Reklama

PRASA. Kurzawa: Nie oszukałem Górnika, Płatek mówi nieprawdę

redakcja

Autor:redakcja

20 lutego 2021, 08:37 • 11 min czytania 25 komentarzy

W sobotniej prasie Rafał Kurzawa zapewnia, że nie oszukał Górnika Zabrze, Łukasz Trałka mówi o eksplozji swojej formy, Jakub Rzeźniczak chwali Pekharta i Mladenovicia, a Szymon Sobczak deklaruje, że czeka na weryfikację w Ekstraklasie. Oprócz tego kilka tekstów z lig zagranicznych.

PRASA. Kurzawa: Nie oszukałem Górnika, Płatek mówi nieprawdę

PRZEGLĄD SPORTOWY

Grając w Lechii Gdańsk Filip Mladenović dostał 28 upomnień w 86 występach. W Legii ma trzy żółte kartki w 23 meczach.

– Rozmawiałem z Filipem na temat jego gry, ale też zachowania w trakcie meczów. Jest gadułą, lubił dyskutować z arbitrami, czego z kolei oni nie lubią. Wcześniej przekładało się to na liczbę żółtych kartek. W Legii przestał gadać i gestykulować, widmo czwartego upomnienia wisi nad nim od dawna, ale doskonale sobie z tym radzi. Jeśli już ma dostać tę czwartą kartkę, oby nie, to niech to się stanie jak najpóźniej i nie będzie karą za gadanie – powiedział trener Czesław Michniewicz.

– Jako obrońca Filip jest narażony na kartki, w tej chwili po trzy upomnienia mają też pomocnicy Luquinhas oraz Andre Martins. Oby tylko cała trójka nie wypadła ze składu w tym samym momencie. Jeśli będą pauzować pojedynczo, mamy ich kim zastąpić – dodał szkoleniowiec Legii.

Reklama

Rafał Kurzawa zapewnia, że nie oszukał Górnika Zabrze.

(…) A jaka jest prawda?

Nie grałem ofertą Górnika. Kiedy w poniedziałek pojechałem na rozmowy, na wstępie poinformowałem pana Płatka, że mam cały czas też kilka propozycji z innych klubów, ale przyjechałem na spotkanie do Górnika ze względu na szacunek, jaki do niego mam, a przede wszystkim z uwagi na trenera Marcina Brosza, któremu w swojej karierze bardzo dużo zawdzięczam. Na pewno nie było tak, jak przedstawił to Artur Płatek. Nie oszukałem i nie wykorzystałem Górnika.

Co pan powiedział na koniec tych poniedziałkowych rozmów?

Nie było mowy, że jesteśmy już dogadani i podpisujemy umowę. Wieczorem Górnik miał zresztą ligowy mecz, a dyrektor Płatek zaznaczył, że musi jeszcze porozmawiać z zarządem na temat ostatecznych warunków mojego kontraktu i poprawek na ofercie, którą mi przesłał przed meczem, bo nie pokrywały się one w 100 procentach z tym, o czym rozmawialiśmy. We wtorek rano, około godziny 10–11, rozmawialiśmy jeszcze raz i poinformowałem go ponownie, że mam cały czas inne atrakcyjne propozycje i potrzebuję więcej czasu do zastanowienia. Nie było w tym nic dziwnego i bulwersującego, takie rzeczy przecież się zdarzają.

Artur Płatek twierdzi, że wtedy powiedział mu pan, iż chodzi o świetną ofertę właśnie z Pogoni.

To nieprawda. Nie mówiłem mu, skąd ta oferta. Zadzwoniłem natomiast do trenera Brosza i lojalnie poinformowałem o innej propozycji oraz że potrzebuję więcej czasu do namysłu. Cały czas zastanawiam się, czy naprawdę ktoś jest w stanie uwierzyć, że pojechałem do Górnika, z którym tyle mnie łączy, żeby wykorzystać go w negocjacjach z innym klubem?

Łukasz Trałka uważa, że grając w Warcie Poznań jest więcej swobody i radości niż w Lechu.

Reklama
Obecnie nie widać po panu wielkiej presji. Wygląda pan tak, jakby gra sprawiała panu większą radość. To dlatego, że teraz pan może, nie musi?

Może nie dlatego, ale presja jest zupełnie inna. Wcześniej grałem w klubie, który co roku stara się zdobywać mistrzostwo. Wiadomo, że wówczas ona musi być większa. Poza tym w Lechu byłem zawodnikiem o dużym stażu, nosiłem opaskę kapitana, co też naturalnie wpływa na presję. Nie ma co się oszukiwać, że teraz jest więcej swobody i może trochę więcej radości.

Z racji wieku, żeby utrzymać dobrą formę, musi pan więcej trenować, czy może pan liczyć na taryfę ulgową?

Gdy patrzę na całą swoją karierę, dochodzę do wniosku, że odpukać omijały mnie kontuzje i dłuższe przerwy. Praktycznie cały czas grałem i trenowałem na maksa, od dechy do dechy. Zawsze robiłem minimum tyle, ile reszta, nie było mowy o odpuszczaniu. Teraz jest tak samo, nie ma, że nie pobiegnę, czy czegoś nie zrobię. Jestem traktowany tak, jak wszyscy. Poza tym sam od siebie wiele wymagam. Czuję, że to mi służy, więc nie widzę powodów, dla których miałbym dawać sobie taryfę ulgową. Ważne, że działa, bo na razie nikt z młodszych kolegów mi za bardzo nie ucieka (śmiech).

W ostatniej kolejce Warta wyprzedziła w tabeli Lecha. Czy ma to jakieś znaczenie dla pana i reszty szatni?

Absolutnie dla mnie nie ma żadnego, bo my nie rywalizujemy z Lechem. Szczerze mówiąc, trzymam kciuki za Lecha, żeby wiodło mu się jak najlepiej i żeby na koniec zajął możliwie najwyższe miejsce. Mamy swoje cele, które są odmienne od tych, jakie stoją przed Kolejorzem. Wiadomo, że patrząc w tabelę, widzę zespoły będące nad nami, nie patrzę tylko, co poniżej nas. Powiedzmy sobie jednak szczerze, do końca sezonu zostało jeszcze wiele spotkań, a nikt nie odpuszcza, każdy solidnie punktuje, więc spodziewam się walki do ostatniej kolejki. Rywalizacja z zespołem zza miedzy, nie jest dla nas priorytetem.

Czas na Magazyn Lig Zagranicznych.

Trudno będzie piłkarzom Arsenalu coś ugrać w tym sezonie, ale jeśli mają go jeszcze uratować, to tylko z pomocą kapitana.

Czas, bym znów się uśmiechał – powiedział po meczu z Leeds Pierre-Emerick Aubameyang. Kapitan Arsenalu akurat po tym spotkaniu mógł być zadowolony. I to nie tylko dlatego, że strzelił trzy gole. Przede wszystkim w ostatnich dniach pozbył się dwóch trapiących go problemów.

Pierwszy, przynajmniej teoretycznie, nie ma nic wspólnego z futbolem. W ostatnich dniach największym problemem gracza Kanonierów była choroba matki. Aubameyang wyjechał nawet z Anglii, by w trudnym momencie być bliżej rodziny, przez co opuścił dwa ligowe spotkania. A że trudno o dobrą grę, gdy głowę zaprzątają znacznie ważniejsze sprawy, nie trzeba nikogo przekonywać. I to właśnie ten drugi kłopot, z którym zmagał się kapitan Kanonierów – słaba forma. Dlatego teraz, kiedy najgorsze już za nim, wszyscy przy Emirates Stadium mają nadzieję, że najskuteczniejszy w ostatnich latach gracz, znów zacznie czarować.

– To był dla mnie naprawdę trudny czas i chciałem podziękować wszystkim, którzy mnie wspierali. Dostałem mnóstwo wiadomości od fanów, w klubie też wszyscy starali się ułatwić mi życie i dawali tyle swobody, ile potrzebowałem. Arsenal to moja druga rodzina i naprawdę chcę zrobić wszystko, by się odwdzięczyć – dodał w rozmowie z reporterem Sky Sport Aubameyang.

Non vincete mai – czyli „nigdy nie wygrywacie”. Tak od lat śpiewają kibice przeciwników Interu, ale w tym roku ma im zabraknąć języka w gębie. W trwającym sezonie scudetto ma wrócić do Mediolanu, większość widzi w Nerazzurrich faworyta do mistrzostwa Włoch. A może tytuł trafi do Lombardii, jednak za sprawą Milanu?

Pierwszy raz od lat takie pytanie nie brzmi jak szyderstwo. Mediolan znowu może być nie tylko stolicą przemysłu czy mody, lecz także calcio. W niedzielę Derby della Madonnina. W ubiegłych rozgrywkach zakończył się najgorszy etap dla miasta od powstania Serie A w 1929 roku. Przez sześć sezonów z rzędu ani Inter, ani Milan nie były wystarczająco dobre, by zmieścić się na ligowym podium. Nerazzurri i Rossoneri mogli chodzić z podniesionymi głowami, lecz w tym wypadku nie z powodu dumy, jak w XX wieku i pierwszej dekadzie XXI, a by w ogóle dostrzec, kto jest akurat drugi czy trzeci. Bo że Juventus pierwszy to musieli się przyzwyczaić. Sześć lat poza „pudłem”? Dla takich klubów to wieczność.

Wreszcie tę haniebną serię przerwał Inter prowadzony przez Antonio Conte, choć wicemistrzostwo Italii stanowiło nagrodę pocieszenia. Prezes Steven Zhang nie po to inwestował miliony euro, żeby ponownie ustępować miejsca Juve, ale wytrzymał ciśnienie, zostawił trenera i wyłożył kolejną fortunę na nowych zawodników. Szkoleniowiec stopniowo układa klocki po swojemu, tyle że gładko mu nie idzie. Trudno oprzeć się wrażeniu, że działa metodą prób i błędów i czasem próbuje upchnąć kwadrat w trójkątny otwór. Dobrym przykładem jest Christian Eriksen. Duńczyka sprowadzono z Tottenhamu z wielką pompą na początku 2020 roku. Pomocnik miał dość Tottenhamu, potrzebował zmiany i padło na Inter. Ubrali go w garnitur, zawieźli do La Scali, nagrali film ogłaszający transfer. Dzięki wsparciu burmistrza Mediolanu Giuseppe Sali najsławniejsza opera świata pierwszy raz w historii została wykorzystana do czegoś takiego. Wybrał numer 24, większy o jeden od tego, z którym biegał w Spurs, co miało symbolizować wejście na wyższy poziom. I co? I nic.

Eriksen miesiącami był rezerwowym, a kiedy już dostawał szansę, zawodził. Conte nie miał pomysłu, w jaki sposób wykorzystać Duńczyka aż wreszcie spróbował cofnąć go bliżej bramki Nerazzurrich. Zrobił to z konieczności, nie było chętnych na wyłożenie na gracza kasy, należało jakoś go zagospodarować, ale zaskoczyło. To było to. Okazało się, że 29-latek poruszając się w głębi boiska spisuje się we Włoszech o niebo lepiej niż jako ofensywny pomocnik za plecami napastników. Jeszcze za wcześnie, by to ostatecznie przesądzić, ale zanosi się na odrodzenie Eriksena.

Atletico rzadko gubi punkty i jeśli coś może je zatrzymać, to pewne problemy, które dopadły ekipę Diego Simeone – kontuzje, choroby, kary zawieszenia. Mimo tego jeszcze nie przegrało w tym roku.

Ma sześć punktów przewagi nad Realem i rozegrało mecz mniej. Nie przegrało jedenastu ligowych spotkań z rzędu, dziewięć z nich zwyciężając. W ostatnich 19 spotkaniach poniosło jedną porażkę, miało dwa remisy i 16 zwycięstw. Atletico coraz mocniej zmierza po mistrzostwo i nie zmienia tego środowy remis 1:1 w zaległym spotkaniu z Levante. Okazja do rewanżu przychodzi wyjątkowo szybko. W sobotę lider zmierzy się z tym samym zespołem, tym razem mecz normalnie wynika z ligowego kalendarza.

Siłą Atletico zawsze, odkąd objął je Diego Simeone, była defensywa, ale ostatnio bryluje głównie w ofensywie. Na czele klasyfikacji snajperów LaLiga znajduje się Luis Suarez z 16 bramkami, z których osiem zdobył w tym roku. Może być pierwszym królem strzelców z Atletico w erze Simeone i dopiero drugim w tym wieku. Wcześniej dokonał tego tylko Diego Forlan w sezonie 2008/09.

Ostatnio jednak nawet Urugwajczyk znajduje się nieco w cieniu Marcosa Llorente. Najlepszy hiszpański piłkarz – pisze o nim dziennik „Marca” – i najlepszy w LaLiga? Dodaje już ze znakiem zapytania, bo to jednak bardzo odważna teza, biorąc pod uwagę, że w Barcelonie ciągle wielką klasę, choć oczywiście nie tak kosmiczną jak dawniej, pokazuje Lionel Messi.

SPORT

Choć Górnik Zabrze zwyciężył Stal Mielec, to dzisiaj zapewne z Lechią w Gdańsku zagra w innym składzie.

Z pewnością trener Marcin Brosz nie będzie ryzykował i od pierwszej minuty nie pośle na boisko słabo grającego w I połowie meczu ze Stalą Aleksandra Paluszka. Jego miejsce zajmie kapitan greckiej młodzieżówki Stefanos Evangelou. W ogóle piłkarze, którzy wyszli na boisko w drugiej połowie konfrontacji z mielczanami, okazali się wielkimi zwycięzcami. Dotyczy to nie tylko Evangelou, ale także Norberta Wojtuszka oraz zawodników formacji ofensywnej: Piotra Krawczyka oraz zakontraktowanego niewiele ponad tydzień temu Richmonda Boakye. Wojtuszek powinien „wskoczyć” do wyjściowego składu w miejsce Krzysztofa Kubicy. Z przodu trener Brosz ma dylemat: postawić od pierwszej minuty na Krawczyka, który zdobył przecież zwycięskiego gola w starciu ze Stalą, czy na Boakye? Stawiamy, że szkoleniowiec zdecyduje się na to pierwsze rozwiązanie, a reprezentant Ghany będzie trzymany w odwodzie. 

Kibice Podbeskidzia wsparli Dominika Frelka, by nie rozpamiętywał spektakularnego pudła w Krakowie, które kosztowało drużynę stratę dwóch punktów.

Kibice okazali wyrozumiałość. Dlatego też Dominik Frelek, niespełna 20-letni piłkarz Podbeskidzia, nie musiał zbyt długo rozpamiętywać tego, co wydarzyło się w ostatniej doliczonej minucie starcia z Cracovią. Przypomnijmy, że po bardzo dobrej akcji Marko Roginicia Frelek otrzymał piłkę 13 metrów od pustej bramki „Pasów” i nie pozostało mu nic innego, jak skierować ją do siatki. Tymczasem defensywny pomocnik „górali” trafił w słupek. Mógł zostać bohaterem zespołu, a stał się… bohaterem często pokazywanej w telewizji sytuacji.

W kolejnych dniach po meczu Frelek otrzymał od sympatyków Podbeskidzia mnóstwo wyrazów wsparcia, bo trzeba przyznać, że taka sytuacja – pudło w momencie, kiedy mógł dać drużynie zwycięstwo – mogła młodego zawodnika podłamać. – To było super. Wsparcie dało się odczuć w licznych wiadomościach, które otrzymałem. Najważniejsze, że prawdziwi kibice są z nami na dobre i na złe. A to kieruje mnie na odpowiednią drogę – powiedział zawodnik, który do Podbeskidzia dołączył latem.

Rozmowa z Szymonem Sobczakiem, nowym napastnikiem Zagłębia Sosnowiec.

Dlaczego nie może pan zaistnieć w rodzimej ekstraklasie? Tylko 6 występów i 0 goli. Jak na bardzo dobrze zapowiadającego się napastnika bardzo mało…

– Jeśli chodzi o ekstraklasę, to ciężko mówić coś o epizodach. A tak było z moją grą. To nie była weryfikacja, na którą czekałem. Ona dopiero przyjdzie, będę robił wszystko w tym kierunku, by ona przyszła. Tego się nie boję. Przez ostatni rok miałem okazję sprawdzić swoje umiejętności na tle chłopaków z tego właśnie poziomu. Ale na ostateczną weryfikację wciąż czekam i to mnie motywuje do ciężkiej pracy.

Szansą na stabilizację na poziomie ekstraklasy miała być Jagiellonia. Jej trener Bogdan Zając widział pana w ekipie „Jagi”, ale po podpisaniu 2-letniego kontraktu poszedł pan w odstawkę. Trafił się panu tylko epizod w meczu z Legią. Dlaczego do tego doszło?

– Nie pierwszy raz pada to pytanie i tego zdarzenia wolałbym nie komentować. Pewne sprawy wyjaśniają się z czasem. O ile zawodnika weryfikuje boisko, to trenera i jego wybory personalne wyniki. Nic więcej nie mam tutaj do powiedzenia. Cały czas byłem gotowy do gry, a swoją szansę dostałem tylko raz, w meczu wyjazdowym z Legią.

SUPER EXPRESS

Rozmowa z Jakubem Rzeźniczakiem przed meczem Wisły Płock na stadionie Legii.

„Super Express”: – Jesienią w Płocku zwyciężyła Legia 1:0 po golu Tomasa Pekharta. Już wiecie, jak go powstrzymać?

Jakub Rzeźniczak (35 l., obrońca Wisły Płock): – Czech swoimi statystykami zamyka usta wszystkim krytykom. Dostaje mu się za różne rzeczy. W takich sytuacjach przypominają się słowa trenera Jana Urbana, który mówił, że jak napastnik jest skuteczny, to dla niego nie ma znaczenia, co on robi na boisku. 15 goli to wyśmienity wynik. Oczywiście trzeba na niego zwrócić większą uwagę, ale najbardziej obawiałbym się pewnego duetu.

– Kogo masz na myśli?

– Mówię o duecie Pekhart – Mladenović. W mojej ocenie Serb ma najlepszą lewą nogę i dośrodkowanie w ekstraklasie, a Czech potrafi z jego wrzutek skorzystać. Legia zmieniła system i wydaje mi się, że to wymarzony układ dla „Mladena”, bo może sobie hasać do woli po lewej stronie, wiedząc, że jest zabezpieczony z tyłu. Nie musi tak myśleć o obronie.

Fot.

Najnowsze

Komentarze

25 komentarzy

Loading...