką przerwą na nieźle płatny epizodzik w Chinach. Jednak wyjazd na Daleki Wschód jest jak najbardziej zrozumiały, kluczowe były wtedy dla Yilmaza pobudki finansowe. Większe zastanowienie budzą zdecydowanie wiatry, które przywiały Turka na północ Francji.
Nie był to z pozoru oczywisty transfer dla samego Lille. Od kiedy kontrolę nad tym projektem sportowym przejął Luis Campos, portugalski geniusz w dziedzinie skautingu i organizowania polityki kadrowej, Les Dogues stali się ekipą jeszcze bardziej niż kiedykolwiek skupioną wokół młodych graczy, na których można zarobić wielkie pieniądze. No i Lille faktycznie zarabiało. Z klubu wyfrunęli Nicolas Pepe (za około 80 milionów euro do Arsenalu), Rafael Leao (30 mln do Milanu) i Thiago Mendes (22 mln do Lyonu). Kolejne okno transferowe przyniosło następne wielkie transakcje. „Kanonierzy” tym razem skusili się na Gabriela (26 mln), a Napoli sięgnęło po nigeryjskiego napastnika, Victora Osimhena. Trudno oszacować, ile dokładnie włoski klub zapłacił za tego ostatniego – najpewniej około 60 baniek w twardej walucie. Na pewno ogromne pieniądze.
Early Payout gwarantuje wygranie zakładu w momencie objęcia dwubramkowego prowadzenia przez Twoją drużynę! Zarejestruj się w Fuksiarz.pl i zgarnij wysokie wygrane!
Podobnie toczyły się zresztą losy AS Monaco, gdzie Campos przed laty wprowadził w życie swoje znakomite metody doboru zawodników, czego efektem były nie tylko głośne transfery graczy takich jak Kylian Mbappe, Bernardo Silva i Thomas Lemar, ale również mistrzostwo Francji oraz półfinał Ligi Mistrzów. Jeżeli sobie jednak przypomnimy ekipę z Księstwa, która w 2017 roku strąciła z krajowego tronu Paris Saint-Germain, to ważne role odgrywali w niej nie tylko piłkarze będący na dorobku. Subasić, Moutinho, Glik, Falcao, Germain, Raggi – to wszystko byli gracze doświadczeni. Albo zbliżający się do trzydziestych urodzin, albo nawet będący już po trzydziestce.
Campos rozumie bowiem, że w każdym zespole potrzeba balansu między zawodnikami młodymi i wiekowymi. Dlatego dziś w Lille roi się od piłkarzy, na których klub wkrótce będzie mógł porządnie zarobić – są to choćby Sven Botman, Jonathan Bamba, Jonathan David,
Boubakary Soumare. Ale nie brakuje też miejsca dla (blisko 38-letniego!) Josego Fonte. Dla Benjamina Andre. No i właśnie dla Buraka Yilmaza. Wcześniej rolę doświadczonego napastnika w zespole pełnił zaś Loic Remy. – Campos zawsze we mnie wierzył i mówił, że ma do mnie pełne zaufanie. Kiedy w futbolu sprawy nie idą dobrze, niektórzy szybko się od ciebie odwracają. Campos nigdy tego nie zrobił – przyznał Francuz.Burak Yilmaz w otoczeniu partnerów z Lille
Trener Lille, Christophe Galtier, był bardzo rozczarowany, gdy Remy opuścił klub. – Luis [Campos] podzielał moje zdanie. Zastanawiałem się, kto zastąpi Loica. Wtedy powiedziano mi o możliwości ściągnięcia Buraka. Zaakceptowałem ją natychmiast. W stu procentach. Wiedziałem, że to piłkarz idealnie pasujący do systemu 4-4-2. Okazało się na dodatek, że jest niezwykle charyzmatycznym człowiekiem. Poza boiskiem tego nie okazuje, ale na murawie ma w sobie niesamowitą siłę charakteru. Wkłada mnóstwo energii w każdy mecz, co korzystnie wpływa również na resztę zespołu. Każdy gol, każdy mecz to dla niego wielkie wydarzenie – powiedział szkoleniowiec aktualnego lidera Ligue 1.
Burak Yilmaz – na podbój Ligue 1
Wiemy już zatem, dlaczego Lille sięgnęło po Buraka, ale dlaczego sam Burak skusił się akurat na Lille?
Cóż, na pewno nie bez znaczenia był fakt, że działacze Les Dogues już wcześniej mieli dość dobrze spenetrowany kierunek turecki. Doświadczony napastnik spotkał więc w nowym zespole rodaków – Yusufa Yaziciego oraz Zakiego Celika. To istotne, bo historia uczy, że wielu dominatorów tureckiego podwórka nie potrafiło pokazać pełni swoich możliwości po przeprowadzce do któregoś z krajów Europy Zachodniej. – Na początku musieliśmy wypracować pewne automatyzmy, dobrze dobrać Burakowi obciążenia treningowe – przyznał Galtier.
Turek sezon 2019/20 spędził w barwach stambulskiego Besiktasu. Indywidualnie spisał się całkiem solidnie, zdobywając 13 goli w lidze. „Czarne Orły” grały wszakże nieco poniżej oczekiwań, kończąc rozgrywki na najniższym stopniu podium. Burak postanowił w tym momencie opuścić, jak to się mówi, strefę komfortu. – Chciałem nowego wyzwania – stwierdził na łamach L’Equipe. – W Besiktasu byłem kapitanem. Cała moja rodzina mieszka w Stambule. Miałbym tam spokojne, poukładane życie. Życie, które mi się podobało, a z Besiktasem wiązał mnie jeszcze dwuletni kontrakt. Ale uznałem, że w moim wieku warto spróbować czegoś nowego. I wtedy skontaktował się ze mną Luis Campos. Przekonał mnie, bym dołączył do Lille, a ja uznałem, że będę pasował do tego klubu. I jestem przekonany, że dokonałem właściwego wyboru.
cała ekipa Lille celebruje gola Yilmaza
Turek nie ukrywał także, że już lata temu – jeszcze za czasów występów w Galatasaray – interesowały się nim kluby z topowych lig Starego Kontynentu. Didier Drogba i Wesley Sneijder namawiali go wręcz, by zakosztował futbolu w zachodnioeuropejskim wydaniu. On jednak długo wzbraniał się przed opuszczeniem ojczyzny. Co w sumie nie może dziwić – w Turcji traktowano go jak wielką gwiazdę. – Campos świetnie znał Buraka i był zdecydowany na ściągnięcie go do Francji, ale musieliśmy przekonać do tego samego zawodnika. I nie było to proste zadanie – opowiadał Hassan Torun, agent Yilmaza, w rozmowie z RMC Sport. – Campos przyleciał do Stambułu i spędził tu aż dziesięć dni. W końcu udało mu się namówić Buraka. On nie opuścił Besiktasu dla pieniędzy. Poleciał do Francji dla Luisa Camposa. Uwierzył w jego argumenty.
Burak Yilmaz – wyboista droga na szczyt
Żeby zrozumieć, skąd ta niechęć Buraka do podejmowania pochopnych i nieprzemyślanych decyzji, trzeba się cofnąć do początków jego kariery. A te na pewno nie były tak udane, jak się początkowo zanosiło.
Yilmaz przyszedł na świat 15 lipca 1985 roku w rodzinie o mocno rozwiniętych piłkarskich tradycjach. Jego ojciec w latach 80. był bramkarzem Antalyasporu, więc to właśnie w tym klubie Burak rozpoczął swoją karierę. I rozwijał ją, wydawać by się mogło, modelowo. Notował występy prawie we wszystkich młodzieżowych kadrach Turcji. Do pierwszego zespołu Antalyasporu został przesunięty już jako szesnastolatek.
„Młodzi piłkarze zawsze powinni znajdować się w klubie, w którym mają szansę na regularną grę”
Burak Yilmaz
Co tu dużo mówić – uchodził za talent dużego kalibru.
W sezonie 2005/06 poprowadził swój klub do awansu do tureckiej ekstraklasy, ale w seniorskiej reprezentacji kraju zdążył zadebiutować jako drugoligowiec, tak go ceniono. Po awansie uznał, że jego misja w Antalyasporze dobiegła końca i trafił do Besiktasu. Postawił na ten klub właściwie bez wahania, choć ustawiła się po niego cała kolejka chętnych. Besiktasowi kibicował od dziecka – nie wyobrażał sobie, by odrzucić propozycję „Czarnych Orłów”. Okazało się to jednak kiepską decyzją. W pierwszym sezonie spędzonym w stambulskim klubie grywał wprawdzie w pierwszym składzie dość często, ale już w kolejnym oddano go na wypożyczenie do Manisasporu. Tam niby był skuteczny, dlatego ściągnęła go do siebie inna potęga tureckiej piłki, Fenerbahce, lecz na dłuższą metę wcale nie poprawiło to jego sytuacji. Praktycznie cały sezon 2008/09 spędził poza boiskiem.
Nagle okazało się, że Yilmaz ma na karku 24 lata, nie odpalił w dwóch słynnych drużynach, siedzi na wypożyczeniu w przeciętnym Eskisehirsporze i generalnie cała ekscytacja wokół jego rzekomo olbrzymiego talentu ulatuje jak powietrze z przekłutego balonika.
Turek opowiadał po latach o tym ponurym dla siebie okresie: – Do Besiktasu ściągnął mnie trener Jean Tigana. Uwierzył w talent chłopaka z drugiej ligi i bardzo mocno mi zaufał. Traktował po ojcowsku – wspominał Burak tureckiej prasie. – W 2007 roku Tigana odszedł jednak z Besiktasu. Moja pozycja w zespole znacznie się wtedy pogorszyła. O wypożyczeniu dowiedziałem się z wiadomości telewizyjnych… To był chyba najgorszy dzień w moim życiu. (…) Kiedy teraz na to patrzę, sądzę, że popełniłem błąd nie oglądając się na inne oferty i wybierając Besiktas. To moja rada do wszystkich młodych zawodników – kierujcie się logiką, a nie uczuciami. Dla młodego piłkarza najważniejsze są występy.
– Kiedy siedzisz na ławce, nie rozwijasz się. A do tego dochodzi czynnik szczęścia. Jeden trener cię doceni i przytuli, drugi odpali z klubu. W Fenerbahce wiele sobie obiecywałem po współpracy z Luisem Aragonesem, tymczasem okazał się on jednym z moich najgorszych trenerów. Wykończył mnie, wykończył klub i wykończył również samego siebie. Wszystko spieprzył – skwitował Turek.
Burak Yilmaz w barwach Trabzonsporu
Przełomem dla napastnika – choć na pierwszym etapie kariery Yilmaz grywał także jako skrzydłowy – okazało się podpisanie kontraktu z Trabzonsporem. Kolejnym znaczącym tureckim klubem, co dość wyraźnie podkreśla, jak mocno ufano nad Bosforem w talent drzemiący w Buraku.
Do Trabzonu piłkarz przeprowadził się zimą 2010 roku. Trenerem ekipy bordowo-niebieskich był wówczas Senol Gunes. Wielkiej klasy fachowiec, dzisiaj oceniany już jeden z najwybitniejszych tureckich szkoleniowców wszech czasów. Ten sam, który w 2002 roku poprowadził kadrę do trzeciego miejsca w świecie. Burak pod batutą Gunesa wreszcie zademonstrował pełnię swojego potencjału. Sezon 2010/11 zakończył z 19 bramkami na koncie, a Trabzonspor przez wiele tygodni prowadził w tabeli, lecz ostatecznie musiał się zadowolić wicemistrzostwem kraju. Zespół zdobył tyle samo punktów co Fenerbahce (82), lecz na finiszu rozgrywek legitymował się gorszym bilansem bramkowym. – Myśleliśmy już, że jesteś tak dobrzy, że możemy wszystko. Byłem pewien, że będziemy mistrzami – wspominał Arkadiusz Głowacki, obrońca Trabzonsporu w latach 2010-2012.
Polskich akcentów znajdziemy w tamtej ekipie więcej.
Do sezonu 2011/12 bordowo-niebiescy przystąpili z czterema Polakami w składzie. Poza wspomnianym Głowackim byli to Adrian Mierzejewski i bracia Brożkowie. Paweł za dużo sobie w Turcji nie postrzelał. Na polskim podwórku mógł uchodzić za super-snajpera, lecz na tle Buraka wypadał jak ubogi kuzyn. Turek swój drugi pełny sezon w Trabzonie zakończył z oszałamiającym dorobkiem 33 trafień w 31 ligowych występach.
Burak Yilmaz – szaleństwo w Lidze Mistrzów
– Był po prostu lepszym piłkarzem – opowiadał Paweł Brożek o Yilmazie. – Przegrałem rywalizację, nie ma sensu się oszukiwać. Ale to jest koleś, za którego Atletico Madryt chciało płacić 30-35 milionów euro. Miał wszystko. 187 centymetrów wzrostu, przy tym szybki, skoczny, prawa, lewa noga. Kapitalne uderzenie. Świetnie wychodził do prostopadłych piłek. Wszyscy musieli na niego orać, ale on był tego warty.
Dlaczego strzelecka eksplozja nastąpiła dopiero w klubie będącym historycznie czwartą siłą tureckiego futbolu? Burak uzasadniał to kłopotami z udźwignięciem presji, jaka ciążyła na nim w Besiktasu czy Fenerbahce. – Do Stambułu przyjechałem z małego miasta i małego klubu. Byłem 20-latkiem, przed którym stanęło mnóstwo wyzwań. Uwaga mediów, presja ze strony kibiców. Nie radziłem sobie z tym. Nie wiedziałem, jak potężne i wpływowe są media. Szczerze mówiąc… nie znałem świata piłki nożnej. Futbol odbierałem tylko przez pryzmat boiska. Myślałem, że nic innego nie ma znaczenia. A to nie jest prawda. Z biegiem lat zrozumiałem, jak ważne dla piłkarza są relacje z opinią publiczną. Odpowiednie zachowanie nie tylko w trakcie meczu, ale i na co dzień. Stałem się innym Burakiem Yilmazem. Postanowiłem świecić przykładem.
Rzeczywiście, PR miał turecki napastnik początkowo bardzo marny. Swojego pierwszego gola dla Besiktasu zdobył po opanowaniu piłki ręką. Posypały się na niego gromy. – Moim największym błędem było to, że nie przeprosiłem wtedy kibiców Konyasporu. Miałem 20 lat, przyszedłem do wielkiego klubu i strzeliłem pierwszego gola. Nie wiem, czy ktokolwiek potrafiłby w takiej sytuacji podejść do sędziego i powiedzieć: „proszę anulować tę bramkę, zagrałem piłkę ręką”. Ale mogłem przynajmniej po wszystkim przeprosić. Nie byłem z tego dumny.
„Po tej ręce ludzie zaczęli na mnie inaczej patrzeć. Bez sympatii. Po każdym moim gorszym spotkaniu temat bramki zdobytej z Konyasporem powracał jak bumerang. Nie dawało mi to spokoju”
Burak Yilmaz
Właśnie trenera Senola Gunesa napastnik Lille uważa za człowieka, który umożliwił mu wskoczenie na najwyższe obroty. Nawet gdy szkoleniowiec miał do Yilmaza jakieś pretensje czy zastrzeżenia, piłkarz czuł, że nie ma w tym złośliwości. Jest jedynie szczera troska oraz chęć zwycięstwa.
O trofea było jednak w Trabzonie trudno. W 2012 roku Yilmaz, choć cieszył się statusem super-gwiazdy tureckiego futbolu, wciąż nie miał na koncie ani jednego mistrzostwa kraju. Wywalczył wprawdzie dwa puchary – jeden w Besiktasu, drugi w Trabzonsporze – lecz to nie zaspokoiło jego głodu sukcesów. W ich poszukiwaniu przeniósł się do Galatasaray, gdzie w sezonie 2012/13 zebrała się naprawdę kozacka ekipa. Słynny Fatih Terim na ławce trenerskiej, a w składzie m.in. Didier Drogba, Wesley Sneijder, Cris, Johan Elmander, Albert Riera, Felipe Melo, Nordin Amrabat, Emmanuel Eboue czy Fernando Muslera. A do tego lokalni gwiazdorzy – poza Yilmazem choćby Hamilt Altintop, Selcuk Inan i Sabri Sarioglu.
Prawdziwa mieszanka wybuchowa. Przełożyło się to na świetny sezon. „Lwy” zgarnęły mistrzostwo kraju, a w Lidze Mistrzów dotarły aż do ćwierćfinału, ulegając tam Realowi Madryt. Burak strzelił w Champions League aż osiem goli. Tyle samo co Leo Messi, a mniej jedynie od Roberta Lewandowskiego i Cristiano Ronaldo. Ukąsił choćby w starciu z Manchesterem United, a rumuńskiemu CFR Cluj wpakował hat-tricka.
CFR Cluj 1:3 Galatasaray SK (faza grupowa Ligi Mistrzów 2012/13)
Po owocnym pobycie w Galatasaray Yilmaz zakręcił się przez jakiś czas w Chinach, gdzie wielkiej furory nie zrobił. Potem ponownie trafił do Trabzonsporu, a następnie raz jeszcze do Besiktasu. Wydawało się, że weteran – jak w piosence Wodeckiego – lubi wracać tam, gdzie już był i szykuje się pomału do odwieszenia butów na kołku w znanym sobie środowisku. Wciąż dawał kolejnym zespołom sporo jakości w ofensywie, gwarantował co najmniej kilkanaście bramek w sezonie, ale naturalnie nie był już taką samą bestią jak przed dekadą. Na dodatek coraz częściej dręczyły go urazy.
A jednak porwał się na podbój Francji. Choć jego pożegnanie z Besiktasem miało też podłoże finansowe – klub jest potężnie zadłużony i zalegał napastnikowi z wypłatami. Burak zrzekł się niewypłaconych pensji, a w zamian władze „Czarnych Orłów” puścił go do Lille za darmo.
Czy Burak Yilmaz to przyszły mistrz Francji?
W wieku 36 lat Turek może więc osiągnąć największy sukces w dotychczasowej karierze, bo zdetronizowanie Paris Saint-Germain to jednak misja znacznie trudniejsza niż wygranie mistrzostwa kraju w barwach Galatasaray. Lille obecnie ma wszystko w swoich rękach. Jeżeli wygra trzy pozostałe do końca rozgrywek spotkania, nie musi się oglądać na to, co zrobią paryżanie.
Nie byłoby jednak Les Dogues na pierwszym miejscu w tabeli, gdyby nie kilka arcyważnych bramek Buraka. Napastnik jak dotąd trafił do siatki 13 razy w 25 ligowych meczach. W grudniu zapewnił swojemu zespołowi wyjazdowe zwycięstwo z Montpellier golem w 86. minucie gry. A ostatnio przeszedł samego siebie w meczu na szczycie z Lyonem. Olympique po 35 minutach tego starcia prowadził 2:0, lecz Turek najpierw strzelił gola kontaktowego uderzeniem bezpośrednio z rzutu wolnego, a późnej dołożył także zwycięskiego. Tuż przed końcem spotkania. Co dość dobrze oddaje jego funkcję w Lille. Burak jest w zespole tym gościem, który dba o to, by koledzy nigdy nie spuścili głów i się nie poddawali. Ograniczanie jego wpływu na grę drużyny tylko do kwestii strzelanych goli byłoby skandalicznym uproszczeniem – to należy podkreślić.
– Brakowało nam go z przodu, gdy był kontuzjowany – powiedział trener Christophe Galtier. – Ciągnie zespół swoim doświadczeniem i determinacją. Powrócił do optymalnej dyspozycji w momencie, gdy najmocniej go potrzebujemy.
Olympique Lyon 2:3 Lille OSC (34. kolejka Ligue 1 2020/21) – trzeba obejrzeć w osobnym oknie
Jeżeli Lille nie pęknie tuż przed metą i sięgnie po tytuł, to zwycięstwo nad Lyonem niewątpliwie zostanie zapamiętane jako jedno z kluczowych. A sam rozemocjonowany Burak, ekspresyjnie celebrujący gole – choć trudno określić go postacią numer jeden w ekipie Les Dogues, ten zespół ma tak naprawdę wielu liderów – przejdzie do historii jako twarz klubu, który rzucił wyzwanie mocarzom z Paryża. I wyszedł z tej konfrontacji z tarczą.
Swoją drogą – Yilmazowi „ekspresyjnie” zdarza się zachowywać również na drogach.
starcie Buraka z kierowcą autobusu
Dobra dyspozycja w Lille znalazła również pewne przełożenie na występy Yilmaza w narodowych barwach. Od jakiegoś czas jest on kapitanem reprezentacji Turcji, a w marcu tego roku ustrzelił hat-tricka w efektownie wygranym meczu z Holandią.
Przełożone mistrzostwa Europy mogą być zresztą dla Buraka ostatnią szansą, by ugrać coś z kadrą na wielkiej imprezie. Na Euro 2008 nie pojechał, a potem tureckiej kadrze wiodło się przecież bardzo kiepsko. Nie zakwalifikowała się na żaden mundial, a na mistrzostwach Europy we Francji nie zdołała wyjść z grupy. Bilans Yilmaza w drużynie narodowej prezentuje się bardzo przyzwoicie – 66 meczów, 28 goli – ale brakuje mu takiej pieczątki, jaką dla poprzednich generacji tureckich gwiazd było trzecie miejsce na mundialu w Korei i Japonii albo półfinał na Euro w Austrii i Szwajcarii.
***
Pozostały trzy mecze do końca sezonu. Dzisiaj Lille może postawić kolejny krok w stronę mistrzostwa Francji. Les Dogues zmierzą się na wyjeździe z Lens – beniaminkiem, który jest rewelacją Ligue 1 i plasuje się obecnie na piątym miejscu w tabeli. Spotkanie ma swój wyjątkowy kontekst – nazywane jest „Derbami Północy”. Stąd nie dziwi, że piłkarze obu ekip podkręcają przedmeczową atmosferę. Zaczął Gael Kakuta z Lens. – Jeżeli uda nam się powstrzymać Lille przed zdobyciem mistrzostwa Francji, będzie wspaniale. Wolałbym, żeby tytuł zdobyło Paris Saint-Germain. Odpowiedział mu właśnie Burak: – Świetnie znam Gaela. To dobry zawodnik, bardzo doświadczony. Myślę jednak, że mógłby okazać w tej sytuacji więcej szacunku i takie uwagi zachować dla siebie. Tym bardziej że Lens dopiero co grało z PSG i przegrało.
Kto wyjdzie cało z tej wojny nerwów? Trudno zgadnąć. Ale wielce prawdopodobne, że Lille będzie potrzebowało swojego tureckiego napastnika w równie wielkiej dyspozycji, jak podczas konfrontacji z Lyonem. Zobaczymy, czy Buraka stać na jeszcze jeden tak wielki występ.
fot. NewsPix.pl