Reklama

PRASA. Frankowski: Zapewne będzie roztrząsane, że gdyby był Lewy to…

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

01 kwietnia 2021, 08:29 • 11 min czytania 5 komentarzy

Pomecozwa prasa zdominowana przez oceny i opinie dotyczące spotkania Anglii z Polską. Mamy sporo komentarzy, mamy rozmowę z Włodzimierzem Lubańskim o tym, jak swoje powołanie może odbierać Kacper Kozłowski. Tomasz Frankowski z kolei zwraca uwagę na to, że zapewne usłyszymy dziś usprawiedliwienia o braku Lewandowskiego. – Wejście Arkadiusza Milika nieco rozruszało nasz zespół. Możemy szukać usprawiedliwienia w nieobecności Roberta Lewandowskiego i to zapewne będzie roztrząsane, że gdyby był Lewy, to… – czytamy w “Przeglądzie Sportowym”. Natomiast “Super Express” rozmawia z lekarzem, który mówi o kontuzji Polaka.

PRASA. Frankowski: Zapewne będzie roztrząsane, że gdyby był Lewy to…

Sport

Klasycznie zaczynamy od ocen. Siedem dla Krychowiaka, cztery dla Zielińskiego.

Grzegorz KRYCHOWIAK – 7

Na początku spotkania zgubił… gumkę do włosów i przez moment wyglądał jak południowoamerykański piłkarz z lat 90. poprzedniego stulecia. Bez trudu można było go rozpoznać na boisku. Później również, bo bardzo starał się przeszkadzać Anglikom i wybijać ich z uderzenia. Nie zawsze w zgodzie z przepisami. Sterlinga nie chciał faulować, bo ten jest od niego szybszy. Ale inni angielscy zawodnicy mieli z nim więcej problemów. Dobrze, że dołączył do drużyny i zagrał w tym meczu, bo był bardzo potrzebny. Bywały momenty, kiedy był wszędzie. Najlepiej potrafił utrzymać się przy piłce. Trudno go winić za straconą drugą bramkę, bo Stones uderzył go kolanem w głowę.

Piotr ZIELIŃSKI (86 min) – 4

Reklama

Czy jest ktoś, kto może mu wytłumaczyć, że przeciwko Anglikom trzeba szybciej podawać piłkę, a nie kręcić kółeczka,w dodatku na własnej połowie? To on popełnił zbyt prostą stratę w środku pola, po której Anglicy wywalczyli rzut karny i objęli prowadzenie. Ta bramka, pomimo tego, że nie faulował, trafia na jego konto. Jasne, że w środku pola praktycznie nie istnieliśmy, ale mógł powalczyć o cokolwiek. Np. o stałe fragmenty. Więcej do powiedzenia miał w drugiej połowie, gdy zrobiło się nieco więcej miejsca, ale nie do końca to wykorzystał.

Wczorajsze spotkanie ocenia Sławomir Chałaśkiewicz.

Jak pan ocenia wybory personalne selekcjonera Sousy?

– To był trochę dziwny pomysł. Mamy Kamila Jóźwiaka, który w pierwszych meczach dużo dał reprezentacji, a sadza się go na ławce. To duże zaskoczenie. Uważam też, że wystawienie Karola Świderskiego za Arkadiusza Milika również było błędem. Jeśli miałbym kogoś sadzać na ławce, to byłby to Krzysztof Piątek, bo facet jest zagubiony i popełnia dużo błędów technicznych. Świderski dużo więcej od niego biegał i walczył, dużo więcej dawał, ale to są decyzje trenera.

A jakiś pozytyw?

Reklama

– Że pierwszy strzał celny zakończył się bramką. Ciężko szukać pozytywów, bo drużyna wyszła, jakby była wystraszona. Nie mamy liderów, nie ma Roberta Lewandowskiego i brakuje faceta, który by pokazał, w którym kierunku to powinno pójść. Młodzi piłkarze są ambitni, ale potrzebują kogoś, kto by im pomagał na boisku.

Safety First nowym współwłaścicielem Podbeskidzia Bielsko-Biała? Oferta została złożona.

– Wpłynęła do nas pisemna oferta firmy Safety First na zakup 20-25 procent akcji i wychodzimy naprzeciw tej propozycji. Została wybrana firma do wyceny wartości akcji klubu. Za trzy tygodnie będziemy gotowi do rozpoczęcia rozmów w sprawie sprzedaży akcji TS Podbeskidzie S.A. – powiedział prezydent Bielska-Białej. Warto dodać, że firma Safety First, specjalizująca się w dystrybucji środków ochrony indywidualnej, od lat związana jest z Podbeskidziem. W ubiegłym roku została jednym ze sponsorów głównych klubu, a w styczniu br. podpisała nową umowę sponsorską. Przypomnijmy, że Grupa Safety First swoja siedzibę ma w Czechowicach-Dziedzicach, a działalność prowadzi nie tylko na terenie całej Polski, ale też w krajach ościennych. – Taki ruch to kontynuacja moich zapowiedzi z okresu przedwyborczego. Mówiłem, że nie jest konieczne, aby gmina była dominującym akcjonariuszem klubu. Wiadomo, że wtedy ponosi się dominujące koszty. Jedynym sposobem, aby były one mniejsze jest rozproszenie akcjonariatu pomiędzy partnerów odpowiedzialnych i rzetelnych. Takich, którzy czują pasję do piłki – podkreślił Jarosław Klimaszewski.

Dietmar Brehmer w brzydki sposób zakończył przygodę z Odrą Opole. A szkoda, bo wynikami sprawił, że mogliśmy go zapamiętać w inny sposób.

Groźby względem kapitana Stomilu czy złapanie za fraki bramkarza Mateusza Kuchty, czemu Brehmer naturalnie zaprzecza, mimowolnie nasuwają konkluzję, że „kto sieje wiatr, ten zbiera burzę”, bo to sam urlopowany trener rozpoczął w mediach ofensywę werbalną względem swojego wciąż aktualnego pracodawcy, podczas gdy o wyciągnięcie konkretów z ust włodarzy Odry było bardzo trudno. Tak jakby hołdowali zasadzie, że to winni się tłumaczą, a przy okazji nie chcieli powiedzieć czegoś, co mogłoby zaszkodzić szkoleniowcowi w dalszej karierze. Wielka szkoda, że w takiej atmosferze kończy się pobyt Brehmera w Opolu, bo osiągał dobre wyniki, wydawał się dla tego klubu skrojony i był odbierany jako swój.

Rośnie liczba zakażeń na Śląsku, jednak IV liga chce dalej grać. Co zrobi z tym lokalny związek?

– Grajmy! – mówi wprost Tomasz Wolak, trener AKS-u Mikołów, zajmującego 10. miejsce w tabeli I grupy IV ligi śląskiej. – Wszyscy są w jakimś stopniu zagrożeni, ale czy rzeczywiście istnieje tak duże ryzyko? Na meczach i tak obracamy się w tym samym środowisku, co każdego dnia na treningach, a kibiców na trybunach nie ma. Widzę, że wrazz rywalami staramy się zachowywać normy sanitarne. Szkoda byłoby odwoływać kolejkę i prawdę mówiąc nie widzę poważnych przesłanek ku temu, by ta najbliższa miała się nie odbyć – dodaje szkoleniowiec mikołowian. – Sport jest fajną odskocznią od tego szaleństwa, ale spójrzmy na to, co się na Śląsku dzieje. Może warto poczekać tydzień czy dwa i później wrócić do względnej normalności? To już nawet nie to, że grając na boisku zawodnicy mogą się zarazić. Bardziej obawiam się sytuacji, w której trzeba udzielić komuś pomocy. Nie mam na myśli złamań czy zerwań mięśnia, ale czegoś groźniejszego, jak zderzenie głowami, kiedy wymagana jest szybka interwencja – podkreśla Mateusz Waligóra, prezes LKS-u Czaniec.

Super Express

Włodzimierz Lubański dobrze wie, co to znaczy być powołanym do kadry w młodym wieku. Teraz komentuje debiut Kacpra Kozłowskiego.

Niektórzy uważają, że powołanie dla Kozłowskiego przyszło za wcześnie, ale Lubański jest innego zdania. – Dla mnie sprawa jest jasna: nominacja do kadry w takim wieku to wyróżnienie i docenienie jego umiejętności. Dobrze, że stało się to w zwycięskim meczu, którego stawką były punkty. To dla niego ważne, bo dostał impuls, a trener mu zaufał. Jeśli będzie pożyteczny dla reprezentacji w meczach z silniejszymi rywalami, to nikt nie będzie zastanawiał się, czy zasługiwał na powołanie – ocenia. Były napastnik zwraca uwagę na to, że teraz Kozłowski powinien potwierdzić jakość. – Mam nadzieję, że Kacper zdaje sobie sprawę z tego, że to od niego zależy, czy będą kolejne występy.

Specjalista wyjaśnia, jak długo może pauzować Robert Lewandowski. Szybki powrót wykluczony?

Naciągnięcie więzadła w kolanie zwykle wymaga trzech, czterech tygodni, by wyjść ponownie na boisko. Wytrenowani sportowcy nie są z innej gliny niż zwykli śmiertelnicy i ich rany nie goją się szybciej niż u zwykłych śmiertelników. Owszem, tacy ludzie jak on czy Justyna Kowalczyk mają lepszą regenerację organizmu, dzięki czemu są w stanie powrócić po kontuzji do wielkiej formy – podkreśla Śmigielski. – Taką dolegliwość leczy się lekarstwami, odpowiednimi zastrzykami i rehabilitacją. Jest pewne, że Lewandowski nadal wykonuje trening, tyle że z pominięciem kolana. Można w ten sposób wykonywać bardzo wiele ćwiczeń – podkreśla Śmigielski.

Przegląd Sportowy

Według “Przeglądu Sportowego” najsłabiej z Anglią zagrali Michał Helik i Karol Świderski. Najlepsi Szczęsny oraz Moder.

WOJCIECH SZCZĘSNY OCENA: 6

Przy rzucie karnym przegrał wojnę nerwów z Harrym Kane- ’em, ale potem w dobrym stylu obronił jego strzał zza szesnastki. Pewny na przedpolu, podejmował dobre decyzje, kiedy opuścić linię bramkową. Już przy stanie 1:1 odważnie zatrzymał Sterlinga w polu karnym.

MICHAŁ HELIK OCENA: 3

Po debiucie z Węgrami (3:3), w którym Paulo Sousa zmienił go po niecałym kwadransie drugiej połowy, z Andorą (3:0) siedział na trybunach i wydawało się, że już przegrał swoją szansę. Wrócił, i to nie tylko do kadry meczowej, ale i podstawowego składu. Feralny faul na Raheemie Sterlingu może położyć się cieniem na jego reprezentacyjnej karierze – kto wie, czy po latach właśnie z tego nie będzie głównie pamiętany.

ARKADIUSZ MILIK OCENA: 5

Daje do myślenia fakt, że chociaż nieobecny był Lewandowski, a zagraliśmy na dwóch napastników, to piłkarz Marsylii i tak nie zmieścił się w jedenastce – tak blado wypadł w dwóch poprzednich meczach. Eksperyment ze Świderskim się jednak nie powiódł i w przerwie Paulo Sousa sięgnął po dużo bardziej doświadczonego Milika. Ten przywitał się z meczem, brzydko faulując Kane’a i zarabiając żółtą kartkę, ale potem wyróżnił się na plus. Najpierw ładnie utrzymał się przy piłce, wprowadził ją na połowę Anglii, co długo było dla naszych nieosiągalne. A potem asystował przy golu na 1:1.

Pomeczowe wnioski oraz komentarze. W roli ekspertów Roman Kosecki oraz Tomasz Frankowski.

1. SOUSA ZMIAN SIĘ NIE BOI

Mówi się, że szaleństwem jest robienie ciągle tego samego i oczekiwanie różnych rezultatów. Paulo Sousa najwyraźniej też o tym słyszał i nie boi się zmian – trzeci mecz za kadencji Portugalczyka i trzecie inne ustawienie wyjściowe Biało–Czerwonych. Nie sprawdził się pomysł z zawodnikiem, który w fazie ataku staje się skrzydłowym, a w momencie obrony wraca do bloku defensywnego, więc selekcjoner dał sobie z tym spokój i chwała mu za to. Sousa pokazuje dużą elastyczność, co daje nadzieję, że nie będzie z uporem maniaka walił głową w ścianę, bo przecież następnym razem na pewno cegła ustąpi czołu..

– Znów było blisko i znów wracamy z Anglii bez punktów. Przed meczem obstawiałem bramkowy remis i niewiele się pomyliłem, bo była na to szansa. W pierwszej połowie byliśmy ospali, nie tworzyliśmy sytuacji i całkowicie oddaliśmy pole Anglikom. Brakowało nam przytrzymania piłki, wymieniania dwóch-trzech podań i ruszenia do przodu. Po zmianie stron nasza gra się odmieniła. Zmiany dały nowy impuls i mieliśmy powtórkę z meczu z Węgrami. Słowa pochwały należą się Kamilowi Jóźwiakowi, który znów był jednym z najlepszych w naszym zespole – mówi Kosecki.

– Z pewnością nasza reprezentacja podrażniła gospodarzy golem Jakuba Modera, lecz Anglicy wcale nie sprawiali wrażenia, że rzucą się do odrabiania start. Grali po swojemu, lecz w środowy wieczór byli ślamazarni. Nie na tyle, by jednak nie wdusić zwycięskiej bramki. Wejście Arkadiusza Milika nieco rozruszało nasz zespół. Możemy szukać usprawiedliwienia w nieobecności Roberta Lewandowskiego i to zapewne będzie roztrząsane, że gdyby był Lewy, to… – komentuje Frankowski.

Reprezentacja Węgier straciła kilka kluczowych postaci, jednak z Andorą wygrała. W dodatku aż 4:0.

Węgrom udał się rewanż za porażkę z Andorą. W czerwcu 2017 roku przegrali tam 0:1. To była jedna z najbardziej wstydliwych porażek w historii reprezentacji tego kraju. Po meczu trener Bernd Storck podał się do dymisji, która nie został przyjęta, a premier Viktor Orban porównał tę przegraną do bitwy pod Mohaczem z 1526 roku, gdy wojska węgierskie, wspierane zresztą przez polskie, zostały rozbite przez armię turecką. Wtedy niemiecki selekcjoner Madziarów wyraźnie zlekceważył rywala. Zgodził się, aby piłkarze, których niebawem czekały mecze w europejskich pucharach (tamtejsze kluby zaczynają w nich walkę równie wcześnie co nasze), dostali wolne, aby mogli odpocząć przez przygotowaniami do nowego sezonu. Teraz drużynę prowadzi Marco Rossi, ale także nie sprzeciwił się zwolnieniu części zawodników. Już przed meczem z San Marino (3:0) zespół opuścił bramkarz Peter Gulacsi, a po tym spotkaniu wyjechali obrońca Willi Orban i napastnik Roland Sallai. Wszyscy występują w niemieckich klubach, dwaj pierwsi w RB Leipzig (w sobotę czeka ich hitowe starcie z Bayernem), a ten trzeci we Freiburgu.

Łukasz Sosin opowiada o tym, dlaczego kandyduje na prezesa Małopolskiego ZPN-u.

Ma pan jakiekolwiek doświadczenie w zarządzaniu?

Na Cyprze, przez dwa lata byłem dyrektorem akademii piłkarskiej. W Apollonie Limassol miałem pod sobą 30 trenerów, w Pafos 20. Ze swoimi współpracownikami wprowadzaliśmy system szkolenia. To nie jest prosta sprawa, lecz na tym odcinku czułem się bardzo dobrze. Dobranie sobie odpowiednich ludzi jest połową sukcesu. Dlatego nie obawiam się ewentualnej pracy w związku. Potrafię grać zespołowo. Wyłącznie z profesjonalnymi i godnymi zaufania ludźmi.

Rodzina z entuzjazmem odniosła się do pańskiej decyzji o starcie w wyborach?

Swój zamiar najpierw skonsultowałem z żoną. Zachęcała mnie do tego. Wcześniej rozmawialiśmy na temat mojej przyszłości, ale na jej pytanie, jaki mam plan na życie po zakończeniu grania, odpowiadałem: „Zawsze mogę sprzedawać jabłka na bazarku”. W końcu przyszło zakończenie kariery. I ona pyta: „Już masz te jabłka? Wiesz, skąd masz je wziąć?”. Wtedy przyszła refleksja. Do Polski wracałem już z postanowieniem ubiegania się o funkcję szefa MZPN, widząc potrzebę doskonalenia związku, ale mając też świadomość, co mogę mu dać od siebie. Dlatego nie było sensu wywracać do góry nogami życia rodzinnego.

Gazeta Wyborcza

Relacja z meczu z Anglią. Czy gol na Wembley będzie dla Jakuba Modera najważniejszym golem w karierze?

To był długo bodaj najbardziej nijaki polsko- -angielski mecz na Wembley. Polacy znów przepraszali, że żyją, Anglicy leniwie dodreptali do celu. Aż nagle gospodarze – przyciśnięci odważniejszym pressingiem, owszem – postanowili skrzywdzić sami siebie. Niechlujnie zachował się pod własną bramką John Stones, w ostatnich tygodniach rewelacyjny w Manchesterze City, piłkę przejął Arkadiusz Milik, formalności dopełnił Jakub Moder. On tego wieczoru nie zapomni nigdy. Gole na Wembley strzelili dotąd tylko Jan Domarski, Jerzy Brzęczek oraz Marek Citko – i dla wszystkich były to najważniejsze bramki w karierze. Być może Anglicy się zagapili, bo działo się zbyt letnio. Mecz długo przypominał trochę ten niedzielny rozegrany w Warszawie. Tym razem Andorą była Polska, a Polską – Anglia, której piłkarze niby oblegali wrogie pole karne, ale poruszali się w umiarkowanym tempie, jakby im się nie spieszyło.

fot. FotoPyK

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Amorim: To jeden z najgorszych momentów w historii klubu. Czuję się sfrustrowany

Mikołaj Wawrzyniak
3
Amorim: To jeden z najgorszych momentów w historii klubu. Czuję się sfrustrowany

Komentarze

5 komentarzy

Loading...