Reklama

PRASA. Arbiter skazany za korupcję wrócił do pracy. Znowu sędziuje mecze

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

03 marca 2021, 08:13 • 13 min czytania 21 komentarzy

W dzisiejszej prasie wyróżnia się felieton Antoniego Bugajskiego. Dziennikarz zwraca uwagę, że jeden ze skazanych za korupcję sędziów wrócił do zawodu. – Arbiter skazany kiedyś prawomocnym wyrokiem za przyjmowanie łapówek w ustawionych meczach znowu sędziuje w ligowych rozgrywkach. Nazywa się Hieronim Twardosz i reprezentuje Poznań. Działacze bezradnie rozkładają ręce – nie mogą mu zabronić, skoro sam tego chce, zaliczył wszystkie testy i już nie ciąży na nim żaden zakaz. Jeżeli wraca jeden taki sędzia, będą mogli wrócić następni. Aż strach wyobrazić sobie, którzy – jak nie na boisko, bo już wiek nie pozwala, to na przykład na VAR albo do biura do wyznaczania obsad. Naprawdę nikogo w PZPN to nie przeraża? – czytamy w „PS”.

PRASA. Arbiter skazany za korupcję wrócił do pracy. Znowu sędziuje mecze

Sport

Piast Gliwice przed meczem z Legią czuje się mocny. Czy ekipa z Gliwic może sprawić niespodziankę i zbliżyć się do finału?

– Nasze wyniki w ostatnich spotkaniach z Legią są naprawdę dobre. Nie tylko u siebie, ale też w Warszawie. Te mecze to już jest historia. Teraz przed nami ten środowy, który napisze nową historię. Nie patrzymy w przeszłość i statystyki. Chcemy wyjść, zagrać dobre zawody i wygrać – przedstawia prostą receptę na wieczór przy Łazienkowskiej Martin Konczkowski. – Na pewno z Legią dobrze nam się grało w ostatnich meczach, pojawiały się zwycięstwa, remisy. Moim zdaniem nie jesteśmy gorszą drużyną, możemy spokojnie rozstrzygnąć na naszą korzyść także ten najbliższy mecz. Będziemy o to walczyć – dodaje Dominik Steczyk, który najpewniej pojawi się dziś w pierwszym składzie, bowiem w Pucharze Polski obowiązuje wymóg dwóch młodzieżowców. – Legia jest na pewno bardzo mocną drużyną, aktualnie przewodzi tabeli ekstraklasy i na dodatek zagra u siebie. Będzie to bardzo trudne spotkanie, ale czy to najmocniejszy zespół, z jakim przyjdzie nam się zmierzyć w ostatnim czasie? Trudno to porównać i ocenić – zaznacza „Konczi”. – W środę trafią na siebie dwa mocne zespoły, jednak spotkania z Legią to są dodatkowe impulsy. Chcemy ten mecz wygrać, chcemy awansować do kolejnej rundy, ponieważ do finału już jest niedaleko. My i Legia zamierzamy walczyć o puchar. Spodziewam się spotkania na wysokim poziomie. W Warszawie… tym bardziej chcemy zwyciężyć i awansować do kolejnej rundy. To dla nas dodatkowy bodziec – stwierdza Steczyk, który atuty Piasta widzi zwłaszcza w szerokiej kadrze i dobrym przygotowaniu do wiosny.

Trener Chojniczanki Chojnice – Adam Nocoń – przepytany przed półfinałem. Cracovia kolejną ofiarą drugoligowca?

Reklama

Jak murawa?

– Nie jest zła. Sądziłem, że będzie gorzej. Długo była pod śniegiem, ale da się na niej pokopać. Odbyliśmy zresztą już na niej dwa treningi i rozruch. Śniegu było mnóstwo, zresztą on nadal leży na obrzeżach boiska. Było duże prawdopodobieństwo, że trzeba będzie przenieść ten mecz do Krakowa. Gdyby murawa nie została odśnieżona, to po roztopach by ją zalało. Sam chciałem złapać za łopatę, ale ostatecznie zawodnicy dołączyli do kibiców, pracowników klubu i zrobili to za mnie. Fajnie, że chojnicka społeczność włączyła się do pomocy. Widać było, jak wszystkim zależało, by zawodnicy mieli komfort i mogli zagrać u siebie, zamiast jechać do Krakowa. Atut własnego boiska to bardzo ważna rzecz, acz w poprzedniej rundzie pojechaliśmy przecież do Lubina i nie przeszkodziło nam to wygrać po karnych.

Zwycięstwo w Lubinie to nr 1, patrząc na pojedyncze mecze w pańskiej trenerskie przygodzie?

– Ja wiem? W Pucharze Polski na pewno, ale to innego typu rozgrywki i trzeba je oddzielić od ligi. Najważniejszy i najbardziej pamiętny dotąd dla mnie mecz był wtedy, gdy w ostatniej kolejce sezonu 2018/19 pojechaliśmy z Olimpią Elbląg na Elanę Toruń. W ostatniej sekundzie strzeliliśmy gola na wagę utrzymania. To było niemożliwe. Stałem przy linii, spojrzałem na zegarek: „Zostało 10 sekund. Pozamiatane!”. A jednak zdobyliśmy bramkę i uniknęliśmy spadku do III ligi. W Lubinie oczywiście też moja drużyna rozegrała bardzo istotny mecz, o wysokiej randze, skoro ważyły się losy ćwierćfinału Pucharu Polski. Zadawałem sobie w głowie pytanie, jak my tam będziemy wyglądali, skoro nie mieliśmy warunków do trenowania, organizowaliśmy zajęcia w hali, a rozruch zaliczyliśmy pod balonem w Toruniu. Z powodu pogody tydzień poprzedzający wyjazd do Lubina nie był ciekawy, ale drużyna zaprezentowała się tak, jakby już długo trenowała na normalnej nawierzchni. Szybko wkomponowała się w warunki. Zagraliśmy naprawdę dobrze, konsekwentnie. Wcale nie broniliśmy się we własnej szesnastce, to był normalny mecz. Wiadomo, że były momenty, w których Zagłębie zepchnęło nas do defensywy, ale my też stworzyliśmy sobie sporo sytuacji i w karnych okazaliśmy się lepsi.

Górnik Zabrze za mało polski? Tak uważa Hubert Kostka, który twierdzi, że 14-krotni mistrzowie kraju nie przegrali jeszcze sezonu.

Reklama

Czyli nie ma powodów do wielkiego zmartwienia?

– Problematyczne jest to, że znowu za mało w zespole jest naszych zawodników. Był taki okres, że było to zrobione z dobrym skutkiem. Teraz widzę, że klub odszedł od tej drogi. Trudno mi powiedzieć dlaczego, bo nie jestem na tyle blisko. 

Dlaczego tak się dzieje?

– Nie mówię, że to jest błąd – skoro widać, że obecnie w polskim futbolu jest taka tendencja… Ja zawsze byłem jednak zwolennikiem wprowadzania do zespołu graczy swojego chowu. Jeżeli był talent, to dawało mu się szansę. Co ma zrobić taki Hajda, jeśli teraz już chyba trzeci raz jest wypożyczony (w końcówce zimowego okienka Wojciech Hajda przeszedł do pierwszoligowej Sandecji – przyp. red.). Na rozwój tego piłkarza dobrze to raczej nie wpływa. Tak jest zresztą z wieloma innymi zawodnikami. Wydawało się, że bracia Wolsztyńscy przez kilka lat stanowić będą o sile Górnika, a też już ich przecież w Zabrzu nie ma. Sprowadzono z kolei piłkarza, który miał być wielkim odkryciem (chodzi o Richmonda Boakye – przyp. red.), ale czy to będzie wzmocnienie? Współczuję trenerowi Broszowi, bo takie ciągłe zmiany, wprowadzanie nowych zawodników, jeszcze z innych futbolowych kultur, nie jest łatwe, a wiem co mówię, bo też w swojej trenerskiej pracy mierzyłem się z takim zadaniem.

Po świetnym starcie sezonu i kilku kolejnych zwycięstwach były aspiracje gry o miejsce w europejskich pucharach. Teraz to się oddala i jest chyba mało realne?

– W naszej lidze wszystko jest możliwe. Przed rozpoczęciem drugiej części sezonu Górnik zajmował czwartą pozycję. Teraz, mimo nie najlepszych wyników, jest szósty. Tabela jest spłaszczona. Kolejna porażka może sprawić, że wyląduje w środku. Górnika nie stać teraz na grę w pucharach, a o utrzymanie może być spokojny.

Sebastian Steblecki to jeden z autorów bramki po centrostrzale w miniony weekend. Tak chciał, czy tak wyszło?

– Nasz najbliższy mecz mamy w niedzielę więc po długiej jeździe z Olsztyna trener dał nam trochę czasu na domowy odpoczynek – mówi Sebastian Steblecki, którego gol w 85 minucie meczu ze Stomilem zapewnił tyszanom zwycięstwo 2:1. – Nasz tradycyjny mikrocykl rozpoczęliśmy więc we wtorek. Miałem sporo czasu na zobaczenie mojej bramki na wideo i nie będę nikogo czarował, mówiąc, że tak chciałem. Po zagraniu Łukasza Monety biegłem z piłką po linii bocznej pola karnego i widząc, że przed bramkę wbiegają Bartek Biel i Damian Nowak mój zamysł był taki, żeby dośrodkować. Piłka jednak trochę zeszła mi z nogi, ale finał był idealny. Wiatr, który wyczyniał różne harce, choć teoretycznie wiał nam w oczy, poniósł piłkę idealnie lobem za plecy bramkarza w długi róg. Wyszedł mi centrostrzał i choć w szatni po meczu było z tego trochę żartów, to nie będę ukrywał, że jestem bardzo zadowolony. Można powiedzieć, że prowadzą nas dobre wiatry i chcemy być jak najdłużej na fali.

Jan Bednarek sprawdził się w roli prawego obrońcy. Nawalił przy bramce, ale i tak został oceniony pozytywnie. Tyle że Southampton od dobrych ocen wolałoby punkty…

„Święci” przegrali właśnie ósme spośród dziewięciu ostatnich spotkań (jeden remis) i w klasyfikacji spadli na 14. miejsce. Przewaga nad strefą spadkową wcale nie jest duża, bo wynosi 7 punktów, a na dodatek drużyny, które znajdują się niżej w tabeli, punktują ostatnio zdecydowanie częściej od zespołu z południowej Anglii. W starciu z Evertonem „Święci” przegrali 0:1 i nie zrobili zbyt wiele, by porażki uniknąć. Jak zaprezentował się Jan Bednarek? Najważniejsze było to, że zagrał na… prawej stronie obrony, a nie – jak zawsze – na środku. Przy bramce dla rywala Polakowi uciekł Richarlison, ale mimo to angielskie media przyzwoicie oceniły występ naszego reprezentanta. Podkreśliły, że zagrał na nietypowej dla siebie pozycji, został rzucony na głęboką wodę i poradził sobie całkiem nieźle. Od większości portali otrzymał jedną z najwyższych ocen w zespole, ale nie zmienia to faktu, że sytuacja jego zespołu jest trudna. Tym bardziej, że kontuzjowani są tacy zawodnicy, jak m.in. Oriol Romeu, Kyle-Walker Peters (to właśnie z powodu urazu Anglika Bednarek zagrał na prawej obronie), Theo Walcott czy wypożyczony z Liverpoolu Takumi Minamino. Najbliższy mecz Southampton zagra w sobotę. Powinien się przełamać, bo zmierzy się z praktycznie zdegradowanym już z Premier League Sheffield United.

Super Express

Gerard Badia opowiada o meczu z Legią. Wspomina o niedawnych potyczkach z zespołem z Warszawy.

– Jak przyjąłeś to, że los skojarzył Piasta z mistrzem Polski?

– Pomyślałem sobie, że znowu będzie ciężko. Trzeba sobie szczerze powiedzieć, że to będzie dla nas trudna przeprawa. Oceniam to przez pryzmat tego, jak w tym momencie spisuje się Legia.

– Jesienią zremisowaliście w Warszawie 2:2. Jaki to był dla was mecz?

– Wynik był dla nas bardzo dobry. Punkt na wyjeździe z mistrzem Polski to zawsze jakiś pozytyw. Jednak wtedy to Legia dominowała, była częściej przy piłce. Mimo to strzeliliśmy dwa gole. Jednak mieliśmy mało sytuacji w tym spotkaniu.

– Legia jest do przejścia?

– Widać, że jej piłkarze są w formie. Legia stopniowo się rozkręcała, ale jest już na czele ligi i ucieka konkurentom. Trzeba szanować ją za to, że od tylu lat jest na topie. Ale Piast jest na innym etapie niż jesienią. Początek sezonu mieliśmy trudny, jednak teraz jest postęp, gramy lepiej. Mam nadzieję, że ponownie będziemy trudnym rywalem dla Legii, że ten ćwierćfinał skończy się dla nas pozytywnie.

Przegląd Sportowy

Felieton Antoniego Bugajskiego. Dziennikarz „PS” zdradza, że jeden z arbitrów skazanych za korupcję wrócił do futbolu.

Arbiter skazany kiedyś prawomocnym wyrokiem za przyjmowanie łapówek w ustawionych meczach znowu sędziuje w ligowych rozgrywkach. Nazywa się Hieronim Twardosz i reprezentuje Poznań. Działacze bezradnie rozkładają ręce – nie mogą mu zabronić, skoro sam tego chce, zaliczył wszystkie testy i już nie ciąży na nim żaden zakaz. Zaznaczmy od razu, że od strony formalno-prawnej wszystko jest w porządku. Wyrok potwierdzający jego winę uległ zatarciu, co oznacza, że odzyskał status niekaranego. Mógł więc jak najbardziej ubiegać się o powrót do wcześniejszego zajęcia. Tak przecież stało się również w głośnych trenerskich sprawach Dariusza Wdowczyka, Jerzego Engela juniora, a skazany za korupcję Andrzej Woźniak był nawet trenerem bramkarzy w sztabie szkoleniowym pierwszej reprezentacji Polski. Ba, w kadrze narodowej grał Łukasz Piszczek, który w młodości zrzucił się na ustawienie meczu na korzyść Zagłębia Lubin. Takie powroty budziły moralne zastrzeżenia, ale w świetle argumentu, że każdy zasłużył na drugą szansę, jakoś zgodziliśmy się (choć nie wszyscy), że należy wobec nich okazać daleko idące miłosierdzie. Przywracanie do sędziowania arbitrów splamionych grzechem korupcji to jednak zupełnie inna kwestia. Sędzia z założenia musi być uczciwy i obiektywny. Jeżeli wraca jeden taki sędzia, będą mogli wrócić następni. Aż strach wyobrazić sobie, którzy – jak nie na boisko, bo już wiek nie pozwala, to na przykład na VAR albo do biura do wyznaczania obsad. Naprawdę nikogo w PZPN to nie przeraża? Inna sprawa, że istnieje duże podejrzenie, że sędziów powracających do starego zajęcia z wyrokiem skazującym już teraz jest więcej. Mogli pochować się gdzieś po niższych klasach i trudno ich namierzyć, jeśli alarmu nie wszczynają działacze.

Marcus Vinicius wkrótce może być najlepszych strzelcem w historii Arki. Przy okazji prowadzi ją do kolejnego finału Pucharu Polski.

Jednym z bohaterów wtorkowego ćwierćfi nału był Marcus Vinicius. Niespełna 37-letni Brazylijczyk z polskim paszportem strzelił dwa gole i w klasyfi kacji najskuteczniejszych strzelców Arki w historii przesunął się na drugie miejsce. Wyprzedził Grzegorza Nicińskiego (60 bramek), a od prowadzącego Stanisława Gądeckiego (62 bramki) ma już tylko o jedno trafi enie mniej. Kwestią czasu wydaje się, kiedy grający w Arce od 2012 roku (ponad 200 występów) napastnik zostanie liderem. – Bardzo bym tego chciał i to osiągnięcie jest dla mnie ważne, ale celów indywidualnych nigdy nie postawię ponad dobro drużyny. Wychodząc na boisko, nie myślę o liczbie goli – podkreślał przed meczem. Po spotkaniu dystans do Gądeckiego stopniał do jednego trafi enia. Arka nie zginęła w Puszczy, która już w niedzielę będzie miała okazję do rewanżu na drużynie znad morza. Tym razem oba zespoły zagrają w Niepołomicach o ligowe punkty. Jesienią w Gdyni spadkowicz z ekstraklasy wygrał 3:2, ale od tamtej pory w klubie doszło do wielu zmian, m.in. w grudniu, po przeciętnej rundzie, trenera Ireneusza Mamrota zastąpił na stanowisku Dariusz Marzec i na razie jego drużyna wygrywa mecz za meczem.

Ciekawy wywiad z „Gaborem”. Czyli bramkarzem z programu „Turbokozak”. Skąd się w nim wziął i dlaczego zakłada dresy jak słynny węgierski bramkarz?

Skąd się wziąłeś w „Turbokozaku” i jak zostałeś „Gaborem”?

Z przypadku, ale podobno wszystkie fajne historie muszą być takie. W RAP-ie grałem m.in. z Piotrkiem Wiszniowskim, który chodził też na treningi Reprezentacji Dziennikarzy. Któregoś dnia zapytał, czy nie miałbym ochoty poprzychodzić, bo są kłopoty z bramkarzami. Miałem. Po jednym z treningów zapytałem Andrzeja Twarowskiego, czy istnieje szansa na staż w Canal+. Udało się, pomagałem, gdzie była potrzeba i m.in. poznałem Bartka Ignacika. Kiedy usłyszałem, że ma problem z bramkarzem do „Turbokozaka”, zgłosiłem gotowość. Tak się zaczęło. W pierwszym roku broniłem na zmianę z Jankiem Szczęsnym, przed nami był Grzesiek Szamotulski, a jeszcze wcześniej rezerwowi bramkarze z klubów, z których był uczestnik. Każdemu życzę, by został numerem jeden po takich nazwiskach jak Szamotulski i Szczęsny.

Pamiętasz swój pierwszy odcinek?

Niestety nie. Ale pamiętam, gdzie i w jakich okolicznościach założyłem szare spodnie. Zaczęło się w Bełchatowie, a bohaterem odcinka był Błażej Telichowski. Wcześniej broniłem w krótkich spodenkach, o długich, takich bramkarskich i obcisłych, nie było mowy. Bo nie Źle to wyglądało. Ale wtedy, w tym Bełchatowie, było piekielnie zimno, więc… włożyłem wyciągnięte z szafy szare dresy, wąskie w nogawkach, szerokie na górze. Po emisji odcinka napisał do mnie Piotr Welcel z zespołu „Sexbomba”, że to świetny pomysł z tymi spodniami à la Gabor Kiraly. Szczerze mówiąc, nie było to zamierzone, po prostu nie chciałem zmarznąć. Moim idolem jest nieprzerwanie Peter Bol e s ł a w Schmei c h e l , z polskich bramkarzy Bogusław Wyparło, czyli Bodzio W. Dlaczego? Bo jest mniej więcej mojego wzrostu. Natura poskąpiła mi centymetrów, pewnych kwestii nie przeskoczę. Po tej wiadomości od Piotrka i paru konsultacjach nie zrezygnowałem z sympatycznego pomysłu na siebie. I zostałem w tych szarych dresach. Jesienią pomagają, za to latem… można się spocić bardziej niż zwykle.

Skąd masz te spodnie?

Sam kupuję, ale od kogo – to już tajemnica. W szafi e zostało pięć ostatnich par, jednak kolejne dziesięć już do mnie jedzie. Wszystkie są identyczne, odpowiednio skrojone, pod wymiar zwężane na dole i poszerzone na górze. 

Gazeta Wyborcza

Ciąg dalszy problemów w Barcelonie. Kampania wyborcza w cieniu zatrzymań.

Audyt zlecony w ubiegłym roku agencji PwC miał oczyścić Bartomeu i jego współpracowników z wszelkich podejrzeń, ale policja wszczęła własne śledztwo. Pierwszą rewizję w biurach na Camp Nou przeprowadziła już w czerwcu, a teraz zablokowała pracownikom dostęp do wewnętrznej sieci, wyprosiła ich z budynku, przeszukała samochody. Potwierdziła informację o aresztowaniach, ale nie podała nazwisk, które wymieniają media. W siedzibie klubu lub w domach mieli zostać zatrzymani m.in.: Bartomeu, jego doradca Jaume Masferrer oraz wciąż zatrudnieni w Barcelonie dyrektor generalny Oscar Grau i szef działu prawnego Roman Gomez Ponti. Według hiszpańskiej prasy agenci z wydziału przestępstw finansowych podejrzewają ich o korupcję oraz pranie brudnych pieniędzy. Zatrzymani mieli zostać przesłuchani w poniedziałkowy wieczór i wypuszczeni na wolność, ale ostatecznie spędzili w areszcie noc. Bartomeu odmówił składania zeznań. Okres bezkrólewia w Barcelonie, którą zarządza chwilowo Carles Tusquets, dobiega końca. Policja weszła na Camp Nou w dniu inauguracji  wyborów prezesa. Głosowanie potrwa do niedzieli, za faworyta uchodzi rządzący już w przeszłości klubem Joan Laporta, w mediach trwa intensywna kampania przepojona specyficznym futbolowym populizmem – wspomniany pretendent nęci fanów perspektywą bajkowych transferów, np. wyjęcia z Dortmundu fenomenalnego Erlinga Haalanda.

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
9
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

21 komentarzy

Loading...