– Nie jesteśmy przyjaciółmi. Nawet nie moglibyśmy nimi być, ponieważ nigdy nie rozmawialiśmy dłużej niż pięć minut przed meczem i pięć minut po meczu. Jest moim kolegą po fachu. Szanuję go. I tyle. Podświadomie wierzę też, że on jest taki sam jak ja – powiedział niedawno Jose Mourinho o swojej relacji z Jurgenem Kloppem. Ile było w tym prawdy, a ile kurtuazji? Trudno powiedzieć. To dwaj wielcy trenerzy, których losy stykają się od lat. Początkowo byli dla siebie właściwie obcy. W międzyczasie powstawała legenda jednego i burzyła się legenda drugiego, żeby zaraz na nowo wzrastać.
Teraz, kiedy minęło już parę dobrych lat od ich pierwszego spotkania, rywalizują ze sobą na angielskich boiskach, żyjąc ze sobą trochę tak jak dwa rasowe psy na strzeżonym osiedlu – może i czasami trochę poszczekają na siebie z balkonów, ale jest to na tyle nieinwazyjne, że w czasie spotkania przechodzą obok siebie praktycznie obojętnie.
Miniona dekada należała do Jurgena Kloppa. Najlepiej świadczy o tym fakt, że tylko jego ostatnie półrocze w BVB można jednoznacznie skategoryzować jako nieudany okres. Poza tym swoje zespoły prowadził do historycznych triumfów. Borussię do dwukrotnego zdetronizowania Bayernu w Bundeslidze, dwóch Superpucharów Niemiec, jednego DFB-Pokal i finału Ligi Mistrzów, a Liverpool do triumfu w Champions League i mistrzostwa Anglii. Wszystko to w świetnym stylu, z szerokim szelmowskim uśmiechem na twarzy i z wizerunkiem gościa, o którym właściwie wszyscy podopieczni wypowiadają się w samych superlatywach.
LIVERPOOL WYGRA Z TOTTENHAMEM – KURS 2.19 W EWINNER
Kevin Prince Boateng przyznawał, że płakał, kiedy dowiedział się, że nie będzie mógł dłużej współpracować z niemieckim szkoleniowcem, mimo że na Signal Iduna Park furory nie zrobił. Sadio Mane zachwycał się jak łatwo jego przełożony z „najlepszego kumpla” staje się „poważnym gościem, który wie wszystko o futbolu”. Henrikh Mkhitaryan i Pierre-Emerick Aubameyang nie mogli wyjść z podziwu dla jego zdolności psychologicznych. Mario Goetze uważał, że Klopp nauczył go wszystkiego. Roberto Firmino dziękował mu, że pozwolił mu wejść na światowy poziom, a Robert Lewandowski puentował, że to wspaniały gość na każdym polu – i trenerskim, i ludzkim.
Pełna gama komplementów. Rzadko słyszy się o nim coś negatywnego.
Zupełnie inaczej niż o Jose Mourinho. W przypadku Portugalczyka opinie często są podzielone. Jedni go uwielbiają, drudzy nienawidzą. Polaryzuje. Te wszystkie barwne konferencje, grymasy, szydercze uśmiechy, prowokacje, szaleństwa przy linii bocznej, palec w oku Tito Vilanovy, kłótnie z dziennikarzami, szpilki i szpileczki wbijane kolejnym piłkarzom, trenerom, działaczom – dla jednych to koloryt osoby, dla drugich zwykłe buractwo. Tym bardziej, że Mourinho nie odnosił już wielkich sukcesów. Dalej jego drużyny wygrywały, dalej nie można było ich zlekceważyć, ale ani w Realu, ani w Chelsea, ani w Manchesterze United nie wspominają go jako wielkiego zwycięzcy. Nawet mimo tego, że wszędzie wygrywał poważne trofea.
Ale zawsze coś nie grało. W pewnym momencie nawet wydawało się, że Jose Mourinho jest wypalony. Że stracił błysk w oku, że już nie jest ani tak błyskotliwy, ani tak entuzjastyczny, ani tak przebojowy jak był w swoim złotym okresie. Radość z futbolu przywróciła mu przerwa między pracą w Manchesterze a pracą w Tottenhamie, w czasie której spełniał się jako ekspert telewizyjny, ale zanim to się stało faktycznie nieco nadszarpnięta stała się jego legenda.
I wydaje się, że właśnie starcia drużyn Jurgena Kloppa z drużynami Jose Mourinho z minionej dekady stanowią wartościową kronikę opowieści o jednym i drugim.
Pierwszy raz spotkali się w sezonie 2012/13. Jose Mourinho miał poprowadzić Real do triumfu w Lidze Mistrzów, a Jurgen Klopp ze swoją heavy-metalową bandą bardzo chciał sprawić sensację i utrzeć nosa faworytom mieszając w stawce. Wyszło tylko Niemcowi. W pierwszym grupowym meczu Borussia wygrała z Realem 2:1, w drugim zremisowała z Królewskimi 2:2. Dalszą historię zna każdy. Półfinał, show Lewandowskiego, 4:1. Nokaut, którego nie udało się madrytczykom odwrócić, nawet mimo wygranej 2:0 w rewanżu.
Rósł Klopp. Malał Mou, który po zakończeniu sezonu wyleciał z pracy. Wtedy też ten bardziej doświadczony pierwszy raz na poważniej zaczął traktować tego doświadczonego nieco mniej. Skąd taki wniosek? Ano stąd, że Portugalczyk zaczął podszczypywać Niemca na konferencjach prasowych. A to w jego wypadku najmocniejsza broń.
Mourinho: – Powiedziałem już wszystko o Dortmundzie i to wystarczy. Basta. Nie jestem Jurgenem Kloppem, żeby mówić o wszystkim, codziennie, przez cały czas.
Klopp: – Mourinho uważa, że mówię za dużo? E tam, nie przejmuję się, tak mówili mi już nauczyciele w szkole. Nie obchodzi mnie to. Czy to gierki psychologiczne? Wiecie co, nie jestem wystarczająco inteligentny, żeby zrozumieć, o co w tym chodzi. Ale to żaden problem, teraz się zamknę i wszystko będzie w porządku.
Następnie spotykali się już na angielskich boiskach.
Obaj znów byli na zupełnie innych etapach swoich karier. Jurgen Klopp budował potęgę Liverpoolu, Jose Mourinho walczył z walącymi się gmachami w Chelsea i United. Żeby dobrze zrozumieć komu się udało, a komu nie wystarczy spojrzeć na dwie wypowiedzi niemieckiego szkoleniowca z tego okresu.
Klopp po zwolnieniu Mourinho z Chelsea: – Żal mi go. Takie rzeczy zdarzają się w futbolu. Bardzo mu współczuję. Sądzę, że nie ma nikogo, kto podważyłby opinię, że Mourinho to jeden z najlepszych szkoleniowców na świecie.
Klopp na pytanie o wartość trenerską Mourinho: – Wątpicie w niego? Od dłuższego czasu Mourinho odnosi sukcesy w branży. Trenerzy muszą się przystosowywać, swoje pomysły adaptować do możliwości, jakie daje dany skład. Na koniec i tak chodzi o wyniki, a to właśnie osiąganie ich jest największą zaletą Mourinho. Nie dba o styl w decydujących momentach, gra na wynik i to tworzy z niego jednego z najlepszych szkoleniowców, szanuję to.
W międzyczasie Portugalczyk wypadł z karuzeli trenerskiej i zaczął spełniać się jako telewizyjny ekspert. Odzyskiwał wigor, więc pewnego razu postanowił wbić szpilkę Kloppowi, który denerwował się, że odkąd jest w Anglii, Manchester United zawsze gra defensywny anty-futbol, co Mourinho potraktował jako personalny przytyk.
– Nie podobało mu się menu na Old Traffod? Lubi jeść mięso, a dostał ryby i oczywiście czuje się z tego powodu nieszczęśliwy. Jurgen Klopp wyraźnie odczuwa frustrację. Na Old Trafford, które byłoby szczególnym miejscem do odniesienia zwycięstwa przez Liverpool, nie udało mu się wygrać ani razu – komentował z charakterystycznym dla siebie ironicznym uśmieszkiem przyklejonym do twarzy.
TOTTENHAM WYGRA Z LIVERPOOLEM – KURS 3.25 W SUPERBET
Ten okres też już za nimi. Od ponad roku ich drużyny ponownie mierzą się na murawie. Do tej pory dwa razy wygrywał Liverpool – 1:0 w poprzednim sezonie i 2:1 w tym. I te spotkania również stanowią opowieść o jednym i drugim. Jurgen Klopp nie zmienił się ani o milimetr, ani o gram. Dalej jest impulsywny, dalej jest prostolinijny, dalej jest prostoduszny, dalej jest wulkanem energii przy linii bocznej. Zmienił się zaś Jose Mourinho. Sam mówi o sobie, że przeszedł „rewolucję emocjonalną”.
– Jestem spokojniejszy, lepiej czytam grę. Za dawne grzechy szaleństwa przy linii bocznej zapłaciłem wysoką cenę – oglądając to potem na spokojnie i płacąc wysokie grzywny. Przy tym mam wrażenie, że gdyby tak zachowywali się inni trenerzy, nie mieliby ani specjalnej refleksji, ani kar pieniężnych. Ale cóż, ja nie jestem wszyscy – tłumaczył.
Klopp też zauważył zmianę swojego rywala.
– Czy odkrył siebie na nowo? Nie wiem, ale na to wygląda, gdy patrzysz na jego profil na Instagramie – uśmiechał się Niemiec.
LIVERPOOL ZREMISUJE Z TOTTENHAMEM – KURS 3.75 W EWINNER
Inna sprawa, że Mou nie byłby sobą, gdyby w tej całej swojej rewolucji emocjonalnej nie znalazł miejsca na szpileczkę w stronę Kloppa. Nie dość, że po grudniowym meczu, zakończonym porażką Tottenhamu 1:2, powiedział rywalowi, że „przegrała drużyna lepsza”, to jeszcze dopowiadał swoje w Amazon Prime. – Co mogę powiedzieć, gdybym zachowywał się tak szalenie i impulsywnie jak Klopp, to sędzia już dawno wyrzuciłby mnie na trybuny. Ale tutaj nic się nie stało. Arbitrzy pozwolili mu być sobą. Nie oceniam tego, ale jest w tym coś dziwnego – docinał.
I tak to się toczy. Nie jest to najbardziej zaciekła rywalizacja w trenerskiej historii świata. Wprost przeciwnie. Ma swoje barwy, ma swoje odcienie, ale jest to na tyle marginalne, na tyle niewielkie, że nie budzi wielkich emocji, nie zachwyca świata piłki. To faktycznie rywalizacja oparta na oszczekiwaniu się z balkonów dwóch rasowych psów. Niby osiedle słyszy, niby jest w tym jakaś agresja, a jednak ani jeden, ani drugi nie ma nic do drugiego. Aktualnie ich drużyny bezpośrednio sąsiadują ze sobą w tabeli, walczą o utrzymywanie bliskiego kontaktu z topem. Klopp dalej znajduje się na szczycie, Mourinho jest go bliżej niż był przez ostatnie kilka lat. I to też jest jakiś fenomen w kronikarskiej historii ich rywalizacji.
Natomiast obaj mają w tym sezonie ten sam cel. I jest nim wyprzedzenie człowieka, z którym i Mou, i Klopp stoczyli już wiele wspaniałych bitw. Liderem tabeli po wczorajszej wtopie United pozostaje wszak Pep Guardiola.
Co tylko podkreśla, jak silnie obsadzona i jak wyrównana jest w tym sezonie Premier League.
Fot. Newspix