Reklama

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

Leszek Milewski

Autor:Leszek Milewski

28 stycznia 2021, 16:15 • 6 min czytania 17 komentarzy

Jutro od 18 zatrzyma się ruch na ulicach, przestaną jeździć pociągi, PKS-y – nawet te z Wielunia – a stacje informacyjne będą opowiadać wyłącznie o tym, co tam u Pawła Stolarskiego, a co o Branislava Pindrocha. Wraca Ekstraklasa. W dodatku w umiarkowanie zmienionym kształcie. Ja wiem, że zimowe okienko rządzi się swoimi prawami, jak doświadczony ligowiec nie lubi przesadnej intensywności, ale na dzień przed ligą ruch w interesie umiarkowany.

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

Zacznę od tego, że jestem ciekaw transferu Marko Jankovicia, jak chyba żadnego innego w lidze. Co zaskakuje nawet mnie. Janković, rzecz jasna, jeszcze musi zdać testy medyczne, ale załóżmy roboczo, że nie okaże się mieć zaszytych w kolanie resztek skalpela i nici dentystycznej.

Jestem ciekaw tego transferu, ponieważ to typ zawodnika, który lubię. Ale zarazem on zupełnie mi nie pasuje do wizji Michniewicza.

Wiecie jak jest: podwórko, najlepszy technicznie z czterech okolicznych bloków. Opuszczone getry, wyciągnięta prawie do kolan koszulka Laudrupa. Zagraj mu, on coś wymyśli. Rzuci piłkę tu, tam. Zrobi coś, na co nikt inny by nie wpadł. Jest w tych jego zagraniach element piłkarskiej magii.

Ale z rachunku nowoczesnego futbolu wynika, że nawet jedno, drugie pełne polotu zagranie, na przestrzeni meczu nie przyniesie tyle korzyści, co zawodnik typu „box to box”. Taki, co zagra do przodu może gorzej, ale nadrobi to pracą w defensywie. Wracaniem. Ustawianiem. Nie mówię, że dawaniem z wątroby, ale choćby i rozgarnięciem taktycznym na własnej połowie.

Reklama

Ze wszystkich relacji o Jankoviciu wynika, że mowa o zawodniku trochę jednak archaicznym. Potrafiącym zachwycić kapitalnym zagraniem, ale też najlepszym z piłką przy nodze. A prawda jest taka, że dzisiaj mnóstwo pracy wykonuje się bez piłki. Na to jakiś czas temu zwracał uwagę Papszun mówiąc, że no halo, panie piłkarzu, nawet najlepszy playmaker ma piłkę przy nodze o wiele rzadziej, niż jej nie ma. A wtedy też toczy się mecz. Wtedy też można coś dla drużyny wygrać, przegrać.

Michniewicz doskonale to rozumie. Janković wpadnie w tryby drużyny, która ma ścisły, zdyscyplinowany plan taktyczny. Janković może w Partizanie Belgrad mógł sobie odpuścić defensywę, bo był ulubieńcem trybun, lokalną gwiazdą, wybaczano mu więcej. Michniewicz mu nie wybaczy. Albo się facet dopasuje, albo kariery w Warszawie nie zrobi. Co więcej, Michniewicz to też wymagania fizyczne, a Janković nigdy tytanem siłowni nie był, teraz za nim dwa lata, podczas których złapał może z tysiąc minut na boisku, może nawet nie.

Ale jednak, piłkarsko na pewno umie sporo. I jakby odpalił, mógłby dodać kolorytu całej lidze. Piłkarzy z takim warsztatem za wielu w lidze nie obserwujemy, fajnie by więc było, gdyby ktoś podniósł ten poziom ligowej fantazji.

Znaki zapytania przy tym piłkarzu są spore, jest z drugiej strony casus Kapustki, który też nie jest mistrzem wślizgów, a przed Legią był na aucie dłuższy czas. Ale jednak, historia współpracy Michniewicza z Kapustką jest długa. Wiadomo, że mają wspólny język, a Michniewicz wie jak do Kapustki dotrzeć, jak go optymalnie wykorzystać. Z Jankoviciem historia dopiero się zacznie, jest w punkcie zero.

Na plus powodzenia tej misji to, że nie jest to jakiś szalony gość, włóczykij po klubach, tylko dość spokojny facet. Może spokorniał po Italii, gdzie dość brutalnie się odbił. Lepszego dowodu, że bazowanie na boiskowym bajlando dzisiaj nie wystarczy, nie mógł dostać.

***

Reklama

To okienko jest o tyle trudne w ocenie, że choć jutro zaczynamy granie, tak wszystko wskazuje na to, że ruchów należy spodziewać się jeszcze dość długo. Byłoby idealnie, gdyby kadry były już pozamykane, gotowe. Ale to w naszych warunkach nie działa – z jednej strony polskie kluby często czekają na okazję, na to, że komuś wysypie się opcja numer jeden, dwa, trzy. Z drugiej, okienko otworzyło się późno – niby można wiele wcześniej przygotować. Ale to też jest romantyczna wizja.

Zobaczymy komu szycie na kolanie i rozpoznanie bojem wyjdzie najlepiej. Sam spodziewam się jeszcze jakiegoś mocnego uderzenia ze strony Rakowa. Mają dobry zespół, mają dobrą pozycję wyjściową, by zawalczyć o mistrza. Wiadomo, że to długofalowy, stabilny projekt, ale i w długofalowych, stabilnych projektach taka sytuacja nie jest łatwa do uzyskania. Tu naprawdę w przypadku częstochowian aż się prosi o odrobinę ura bura ciocia Agata, o zastaw się, a postaw się.

W tłumaczeniu: O przynajmniej jednego gracza klasy Iviego Lopeza.

Na przykład jakiegoś kozaka na dziewiątkę. Raków szuka, Raków sonduje – zobaczymy na kim się skończy. Na razie uważam, że to dość dyskretne okienko Rakowa, mierząc go już większymi ambicjami. Wdowiak byłby na nasze warunki hitem, ale jeśli mógłby pomóc już wiosną. Natomiast na lato, gdzie prawdopodobnie Raków będzie się mierzył z tym, z czym mierzy się każdy polski zespół po sukcesie, a więc z wyrwaniem kilku ważnych ogniw – cóż, wtedy Wdowiak nie będzie miał podnosić jakości już mocnej drużyny, tylko pomagał budować ją od nowa.

***

A najbardziej dziwi mnie, i zarazem nie dziwi, cisza w Zagłębiu Lubin.

Chłopaki, macie dobry zespół.

Wy jesteście w czołówce bez napastnika.

Obrońcy wam obskakują czołowe miejsca strzelców, a jednak jesteście tak wysoko.

Zastanawiać się, co by było gdyby dać wam sensowne wzmocnienia ataku, to nic dziwnego – puchary na wyciągnięcie ręki.

Szczególnie, że ponoć za wami rekordowy rok przychodów budżetowych. Z Białka jakaś górka musiała zostać. I przecież za chwilę znowu na kimś zarobicie, na Chodynie lub na Porębie. Te pieniądze już stoją w blokach, latem ktoś kliknie „wyślij przelew”.

Kogoś dobrego potraficie ściągnąć. Lorenco Simić według mnie do końca sezonu ugruntuje pozycję czołowego ligowego stopera.

A tu na razie kolejny obrońca, do tego talent z Legii. Obie kandydatury się bronią, ale Zagłębie przy mobilizacji naprawdę mogłoby powalczyć o coś więcej.

***

W żaden szerszy sposób nie odniosę się do dzisiejszej konferencji Paulo Sousy, choć krąży ona po stronach głównych, przejmując horyzont.

Chętnie chłopa pochwalę, bo będzie to oznaczało sukces reprezentacji. Ale chwalić za zdjęcie z Lewandowskim, za skrojony na miarę garnitur i parę słów – no, nie przesadzajmy. Takiego trenera, który dałby radę na tym etapie wypaść źle, to jednak ze świecą szukać. Obserwujemy tradycyjny, rytualny wręcz taniec powitalny. Dużo z tego dymu, ale nic, co miałoby jakiekolwiek ważkie skutki. Sousa sobie z tym szumem radzi dobrze, ale nie w tym ma sobie radzić dobrze. Jeśli wyniki nie będą zgodne z oczekiwaniami, najlepszy garnitur nie wystarczy.

Jakbym miał strzelać, to według mnie Sousa mocno postawi na Szczęsnego. Tyle z ciekawych spraw.

A między wierszami widać, że sporo na zapleczu PZPN rozmawiało się o wizerunku kadry jako takiej. O jej PR-ze. Sousa apelował, mówił o tym, że to musi być drużyna wszystkich Polaków, prawie puścił w tle „Bo wszyscy Polacy to jedna rodzina”. Ale jak zawsze, to nigdy nie bierze się z chciejstwa, z apeli, tylko z wyników, stylu gry.

O Krzysztofie Ratajskim stało się głośno nie dlatego, że udzielił ciekawego wywiadu „Plejadzie”, tylko dlatego, że zrobił wynik.

Skoki są napędzane rokrocznie przynajmniej dobrymi – a zwykle świetnymi – wynikami skoczków.

Ręczna bez wyników straciła zainteresowanie szerszego gremium, choć pozostało uśpione i dobry wynik od razu przywrócił sporo dobrych emocji, nie mówiąc o publice.

W sporcie troska o wizerunek może pomóc, ale raczej: podkręcić dobry wynik. Sama nigdzie nie doprowadzi.

Wciąż możemy więc ograniczyć się do życzeń, by było co podkręcać, bo tego wszyscy chcemy.

Leszek Milewski

Ekstraklasa. Historia polskiej piłki. Lubię pójść na mecz B-klasy.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Szokujące słowa piłkarza. „Chciałem tylko doznać kontuzji”

Patryk Stec
1
Szokujące słowa piłkarza. „Chciałem tylko doznać kontuzji”

Komentarze

17 komentarzy

Loading...