Andrew Robertson wierzy, że jeszcze nie wszystko stracone i Liverpool dalej ma szansę na awans do półfinału Ligi Mistrzów, mimo że pierwszy mecz z Realem przegrał 1:3.
– Gwarantem naszego powodzenie jest to, czy zagramy na miarę swoich najlepszych możliwości. Musimy zagrać mecz perfekcyjny, idealny, doskonały. Albo prawie takie. Nałożyć takie ciśnienie i taką presję na niesamowicie doświadczonego rywala, żeby sprawić, że Real będzie czuł się niekomfortowo. Jeśli to się uda, będziemy stwarzać sytuacje bramkowe, będziemy mogli atakować i starać się odrobić straty. Udawało nam się to już w przeszłości. Czy powtórka meczu z Barceloną jest możliwa? Wtedy na skrzydłach ponieśli nas kibice, teraz atmosferę wielkiego spektaklu na Anfield musimy wykreować sami – mówił Robertson.
Swoją drogą w praktycznie każdej wypowiedzi ludzi związanych z Liverpoolem przewija się temat kibicowski. Grzmiał o tym przede wszystkim Jurgen Klopp, który w braku siły trybun doszukiwał się słabości The Reds w Madrycie, a teraz swoje dwa grosze dołożył boczny obrońca ekipy z miasta Beatlesów.
– Obecność kibiców byłaby naszym wielkim atutem. Pamiętamy kultowy mecz z Barceloną. W szatni mówiliśmy sobie, że wygrana jest możliwa, ale nie byłoby to realne, gdyby nie doping. Serio. Wychodzisz na Anfield – głośne, rozśpiewane, pełne. Patrzysz, a tam 55 tysięcy fanów. Dodaje ci to energii, fantazji, tych pięciu czy dziesięciu procent, które potem owocują i robią różnicę. Jasne, że nasi fani będą nas wspierać z domów, przeżywać wszystko z nami, ale na stadionie wszystko będzie należało to nas.
Mecz Realu z Liverpoolem rozpocznie się o 21:00.
Fot. Newspix