Reklama

Jedno 0:9 zostało wybaczone. A drugie?

Jan Piekutowski

Autor:Jan Piekutowski

11 lutego 2021, 12:05 • 8 min czytania 8 komentarzy

Powiedzieć, że w Southampton nie mają ostatnio najlepszego okresu, to nie powiedzieć nic. Przegrali pięć ostatnich ligowych spotkań, w tym jedno powtarzając swój wyczyn z 2019 roku. 0:9 z Manchesterem United może dla Świętych stanowić albo kolejny punkt do dalszego rozwoju, albo pogrzebać kadencję Ralpha Hasenhüttla. 

Jedno 0:9 zostało wybaczone. A drugie?

Dźwignąć zespół po jednej tak dotkliwej porażce jest zdecydowanie łatwiej, niż spróbować się podnieść po dwóch. A przed Austriakiem stoi właśnie takie zadanie. Teraz jednak wydaje się, że będzie bez porównania trudniej – jego Southampton na przestrzeni ostatnich pięciu ligowych kolejek jest najgorszą drużyną w Premier League. Nie dość, że Święci nie zdołali zdobyć choćby jednego punktu, to mają dramatyczny bilans bramkowy – 3:18.

Co więcej, Hasenhüttl nie może skorzystać ze wszystkich swoich piłkarzy – cały czas nie wyleczył się Theo Walcott, uraz złapał Ibrahima Diallo oraz Stuart Armstrong, zaś Mohammed Salisu, którego nazywano potencjalną gwiazdą, ani razu nie był na tyle zdrowy, by dostać choćby dwie minuty na boisku.

Zmusiło to Austriaka do ciągłego kombinowania – a to na lewej obronie musiał grać Jack Stephens, a to w środku pola debiutował (z fatalnym skutkiem) Alexandre Jankewitz. Jakby tego było mało – wielu zawodników grało znacznie poniżej nie tylko oczekiwań, ale i swojego zwyczajowego poziomu. Jednym z tych, którzy w tym okresie zawiedli Hasenhüttla najbardziej, jest Jan Bednarek.

Najgorszy tydzień w karierze

Gdy Polak w meczu z United trafiał do siatki swojego bramkarza – Alexa McCarthy’ego – z pewnością nie sądził, że to zaledwie początek jego kłopotów. Jasne, już w tamtym momencie było beznadziejnie, wszak grające w “10” Southampton przegrywało 0:3, a do końca meczu pozostawała dobra godzina. Gdyby jednak zakończyło się na “swojaku” i wysokiej porażce, pewnie Bednarek nie musiałby określać minionego tygodnia jako najgorszego w swojej karierze.

Reklama

Southampton w ciągu czterech dni zagrało dwa mecze. Oba przegrało. W obu do porażki walnie przyczynił się właśnie środkowy defensor reprezentacji Polski. Gdyby połączyć te dwa mecze w trwający 180 minut odcinek, czas ekranowy Bednarka byłby niezwykle intensywny, ale… mało imponujący:

  • 34′ – gol samobójczy
  • 86′ – sprokurowany rzut karny
  • 86′ – czerwona kartka
  • 93′ – klub przegrywa 0:9
  • 116′ – piłka po strzale Almirona odbija się od Bednarka i wpada do siatki Southampton

Do tego doszło kilka błędów w ustawieniu, kilka złych decyzji i niecelnych podań. Cztery dni, dwie porażki, 12 straconych bramek. Dla obrońcy to czas gorszy niż z najczarniejszego koszmaru. Nie wychodziło mu przeciwko Manchesterowi United i Newcastle United absolutnie nic.

A skoro nie wychodziło jemu, to komu innemu miało? Bez cienia przesady można bowiem stwierdzić, że wcześniej Bednarek był najlepszym, najrówniejszym defensorem Southampton. Gdy jednak w oczu klubu zajrzało przerażające widmo kryzysu, nawet 24-latek okazał się wobec niego całkowicie bezradny.

Dwa zawalone mecze nie przekreślają oczywiście dobrego sezonu w jego wykonaniu. Były piłkarz Lecha Poznań z łatwością przebija swoich kolegów z linii defensywy nie tylko pod względem umiejętności czysto obronnych, ale też jeśli mówimy o organizowaniu gry, progresywnych podaniach, czy zagrożeniu stworzonym pod bramką przeciwnika. W wielu kwestiach należy patrzeć na jego wyniki nieco szerzej, za punkt odniesienia przyjmując nie zawodników Southampton, ale przedstawicieli drużyn, które wyprzedzają Świętych w tabeli, a prezentują zbliżoną do nich taktykę, opartą na posiadaniu i atakowaniu.

Szkoda zatem, że Polak miał bezpośredni udział w dwóch porażkach 0:9. Nigdy nie ma na nie odpowiedniego momentu, wszak bez skrupułów szpecą CV oraz psychikę każdego zawodnika – przede wszystkim obrońcy i bramkarza – ale niekiedy przychodzą one w najmniej oczekiwanej chwili.

Reklama

Tak było właśnie w tym wypadku – nie tak dawno rozprawiano na temat tego, czy Bednarek nie powinien powoli pakować manatków i szukać klubu mocniejszego lub większego, choćby pokroju Arsenalu. Teraz dyskusje nieco ucichły, tak jak ucichły dywagacje na temat tego, jak wysoko w tym sezonie skończy Southampton.

I 24-latek, i jego klub, mają w tym momencie ważniejsze sprawy na głowie niż ewentualny transfer albo awans do Ligi Europy. Trzeba się dźwignąć z bagna, w którym wylądowano drugi raz w ciągu 466 dni.

Sztuka zarządzania kryzysem

W pomeczowej konferencji uderzył spokój Ralpha Hasenhüttla. Ten niezwykle emocjonalny człowiek, który po wygranej nad Liverpoolem potrafił się rzewnie rozpłakać, teraz zdawał się być zimny i nieczuły. Drugi raz w swojej trenerskiej karierze przeżył coś, co przecież nigdy nie powinno mieć miejsca.

“Nie potrzebujemy tego wyniku, żeby wiedzieć, co musimy zrobić lepiej. Tym razem sytuacja jest inna – nie chodzi o to, że boli mniej. Boli nawet bardziej. Ale zespół jest inny. Rozegraliśmy do tej pory dobry sezon, zobaczymy, jak się skończy. A skończy się lepiej niż w przeszłości

Spokojny, zaskakująco opanowany, dość pogodnie patrzący w przyszłość. Niewielu szkoleniowców stać by było na taką powściągliwość, ale Austriak ma zrozumiałe doświadczenie w tej kwestii.

Gdy Southampton przegrało z Leicester, Hasenhüttl dokonał małego cudu. Zdołał zmienić wszystko w swoim zespole, a punktem zwrotnym był rewanż z Lisami, które przed meczem puściły na telebimach King Power Stadium skrót ze swojego legendarnego zwycięstwa. Cała drużyna Świętych oglądała te dziewięć bramek razem. Dało im to mentalnego kopa, który nie tylko pozwolił pokonać wówczas Leicester, ale i rozpoczął ich marsz w górę tabeli.

Dobra forma ekipy z St. Mary’s Stadium rezonowała także na bieżące rozgrywki. Tak, Southampton było momentami bardzo, bardzo dobre. Ograli Everton, Liverpool, Aston Villę, zremisowali z Chelsea. Nie były to wyniki przypadkowe. Święci prezentowali się na tyle równo, że można było postrzegać ich jako kandydatów do gry w Lidze Europy.

Teraz wiemy, że było to złudne wrażenie. Ślady w psychice po meczu z Leicester City nie dały się wymazać gumką. Hasenhüttl zdołał trafić do swoich zawodników – to pewne, ale gdy rywal zaczyna się rozpędzać, Southampton nie potrafi go złapać. Zakrywa twarz dłońmi i przez palce patrzy na to, jak bardzo skrzywdzi go przeciwnik.

W pierwszym meczu z Manchesterem United wypuścili dwubramkowe prowadzenie – pozwolili sobie strzelić trzy gole w 32 minuty. W drugim meczu – cztery w trzydzieści dziewięć. Alarmujące było też spotkanie z Tottenhamem – 35 minut drugiej połowy, trzy trafienia Kane’a, jedno Sona – oraz Aston Villą – 35 minut i trzy bramki stracone. Gdy rywal łapie wiatr w żagle i zaczyna punktować, Święci nie wiedzą, co zrobić. Strata dwóch szybkich bramek paraliżuje ich zupełnie. Ani razu w takiej sytuacji nie byli w stanie odwrócić wyniku na swoją korzyść.

Nie udało się też zaraz po katastrofalnym meczu z Manchesterem United. Święci pojechali do Newcastle, stracili dwie bramki w ciągu siedmiu minut. Później złapali kontakt, ale ostatecznie przegrali 3:2. Mimo tego, że Sroki – które przecież bronią się przed spadkiem – nieco ponad dziesięć minut grały w… dziewięciu.

Pierwszy (drugi) test na psychiczną dojrzałość został zatem zawalony. Nie jest to jednak żadna nowość – gdy przegrywali z Leicester, też nie potrafili podnieść się “zaraz po”. Zanim odnieśli kolejne zwycięstwo, przegrali z Manchesterem City, Evertonem i zremisowali z Arsenalem. Przełamali się dopiero na Watfordzie, zdobywając dwie bramki w ostatnim kwadransie spotkania.

Teraz jednak sytuacja nieco się zmieniła i wątpliwe, że Hasenhüttl dostanie tak duży kredyt zaufania drugi raz w swojej karierze. Sam fakt, że właściciele wytrzymali ciśnienie pięciu porażek z rzędu, rozgromienia przez Czerwone Diabły i wpadki z Newcastle United, jest dość imponujący. Jasne, Austriak rozwija zespół i wielu zawodników staje się lepszych pod jego skrzydłami. Southampton nie walczy też już o utrzymanie. Niemniej ewentualne straty punktów z Wolverhampton, Chelsea i Leeds United mogą być tak rozsądne, co ciągnięcie tygrysa za wąsy.

BARNSLEY ZATRZYMA CHELSEA W REGULAMINOWYM CZASIE GRY? KURS NA REMIS: 6,43 W EWINNER!

Nowe otwarcie?

Pozycja Hasenhüttla nie jest bezpieczna również przez wzgląd na ewentualne roszady właścicielskie. Od dłuższego czasu mówi się o tym, że do klubu ma wkroczyć amerykański przedsiębiorca – Joseph DaGrosa. Problemem jest jednak – przynajmniej na ten moment – cena.

Obecny właściciel klubu – Gao Jisheng nie chce zejść ze swoich oczekiwań. Nie baczy ani na pandemię koronawirusa, ani na wyliczenia, które przedstawił DaGrosa. Według Amerykanina, uwzględniając wzrost zadłużenia klubu oraz trudną sytuację finansową, wartość Southampton spadła o 50 milionów funtów. Gao tego zdania nie podziela. Oczekuje 160 milionów za swoje udziały, co może stanowić zaporę nie do sforsowania dla 56-letniego inwestora.

Zamiast tego przedsiębiorca może skierować swoje zainteresowanie w stronę innego zespołu – mówi się o możliwych udziałach w Crystal Palace lub Newcastle United. Jeśli jednak ostatecznie dogada się i zawita na St. Mary’s Stadium, rozpocznie się nowa era w życiu klubu. Wówczas Hasenhüttl nie będzie miał takiego komfortu pracy jak teraz. Gao ufa mu bowiem bezgranicznie – nie wyrzucił go mimo dwóch porażek 0:9 w ciągu nieco ponad półtora roku. DaGrosa nie będzie musiał silić się na taką litość.

SOUTHAMPTON POKONA WOLVES W PUCHARZE ANGLII? KURS: 3,11 W TOTOLOTKU!

Jeśli Southampton nie poprawi swoich wyników, na dobre zakopie się w dolnej połowie tabeli i możemy spodziewać się, że od lata Świętych poprowadzi nowy szkoleniowiec. Czy będzie to dobra decyzja, tego nie sposób przewidzieć. Gdyby bowiem Hasenhüttlowi udało się wyciągnąć swój zespół z mentalnego dna drugi raz, drugi raz wlać nadzieję w serca kibiców, pewnie pracowałby na St. Mary’s bardzo długo. Mimo że sytuacja Świętych jest teraz znacznie lepsza niż w momencie porażki z Leicester, to niekoniecznie musi to wyjść klubowi na dobre. Oczekiwania zdążyły urosnąć, nie wystarczy już utrzymać się w Premier League. Perspektywy nie są jednak szczególnie kolorowe.

Danny Ings nie potrafi przebić się w pole karne, tak dobrze jak na starcie sezonu. Linia defensywy jest rozedrgana niczym struna w gitarze Jimmy’ego Hendriksa, chociaż wcześniej stanowiła drugą najpewniejszą w całej Premier League! Pressing zelżał, ostatnio dało radę wyjść spod niego Newcastle United Steve’a Bruce’a. Piętrzą się również kontuzje, dziury trzeba łatać wypożyczeniami. Southampton ma kryzys i to na wielu frontach.

Jedno 0:9 zostało wybaczone, a drugie?

Fot.Newspix

Angielski łącznik

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
5
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Anglia

Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Komentarze

8 komentarzy

Loading...