Reklama

Kierunek – zachód. Jak piłkarze z NRD budowali potęgę Bayeru Leverkusen

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

18 lutego 2021, 14:11 • 20 min czytania 9 komentarzy

„Jesteśmy mistrzami świata. Teraz dołączą też do nas piłkarze ze Wschodu. Przepraszam pozostałe nacje, ale nie wydaje mi się, by w ciągu najbliższych kilku lat ktokolwiek mógł nam zagrozić na arenie międzynarodowej” – powiedział Franz Beckenbauer jesienią 1990 roku, wkrótce po formalnym zjednoczeniu Niemiec. Prognoza „Cesarza” okazała się oczywiście chybiona. Niemcy w 1996 roku zatriumfowali wprawdzie na mistrzostwach Europy, ale był to ich jedyny złoty medal wielkiej imprezy aż do mundialu w Brazylii, gdzie ekipa Joachima Loewa powróciła na piłkarski szczyt. Beckenbauer nie był jednak w swoim optymizmie odosobniony. Działacze Bayeru Leverkusen również wyszli z założenia, że przygarnięcie czołowych zawodników z NRD pozwoli im zawojować Bundesligę. I oni także się przeliczyli, choć – trzeba im oddać – wiele do szczęścia Bayerowi nie zabrakło.

Kierunek – zachód. Jak piłkarze z NRD budowali potęgę Bayeru Leverkusen

BAYER W ELICIE

Bayer Leverkusen mniej więcej w drugiej połowie lat osiemdziesiątych dołączył do grona topowych klubów Bundesligi. W 1988 roku ekipa dowodzona przez Ericha Ribbecka po niezwykle dramatycznym dwumeczu finałowym sięgnęła po Puchar UEFA, co do dziś może uchodzić za największy sukces w dziejach klubu. „Aptekarze” na drodze do decydującego starcia pozostawili w pokonanym polu kilku naprawdę konkretnych oponentów, żeby wymienić choćby Austrię Wiedeń, Feyenoord Rotterdam i FC Barcelonę. W półfinale rozprawili się zaś z Werderem Brema, który w tamtym sezonie wywalczył  mistrzostwo Niemiec. W całym dwumeczu padł tylko jeden gol – Bayer wygrał u siebie 1:0 po trafieniu Aloisa Reinhardta.

Nie była to zatem wygrana osiągnięta w wielce imponującym stylu, ale i tak wypada ją docenić.

Finał Pucharu UEFA wiązał się z koniecznością kolejnej wycieczki do stolicy Katalonii. Tym razem oponentem drużyny z Leverkusen okazał się bowiem tamtejszy Espanyol. Wydawało się, że szanse Bayeru na końcowy triumf są zerowe, gdy w pierwszym meczu „Papużki” zmiażdżyły Niemców aż 3:0. „Aptekarze” nieoczekiwanie odgryźli się jednak w rewanżu. Też wygrali 3:0, a potem znacznie skuteczniej egzekwowali rzuty karne w konkursie jedenastek. Decydujące uderzenie spartolił Sebastian Losada, który w bardzo buńczuczny sposób wypowiadał się o rywalizacji z Bayerem po pierwszym meczu: – Co z tego, że zmarnowaliśmy kilka sytuacji i mogliśmy zwyciężyć jeszcze wyżej? Wynik 3:0 wystarczy do zdobycia pucharu.

Reklama
Bayer Leverkusen 3:0 (karne 3:2) RCD Espanyol (2. mecz finału Pucharu UEFA 1988)

Co ciekawe, do wiodących postaci Bayeru już w tamtym okresie należeli obcokrajowcy.

W środkowej strefie boiska rządził Andrzej Buncol, który do Republiki Federalnej Niemiec wyemigrował po mistrzostwach świata w Meksyku, sprowadzając na siebie gniew władz Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Obwołano go zdrajcą. Przestał występować w kadrze. Rozpuszczono nawet złośliwą pogłoskę, że Buncol zrzekł się polskiego obywatelstwa. Piłkarz później wielokrotnie to dementował. – Do dzisiaj mam polski paszport. Nigdy nie zrzekłem się obywatelstwa. Po prostu przyjąłem drugie. To nie jest żadne przestępstwo. A że inaczej wyglądało to w ogólnym przekazie? Prasa i telewizja miały bardzo chwytliwy temat, by mówić o mnie jako o zdrajcy. Siać propagandę – skwitował w rozmowie z Onetem.

BAYER LEVERKUSEN WYGRA DZIŚ Z YOUNG BOYS? KURS: 2,20 W TOTOLOTKU!

W zwycięskim finale Pucharu UEFA zawodnicy ściągnięci z innych krajów obstawiali również skrzydła Bayeru. Na prawej stronie boiska wystąpił Cha Bum-kun, wyjątkowo spektakularny gracz rodem z Korei Południowej, mogący uchodzić za jednego z najwybitniejszych azjatyckich piłkarzy w dziejach. Na lewej flance zagrał zaś Tita, czyli właściwie Milton Queiroz da Paixao. Brazylijczyk na początku lat 80. święcił olbrzymie sukcesy w barwach Flamengo i Gremio, dwukrotnie zwyciężając w rozgrywkach Copa Libertadores oraz Pucharu Interkontynentalnego. Do Europy trafił dopiero jako 29-latek i długo miejsca w Leverkusen nie zagrzał, lecz niebagatelne umiejętności i tak zdążył udowodnić.

Tita, owinięty w brazylijską flagę, wznosi wysoko Puchar UEFA, niesiony na rękach przez kibiców
Reklama

To właśnie Tita otworzył wynik rewanżu z Espanyolem, rozniecając w kolegach wiarę, że comeback po klęsce w pierwszym spotkaniu jednak będzie wykonalny. Trzeciego gola dla „Aptekarzy” zdobył Cha Bum-kun. Natomiast autor drugiego trafienia tylko z pozoru nie wygląda na obcokrajowca. Falko Gotz istotnie był Niemcem, ale – co ważne – pochodzącym ze wschodniej części podzielonego wówczas kraju. Jego przeprowadzka z berlińskiego Dynama do Bayeru Leverkusen w 1983 roku wywołała olbrzymie kontrowersje i nieopisany wręcz skandal.

REPUBLIKFLUCHT

Republikflucht – tak oficjalnie określało się emigrację z Niemiec Wschodnich do Zachodnich w okresie zimnej wojny. Choć rzecz jasna z perspektywy władz Niemieckiej Republiki Demokratycznej słowo „emigracja” tutaj nie pasowało. Dla nich to była nawet nie ucieczka, lecz dezercja.

Dezercja z republiki. Czyli – zdrada.

Po podziale Niemiec na – ujmijmy to w dużym uproszczeniu – amerykańską i sowiecką strefę wpływów, ludzie tysiącami czmychali ze wschodu na zachód. Co zresztą początkowo, jeszcze w latach 50., nie było zadaniem szczególnie trudnym. Czasem wiązało się z ryzykiem – Niemcy Zachodnie nie były krainą mlekiem i miodem płynącą, próba ułożenia sobie tam życia zupełnie od zera stanowiła wyzwanie, a nie wszyscy mogli liczyć na wsparcie krewnych – no ale nie było też misją straceńczą. Sprawy zaczęły się komplikować w 1957 roku, gdy próbę opuszczenia NRD uznano oficjalnie za przestępstwo, a ludzi szukających drogi na zachód traktowano często jak szpiegów, nawet jeśli ich działania nie miały żadnych politycznych motywów. W 1961 roku wzniesiono mur berliński, który w wydatny sposób ograniczył możliwości wyemigrowania z NRD poprzez stolicę.

REMIS YOUNG BOYS Z BAYEREM? KURS: 3,17 W TOTOLOTKU!

Nie bez kozery mur stał się symbolem całego zimnowojennego porządku świata. Granica między Berlinem Zachodnim i Wschodnim została dosłownie i w przenośni zabetonowana, a po II Wojnie Światowej właśnie tamtędy najłatwiej było wyemigrować z NRD do RFN. – Powstanie muru berlińskiego i fala aresztowań, która nastąpiła wkrótce potem, na dobre złamały masowy opór społeczny przeciwko nowemu porządkowi ekonomicznemu i politycznemu w Niemczech Wschodnich – uważa historyk Jens Gieske. – W kolejnych latach protesty miały już charakter odosobnionych incydentów.

„Zarówno z punktu widzenia moralnego, jak również z punktu widzenia interesów całego narodu niemieckiego, opuszczenie Niemieckiej Republiki Demokratycznej stanowi akt zacofania. (…) Czy nie jest to podłe, gdy dla intratnej oferty pracy czy jakiejkolwiek innej, fałszywej obietnicy „lepszej przyszłości”, ktoś opuszcza kraj, w którym właśnie zakiełkowało nasienie nowego, piękniejszego życia? I to na rzecz zamieszkania w miejscu, które sprzyja nowej wojnie! Czy nie jest to akt deprawacji politycznej, gdy obywatele, młodzi ludzie, pracownicy lub przedstawiciele inteligencji, opuszczają i zdradzają to, co stworzyliśmy w naszej republice, by zaciągnąć się do amerykańskich i brytyjskich służb specjalnych lub pracować dla zachodnioniemieckich fabrykantów, junkrów albo militarystów? Pozostawiając ziemię postępu dla bagna historycznie przestarzałego porządku społecznego, wykazując zacofanie polityczne i ślepotę?”
fragment „Notatnika agitatora” z 1955 roku

Surowe ograniczenia dotyczące zagranicznych wyjazdów obejmowały rzecz jasna również piłkarzy.

Futbolowa reprezentacja Niemiec Wschodnich nie odgrywała wielkiej roli na arenie międzynarodowej. Tylko raz zakwalifikowała się na mundial, nigdy nie wystąpiła na Euro. Znacznie lepiej radziła sobie podczas Igrzysk Olimpijskich, w 1976 roku sięgając nawet po złoto kosztem „Orłów Górskiego”, no ale piłka w olimpijskim wydaniu miała jednak charakter amatorski, co stawiało w uprzywilejowanej pozycji reprezentacje z bloku wschodniego. Kluby z NRD także nie święciły wielkich sukcesów na arenie międzynarodowej. Przedstawiciele DDR-Oberligi nigdy nie wystąpili w finale Pucharu Europy czy też Pucharu UEFA. Lepiej szło im jedynie w Pucharze Zdobywców Pucharów.

W 1974 roku FC Magdeburg wygrał te rozgrywki, pokonując w finale AC Milan. O krok od tytułu były także takie ekipy jak Carl Zeiss Jena (porażka w finale z Dinamem Tbilisi w 1981 roku) oraz Lokomotive Lipsk (porażka w finale z Ajaksem w 1987).

Wolfgang Seguin z Magdeburga wznosi ręce w geście triumfu po pokonaniu Milanu w finale PZP w 1974 roku

Jest dość niezwykłym splotem okoliczności, że w tej wyliczance brakuje dwóch najbardziej utytułowanych klubów na krajowym podwórku. Od 1971 do 1990 roku mistrzostwo NRD siedmiokrotnie zdobywali piłkarze Dynama Drezno, a dziesięciokrotnie w Oberlidze triumfowali gracze Dynama Berlin (a w zasadzie, by zachować poprawność, Berliner FC Dynama). Ta druga ekipa wszystkie swoje sukcesy odniosła zresztą jednym ciurkiem, w latach 1979 – 1988. Nietrudno wyjaśnić genezę wyczynów obu wspomnianych klubów. Już sama nazwa stanowi tutaj istotną podpowiedź. Jeżeli chodzi o kraje umiejscowione za żelazną kurtyną, drużyny spod szyldu „Dynama” cieszyły się na ogół mniej lub bardziej oficjalnym wsparciem bezpieki.

Podobnie było w Niemczech Wschodnich. Pierwszym prezydentem – a później prezydentem honorowym – berlińskiego Dynama był Erich Mielke, owiany niezwykle złą sławą funkcjonariusz komunistyczny. Przez kilkadziesiąt lat stojący na czele Ministerstwa Bezpieczeństwa NRD. No i będący najważniejszą figurą w organizacji zwanej z niemiecka Staatssicherheitsdienst, co tłumaczy się jako Państwowa Służba Bezpieczeństwa.

Najlepiej znana jest jednak skrócona nazwa: Stasi.

DEZERTERZY

Mielke uchodził za miłośnika futbolu, który szczególnym uwielbieniem darzył właśnie BFC Dynamo. Wypromowanie tej ekipy na pozycję klubu numer jeden w NRD w latach osiemdziesiątych było w dużej mierze jego robotą. Krąży nawet legenda/anegdota, jakoby szef Stasi w 1978 roku miał wpaść do szatni Dynama Drezno, gdzie piłkarze świętowali akurat trzeci mistrzowski tytuł z rzędu. Doradził im wtedy ponoć, by świętowali porządnie, bo nadchodzi okres futbolowej dominacji Berlina. Graczom z Drezna, którzy spodziewali się zapewne od ministra choćby kurtuazyjnych gratulacji, natychmiast zrzedły miny. No i Mielke się oczywiście nie mylił – dziesięć kolejnych tytułów mistrzowskich powędrowało do zespołu z stolicy.

„Piłkarskie sukcesy podkreślą supremację naszego socjalistycznego ustroju także w świecie sportu”
Erich Mielke

Jednym z podstawowych zadań agentów Stasi było zapobieganie nielegalnym wyjazdom z NRD do RFN. Wedle wyliczeń niektórych historyków, nawet 4/5 funkcjonariuszy było bezpośrednio zaangażowanych w powstrzymywanie tych, którym chodził po głowie Republikflucht.

Piłkarze – z racji na udział w rozgrywkach międzynarodowych – mieli relatywnie dużo okazji, by porzucić Niemcy Wschodnie na rzecz Zachodnich. I niektórzy decydowali się na ten brawurowy krok, choć FIFA nakładała na nich później roczną dyskwalifikację. W 1966 roku Michael Polywka nie powrócił do kraju wraz z resztą składu Carl Zeiss Jena. Po meczu wyjazdowym ze szwedzkim AIK wylądował w Eintrachcie Brunszwik. Z kolei Klaus Gunther z Chemie Leipzig zniknął na lotnisku w Amsterdamie podczas powrotu z Liege, gdzie jego zespół zmierzył się ze Standardem. Odnalazł się po roku w składzie Borussii Dortmund. – Miałem dość socjalistycznej klatki. Chciałem swobodnie żyć i grać w Bundeslidze – mówił Gunther.

Niewielu zawodników szło jednak w ich ślady. Po pierwsze dlatego, że status piłkarzy w NRD był generalnie dość wysoki. Gracze Oberligi mogli żyć całkiem dostatnio. Poza tym – co innego prysnąć z kraju samemu, a co innego wywieźć do RFN rodzinę. Wspomniany Gunther swojego ojca po raz pierwszy od czasu wyjazdu zobaczył dopiero po zjednoczeniu Niemiec. Jeszcze bardziej ponura jest historia Lutza Eigendorfa z Dynama Berlin.

BAYER LEVERKUSEN WYGRA LIGĘ EUROPY? KURS: 16,00 W EWINNER!

Stołeczna drużyna wiosną 1979 roku zmierzyła się towarzysko na wyjeździe z Kaiserslautern. Eigendorf wykorzystał okazję i prysnął ze zgrupowania podczas wycieczki do Giessen. Po prostu oderwał się od reszty towarzystwa, wparował do taksówki i zażądał, by zawieźć go z powrotem do oddalonego o 200 kilometrów Kaiserslautern. Odpowiednio zmotywowany finansowo taksówkarz pomógł zdesperowanemu piłkarzowi.

Ucieczka Eigendorfa się udała – otrzymał azyl polityczny i od 1980 roku zaczął występować w ekipie „Czerwonych Diabłów”. Zapłacił jednak za swoją akcję straszliwie wysoką cenę. W NRD pozostawił rodziców, żonę i córeczkę. Agenci Stasi w trybie natychmiastowym zaaranżowali rozwód, a kobieta wkrótce wyszła za mąż ponownie. Najpewniej nie zdając sobie sprawy, że jej nowy małżonek to także agent służb specjalnych, który rozkochał w sobie kobietę, by Stasi mogła ją mieć cały czas na oku. Istniała przecież możliwość, że Eigendorf spróbuje jakoś skontaktować się z córką.

Cztery lata po ucieczce piłkarz, który na łamach zachodnich mediów wielokrotnie krytykował warunki życia w NRD, zginął w tajemniczych okolicznościach. Jego auto roztrzaskało się o drzewo. Zdaniem dziennikarza śledczego, Heriberta Schwana, Eigendorf został zamordowany przez Stasi.

rozbite auto Lutza Eigendorfa

Dla Stasi było olbrzymim upokorzeniem, że taki numer wywinął jej akurat zawodnik Dynama. Jak dowodzi Schwan, zawodnika rozpracowywało na wielu płaszczyznach w sumie kilkudziesięciu agentów. Aż w końcu go dopadli. Porwali, zmusili do wypicia olbrzymiej porcji alkoholu, prawdopodobnie z domieszką środków usypiających. Potem wsadzili go za kółko i nakłonili do samochodowej ucieczki, która musiała zakończyć się dla piłkarza tragicznie. Z perspektywy Stasi takie okoliczności śmierci Eigendorfa były wręcz znakomite do wykorzystania  propagandowo. Piłkarski gwiazdor zdradził ojczyznę tylko po to, by w Niemczech Zachodnich oddać się pijaństwu i zginąć. No ale to wszystko naturalnie sfera przypuszczeń.

W tej sprawie na nic więcej liczyć już nie możemy.

Nie ma jednak wątpliwości, że funkcjonariusze bezpieki z wielką pieczołowitością inwigilowali piłkarzy, którym mogła chodzić po głowie emigracja. Weźmy nawet raz jeszcze za przykład Klausa Gunthera. Czy to przypadek, że koledzy z zespołu przed wyprawą do Liege zmusili go do uroczystej przysięgi, że nie porzuci drużyny? Choć przecież golkiper z nikim nie dzielił się swoimi planami. Wreszcie – czy to przypadek, że gdy Gunther już w Belgii próbował oderwać się od drużyny i wpadł do pierwszeg0-lepszego pociągu, ten w ogóle nie ruszył ze stacji? Wbrew rozkładowi. Stał tam tak długo, aż zrezygnowany piłkarzy wymknął się z powrotem na peron i dołączył do reszty ekipy.

KIERUNEK – ZACHÓD

Wspomniany Falko Gotz, który w Bayerze Leverkusen zaczął występować w 1984 roku i sięgnął z nim po Puchar UEFA, także musiał uciec się do podstępu, by opuścić szeregi berlińskiego Dynama, którego był wychowankiem. Stasi miała na niego oko z uwagi na fakt, iż piłkarz miał wielu bliskich krewnych w Niemczech Zachodnich. Jego najbliższy kumpel z klubu, Dirk Schlegel, także gorączkowo myślący o emigracji, posiadał z kolei ciotkę w Anglii. On też znajdował się więc pod czujną obserwacją agentów.Od zawsze byliśmy na cenzurowanym u władz Dynama – przyznał Schlegel w doskonałym reportażu BBC. – Posiadanie rodziny w RFN czy w innym kraju zachodnim nie było dobrze widziane i z perspektywy Stasi stanowiło potencjalne zagrożenie. Z drugiej strony – takie traktowanie jeszcze bardziej zacieśniło więzy przyjaźni, które połączyły mnie i Falko.

Obaj zawodnicy mieli zresztą spore problemy, by w ogóle przebić się do pierwszego zespołu Dynama. Właśnie z uwagi na wątpliwości natury politycznej. – Nasi rodzice usłyszeli wprost od trenera drużyny juniorskiej, że stanowiłoby zły przykład, gdyby chłopcy o tak wątpliwych korzeniach jak nasze, otrzymali szansę gry w Dynamie wcześniej od zawodników wywodzących się z rodzin oddanych władzy – stwierdził Schlegel.

„Musieliśmy odpowiedzieć sobie na pytanie, gdzie chcemy grać. Czy w Niemczech Wschodnich, gdzie każdego dnia jakiś partyjny funkcjonariusz mógł nam zakończyć karierę z uwagi na nasze rodziny? Czy w Bundeslidze, gdzie bylibyśmy wolnymi ludźmi?”
Falko Gotz (Bayer Leverkusen 1984 – 1988)

Schlegel i Gotz w 1983 roku coraz częściej rozmawiali o emigracji. Ale nigdy w zamkniętych pomieszczeniach, a już zwłaszcza na terenie klubu. Często udawali się wspólne przebieżki do lasu. W czasie joggingu również musieli zachować pewną czujność, lecz w lesie nikt nie mógł ich podsłuchać. Wobec siebie mieli natomiast stuprocentowe zaufanie. I tylko wobec siebie. Gotz swoje plany zdradził także ojcu, Schlegel nie poinformował nawet rodziców. Pogodził się z faktem, że pewnego dnia zniknie, a za pożegnanie posłuży mu ewentualnie krótki liścik pozostawiony na kuchennym stole.

Mówimy więc o naprawdę zagmatwanych moralnie dylematach, przed którymi stali ci młodzi mężczyźni.

Falko Gotz i Dirk Schlegel

Plany udało się ostatecznie wcielić w życie jesienią 1983 roku.

Gracze Dynama otrzymali od trenera godzinę czasu wolnego w Belgradzie, gdzie przyjechali na mecz Pucharu Europy z miejscowym Partizanem. To była okazja, na którą czekali Gotz i Schlegel. – Nie rozmawialiśmy ze sobą podczas podróży, wymienialiśmy tylko spojrzenia. Zdawaliśmy sobie sprawę, że nadchodzi nasza chwila, lecz wiedzieliśmy też, na jak wielkie ryzyko się decydujemy – wspominał Dirk.

Falko dodawał: – Byliśmy sfrustrowani. Czuliśmy na sobie coraz większą presję. Godzina czasu wolnego w centrum Belgradu była tym, czego potrzebowaliśmy. Mieliśmy w kieszeni dokumenty i trochę pieniędzy. Czyli wszystko, co niezbędne. Pomyślałem: teraz albo nigdy. Trzymałem się blisko Dirka. Reszta zespołu robiła zakupy dla siebie i rodzin, a my czekaliśmy na czas, w którym nikt już nie będzie zwracał na nas uwagi. W końcu odłączyliśmy się od grupy i ruszyliśmy sprintem do drzwi centrum handlowego. Myśleliśmy tylko o tym, by biec przed siebie. Gnaliśmy tak chyba przez pięć minut, aż w końcu złapaliśmy taksówkę. Problem w tym, że kierowca nie chciał nas zawieźć do ambasady RFN.

Piłkarze zaczęli panikować.

A co, jeśli wszyscy już się spostrzegli, że brakuje ich na zakupach? A jeśli pościg już trwa?

Akcja zakończyła się jednak happy-endem. Kolejny taksówkarz nie robił kłopotów, przedstawiciele ambasady także stanęli na wysokości zadania. Natychmiast zorganizowali piłkarzom potajemny transport do Chorwacji, by możliwie jak najprędzej oddalić ich od Belgradu, gdzie przebywali przedstawiciele Dynama. Potem Gotz i Schlegel udali się nocnym pociągiem do Lublany, a stamtąd – oczywiście z rozmaitymi perturbacjami i przygodami – do Niemiec Zachodnich. Kiedy rodzice obu piłkarzy włączyli wieczorną transmisję starcia Partizana z Dynamem i w kadrze meczowej brakowało nazwisk ich synów, natychmiast zdali sobie sprawę, że miną lata, zanim ponowne uda im się z nimi spotkać.

„Kiedy pierwszy raz zadzwoniłem do domu, mama od razu dała mi do zrozumienia, że nie jest sama w domu… Funkcjonariusze Stasi natychmiast po naszej ucieczce rozpoczęli przesłuchania naszych rodzin. Nigdy nam nie odpuścili. Moi rodzice byli śledzeni aż do zjednoczenia Niemiec. Notorycznie wzywano ich na kolejne przesłuchania. Nękano ich bardzo otwarcie. To miała być forma kary za naszą ucieczkę. My też byliśmy pod lupą Stasi. Kiedy obejrzałem odtajnione materiały, jakie agenci zgromadzili na mój temat, odkryłem w aktach rzeczy, o których wolałbym nie wiedzieć”
Falko Gotz

Ostatecznie Schlegel wielkiej kariery w Bayerze Leverkusen nie zrobił, ale Gotz wyrósł na jedną z gwiazd „Aptekarzy”. W zwycięskiej edycji Pucharu UEFA trafił do siatki w konfrontacji z Feyenoordem, zapewniając swojej drużynie zwycięstwo. Pewnie między innymi ze względu na jego dobrą postawę działacze Bayeru później bardzo chętnie korzystali z usług zawodników z NRD.

TYLKO JEDEN PUCHAR

Pierwszym gwiazdorem z Niemiec Wschodnich, który na drodze oficjalnej podpisał kontrakt z Bayerem Leverkusen – co stanowiło jednocześnie premierowy przypadek tego typu w całej Bundeslidze – był Andreas Thom. Kapitalny napastnik, 51-krotny reprezentant NRD i niewątpliwie wiodąca postać tamtejszej Oberligi. Wychowanek BFC Dynama, z którym pięciokrotnie sięgnął po mistrzostwo kraju. Thom wylądował w Leverkusen w grudniu 1989 roku, a zatem jeszcze przed formalnym zjednoczeniem kraju, lecz już po tym, jak Helmut Kohl, kanclerz RFN, ogłosił do wiadomości publicznej dziesięciopunktowy plan zjednoczenia Niemiec. „Aptekarze” zapłacili za niego 2,5 miliona marek, co można szacować na około 900 tysięcy euro.

Dodatkowo przekazano berlińskiemu klubowi… 300 japońskich motocykli.

Thom z miejsca został najlepiej zarabiającym piłkarzem Bayeru i w ogóle jednym z najlepiej opłacanych piłkarzy w Bundeslidze. Oczekiwania wobec niego były więc gigantyczne. On sam cieszył się zaś, że wreszcie przyjdzie mu występować w klubie, który nie cieszy się powszechną nienawiścią w kraju. – Byliśmy tylko piłkarzami, ale Dynamo kojarzono ze Stasi. Buczeli na nas kibice na wszystkich stadionach w kraju – opowiadał Niemiec. – Wiedzieliśmy oczywiście, kto rządzi klubem. Wiedzieliśmy, jak nim rządzi. Ale co mogliśmy zrobić jako zawodnicy? Nie mieliśmy na nic wpływu.

Andreas Thom

Pół roku później do Bayeru trafił także Ulf Kirsten. Również gwiazdor Dynama, lecz tego drezdeńskiego. Absolutnie nietuzinkowy snajper. Niski, mierzący nieco ponad 170 centymetrów wzrostu, a jednak fantastycznie grający głową. Krępy, nabity mięśniami, a mimo to z całkiem imponującym odejściem na kilku metrach. Przede wszystkim jednak niezwykle mocno trzymający się na nogach i piekielnie skuteczny. Dwukrotnie wygrał Oberligę w barwach Dynama Drezno, 49 razy wystąpił w barwach reprezentacji Niemiec Wschodnich. Porównywano go często do Gerda Muellera. I coś w tym rzeczywiście było. Oczywiście Kirsten nie był aż tak genialnym łowcą goli jak starszy rodak, lecz stylem gry bardzo go przypominał.

Zatrudnienie Thoma i Kirstena oznaczało, że spośród – powiedzmy – czterech największych i w miarę młodych gwiazd ligi NRD, Bayer zgarnął dla siebie dwie. Nie udało się działaczom z Leverkusen przechwycić Matthiasa Sammera, który wybrał Stuttgart. Thomas Doll trafił zaś do HSV.

Swoją drogą – Sammer, późniejszy laureat Złotej Piłki, także był już dogadany z Bayerem. Pion sportowy klubu był przekonany, że ściągnięcie trójcy Kirsten – Thom – Sammer okaże się absolutnym strzałem w dziesiątkę, ale interweniowała „góra”, czyli szefostwo Bayeru w rozumieniu firmy farmaceutyczno-chemicznej. Obawiano się, że jednoczesne zatrudnienie aż trzech gwiazd DDR-Oberligi spotka się z niezadowoleniem kibiców. Tym bardziej że każdemu z nich trzeba było zaproponować naprawdę gwiazdorskie warunku kontraktu, by zechciał kontynuować karierę w Leverkusen.

YOUNG BOYS POKONAJĄ BAYER? KURS: 3,17 W TOTOLOTKU!

Cel tej transferowej ofensywy był tak czy owak jasny – walka o mistrzostwo Niemiec.

No i indywidualnie Thom oraz Kirsten spełnili pokładane w nich nadzieje. Zwłaszcza ten drugi. Strzelił dla Bayeru w sumie 237 goli, trzykrotnie zgarniając armatkę dla najlepszego strzelca sezonu w Bundeslidze. Zdobywał też tytuły króla strzelców europejskich rozgrywek – Pucharu UEFA w 1995 i Pucharu Zdobywców Pucharów w 1994 roku. Kiedy łapał strzelecki rytm, nie było na niego mocnych. Na dodatek uchodził za napastnika uwielbiającego starcia o najwyższym ciężarze gatunkowym. Bardzo często gnębił choćby golkiperów Bayernu Monachium. Thom także nie rozczarował – do siatki trafiał wprawdzie znacznie rzadziej, niemniej załapał się na dziesięć występów w reprezentacji zjednoczonych Niemiec. Kirsten otrzymał aż 51 szans od kolejnych selekcjonerów, co daje w sumie równe 100 meczów dla obu drużyn narodowych, w których było mu dane grać.

W 1993 roku Bayer – z Kirstenem i Thomem w składzie, a także Heiko Scholzem, kolejnym eks-gwiazdorem z DDR-Oberligi, który zanotował występy zarówno w reprezentacji Wschodnich, jak i zjednoczonych Niemiec – wywalczył DFB-Pokal. Pewnie nawet najbardziej pesymistycznie usposobieni kibice „Aptekarzy” nie mogli się spodziewać, że będzie to… ostatnie trofeum w dotychczasowej historii klubu.

Nie bez kozery przedrzeźnianego jako „Bayer Neverkusen”.

Bayer Leverkusen 1:0 Hertha BSC Amateure (finał Pucharu Niemiec 1993)

Takich chwil się nie zapomina – opowiadał Kirsten, autor zwycięskiego gola w finale z Herthą. – Wszystko świetnie pamiętam. Wciąż mam przed oczami Pavla Hapala, który dośrodkowuje piłkę z lewej strony. Z automatu ruszyłem w kierunku dalszego słupka i wyskoczyłem najwyżej, uderzając między wyciągniętymi ramionami bramkarza. Byliśmy w tamtym meczu znacznie lepsi, za długo czekaliśmy na tego gola. Powinniśmy byli wygrać 6:0, ale piłka nie chciała wpaść do bramki, a jednego trafienia nie uznał nam z niezrozumiałych przyczyn sędzia Markus Merk.

Potem Bayer już bez Thoma, ale wciąż z Kirstenem w składzie, wielokrotnie zbliżał się do ligowego triumfu. Jednak za każdym razem ekipie z Leverkusen czegoś brakowało. Szczytem wszystkiego był sezon 2001/02, gdy „Aptekarze” przerżnęli trzy szanse na zdobycie trofeum w ciągu paru tygodni. Polegli w finale Ligi Mistrzów, finale Pucharu Niemiec oraz na finiszu rozgrywek ligowych.

„Leverkusen boi się Bayernu. Nogi im się trzęsą przed nami jeszcze przed wyjściem na boisko”
kpił Uli Hoeness

Na dodatek obaj gwiazdorzy ściągnięci z NRD spotkali się z zarzutami o współpracę ze Stasi.

O bycie konfidentem oskarżył mnie pewien piłkarz, którego nazwiska nawet nie wymienię – wściekał się Thom. – Powiedział, że ja, Thomas Doll i jeszcze jeden piłkarz Dynama donosiliśmy na resztą zespołu. Byłem w szoku, że ktoś może rzucać tak paskudne oskarżenia bez pokrycia. Choć nie wykluczam, że zostałem „informatorem” Stasi nawet o tym nie wiedząc. Pamiętam, jak po wybuchu tej afery żona pytała mnie: „Coś ty podpisał?”. Zapewniłem ją, że nie zawarłem żadnego układu ze Stasi. Zagroziłem zresztą człowiekowi, który mnie pomówił, że podam go do sądu. Dziwnym trafem od tego momentu przestał głosić swoje teorie o mojej agenturalnej przeszłości.

Zarejestrowanym przez Stasi informatorem niewątpliwie był natomiast Kirsten. Jego pseudonim operacyjny to „Knut Kruger”.

Funkcjonariusze bezpieki właściwie w każdy znaczącym zespole z NRD próbowali zainstalować swojego zaufanego człowieka, by wyłapywać z wyprzedzeniem wszelkie próby „zdrady republiki”. Za przykład może posłużyć choćby historia Wolfganga Bohme, znakomitego niemieckiego szczypiornisty. Wychlapał on nie temu koledze z zespołu co trzeba, że planuje uciec podczas najbliższego zagranicznego zgrupowania. I rzeczywiście spotkała go przerwa w grze – został karnie wcielony do wojska. Przed pucharowym starciem Bayernu Monachium z Dynamem Drezno w 1973 roku agenci Stasi z dumą zaraportowali, że w ekipie z Niemiec Wschodnich posiadają aż pięciu informatorów, co pozwoliło im przeprowadzić szeroko zakrojoną akcję inwigilacyjną także w szeregach monachijskiej drużyny.

Ulf Kirsten

Czy Kirsten realnie szkodził kolegom swoimi donosami, czy może podpisał jakieś świstki dla świętego spokoju?

Po odtajnieniu akt Stasi niemiecka prasa donosiła, że Ulf w zamian za finansowe gratyfikacje donosił swemu oficerowi prowadzącemu o nocnych przygodach kumpli z Dynama. Typowe kwestie obyczajowe – ten za dużo pije, tamten zdradza żonę. Niby nic wielkiego, ale – jak to się mówi – niesmak pozostał. Choć trzeba podkreślić, że Stasi w końcowej fazie swojej działalności dysponowała siatką przeszło 150 tysięcy informatorów. Większość z nich – podobnie jak sam Kirsten – nie zdradzała funkcjonariuszom tajemnic, które mogłyby wpędzić innych ludzi w jakieś naprawdę poważne tarapaty. Pewnie także dlatego dzisiaj Niemcowi nikt agenturalnej przeszłości nie wypomina. Ot, niezbyt chwalebny epizod w życiorysie i tyle.

Z pewnością agenturalna przeszłość napastnika nie ma wpływu na jego status w oczach kibiców Bayeru Leverkusen, którzy traktują go jako legendę. I słusznie – polityka nie powinna się mieszać ze sportem. Choć historia pokazuje, że te dwie dziedzina życia społecznego przeplatają się nader często.

fot. WikiMedia, NewsPix.pl

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Urban o Jagiellonii: Jeżeli nie wykorzysta szansy, będzie tego żałować przez dziesięciolecia

Bartosz Lodko
1
Urban o Jagiellonii: Jeżeli nie wykorzysta szansy, będzie tego żałować przez dziesięciolecia
Ekstraklasa

Adamczuk: Nadal liczę, że w Ekstraklasie do końca będziemy walczyć o czołowe lokaty

Bartosz Lodko
1
Adamczuk: Nadal liczę, że w Ekstraklasie do końca będziemy walczyć o czołowe lokaty
Ekstraklasa

Trela: Przyszłość Dawida Szulczka. Jak wyglądałby sensowny kolejny krok karierze?

Michał Trela
1
Trela: Przyszłość Dawida Szulczka. Jak wyglądałby sensowny kolejny krok karierze?

Liga Mistrzów

Piłka nożna

Niepokonani. Dlaczego nikt nie wierzy, że najlepszy klub świata gra w Turkmenistanie?

Szymon Janczyk
8
Niepokonani. Dlaczego nikt nie wierzy, że najlepszy klub świata gra w Turkmenistanie?
Niemcy

Mistrzowie dramaturgii. Dlaczego Bayer jest tak dobry w końcówkach?

0
Mistrzowie dramaturgii. Dlaczego Bayer jest tak dobry w końcówkach?
Niemcy

Kłopoty kadrowe Bayernu przed półfinałowym meczem Ligi Mistrzów

Piotr Rzepecki
0
Kłopoty kadrowe Bayernu przed półfinałowym meczem Ligi Mistrzów

Komentarze

9 komentarzy

Loading...