We wtorkowej prasie m.in. opinie Kamila Kosowskiego po ostatniej kolejce Ekstraklasy, rozmowa z Łukaszem Wachowskim o graniu w obecnych warunkach, kibicom mocniej przedstawia się Łukasz Bejger, a Raków Częstochowa ma problem z kontuzjami.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Kamil Kosowski nadal nie widzi mistrza Polski w Pogoni Szczecin.
(…) Trzeba też pochwalić Pogoń Szczecin. Znów zagrała na zero z tyłu i zneutralizowała rywala. Dalej podtrzymuję jednak zdanie, że nie widzę Portowców jako mistrzów Polski. Mają szanse na podium i być może załapią się do pucharów, ale do tytułu to na razie za mało. Nie pamiętam takiego meczu, by Pogoń pierwsza straciła bramkę i musiała gonić wynik. Jej plan to raczej jeden strzelony gol i skupienie się na defensywie. Trener Kosta Runjaic sukcesywnie wprowadza młodych piłkarzy, których Pogoń niedługo będzie mogła wytransferować i zarobić na nich pieniądze. Jeśli to dalej będzie tak funkcjonowało, to za jakiś czas Portowcy staną w szranki z naszymi najlepszymi klubami i będą walczyć o mistrzostwo, ale to jeszcze nie w tym sezonie.
Po wyeliminowaniu Bełchatowa i Widzewa, kolejnym rywalem Legii w Pucharze Polski jest wicelider I ligi ŁKS.
W rozgrywkach pucharowych każda drużyna ma obowiązek wystawić dwóch młodzieżowców. – Do Łodzi zabieramy Kacpra Skibickiego i młodego Szymona Włodarczyka, których nie było w kadrze na ostatnie spotkanie. Do zajęć wrócił Czarek Miszta, więc z wyborem młodzieżowca na pewno nie będzie problemu. Jest duża szansa, że w Łodzi zagra Czarek – zadeklarował szkoleniowiec warszawskiego klubu.
Ostatnie zdanie w tej kwestii będzie należało do klubowego lekarza, ponieważ, niedawno zawodnik przeszedł koronawirusa. – Dobry jest – ocenia Misztę trener Krzysztof Dowhań, wychowawca wielu znakomitych bramkarzy Legii. – Nasi młodzi bramkarze bo oprócz Czarka z pierwszym zespołem trenuje jeszcze o rok od niego młodszy Kacper Tobiasz, mają sporo szczęścia, że mogą pracować z Arturem Borucem, Radkiem Cierzniakiem oraz Jankiem Muchą, moim asystentem, który również zapowiada się na znakomitego szkoleniowca bramkarzy – dodaje Dowhań. – Treningi to jedno, ale rozmowy, rady, wskazówki starszych kolegów, którzy niejedno w piłkarskim życiu przeżyli i widzieli, są bezcenne. Kiedyś Artur korzystał z podpowiedzi Wojtka Kowalewskiego oraz Radka Stanewa, teraz sam jest mentorem i autorytetem dla innych – zauważa 65-latek.
Miszta trenuje z pierwszym zespołem dopiero od tego sezonu. Poprzedni spędził na wypożyczeniu do Zagłębia Sosnowiec (jesień 2019, ale wtedy leczył kontuzję) i Radomiaka (wiosna 2020). W styczniu był z drużyną na obozie przygotowawczym w Dubaju – pierwszy raz wyjechał na zgrupowanie z seniorami już kilka lat temu.
Łukasz Wachowski, dyrektor departamentu rozgrywek krajowych PZPN, o problemach z rozgrywaniem meczów przy srogiej zimie.
Problemem jest brak systemu podgrzewania boisk czy zalegający śnieg?
Wszystkie stadiony, na których mają odbyć się mecze, są wyposażone w system podgrzewania płyt. Osobna kwestia to przygotowanie boiska do gry. Trzeba po prostu odpowiednio zareagować na to, że pada śnieg. Istotne jest jego usunięcie z murawy w konkretnym momencie. W przypadku intensywnego opadu śniegu na podgrzewaną nawet murawę, nie topnieje on od razu i zaczyna zalegać. Dlatego tak ważne jest jak najszybsze działanie. Wiadomo, że jak jest silny, intensywny opad bezpośrednio przed meczem, to trzeba go po prostu zebrać. Jeśli nie ustaje także po rozpoczęciu gry, należy robić to nawet w trakcie przerwy spotkania, aby chociaż odpowiednio odsłonić linie boiska. Pogoda jest trudna, ale jeżeli stadiony dysponują podgrzewanymi murawami, to trzeba grać.
To w czym jest problem, skoro pojawiają się plotki, że spotkania Pucharu Polski będą odwołane?
Podstawą do odwołania meczu jest zmarznięte boisko. Wówczas mamy do czynienia ze zwiększonym ryzykiem odniesienia kontuzji przez zawodników. Jeżeli pod murawą jest włączony system jej podgrzewania, to sama płyta boiska zmarznięta nie będzie. Czym innym jest pozbycie się pokrywy śnieżnej.
Dlaczego więc odwołano poniedziałkowe spotkanie ekstraklasy PGE Stal – Wisła Płock?
Tam był nieco inny powód, bo w Mielcu zaczął padać marznący deszcz. Jeżeli mamy do czynienia z takim zjawiskiem, to nawet system podgrzewania murawy nie uratuje sytuacji. To jest odosobniony przypadek, ewenement czy anomalia.
Rozmowa z Łukaszem Bejgerem, który zamienił Manchester United na Śląsk Wrocław.
W Anglii dalszy rozwój nie był już możliwy?
Chciałem przeskoczyć do piłki seniorskiej, uznałem, że to odpowiedni moment. W Manchesterze nie mogłem tego mieć, ponieważ na co dzień nie trenowałem z pierwszą drużyną. Zależało mi, by jak najszybciej wskoczyć do dorosłej piłki. Nikt z Manchesteru mnie nie wyrzucał, transfer wyszedł z mojej inicjatywy. Do rozstrzygnięcia pozostała więc tylko sprawa, czy mogę przenieść się już zimą czy dopiero latem.
United nie wypożyczyło cię, tylko oddało. Czy to oznacza, że zorientowali się, iż nie przeskoczysz już pewnego poziomu?
Nie wiem, ale dla mnie osobiście transfer definitywny był lepszą opcją. W takiej sytuacji klub w ciebie inwestuje, wykłada konkretne pieniądze, więc zależy mu, by ciebie rozwinąć i by za półtora roku czy za trzy lata zarobić na tobie dziesięć razy więcej. Podczas wypożyczenia działa to inaczej. Śląsk przekonał mnie tym, że bardzo chciał mnie pozyskać. Jednym z ważniejszych czynników przemawiających za przyjazdem do Wrocławia było to, że tutaj widzą we mnie środkowego obrońcę. Na tej pozycji czuję się najlepiej, ona pozwoli mi najlepiej się rozwinąć. W Manchesterze grałem również na prawej stronie defensywy.
Raków Częstochowa pierwszy raz w tym sezonie przegrał dwa mecze z rzędu. Zespół ma problem z urazami ważnych graczy.
Po spotkaniu w stolicy trenerowi Papszunowi przybyło problemów. Do kontuzjowanych wcześniej Tomaša Petraška (naderwanie więzadła rzepki) i Miłosza Szczepańskiego (rehabilitacja po rekonstrukcji więzadeł krzyżowych w kolanie) dołączyli kolejni zawodnicy. O ile Kamil Piątkowski (lekki uraz) szybko powinien wrócić na boisko, o tyle Andrzejowi Niewulisowi i Marcinowi Cebuli szykuje się dłuższa przerwa. Pierwszy został zmieniony w sobotę już w 43. min, ponieważ zgłosił kłopot ze ścięgnem Achillesa, a drugiemu prawdopodobnie odnowiła się kontuzja mięśnia dwugłowego uda lewej nogi. Jak długo potrwa nieobecność wspomnianych piłkarzy, będzie jasne po wynikach szczegółowych badań. Ich nieobecność w środowym meczu 1/8 finału Pucharu Polski z Górnikiem Zabrze (godz. 20.30) i sobotnim spotkaniu 17. kolejki ekstraklasy z Lechią Gdańsk (godz. 20.00) jest raczej pewna.
SPORT
Wobec urazów Jakuba Świerczoka i Dominika Steczyka to właśnie Michał Żyro ma szanse wziąć odpowiedzialność na strzelanie goli na swoje barki w Piaście Gliwice.
Dla Michała Żyry z jednej strony to wyzwanie, a z drugiej… nic wielkiego. Nie można przecież zapomnieć, że 28-letni piłkarz w przeszłości zdobywał trzy mistrzostwa Polski z Legią, grał w angielskim Wolverhamptonie i zapracował na powołanie do reprezentacji Polski. Jeden czynnik sprawił jednak, że dziś tamte wspomnienia wydają się trochę zamglone – kontuzje. Przez problemy zdrowotne musiał odbudowywać się w Kielcach czy Mielcu. W tak zwanym międzyczasie Żyro zaliczył niezbyt udany epizod w Pogoni. W szczecińskim klubie w 11 meczach strzelił tylko 1 gola.
Teraz będzie mógł się przypomnieć byłemu pracodawcy, a do Szczecina przyjedzie w dużo lepszym humorze i z dużą pewnością siebie. To dał mu transfer do Piasta przed sezonem, bo trener Waldemar Fornalik bardzo chciał mieć doświadczonego zmiennika, z określonym potencjałem. Przy Okrzei bardzo cenią napastników, którzy nie marudzą i starają się wykorzystać każdą minutę. Takim typem był Michal Papadopulos, takim jest Żyro. W tym sezonie we wszystkich rozgrywkach na 18 występów aż 13 zaczynał na ławce. 680 minut Żyro wykorzystał jednak bardzo dobrze, bo może pochwalić się 5 golami i 4 asystami.
Podbeskidzie, również dzięki odwołaniu wczorajszego meczu w Mielcu, wykaraskało się – po ponad dwóch miesiącach – ze strefy spadkowej.
Tym razem kluczem do sukcesu okazały się zmiany. Trener „górali” nie bał się postawić na debiutanta, Dominika Frelka, pozyskanego latem z Olimpii Grudziądz. Defensywny pomocnik poradził sobie całkiem dobrze. Z kolei Jakub Hora, który wyraźnie rozruszał grę z przodu, był jednym z wyróżniających się graczy po przerwie. – O tych zmianach zdecydowała nawierzchnia – wyjaśnił Robert Kasperczyk. – Zarówno Desley Ubbink, jak i Kuba Bieroński, czuli się trochę niekomfortowo. Murawa z każdą minutą była „cięższa” i wyżsi zawodnicy czuli się na niej gorzej. Dlatego do gry weszli Frelek i Hora, zawodnicy z niżej osadzonym środkiem ciężkości. U Dominika widoczna była lekkość w poruszaniu, a Kuba chyba najczęściej znajdował się przy piłce. Był cały czas pod grą, zarówno w bocznych, jak i w środkowych sektorach boiska. Widać było, że chce się pokazać. Wejście tych zawodników w znacznej mierze przyczyniło się do zmiany obrazu gry, do narzucenia swojego stylu rywalowi.
Swój moment miał Górnik Zabrze, potem chwaliliśmy Raków, na chwilę uwagę przykuła Legia. Teraz jednak najgłośniej jest o szczecińskiej Pogoni, która imponuje swoją grą.
Trener Kosta Runjaić po spotkaniu z „Pasami” narzekał na szczecińską murawę, ale jednocześnie między wierszami dość precyzyjnie opisał ciekawy projekt, jaki budują w Pogoni. – Staramy się grać piłką, dlatego dobra murawa byłaby dla nas przywilejem – mówił niemiecki szkoleniowiec. – Budujemy tutaj niesamowity projekt. Jest stadion i infrastruktura, ale nie ma dobrego boiska. Inny temat to ryzyko kontuzji podczas gry na takiej murawie. Mamy w klubie wspaniałą akademię, wychowujemy utalentowanych zawodników, ale takimi warunkami narażamy ich na urazy. Od kiedy tu jestem, zawsze mamy przed sobą wyzwania i myślę, że zawsze udawało nam się wspólnie je rozwiązywać – powiedział Runjaić, który ma szansę przynieść Pogoni jej pierwsze trofeum w historii.
SUPER EXPRESS
Rozwój Katowice dzięki pieniądzom otrzymanym z transferu Arkadiusza Milika do Olympique Marsylia będzie mógł spłacić swoje długi.
– Jesienią 2019 r. oddaliśmy obiekt, który był użytkowany przez ostatnie 45 lat. Przejął go właściciel spółki restrukturyzacji kopalń. Płaciliśmy czynsz, tylko że ten czynsz na przestrzeni ostatnich lat wzrósł do prawie 30 tys. zł miesięcznie. Dołączyć do tego koszty mediów, to powodowało, że płaciliśmy ok. 800 tys. zł rocznie. Nie stać nas na to – tłumaczy Nowak.
– Na pewno środki za Arka spowodują, że wszystkie nasze długi można „wyczyścić” i budować budżet na bieżącą działalność – mówi wiceprezes katowickiego klubu.
Fot. FotoPyK